Premiera G4 pokazała, że LG ma kompleks Samsunga. Całkiem niepotrzebnie
Najnowszy flagowiec LG zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Jednak po wczorajszej premierze mam jeszcze jedną refleksję. Otóż wydaje mi się, że LG stara się zrobić absolutnie wszystko, by pokazać, jak bardzo różni się od Samsunga, swojego rywala zza miedzy.
Jestem przekonany, że jeżeli oglądaliście transmisję z wczorajszej konferencji, także to zauważyliście. Gdy na scenie pojawił się przedstawiciel LG na Wielką Brytanię, zaczął on swoje wystąpienie od tego, że wszyscy robią teraz smartfony ze szkła i metalu, zaś LG nie chce podążać wydeptaną ścieżką i zrobić coś zupełnie nowego. Następnie dowiedzieliśmy się, że niegdyś każdy smartfon był unikalny i miał swój charakter. Z kolei teraz każdy wygląda praktycznie tak samo.
Ilustracją tej wypowiedzi było porównanie szkiców dwóch urządzeń, z których jedno niezwykle bardzo przypominało najnowszego iPhone’a, zaś drugie Samsunga Galaxy S6. Zwrócono tu uwagę na umiejscowienie głośnika oraz zaprezentowanie frontu urządzeń w ten sposób, by oba sprzęty wydawały się praktycznie identyczne. Była to nie do końca uczciwa zagrywka, ponieważ w rzeczywistości oba urządzenia znacznie różnią się od siebie, a na szkicach stworzonych przez LG wyglądały jakby wyszły spod ręki jednego projektanta.
Oczywiście podczas prezentacji wspomniano też o tym, że sam fakt wygięcia wyświetlacza nic nie daje i najważniejsze jest to, jak wpływa on na komfort używania smartfonu. Jest to oczywisty kuksaniec wymierzony w stronę Samsunga Galaxy S6 Edge, który ma wygięty ekran, choć tak naprawdę nikt nie wie, czy jest to uzasadnione innymi względami niż estetyczne. I faktycznie, wspomniane wygięcie u LG ma znacznie więcej sensu, bo przekłada się na komfort trzymania urządzenia oraz jego wytrzymałość przy ewentualnym upadku.
Mimo to uważam, że Koreańczycy powinni oszczędzić sobie i swoim fanom drobnych uszczypliwości względem firmy, która jest uważana za jej głównego rywala.
W ten sposób LG pokazuje, że ma kompleks Samsunga i próbuje na siłę pokazać, że ich produkty są lepsze. Jest to jakaś strategia, ale sam wychodzę z założenia, że dobre produkty bronią się same, a ich sprzedaż można zwiększyć za pomocą tradycyjnych działań marketingowych. Takie obrzucanie się błotem w piaskownicy nie ma najmniejszego sensu, ponieważ trafia do bardzo małej grupy odbiorców, czyli dziennikarzy, blogerów oraz innych influencerów. W dodatku wspomniane osoby mogą się poczuć zniesmaczone taką formą prezentacji i zamiast na sucho, bez emocji przekazać słowa LG, mogą przedstawić swoją opinię na ten temat. Dokładnie tak, jak ja to robię teraz.
W dodatku podejrzewam, że LG jest w naprawdę dobrej sytuacji, ponieważ Google będzie uparcie szukać perspektywicznych partnerów, którzy nie tylko będą wydawać urządzenia z Androidem, ale też reklamować ekosystem Google'a. To się zresztą już dzieje. Firma z Mountain View musi być nieco zaskoczona tym, że coraz więcej firm decyduje się na preinstalowanie aplikacji Microsoftu na swoich urządzeniach i tym samym nieco oddala się od twórców Androida. Stąd też plotki o tym, że następnego Nexusa może zrobić Huawei lub Xiaomi i stąd też dodatkowe 100 GB na dwa lata na dysku Google dla wszystkich posiadacz LG G4. Nie zdziwiłbym się, gdyby Google zaczął po cichu promować najnowszy smartfon LG i to tylko po to, żeby odwrócić uwagę od skażonej ręką Microsoftu konkurencji.
Dlatego LG powinno cieszyć się tym poparciem, jeszcze bardziej dopracowywać swoje produkty i postawić na tradycyjne działania marketingowe. Nie powinno przy tym tak otwarcie zaczepiać swojego konkurenta, bo tym samym uświadamia nam, że tak naprawdę samo chciałoby być na miejscu Samsunga, ale jako że jeszcze przez jakiś czas to nie będzie możliwe, najzwyczajniej w świecie mu zazdrości.