Perfekcja nie musi być nudna. Samsung Galaxy S6 Edge - recenzja Spider’s Web
Bez dwóch zdań - Galaxy S6 jest modelem przełomowym, przynajmniej jeśli chodzi o Samsunga, a do tego jednym z najlepszych telefonów, które można obecnie kupić. Ma praktycznie tylko jedna wadę - jest… normalny. Wszystko, czym możemy się w nim zachwycać, znajdziemy w tej czy innej formie w innych smartfonach. Tego samego nie można powiedzieć o Galaxy S6 Edge.
Prawdziwa w jego przypadku pozostaje oczywiście pierwsza część opisu. Bazując w dużej mierze na Galaxy S6 nie dało się po prostu stworzyć złego urządzenia. Zamiast więc zadawać pytanie, czy Samsung Galaxy S6 Edge jest dobrym telefonem, o wiele bardziej na miejscu jest pytanie o to, czy zakrzywiony z dwóch stron ekran jest wart dopłaty kilkuset złotych.
Dopłaty do i tak już niesamowicie wysokiej ceny.
Specyfikacja
- Wymiary: 142,1 x 70,1 x 7 mm
- Masa: 132 g
- Wyświetlacz: Super AMOLED 5,1", 1440x2560 pikseli, Corning Gorilla Glass 4, zakrzywiony przy dłuższych krawędziach
- Procesor: Exynos 7420 (4 rdzenie Cortex A53 1,5 GHz, 4 rdzenie Cortex A57 2,1 GHz)
- RAM: 3 GB
- Pamięć wewnętrzna: 32 GB (dostępne ocpje 64 GB i 128 GB)
- Aparat: 16 MPX, optyczna stabilizacja obrazu, AF, doświetlenie LED
- Aparat przedni: 5 MPX
- WiFi: 802.11 a/b/g/n/ac, dwuzakresowe
- Bluetooth: 4.1 LE z apt-X
- GPS: tak, z aGPS, GLONASSm Beidou
- LTE: tak
- NFC: tak
- USB: 2.0, MHL
- Czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas, barometr, tętna, SpO2
- System operacyjny: Android 5.0 z nakładką Samsunga
- Akumulator: niewymienny, 2600 mAh, szybkie ładowanie (10 minut ładowania, 4 godziny pracy), ładowanie bezprzewodowe
Testowany model (SM-G925F 32 GB) w momencie pisania recenzji kosztował w sklepach około 3599 zł.
Zestaw
Niestety, nawet pomimo wysokiej ceny zakupu, wewnątrz opakowania z telefonem nie odnajdziemy zbyt wiele. Ci, którzy załapią się na przedsprzedażową promocję otrzymają wprawdzie ładowarkę indykcyjną, ale pozostałym pozostanie „cieszyć się” z kompletu dousznych słuchawek, ładowarki, kabla USB, kilku papierków i narzędzia do otwierania tacki na kartę SIM.
Szkoda, przy co najmniej 3600 zł wydanych na cały zestaw, można byłoby się pokusić o dodanie jakiegokolwiek ponadstandardowego gadżetu. Pokrowiec? Prosta stacja dokująca? Cokolwiek.
Wygląd i obudowa
Może to jednak dobrze, że zestaw jest tak skromny, bo dzięki temu szybciej możemy zacząć naszą przygodę z telefonem. A naprawdę warto.
O tym, że smartfon z ekranem o przekątnej 5,1” jest duży, nie trzeba nawet wspominać. Przy wymiarach 142,1x70,1 trudno uznać Galaxy S6 Edge za urządzenie kompaktowe, choć Samsung próbował zrobić wszystko, aby jego najciekawszy do tej pory produkt w tym roku specjalnie nie ciążył nikomu w dłoni.
W związku z tym Edge ma grubość zaledwie 7 mm, choć ze względu na specyficzna konstrukcję wydaje się jeszcze cieńszy, a do tego ma masę, którą można uznać za prawie że idealną. 132 g - dokładnie 40 g mniej niż iPhone 6 Plus z ekranem o 0,3” większym i o zaledwie 3 g cięższy, niż iPhone 6 z wyświetlaczem mniejszym o 0,4”. Tym razem nie można użyć argumentu, że przecież jeden telefon jest „plastikowy”, a drugi wykonany z zupełnie innych materiałów.
Dlaczego masa jest tutaj tak ważna? Głównie ze względu na fakt, że dobrano ją doskonale do gabarytów urządzenia. Nie ma ani wrażenia, że trzymamy w ręce telefon bez akumulatora (co zdarza się w niektórych przypadkach), ani też, że wyciągnęliśmy właśnie z pudełka wielką, nieporęczną cegłę.
Dodajmy do tego jeszcze świetne wyważenie i już na tym poziomie Galaxy S6 Edge zyskuje ogromnego plusa.
Kolejny należy mu się za coś, o czym wspomniano już wcześniej - zastosowane materiały. Może to być nudne, ale trzeba to powtórzyć - aż trudno uwierzyć, że to Samsung, szczególnie mając w pamięci poprzednią, bardzo dobrą, ale jednak nie doskonałą, generację Galaxy.
Zniknęły tu praktycznie wszystkie tworzywa sztuczne. Zastąpiły ją materiały, których od lat domagali się użytkownicy (i krytycy) sprzętów Samsunga z tej kategorii - metal oraz szkło. Przy czym to ostatnie występuje w praktycznie dowolnych ilościach.
Pokryty jest nim nie tylko prawie cały przód (z wyjątkiem przycisku centralnego), ale i cały tył (z wyjątkiem aparatu). Co ciekawe, choć mogłoby się wydawać, że pokrywa akumulatora jest idealnie płaska, w rzeczywistości tak nie jest. Szkło ochronne delikatnie, niemal niewyczuwalnie, a już na pewno niezauważalnie, zagięto przy krawędziach.
Tym samym, choć trudno o tym pomyśleć na pierwszy rzut oka, możemy tu mówić o przynajmniej szczątkowym wyprofilowaniu obudowy z myślą o naszych dłoniach. Jest to o tyle istotne, że metalowa ramka, na odcinkach, gdzie ekran „spływa” na krawędź, również jest… szczątkowa. I niestety nie jest to taka dobra wiadomość.
Łatwo się domyślić, co daje bardzo cienka, metalowa ramka - nieznaczne, ale jednak towarzyszące stale uczucie dyskomfortu, spowodowanego naciskaniem wnętrzem dłoni na coś po prostu ostrego (lub może bardziej „ostrawego”). Nie rozetniemy sobie tą ramką ręki, ale jest to dokładnie to samo uczucie co w przypadku Note Edge'a. Tyle, że z obydwu stron.
I owszem, po kilku dniach człowiek przyzwyczaja się do tego uczucia i przestaje mu ono faktycznie przeszkadzać, ale i tak pozostaje pytanie, czy nie dało się tego rozwiązać w inny sposób.
Zresztą nie tylko ten fragment ramki jest nieco ostrzejszy niż powinien. Również jego szersze części znajdujące się na górze i na dole telefonu wystają nieco ponad ekran i przy przeciągnięciu ze środka ekranu dają się wyczuć. Na szczęście przy normalnym użytkowaniu trudno jest doprowadzić do takiej sytuacji - mało kto wykonuje gesty w górę w taki sposób, że „wylatuje” palcem poza górną krawędź. Z dołu natomiast chroni nas przycisk Home, na którym wcześniej zatrzyma się nasz palec.
Mało kto jednak będzie się zajmował od razu analizą każdego z elementów Edge'a, kiedy przed sobą będzie miał tak niesamowity wyświetlacz. To nie przesada - nawet wyłączony jest fascynujący, a kiedy go uruchomimy, możemy mieć problemy z uwierzeniem, że to nie prototyp i telefon z przyszłości, a coś, co niemal każdy może kupić w pierwszym lepszym sklepie z telefonami.
Ekran wygięto bowiem nie z jednej strony, a bardziej elegancko i symetrycznie - z dwóch. W stosunku do Note Edge'a cała krzywizna jest też zdecydowanie łagodniejsza i mniej wyraźnie odcina się od głównej części wyświetlacza. Nie bez powodu - w tym przypadku nie jest to dodatek do ekranu, a po prostu cały ekran, wyświetlając na wszystkich trzech fragmentach jedną treść, stanowi spójną całość.
I tutaj, przed oddzielnym opisem ekranu, warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Przede wszystkim taki wygięty wyświetlacz jest łatwiejszy do opanowania, niż mogłoby się wydawać na początku. Nie trzeba godzinami siedzieć i myśleć, w jaki sposób go obsłużyć i wykorzystać. Po prostu bierzemy telefon do ręki i działamy - to tyle.
Po drugie robi wrażenie o wiele większe, niż można byłoby zakładać. Nie ma tu (przynajmniej „na wierzchu”) dodatkowych funkcji jak w Note Edge'u, ale mimo to, po dwóch tygodniach testów, muszę przyznać, że… to nawet lepiej, przynajmniej z perspektywy klienta, który nie chce się wszystkiego uczyć na nowo. Otrzymuje natomiast wrażenia wizualne, których nie zapewni mu żaden, absolutnie żaden telefon na rynku. Nawet, jeśli to wszystko to tylko gadżet.
Trudno przy tym jednoznacznie ocenić, czy ramki po lewej i prawej stronie ekranu są grube, czy też nie. Z jednej strony nie są ultra-cienki, ale z drugiej, większość telefonów ma w tym miejscu boczną ściankę, a nie ekran. Można więc powiedzieć wręcz, że… w ogóle ich nie ma.
Oczywiście Galaxy S6 Edge pod wieloma względami to zwykły telefon. Nie mogło wiec zabraknąć takich elementów jak (bardzo wygodne) przyciski regulacji głośności (metalowe, po lewej stronie), zasilania (metalowy, po prawej stronie), dwa mikrofony (jeden na górze i drugi na dole), tacki na kartę SIM (na górze), wejścia słuchawkowego oraz głośnika (na dole) czy gniazda micro USB (również na dole).
Z tyłu natomiast znalazło się miejsce dla wyraźnie wystającej kamery, diody doświetlającej oraz… czujnika tętna, który może np. sprawdzić nasze tętno spoczynkowe, tętno po ćwiczeniach, czy poziom stresu. Niestety nie zdążyłem dokonać pomiaru tego ostatniego po tym, jak testowy S6 prawie upadł mi na podłogę z twardych kafli. A może pobiłbym jakiś rekord.
Czego zabrakło? Dwóch bardzo istotnych cech, które odróżniały modele z serii Galaxy nie tylko od wielu innych urządzeń z Androidem, ale też np. od iPhone’a. Wejścia na kartę pamięci oraz wymiennego akumulatora. W przypadku Galaxy S6 Edge nie wymienimy ani jednego, ani drugiego, tym samym godząc się z tym, co oferuje nam na początku producent. Cóż, taka jest najwyraźniej cena za nową jakość Samsunga, a przy okazji pomysł Samsunga, jak zarobić trochę więcej na sprzęcie.
Trudno jednak ukrywać, że wizualnie Galaxy S6 Edge wygląda po prostu świetnie.
Z jednej strony nie jest ani tak konserwatywny (i jednocześnie nudny) jak jego „płaski” odpowiednik, natomiast z drugiej nie wygląda aż tak dziwacznie jak Note Edge. Stoi gdzieś pomiędzy i tak prawdopodobnie miało być od samego początku.
Właściwie jedyne, co można w kwestii projektu zarzucić Edge'owi, pomijając te nieszczęsne krawędzie, to to, że tył przejęty żywcem z S6, który po prostu umiarkowanie pasuje do zakrzywionego ekranu. Z jednej strony mamy pięknie spływający na boki ekran, a z drugiej… prawie płaski jak stół tył. Trochę się to gryzie, choć może to być po prostu kwestia gustu.
Jakość wykonania
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek napisał coś podobnego o jakimkolwiek produkcie Samsunga, ale tutaj po prostu nie da się napisać nic innego. Pod względem jakościowym jest to produkt kompletny, skończony.
Każdy najmniejszy otwór i niezbędna ze względów konstrukcyjnych szparka jest idealnie równa. Każdy element obudowy jest spasowany idealnie. Liczba elementów ruchomych jest minimalna, ale i tak odpowiednio się do ich wykonania przyłożono. Nawet wszystkie przyciski osadzone są niezwykle solidnie i ruszają się tylko w tym kierunku, w którym powinien się ruszać przycisk.
Zsumujmy to z naprawdę świetnymi materiałami wykończeniowymi i co otrzymujemy? Telefon, który w końcu można określić mianem urządzenia z najwyższej półki. Nie wysokiej, bardzo wysokiej, ale tej najwyższej, do tej pory zarezerwowanej raczej dla sprzętów Apple, czy niektórych modeli HTC.
Gdyby nie to, jak nośna jest marka Samsunga i samej serii Galaxy (szczególnie S), spokojnie można byłoby dla S6 czy S6 Edge'a stworzyć zupełnie oddzielną markę. Bo to, co oferuje pod względem jakości wykonania każdy z nich, to coś zupełnie odmiennego od tego, do czego ten producent przyzwyczajał nas przez lata.
Coś wielokrotnie lepszego. Coś z… innej galaktyki.
Bez odpowiedzi pozostaje jak na razie pytanie o to, jak długo przetrwa w nienaruszonym stanie szklany Galaxy S. W trakcie testów, choć był użytkowany w różnych warunkach, raczej nieszczególnie porysował się czy poobijał i odsyłany był właściwie jak nowy.
Trudno jednak uwierzyć w to, że tyle szkła, nawet nie wiadomo w jaki kosmiczny sposób chronionego, nie „złapie" z czasem kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu rys. Nie mówiąc już o tym, co się stanie, kiedy telefon upadnie na ziemię.
Ekran
Tutaj już na samym początku można napisać jedno. Nawet gdyby ten ekran nie byłby zakrzywiony, prawdopodobnie i tak spokojnie można byłoby go określić mianem najlepszego na rynku.
Nie jest przesadnie wielki (choć 5,1” to i tak niemało), więc jego obsługę pod tym względem można określić jako „mniej więcej w porządku”. Udało się przy tym zmieścić na nim od groma pikseli, a dokładnie 1440x2560. Można oczywiście twierdzić, że to przesada i że tyle jest niepotrzebne, ale z pewnością każdy, kto choć raz zobaczy ekran Edge'a, przestanie powtarzać takie teorie.
Niezależnie bowiem jak patrzeć na ten wyświetlacz, jest on po prostu fenomenalny. Idealnie ostry, nawet przy największych powiększeniach treści (o ile one same dostępne są w odpowiedniej rozdzielczości), świetnie czytelny nawet przy intensywnym oświetleniu, perfekcyjnie czuły na dotyk, szybki i pięknie prezentujący kolory. Dla tych, którym domyślne ustawienia kolorystyczne nie przypadną do gustu, jest oczywiście opcja ich zmiany w zależności od potrzeb.
Gdyby jednak to było wszystkim, co oferuje Edge, nie byłoby żadnego powodu, żeby istniał. A jednak istnieje i bardzo byłoby szkoda, gdyby było inaczej.
Zakrzywiony z dwóch stron ekran to bowiem coś, co potrafi człowieka naprawdę oczarować, a być może nawet uzależnić, nadając systemowi oraz treściom, które przecież dobrze znamy, zupełnie nowy wymiar. Nie ma tu wprawdzie żadnych prób udawania trójwymiaru, ale nawet nie jest to potrzebne. Wystarczy trochę obrócić telefon i zobaczyć, że obraz przy krawędziach nie staje się dla nas nagle niewidoczny, a… jeszcze lepiej widoczny.
Naprawdę trudno jest opisać to wrażenie tak, aby opis właściwie przemówił do każdego. Jednym z najlepszych opisów, jaki usłyszałem od osoby, której pokazywałem Edge'a jest to, według którego obraz wygląda jak… doskonała naklejka. To właśnie w takim przypadku istotne staje się to, pod jakimi kątami obraz jest widoczny bez najmniejszych zniekształceń i blaknięcia kolorów.
To zadanie udało się Samsungowi praktycznie idealnie. Jakkolwiek byśmy nie eksperymentowali z ułożeniem telefonu, zachwycając się obrazem, ten cały czas pozostanie doskonały. Malutkim wyjątkiem jest sytuacja, kiedy patrzymy na niego idealnie z boku - radość zakłóca wtedy dość mocno widoczne boczne podświetlenie (choć zdjęcie poniżej zdecydowanie przejaskrawia całą sytuację).
Technicznie jest więc świetnie, ale pojawiają się dwa pytania. Po pierwsze, czy ten zakrzywiony ekran cokolwiek w ogóle daje. A po drugie, czy przypadkiem nie przeszkadza i nie sprawia, że obszar roboczy wydaje się mniejszy, treści mniej czytelne, a użytkowanie trudniejsze.
Odpowiedź na to pierwsze pytanie jest dość skomplikowana. Tak, to gadżet. Tak, spokojnie można bez niego żyć. Tak, brakuje w nim (pozornie) funkcji z Note Edge'a. Ale to nie oznacza, że nie jest w stanie zaoferować nic. Przede wszystkim wszystkie gesty i akcje realizowane z wykorzystaniem krawędzi urządzenia, a także towarzyszące im animacje wydają się bardziej naturalne i bardziej logiczne.
Owszem, być może przez lata przyzwyczailiśmy się do tego, że „za krawędzią coś jest” i wystarczy przesunąć palcem od niej w kierunku ekranu, aby wywołać np. dodatkowe menu, ale wcale nie musiało to być dla wszystkich aż tak oczywiste. Sprawiało wręcz wrażenie pomysłu odrobinę na siłę.
Tu jest inaczej - trochę tak, jakby treści, które rozwijamy z boku były ukryte za ekranem i po prostu wyciągamy je na wierzch. Już same animacje tego wysuwania, praktycznie takie same jak na zwykłych telefonach, tutaj wyglądają… naturalniej. Wiadomo, skąd się biorą te elementy wskakujące na ekran. Nie wspominając już o tym, że te krawędzie aż kuszą, żeby palcem sprawdzić co kryje się za nimi.
Jest jeszcze inna rzecz związana z zakrzywionym ekranem. Choć nie jest on przesadnie większy, wydaje się wyświetlać więcej treści, niż na wyświetlaczach o podobnym rozmiarze. Nie jest to oczywiście prawda (choć i nie wyświetla tych treści mniej, a nawet jeśli, to niezauważalnie mniej), ale nawet najzwyklejsza strona w Internecie zdaje się zyskiwać nowy wymiar, nie wspominając już o zdjęciach czy filmach.
Imponujące. Imponujący powiew świeżości, w natłoku produktów do bólu dobrych i… nudnych.
Jest zresztą kilka ciekawych dodatków, na które zdecydował się Samsung oprócz samego wygięcia. Poza standardowym dzieleniem ekranu pomiędzy kilka aplikacji czy Smart Stay, mamy tu chociażby „zakładkę” Peoples Edge, którą wysuwamy z prawej bocznej krawędzi, aby uzyskać szybki dostęp do najważniejszych kontaktów.
Na szczęście to nie wszystko. Przeniesiono tu bowiem właściwie wszystkie aplikacje boczne z Edge'a (z wyjątkiem gier), choć dostęp do nich jest dość specyficzny. Funkcjonują one bowiem jedynie na wygaszonym wyświetlaczu (więc w czerni i bieli), po wykonaniu dość specyficznego gestu na krawędzi.
Czy ktoś faktycznie będzie z tego korzystał? Nie wiem. Grunt, że Samsung aż tak wyraźnie nie rozdzielił oprogramowania dodatkowego dla serii S i Note i może z tego wyjść coś ciekawego w przyszłości.
Zabrakło właściwie tylko jednego z Note Edge'a (poza „stałym” bocznym panelem) - to dodatkowe przyciski funkcyjne z wybranych aplikacji, które pozwalały oczyścić główny ekran. Tutaj takich dodatków nie uświadczymy, wszystko po prostu rozciąga się na zakrzywionym wyświetlaczu tak, jak na klasycznym.
Mamy więc gadżet, ale za to gadżet, który potrafi naprawdę zmienić w odbiorze treści. Czy ma jakieś wady? Te najbardziej oczywiste nie są na szczęście bolączką Edge’a. Chyba ani razu nie udało mi się w trakcie testów przypadkiem wcisnąć czegokolwiek wewnętrzną częścią dłoni, a nie starałem się w jakikolwiek specjalny sposób trzymać telefonu.
Zakrzywiony ekran nie ma też większego wpływu na czytelność tekstu. Krzywizna jest tu bowiem o wiele łagodniejsza od tej w Note Edge'u i pod odpowiednim kątem praktycznie w ogóle jej nie zauważamy. Minimalna, właściwie niedostrzegalna deformacja czcionek nie wpływa w żaden sposób na przyjemność płynącą z czytania. Dodatkowo, mało która aplikacja czy strona prezentuje treści od krawędzi do krawędzi. Większość i tak zostawia w tych miejscach białe pola i Samsung musiał o tym doskonale wiedzieć.
Podobnie jest z obsługą aplikacji, gier czy nawet klawiatury. Przeważnie nie zwracamy nawet uwagi na to, że ekran nie jest idealnie płaski i obsługujemy wszystko dokładnie tak samo. Owszem, czasem jakaś pechowo zaprojektowana ikonka wypadnie akurat na szczycie załamania i wtedy naciska się ją dość dziwnie, ale nie wpływa to w żaden sposób na wygodę.
Jedynie w niektórych grach, gdzie trzeba naprawdę szybko klikać na całym ekranie i niektóre punkty kliknięć wypadają na krawędziach, możemy mieć pewien problem. W pozostałych sytuacjach raczej nie powinien powodować jakichkolwiek utrudnień.
Nieco inaczej ma się sytuacja ze zdjęciami i filmami. Z jednej strony, zarówno jedne i drugie treści wyglądają genialnie - jak doskonałe naklejki, tylko interaktywne. Niestety pod niektórymi kątami, przy przesuwaniu np. fotografii, zaczynają się pojawiać dość wyraźne zniekształcenia. Nawet pomimo tego, że to wygięcie nie jest przecież wcale takie duże. Ewidentnie widać, jak obraz „zawija się” na krawędziach.
Przy statycznym przyglądaniu się jest ok, ale właśnie przy przesuwaniu - choć wygląda to efektownie - potrafi to czasem drażnić.
W efekcie otrzymujemy więc dodatek, który - choć nie jest pozbawiony wad - potrafi do siebie naprawdę przekonać. Potrafi odświeżyć i ożywić to, co wydawało nam się absolutnym standardem i czymś, z czym trzeba się po prostu pogodzić. Samsung jednak poszedł o krok dalej i zdecydowanie można się w tym ekranie zakochać.
Przyciski i skaner linii papilarnych
Nie każdy element Galaxy S6 Edge jest jednak rewolucją. Czasem mamy do czynienia po prostu z ewolucją i to wyczekiwaną od dawna, jak chociażby w przypadku czytnika linii papilarnych.
Nie można oczywiście powiedzieć, że ten w poprzednich modelach nie działał. Działał, ale był zupełnie nieprzystosowany do umieszczenia go w smartfonach. Trzymaj jedną ręką wielki telefon i jednocześnie próbuj przeciągnąć palec po czytniku. To zdecydowanie zły pomysł.
Teraz jest zdecydowanie lepiej. Po dość długim procesie pobierania naszego odcisku palca, wystarczy go teraz przyłożyć do przycisku, aby usunąć blokadę. Proste, wygodne, przyjemne, a przy tym bardzo precyzyjne. Wybrany palec możemy ułożyć pod niemal dowolnym kątem i bardzo, bardzo rzadko zostanie on niepoprawnie odczytany. Sama reakcja skanera również jest błyskawiczna.
W końcu.
Wygoda użytkowania
Spory telefon, z dość ostrymi krawędziami - czy to może być wygodne w użytkowaniu? Okazuje się, że tak. Głównie dzięki wspomnianemu już wcześniej bardzo dobremu wyważeniu, odpowiednio dobranej masie oraz niewielkiej grubości.
Wymiarów zewnętrznych oczywiście nie oszukamy i nie do każdego schowka czy kieszeni nowy Galaxy S się zmieści, ale w dzisiejszych czasach trudno jest uznać to tak naprawdę za wadę. Tym bardziej, że nie jest on gigantem na miarę Nexusa 6, a i kształt ekranu idealnie… pasuje do spodni. O ile oczywiście włożymy go w odpowiednią stronę.
Z czasem można się przyzwyczaić nawet do tych krawędzi, a i obsługa zakrzywionego ekranu od samego początku nie powinna sprawiać nikomu problemów, niezależnie od tego, czy robimy to w pionie czy w poziomie.
Można tylko przyczepić się do śliskiej, szklanej pokrywy akumulatora, która czasem lubi niebezpiecznie ślizgać się w dłoniach. Tylko czy właśnie czegoś takiego nie chcieliśmy, zamiast pewnej, ale „mało prestiżowej” gumy czy plastiku?
Pod tym względem Galaxy S6 Edge jest więc niemal taki sam, jak każdy inny telefon o tych wymiarach. Bardzo dobry lub nawet świetny, o ile oczywiście nie boimy się ekranów o takiej przekątnej.
Choć, kto w dzisiejszych czasach ma takie obawy?
Wydajność, pamięć i kultura pracy
3 GB RAM, Exynos 7420 (cztery rdzenie po 1,5 GHz i cztery po 2,1 GHz), a do tego Mali-T760 od razu sugerują, że mamy do czynienia ze sprzętem ponadprzeciętnie wydajnym. I tak jest zresztą w rzeczywistości.
Bardzo trudno jest odnaleźć cokolwiek, co byłoby w stanie chociaż na chwilę zatrzymać nowego Samsunga. Czy to instalacje aplikacji, czy uruchamianie najbardziej wydajnych tytułów, czy intensywna praca wielozadaniowa - wszystko działa absolutnie płynnie i bez najmniejszych spowolnień.
Mikroskopijna czkawka pojawia się jedynie (bardzo sporadycznie) przy korzystaniu np. z dwóch aplikacji jednocześnie na jednym ekranie, choć i tak dzieje się to przeważnie tylko przy wywoływaniu drugiej, a nie już przy samym użytkowaniu.
Jednocześnie, pomimo takiego zapasu mocy, telefon nie nagrzewa się przesadnie, pozostając przyjemnie chłody przez zdecydowanie większą część czasu użytkowania.
Zła wiadomość dotyczy niestety pamięci dostępnej dla użytkownika. W podstawowej wersji jest jej wprawdzie około 32 GB (czyli około 23-24 GB dla użytkownika), ale nie mamy nawet najmniejszej szansy, aby ją w jakikolwiek klasyczny sposób rozszerzyć. Pozostaje nam ostrożna kalkulacja co możemy, a czego nie możemy przechowywać na telefonie, albo po prostu chmura.
System
Touch Wiz brzydki, Touch Wiz zły? Niekoniecznie. Trzeba przyznać, że odchudzona, oparta na Androidzie 5.0 wersja jest całkiem przyjemna dla oka, a do tego na tyle „odśmiecona”, na ile to tylko możliwe. I choć proces tego oczyszczania trwa już od dawna, chyba dopiero teraz dotarł on do punktu, w którym wszyscy powinni być zadowoleni.
Przede wszystkim liczbę dodatkowych aplikacji ograniczono do absolutnego minimum i dodatków od Samsunga jest chyba nawet mniej niż tych od Google’a. Dodano wprawdzie kilka „obowiązkowych” aplikacji, takich jak np. Facebook (którego nie da się usunąć, a tylko wyłączyć) czy Smart Menedżer albo S Health, ale nie są to ilości, które mogłyby przytłoczyć, albo przerażać.
Co najśmieszniejsze, z większości tych dodatkowych aplikacji i tak będziemy pewnie korzystać. Nawet jeśli nie codziennie, to przynajmniej raz na jakiś czas. Mówiąc wprost, nie znalazłem ani jednego programu, który zainstalowano domyślnie, a którego naprawdę chciałbym się pozbyć. A jeśli już taki znalazłem, mogłem go bez problemu wyrzucić.
Poza ograniczeniem dodatków systemowych umożliwiono także zmianę motywu graficznego całego systemu w dość dużym zakresie. Domyślnie do wyboru mamy trzy kompozycje (z czego jedną różową), ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby uzupełnić niedobory ofertą sklepu. To samo zresztą tyczy się aplikacji Samsunga - jeśli czegoś nam brakuje, możemy to bez problemu pobrać.
Czyli tak, jak powinno być od samego początku.
Głośniki i rozmowy
Pojedyncza maskownica głośnika nie zwiastuje niczego dobrego. Na szczęście to tylko tylko zły znak, dla czegoś naprawdę dobrego.
Zarówno bowiem jeśli chodzi o głośność, jak i jakość dźwięku dochodzącego z urządzenia, to stoją one na bardzo wysokim poziomie. I to i w czasie rozmowy telefonicznej, i w czasie słuchania muzyki czy oglądania filmów.
W kwestii rozmów nie jest to może Passport, a w kwestii muzyki Nexus 6, ale i tak trudno się do czegokolwiek przyczepić.
Aparat
Bardzo dobre parametry aparatu, oczyszczona z niepotrzebnych dodatków, a przy tym wciąż oferująca bardzo dużo aplikacja i kilka sprytnych sztuczek. Nie trzeba mówić wiele - kto lubi robić zdjęcia telefonem, polubi i Galaxy S6 Edge.
Już na samym starcie można się pozytywnie zdziwić prędkością obsługi i działania tego elementu. Szybkie, dwukrotne kliknięcie przycisku „Home” (nawet na zablokowanym ekranie) i już jesteśmy w aparacie, który absolutnie natychmiast gotowy jest do działania. Zero opóźnienia - klikamy jeszcze raz i już mamy zdjęcie.
Interfejs samej aplikacji jest z pozoru banalnie prosty. Kilka efektów „na żywo”, kilka prostych ustawień i wirtualny spust migawki (można korzystać także z fizycznych przycisków głośności). Nikt się w tym raczej nie zagubi.
Dopiero wejście do kolejnych menu ujawnia, że Samsung wcale nie zrezygnował z kilku „bajerów”, a jedynie ukrył je tak, żeby nie zawracać głowy amatorom trybu auto. Panoramy, zdjęcia pseudo-3D, dziesiątki manualnych ustawień - to wszystko znajdziemy, jeśli chcemy i wiemy gdzie szukać.
UWAGA: Zdjęcia w pełnej rozdzielczości, około 6 MB lub więcej!
Najważniejsza jest jednak jakość zdjęć, a ta stoi na naprawdę bardzo, bardzo wysokim poziomie, niezależnie od tego, czy wykonujemy je w dzień czy w nocy. Stabilizacja obrazu i świetne algorytmy odszumiające sprawiają, że efekt końcowy jest często wielokrotnie lepszy od tego, co serwuje nam początkowo ekran podglądu.
W ciągu dnia i przy nieco gorszym oświetleniu można wręcz powiedzieć, że zdjęcia są świetne i nikt nie będzie szukał swojego aparatu. Ogromna liczba detali, nawet przy większych powiększeniach, błyskawiczne ostrzenie, atrakcyjne, choć nieprzesadzone kolory, a do tego stabilizacja i wszystkie cyfrowe gadżety, które sprawiają, że nasze fotografie są lepsze, niż powinny w teorii być.
Wieczorem, w pomieszczeniach, czy nawet nocą również nie można narzekać. Nawet tam, gdzie ledwo co widać gołym okiem, Galaxy S6 Edge potrafi wychwycić naprawdę sporo, choć oczywiście trudno porównywać go do lustrzanki z jasnym obiektywem ustawionej na statywie. Sam byłem jednak zdziwiony, kiedy tam, gdzie inne telefony przeważnie generują ciemną plamę, Edge pokazywał całkiem sporo. Częściej więcej, niż widziałem sam.
Akumulator
Brak wymiennego akumulatora jest zawsze zły i trudno go w jakikolwiek sposób bronić. Spokojnie można jednak powiedzieć, że nie powinno być to w Galaxy S6 Edge jakimś wielkim problemem.
Przy umiarkowanym użytkowaniu telefon przeważnie wytrzymywał sporo ponad jeden dzień pracy bez podłączania do kontaktu. Mało kto jednak będzie korzystał w ten sposób z telefonu za ponad 3500 zł, choć i power userzy nie powinni się specjalnie martwić.
Właściwie nigdy nie zdarzyło się, aby Galaxy S6 Edge rozładował się wcześniej, niż przed upływem całego dnia. Nie od rana do powrotu z pracy, ale od rana do później nocy. Zawsze ikonka wskazywała, że zostało jeszcze co najmniej kilka lub kilkanaście procent, a system podpowiadał przy okazji, który tryb oszczędzania energii da mi najwięcej bonusowego czasu.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że było to użytkowanie bardzo intensywne, obejmujące sporą liczbę gier i wymagających aplikacji. A Galaxy S6 Edge i tak dał sobie radę, choć i tak wolałbym wymienną baterię zamiast szybkiego ładowania.
Oczywiście, jak to zawsze bywa, można spokojnie założyć, że w zależności od okoliczności i intensywności użytkowania, znajdą się tacy, którzy Galaxy S6 Edge rozładują błyskawicznie, ale mimo wszystko, mimo mniejszego akumulatora niż w S5 raczej bym się o czas pracy na pojedynczym ładowaniu nie martwił.
Podsumowanie
"Płaski" Galaxy jest telefonem świetnym. Świetnym i nudnym. Galaxy S6 Edge nie powtarza tego "błędu". Jest czymś więcej, czymś, po zakupie czego faktycznie czujemy, że kupiliśmy coś zupełnie innego, niż reprezentował sobą nasz poprzedni telefon. Czymś, co uzasadniałoby tak wysoką cenę.
Różnica w koszcie zakupu pomiędzy obydwoma urządzenia jest wprawdzie spora i teoretycznie trudno ją uzasadnić racjonalnie w momencie wyjmowania pieniędzy z portfela, ale kiedy spojrzeć na to z innej strony, wszystko nabiera innego sensu. I tak przecież, nawet w podstawowej wersji S6, poruszamy się przecież w dość absurdalnych kwotach - o złotówkę poniżej 3000 zł. Czy dołożenie 500-600 zł za coś tak fascynującego jak ten ekran, jest naprawdę dużym wydatkiem przy łącznej kwocie "inwestycji"? Niekoniecznie. I gdybym miał kupić smartfon od Samsunga, to na S6 nawet bym nie spojrzał - od razu pognałbym do stanowiska z Samsungiem Galaxy S6 Edge.
Jest w nim bowiem wszystko to, co w S6 - świetna jakość wykonania i materiały, podzespoły tak dobre, że nie uda nam się ich w pełni wykorzystać, funkcjonalne dodatki, dobra bateria z trybem szybkiego ładowania, wszystkie standardy łączności bezprzewodowej i wiele, wiele więcej. A do tego ten ekran - wart zdecydowanie więcej niż 600 zł, przynajmniej jeśli lekką ręką jesteśmy w stanie wydać tyle na telefon.
Zalety:
- Świetna jakość wykonania i materiały
- Odpowiednio dobrana masa i wyważenie
- Niewielka grubość
- Świetna wydajność
- Odchudzona, oczyszczona nakładka
- Niewiele dodatkowych aplikacji, większość można usunąć
- Absolutnie genialny ekran
- Pomysłowe zakrzywienia ekranu i zachowanie części funkcji z Note Edge'a
- Bardzo dobry aparat
- Dobra jakość dźwięku
- Dobra wydajność akumulatora
- 32 GB pamięci w wersji podstawowej
Wady:
- Bardzo wysoka cena
- Brak wymiennego akumulatora (a był)
- Brak wejścia na karty pamięci (a było)
- Ramka może być trochę za ostra
- Widoczne deformacje zdjęć na załamaniach w niektórych przypadkach
Sprawdź również:
- Kupisz samochód czy smartfon? Samsung Galaxy S6 Edge - wideo recenzja Spider's Web
- Najciekawszy Samsung już w naszych rękach! Galaxy S6 Edge – pierwsze wrażenia Spider’s Web
- Opadł już kurz, więc pora odpowiedzieć na pytanie: Samsung Galaxy S6 czy HTC One M9?
- Samsung Galaxy S6 oraz Galaxy S6 Edge – pierwsze wrażenia Spider’s Web
- Premiera Samsunga Galaxy S6 oraz Galaxy S6 Edge – Spider’s Web TV