Ogrodnik January: Jeśli chcesz nagrać pirata na drodze, upewnij się, że pracujesz dla TVN
Jakoś tak wyszło, że rozwój techniki znacznie wyprzedził nasze zapyziałe prawodawstwo. W efekcie dochodzi do absurdalnych sytuacji, kiedy rejestrując czyjeś wykroczenie drogowe, sami stajemy się potencjalnymi kandydatami na przestępcę...
Na YouTube bez trudu znajdziemy tysiące filmików, gdzie jakiś cwaniak w BMW bezczelnie zajeżdża komuś drogę, po czym bezkarnie się oddala, żegnany oburzonym buczeniem klaksonu i wiązanką życzeń rychłej śmierci. Albo przynajmniej półpaśca i rzeżączki...
Publikacja takiego filmiku w Sieci to dość zrozumiały odruch, wynikający z potrzeby wyżalenia się przed szerszą publicznością bądź uzyskania moralnego wsparcia po dotkliwej stracie pierwszeństwa przejazdu. Niektórzy optymiści przekazują takie nagrania policji w nadziei na wyegzekwowanie prawa i sprawiedliwości. Znając jednak wydolność i tempo pracy organów (a właściwie piszczałek) ścigania, prędzej poseł Kurski zostanie XV dalajlamą, niż dojdzie do ukarania sfilmowanego pirata. Co najwyżej duet Sokołowski-Gajadhur będzie miał używanie w swojej "Jeździe bez trzymanki".
Okazuje się jednak, że publikując filmik na YouTube, sporo ryzykujecie
To nie kozak może mieć problemy, ale autor nagrania. Generalna Inspekcja Ochrony Danych Osobowych przestrzega, że takie nagrania naruszają prywatność osoby sfilmowanej:
Owszem, chcę to robić, bo dzięki temu jest szansa, że przynajmniej narobię piratowi wstydu. Jeśli widzę jakiegoś patafiana, który bezczelnie łamie przepisy, to mam prawo ostrzec jego znajomych i sąsiadów, z jakim kozakiem mają do czynienia. Wszak gdyby nie rozrabiał, to nie stałby się bohaterem filmiku. Skoro kompromituje się publicznie, to zasługuje na widownię. Może przynajmniej jakiś uczynny sąsiad unieruchomi mu samochód burakiem wsadzonym w rurę wydechową i ocali komuś życie.
Oczywiście może wam przyjść do głowy litościwie zamazać na filmie tablice rejestracyjne takiego delikwenta. To za mało dla GIODO:
Tere-fere... Skoro według GIODO zamazanie numeru rejestracyjnego na filmiku nie zabezpiecza prywatności sfilmowanych osób, to jakim cudem w TVN Turbo w najlepsze emitowany jest program "Uwaga Pirat"? Owszem, realizator zamazuje co się da, ale milionowa widownia może sobie obejrzeć nie tylko markę samochodu, ale i postać kierowcy, którego każdy znajomy natychmiast rozpozna po ubraniu i sposobie zachowania. W telewizji zatem zamazanie numeru i gęby wystarcza, ale gdy ja zrobię to samo, to naruszam prawo, hę?
Dobre sobie!
Ciekawe, który pirat wystąpi o ochronę prawną, identyfikując się jako sprawca wykroczenia? A poza tym, jaka odpowiedzialność cywilna? Przecież nie filmuję nikogo potajemnie przez lufcik, gdy we własnej alkowie uprawia seks grupowy z kozą, nutrią i sąsiadką z parteru, lecz rejestruję pirata, który rozrabia w miejscu publicznym na oczach innych osób, z których każda może potem ze szczegółami naplotkować o tym milionowi znajomych w ramach darmowych minut w abonamencie, przy okazji koloryzując i zmyślając na potęgę. I to jest legalne. Natomiast to, że jako "dodatkowe oczy" posłużyła bezstronna i obiektywna kamera, jest już przez GIODO bardzo źle widziane. No sorry, numer rejestracyjny nie jest żadną tajemnicą - wozi się go na wierzchu, widzą go codziennie tysiące osób i nic z tego nie wynika. Powiązać numer z właścicielem pojazdu mogą tylko uprawnione instytucje.
Co ciekawe, o wiele łatwiej jest powiązać gębę z człowiekiem, a jednak GIODO nie rusza do akcji, gdy wrzucamy na Fejsa swoje selfie z zatłoczonego Monciaka, albo filmik z imprezy na krakowskim rynku, gdzie kłębią się tłumy przypadkowych osób, z których każda teoretycznie podlega ochronie. Czemu więc strażnicy danych osobowych uwzięli się akurat na samochodowe rejestratory wideo?
O absurdalności całej sytuacji świadczy niedawna historia z pirackim rajdem niejakiego "Froga", który przez kilkadziesiąt minut szalał po Warszawie, łamiąc wszelkie możliwe przepisy, a policja przez dłuższy czas nie była w stanie go zidentyfikować ani postawić żadnych sensownych zarzutów. Może przydałby się jakiś filmik od przypadkowego świadka? Nikt nie nagrał? A to szkoda...
Ogrodnik January - Z zawodu grafik, projektant i ogólnie tzw. artysta – absolwent krakowskiej ASP. Dyrektor kreatywny własnej pracowni graficznejMłyn Artystyczny. Z zamiłowania gadżeciarz, z powołania bloger. W sieci obecny od zeszłego wieku. Prześmiewca, samozwańczy tester technologii, poszukiwacz dziury w całym. Od 2010 roku autor bloga Applefobia, gdzie ośmiesza absurdy, demaskuje mitologię, kpi z fanbojstwa i zdrapuje pozłotkę z aluminium. W wolnym czasie czyta książki, gra na gitarze, jeździ na rolkach i fotografuje. Oczywiście nie wszystko na raz…
---
Wszystkie cytaty pochodzą z artykułu w Gazecie Wyborczej, a zdjęcia pochodzą z Shutterstock