Zły Google, który walczy z pedofilią
Czasami oburzenie spowodowane jest niewłaściwymi powodami, jak w przypadku Google'a, który wykrywając w Gmailu pedofilskie zdjęcia przekazał sprawę do władz. Niektóre media uznały to za karygodne. Ciężko uwierzyć w poziom hipokryzji, która przybiera rozmiary absurdu.
Chodzi o pedofilię - jedną z najbardziej niesmacznych rzeczy, jedno z ohydnych przestępstw, które dotyka dzieci. Google korzysta z algorytmów systemu opracowanego specjalnie do walki z pedofilią. Każde znane pedofilskie zdjęcie dostaje w systemie specjalny hash. Nie tylko zresztą Google, ale także inne firmy skanują zdjęcia w swoich usługach i gdy rozpoznają hash pedofilskiego zdjęcia, reagują. Robi to Facebook, Microsoft, robi każda inna poważna firma.
Nie ma w tym nic niecodziennego
Odbywa się to automatycznie i przypomina wyłapywanie podejrzanych linków w komunikatorach Microsoftu. Nie jest wcale tak, że jakiś pracownik siedzi w piwnicy i w poszukiwaniu pedofilów przegląda zdjęcia, które użytkownicy Gmaila wysyłają do siebie.
Ludzi oburzyło, że Google wydaje własnych użytkowników w ręce władz. Nie dość, że jest do tego zobligowany prawem, to na dodatek robi to w sposób mało inwazyjny. I teraz musi tłumaczyć, że wcale nie przegrzebuje treści trzymanych na jego serwerach w poszukiwaniu znamion łamania prawa, nie analizuje słów i fraz, nie wyda ludzi, którzy planują na przykład włamanie. Wyda natomiast pedofilów.
Hipokryzją jest to, że świat czepia się Google'a za walkę z tym zjawiskiem, natomiast jak gdyby nigdy nic zaakceptował skanowanie praktycznie wszystkich treści, maili, wyszukiwań i kliknięć w celach przedstawiania użytkownikom spersonalizowanych reklam i zbierania danych potrzebnych do rozwoju usług czy zdjęć w Picasie i Google+ w celu automatycznego tagowania.
Niesamowitą hipokryzją jest niezrozumienie jak działa system antypedofilski i wyciąganie z tego zbyt daleko idących wniosków o jakimś szeryfie czy superbohaterze Google, który walczy z każdą zbrodnią
To jest naruszenie prywatności? Google nawet w regulaminach informuje, iż nie skanuje treści użytkowników w celach wykrywania przestępstw i nie ma też chęci zakazywania trzymania w chmurze czegoś, co może być kontrowersyjne. Mowa o pornografii, o rozmowach o planowaniu przestępstw, czyli rzeczach, które łatwo wyjąć z kontekstu i wyciągnąć z nich niewłaściwe wnioski.
Tymczasem Microsoft faktycznie grzebie w treściach użytkowników i nie pozwala trzymać w chmurze żadnej nagości, nawet rysowanej. Facebook monitoruje prywatne czaty w poszukiwaniu potencjalnej pedofilii czy terrorystów, a gdy coś wyda mu się podejrzane przekazuje sprawy żywym pracownikom. W przypadku Facebooka możemy więc mówić o tym, że ktoś faktycznie grzebie w prywatnych sprawach użytkowników.
Ta hipokryzja przejawiająca się w bezmyślnym udpostępnianiu nawet bardzo intymnych treści światowym korporacjom i jednoczesnym krytykowaniu pedofilii zadziwia.
Tak, oburzajmy się na wydawanie pedofilów władzom. Przecież nikomu nic do tego, że ktoś seksualnie wykorzystuje dzieci.