Monopol na klawiatury QWERTY? BlackBerry staje w obronie owoców swojej pracy
Urządzenia wyposażone w klawiaturę QWERTY swoją młodość mają już dawno za sobą. Wśród wiodących producentów smartfonów praktycznie żaden nie decyduje się już nawet na najmniejsze eksperymenty w tym segmencie, stawiając na telefony w pełni dotykowe. Nie znaczy to jednak, że nie ma już ani jednego użytkownika sprzętowych klawiatur, ani że nikt o nich nie walczy.
Oczywiście łatwo jest się domyślić, kto za wszelką cenę stara się przekonać klientów do tego typu rozwiązań i kto będzie robił wszystko, aby utrzymać dominującą pozycję w tej niszy. Kanadyjskie BlackBerry, które pierwszy telefon z QWERTY wprowadziło na rynek ponad 20 lat temu, zostało w niej już właściwie całkowicie samotne. Wycofało się HTC, wycofało się LG (choć nadal pojawiają się specjalne, pojedyncze modele), Apple i Samsung praktycznie nigdy nie próbowali nawet walczyć. Teoretycznie nie ma konkurencji, a jeśli weźmiemy pod uwagę różnicę pomiędzy wysokością sprzedaży wyposażonych w klawiaturę telefonów oraz telefonów wyposażonych wyłącznie w ekran dotykowy, nie ma powodu, aby którykolwiek z wielkich starał się atakować tę część rynku.
W każdej niszy są pieniądze
Teoretycznie więc BlackBerry może czuć się bezpiecznie - rywalizacji z liderami branży nie będzie, ale nie oznacza to, że nikt nie chce zarobić na tych, którym pisanie na dotykowym ekranie nie odpowiada. Nie trzeba oczywiście wchodzić na rynek z całym telefonem - jest to kosztowne, wymagające lat doświadczeń i lat pracy - można zaoferować klawiaturę w postaci... dodatku.
W ostatnim czasie, jeśli chodzi o akcesoria, najwięcej mówiło się o Typo (np. w Forbes), projekcie wspieranym przez prowadzącego program American Idol Ryana Seacresta. Już samo to, że produkt jeszcze przed premierą przebił się do mediów jest dość ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich latach widzieliśmy już co najmniej kilkanaście tego typu pomysłów, z których żaden z nich nie odniósł sukcesu. Od jakiegoś czasu ludzie najwyraźniej przestali potrzebować tego typu dodatków i producenci zarzucili plany wprowadzania kolejnych doczepianych klawiatur. Najwyraźniej jednak "do kilkunastu razy sztuka".
Być może szum wokół Typo wynikał z popularności (oraz funduszy) samego "opiekuna", ale częściowo również z tego, że Seacrest z zespołem wybrali najłatwiejszą drogę do stworzenia produktu, który kojarzy się z czymś dobrym - niemal dosłownego skopiowania wyglądu klawiatur BlackBerry. Nic dziwnego, że prawnicy znajdującej się w kryzysie firmy nie mieli wątpliwości co do tego, że należy jak najszybciej złożyć odpowiedni pozew.
Monopol na QWERTY czy prawo do własnej pracy?
W samym tworzeniu klawiatur QWERTY nie ma nic złego - przed laty robiła to chociażby Motorola czy Nokia i Kanadyjczycy nigdy nie zdecydowali się na batalie sądowe. Teraz jednak, gdy z jednej strony ich sytuacja w kwestii sprzedaży urządzeń wygląda dramatycznie i jednocześnie swoją przyszłość wiążą głównie z QWERTY, a z drugiej strony Seacrest postanowił wykonać bezwstydne "kopiuj-wklej", odbierając im najmocniejszy atut, trudno się raczej dziwić.
Trudno się także dziwić pierwszym wynikom procesu, w ramach których sędzia nakazał wstrzymanie wszelkich form dystrybucji Typo. Argumentacja sędziego była dość prosta - jeśli klienci nie potrafią odróżnić klawiatury Seacresta od klawiatury BlackBerry, to wszystko wskazuje na to, że zażalenia ze strony Kanadyjczyków są jak najbardziej zasadne. Do potwierdzenia naruszenia patentów i wydania ostatecznego wyroku pozostało jeszcze trochę czasu, ale nic nie wskazuje na to, aby wnioski wyciągnięte na samym początku miały w trakcie procesu ulec zmianie. Szczególnie, że zespół marketingowy Typo przez długi czas opierał się przy promocji swojego produktu właśnie na podobieństwie do BlackBerry.
Typo okazało się więc najprawdopodobniej niezbyt dobrym miejscem do zainwestowania przez Seacresta naprawdę dużych pieniędzy, a dla jego projektantów i pracujących nad projektem inżynierów - przynajmniej częściowo zmarnowanym czasem.
Zakładając, że BlackBerry dopnie swego i znów zostanie niemal całkowicie samo w tym segmencie, pozostaje pytanie - co dalej?
Gdy twój flagowiec wcale nie jest flagowy
Telefony z charakterystycznym logo jeżyny zawsze kojarzyły się z klawiaturami QWERTY. Od samego początku, kiedy sygnowane nim były jeszcze proste telefony z czarno-białym wyświetlaczem, aż do dziś, kiedy oferują nam ekrany HD i wielordzeniowe procesory. Na początku 2013 roku postanowiono to jednak zmienić, wprowadzając na rynek Z10 jako pierwszy model z zupełnie nowym systemem.
Jak skończyła się ten eksperyment, do którego mogłoby nie dojść gdyby posłuchano byłego CEO, Mike'a Lazaridisa, wszyscy wiemy doskonale. Pomyłka BlackBerry była jednak wielopoziomowa i ma ogromny wpływ na obecną i przyszłą sytuację firmy.
Jednym z największych atutów BlackBerry 10 była bowiem, tworzona wraz ze SwiftKey, rewelacyjna klawiatura ekranowa, która (w połączeniu z nazwą BlackBerry) pozwoliła wielu, nawet najbardziej zagorzałym fanom firmy, na pożegnanie się z QWERTY. O ile bowiem wcześniej zakładali, że skoro ich ulubiona korporacja trzyma się fizycznych klawiatur, bo są po prostu lepsze to teraz, w momencie kiedy sama prezentuje telefon z odmiennym podejściem, musieli wymyślić coś naprawdę dobrego.
Do takich wniosków można przynajmniej dojść czytając krajowe i zagraniczne fora związane właśnie z BlackBerry i komentarze pod nowościami na temat tego producenta. Najbardziej fascynujący jest fakt, jak w trakcie roku może zmienić się podejście wciąż przecież sporej grupy ludzi.
Kiedy okazało się, że na początku 2013 roku do sklepów trafi tylko dotykowy Z10, użytkownicy BlackBerry byli rozczarowani, o czym głośno i wyraźnie dawali znać w wielu miejscach. Chcieli Q10, nie "jakiś klon iPhone'a czy Androida".
Przewińmy teraz wszystko o kilkanaście miesięcy do przodu i przyjrzyjmy się opiniom związanym z zapowiedzią wprowadzenia na rynek trzech nowych urządzeń, z których prawdopodobnie wszystkie wyposażone będą w klawiaturę QWERTY. Reakcja ludzi? Niezadowolenie - chcieliby kolejne Z10 (najlepiej o zbliżonych wymiarach) lub Z30. Firma odeszła od tradycji, kształtując nowe potrzeby, które teraz nie wiadomo czy będzie w stanie zaspokoić powracając do klasycznych rozwiązań, wliczając w to m.in. zestaw przycisków funkcyjnych i TrackPada pod ekranem w niektórych modelach.
Sama klawiatura już nie wystarczy
O tym, jak niewielki jest rynek QWERTY i jak trudno jest do niego się tak naprawdę dostać (nawet takiemu producentowi) świadczy chociażby to jak mocno rozminęły się oczekiwania BlackBerry w kwestii sprzedaży Q10 oraz Q5. Tych pierwszy, według ówczesnego CEO miały się rozejść "dziesiątki milionów". Jak doskonale wiemy, BlackBerry nie uzbierało nawet 10 milionów sprzedanych wszystkich modeli.
Być może problem z nowymi telefonami z QWERTY od Kanadyjczyków był prosty - odchodziły bardzo daleko od standardowo oferowanych przez nich rozwiązań, jednocześnie nie rozwiązując zbyt wielu problemów poprzedniej generacji urządzeń i nie rzucając użytkowników na kolana praktycznie niczym. Lepszy system, lepszy aparat, nieco większy ekran, lepsze podzespoły, lepsza bateria? Tak, ale przeszkodą jest tu co innego.
Przede wszystkim telefony, w których spora część obudowy zajęta jest przez fizyczne przyciski zawsze będzie przegrywał wielkością ekranu. Niezależnie jak do tego podchodzić, zawsze będzie albo dłuższy albo grubszy (w przypadku sliderów, ale nie o nich tym razem mowa). Będzie droższy w produkcji i trudniejszy w projektowaniu. Nie będzie tak efektownie wyglądał na reklamach i nie wyświetlimy na nim tak efektownie i wygodnie aplikacji, stron internetowych czy filmów. Wniosek - w dzisiejszych czasach będzie go po prostu trudniej sprzedać. Można jednak próbować.
Na drodze stoi jednak kolejna przeszkoda - fizyczne klawiatury w telefonach nie zmieniły się od lat. Są lepsze, oczywiście, są bardziej dopracowane, większe, lepiej przemyślane. Są nawet w pewnym stopniu dziełem sztuki (użytkowej). Ale mimo tego ich funkcjonalność jest dalej taka sama jak 10 czy nawet więcej lat temu - wprowadzanie liter. Każdy przycisk ma przypisaną jedną literę, czasem cyfrę, czasem znak specjalny. W dobie bardzo dobrych i doskonałych klawiatury ekranowych, gdzie ekran może w dowolnej chwili wyświetlić na ich miejscu cokolwiek innego - to za mało, zdecydowanie za mało.
Pomysłów na rozwinięcie idei fizycznej klawiatury było całkiem sporo, ale żaden z nich nie trafił ostatecznie do produkcji albo może i trafił, ale do tego czasu słuch o nim dawno już zaginął. Może znowu zrobi się ciekawie, jeśli BlackBerry zaprezentuje klawiaturę z dotykową warstwą, umożliwiającą wykonywanie gestów? Może ktoś inny wpadnie na lepszy pomysł, który będzie w stanie ożywić ten rynek? Po raz kolejny, nawet jeśli idea i wykonanie będę wręcz genialne, szanse na odbicie się od ściany są bardzo duże.
Trudna grupa docelowa
Niezależnie bowiem od tego kto podejmie się tego wyzwania, będzie miał przed sobą niezwykle skomplikowane zadanie. Grupa, do której skierowane są te produkty i która gwarantuje przynajmniej minimalne zapotrzebowanie, to raczej grupa użytkowników o poglądach (związanych z klawiaturą) konserwatywnych. Jeśli do tej pory wytrwali ze standardowym QWERTY, to prawdopodobnie dlatego, że nie potrzebują zmian, nie chcą ich - obecne rozwiązania są dla nich najlepsze. Czy chodzi o profesjonalistów, którzy bez klawiatury nie wyobrażają sobie odpisywania na na tysiące maili dziennie, czy o nastolatków, którzy wybrali QWERTY do kontaktu ze znajomymi, takie jakie jest obecnie jest najwyraźniej najlepsze.
Na zmianę ich mentalności, o ile nie zmieni się jej całkowicie i przekona do przejścia na ekrany dotykowe nieudanym lub zbyt nowym produktem, może być już nawet za późno. Dowodem może być chociażby powrót przycisków funkcyjnych pod ekranem w wybranych modelach BlackBerry. Powrót, który częściowo zaprzecza największym nowościom wprowadzonych wraz z tym systemem. Powrót, który pokazuje jak łatwo jest się potknąć prezentując coś może i lepszego, ale na co nie są przygotowani klienci.
Jeszcze bardziej niszowa przyszłość
Z jednej strony mamy więc do czynienia z koniecznością rozwoju i zmniejszaniem liczby kompromisów, na które musi zgodzić się potencjalny klient, natomiast z drugiej jesteśmy ograniczeni przyzwyczajeniami dotychczasowych użytkowników, które są w stanie "utopić" nawet najlepszy pomysł.
Tak czy inaczej jednak przez jeszcze długi czas będzie istnieć grupa osób, liczona może nawet w milionach, która z chęcią zdecyduje się zawsze na telefon z QWERTY, nawet kosztem większego wyświetlacza. Jeszcze długo będą pewnie trzymać się tego rozwiązania także niektóre korporacje. Pytanie tylko, jak długi będzie to tak naprawdę czas i jak wielu firmom uda się przetrwać, działając głównie w obrębie tej niszy?
Bo na powrót QWERTY do czasów swojej świetności nie mamy raczej co liczyć.