Aplikacje natywne vs. w przeglądarce? Raz na zawsze rozstrzygamy ten spór
CEO znaczącej kiedyś na rynku mobilnym firmy stwierdził kilka lat temu, że w dobie coraz lepszych przeglądarek i coraz bardziej zaawansowanych internetowych narzędzi programistycznych, nikomu nie są potrzebne „aplikacje do internetu”. Większość tego, co oferują aplikacje możemy uzyskać po prostu uruchamiając przeglądarkę. Zaledwie cztery lata późnej doskonale widać, jak bardzo mylił się w swojej ocenie.
Dyskusja na temat tego, czy przyszłością urządzeń mobilnych (i nie tylko) są aplikacje, mniej lub bardziej natywne, czy też uniwersalne aplikacje działające w przeglądarkach, trwa praktycznie od momentu, kiedy na telefonach pojawiły się pierwsze programy, a strony internetowe przestały być jedynie mało interaktywnymi planszami do wyświetlania treści. Zwolennicy każdego z rozwiązań mają oczywiście odpowiednie argumenty podpierające ich teorie.
Natywne aplikacje działają przeważnie szybciej,
są często wygodniejsze, uwzględniają UI czy charakterystyczne możliwości danej platformy, a do tego dobre wpisują się w schemat użytkowania opartego na zasadzie „jeden program, jedna ikona, jedno otwarte okno” i łatwiej na nich zarobić.
Z drugiej strony, tzw. aplikacje webowe dostępne są praktycznie od momentu premiery na wszystkie współczesne platformy bez konieczności specjalnej optymalizacji, dzięki czemu mają o wiele większy potencjalny zasięg, nie zajmują miejsca w pamięci telefonu i nie wymuszają na programiście rejestrowania czy uiszczania opłat w żadnym sklepie, a więc i nie wymagają od niego stosowania się do żadnych zasad – oprócz swoich własnych.
I choć od momentu rozpoczęcia licytacji na to, która droga jest lepsza - zarówno dla programistów jak i użytkowników - rozpoczęła się bardzo dawno temu, tak naprawdę trwa aż do dzisiaj. Artykuły na temat tego, czy lepsze są aplikacje natywne czy webowe pojawiają się regularnie każdego miesiąca, na większych i mniejszych portalach poświęconym tworzeniu oprogramowania, stron internetowych czy ogólnie zajmujących się tematami związanymi z internetem.
Wszystko wskazuje jednak na to, że w cieniu tych dyskusji klienci sami postanowili podjąć niemal ostateczną decyzję w tej kwestii. Jak bowiem inaczej opisać chociażby wyniki badań przeprowadzonych ostatnio w USA przez Flurry?
Zgodnie z nimi, choć czas jaki poświęcamy naszym telefonom i tabletom stale rośnie i wynosi teraz średnio ponad 2,5 godziny dziennie, przeglądarka jest uruchamiana na nich coraz rzadziej. W zeszłym roku, kiedy patrzyliśmy na wyświetlacz przez 2 godziny i 20 minut, 20% z tego czasu korzystaliśmy właśnie z tego rodzaju dostępu do internetu i treści. Obecnie wynik ten spadł do 14%, czyli około 20 minut. Pozostałe 86% należy tylko i wyłącznie dla aplikacji natywnych.
Nie oznacza to oczywiście, że nie korzystamy z dóbr, jakie oferują nam liczne portale internetowe – od społecznościowych i rozrywkowych po informacyjne. Średnio 17% naszego czasu pochłania Facebook (którego wersja przeglądarkowa nie jest przecież taka zła), prawie 10% zajmują sieci społecznościowe, 4% portale rozrywkowe i również 4% zabiera nam YouTube. 12% czasu jesteśmy natomiast w stanie przeznaczyć na oprogramowanie, które można określić jako „użytkowe”, a 3% - na zapoznawanie się z nowościami. Ponad dwukrotnie więcej czasu niż w przeglądarce spędzamy na mobilnym graniu, które średnio uzyskuje aż 32%.
Co najważniejsze, nic nie wskazuje na to, aby trend ten miał się zmienić lub zatrzymać
– w najlepszym wypadku może najwyżej zwolnić, kiedy ludzie opamiętają się i przestaną spędzać tyle czasu przed telefonami. Pojedynek pomiędzy aplikacjami natywnymi, instalowanymi ze sklepów, a aplikacjami uruchamianymi w przeglądarce, jest jak na razie zakończony zwycięstwem tych pierwszych, z ogromną, wystarczającą co najmniej na kilka najbliższych lat przewagą, przynajmniej jeśli chodzi o rynek telefonów czy tabletów.
Powodów takiej sytuacji jest bez liku. Po pierwsze, zostaliśmy nauczeni lub przyzwyczajeni do tego, że jeśli mówimy o programie, to mówimy o czymś, co trzeba pobrać ze sklepu i zainstalować. Nikomu nie udało się na przestrzeni lat zmienić tej definicji i tego podejścia. Program to program, ma zajmować miejsce, mieć swoją ikonę i uruchamiać się poza przeglądarką. Po drugie, część z użytkowników prawdopodobnie mimo wszystko o wiele bardziej ufa zawartości sklepów z oprogramowaniem niż stronom w sieci, a jeśli dodamy do tego popularność tych sklepów i łatwość (przynajmniej teoretyczną) ich przeszukiwania, wszystko przemawia jeszcze bardziej za standardowymi aplikacjami.
Oczywiście aplikacje webowe w wydaniu konsumenckim nie zniknęły i nie znikną, nawet na urządzeniach mobilnych, ze względu na łatwość i szybkość wdrożenia oraz dostosowania do różnych wielkości ekranu, wygodę aktualizacji i rozwoju oraz ograniczone koszty stworzenia, Czasem nie mają po prostu konkurencji. W niektórych przypadkach sprowadzone są jedynie do roli pomostu pomiędzy naszym smartfonem czy tabletem, a komputerem. Przykładowo Feedly czy Pocket nie posiadają swoich komputerowych odpowiedników, dlatego korzystamy z ich wydań działających w przeglądarce. Czy gdyby jednak posiadały, czy nadal uruchamialibyśmy przeglądarkę, aby przeczytać nasze wiadomości?
Przyszłość komputerów osobistych może faktycznie leżeć w terminalach dostępowych w stylu promowanych przez Google Chromebookach, ale jest to przyszłość bardzo odległa i wymagająca ogromnych nakładów i czasu na... zmianę naszych przyzwyczajeń.