Steam Family Sharing w praktyce. Nie do końca to, na co miałem nadzieję, ale i tak jestem zadowolony
Po kilku miesiącach betatestów Valve udostępniło w końcu wszystkim użytkownikom największej cyfrowej platformy sprzedaży gier komputerowych świata usługę o nazwie Steam Family Sharing. Dzięki niej można dzielić się swoją biblioteką z innymi osobami, a chociaż SFS ma kilka dość drakońskich ograniczeń, to i tak twórcom Steama należą się wyrazy uznania, bo zamiast walczyć z graczami ułatwiają im życie.
W porównaniu do kupowania gier na klasycznych nośnikach cyfrowa dystrybucja ma tyle samo zalet, co i wad. Brak konieczności ruszania się sprzed komputera aby zakupić, pobrać i uruchomić wybrany tytuł jest z pewnością największym plusem platform takich jak Steam. Niestety, z drugiej strony zdigitalizowana gra przypisana jest na stałe do konta użytkownika, przez co nie można jej ani odsprzedać, ani pożyczyć - jak to robiło się swego czasu bez problemu z płytami CD i DVD.
Oczywiście gracze są kreatywni i już wcześniej obchodzili to zabezpieczenie.
Gracze pożyczali sobie gry na Steamie praktycznie od początku istnienia tej platformy. Wystarczy w końcu podać login i hasło do swojego konta drugiej osobie, która będzie mogła dzięki temu grać w nieposiadane przez siebie gry do woli. Jeśli będzie to robić w momencie, gdy posiadacz konta akurat z niego nie korzysta, nie będzie stanowiło to problemu. Nie jest to jednak rozwiązanie komfortowe: gracz korzystając z cudzego konta nabija osiągnięcia w imieniu znajomego, nadpisuje jego stan zapisu gry i nie ma się dostępu do własnej listy kontaktów i chatu.
Coś za coś? Nie do końca. Valve zamiast walczyć z udostępnianiem gier postanowiło dać użytkownikom nowe narzędzie, które pozwoli “zjeść ciastko i mieć ciastko”. Dzięki uruchomionemu pod koniec zeszłego tygodnia Steam Familiy Sharing, które po kilku miesiącach testów trafiło do stabilnego wydania klienta Steam, użytkownicy korzystający platformy Valve w obrębie tego samego komputera mogą dzielić się nawzajem biblioteką kupionych tytułów. Niestety, kluczowe jest tutaj “w obrębie tego samego komputera”.
Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że Steam Familiy Sharing nie bez powodu ma “rodzinę” w nazwie.
Nowa usługa od Valve pozwala na dzielenie się grami, ale nie z całą swoją listą kontaktów. To byłoby zbyt proste i mogłoby znacząco zmniejszyć zyski ze sprzedaży gier, bo ludzie rzuciliby się kupować gry “na spółkę”. Z tego powodu Steam Familiy Sharing przeznaczone jest nie dla grupy znajomych, tylko dla członków najbliższej rodziny korzystających na zmianę z tego samego komputera. Od teraz Valve nie wymusza już na rodzinach kupowania kilku kopii tej gry dla siebie i swoich pociech
Nadal jednak nie da się normalnie “pożyczyć” najnowszego Call of Duty od kumpla z pracy. Przyznam, że z początku mnie to nieco rozczarowało, ale rozumiem też doskonale powody, dla których Valve nie pozwala rozdawać swoich gier wszystkim dookoła. Firma w końcu ma zarabiać i nie leży w jej interesie, aby z jednej kopii gry korzystała więcej niż jedna osoba - zasady działania Steam Family Sharing, chociaż nie są idealne, uznaję więc za rozsądny kompromis.
Sama konfiguracja Steam Family Sharing jest bajecznie prosta.
Współdzielenie gier wymaga jednorazowej konfiguracji na danym komputerze. W tym celu wystarczy zalogować się na współdzielonym sprzęcie na swoje konto Steam, a następnie autoryzować daną maszynę. Kolejnym krokiem jest wybranie z listy innych kont, którym zostanie przyznany dostęp do biblioteki.
Są oczywiście limity w wysokości do dziesięciu autoryzowanych urządzeń oraz maksymalnie pięciu użytkowników, którzy na zatwierdzonych sprzętach będą mieli dostęp do biblioteki gracza. Dużo, mało? Jak na rozwiązanie przeznaczone w zamyśle do wykorzystania w obrębie jednego gospodarstwa domowego wydaje mi się to bardziej, niż wystarczające.
Jak to dokładnie działa?
Muszę przyznać, że po wstępnej konfiguracji Steam Family Sharing wszystko działa tak jak Valve obiecuje. W ramach testów sam udostępniłem swoją bibliotekę innym osobom, które z kolei zalogowały się na moim komputerze i dodały go do autoryzowanych sprzętów. Bez problemu mogłem pobrać i uruchomić nieposiadane przez siebie tytuły wraz z kupionymi przez kogoś innego dodatkami DLC, a zdobyte osiągnięcia podczas rozgrywki i stan zapisu trafiły na moje konto.
Oczywiście pierwszy zgrzyt pojawia się w momencie, gdy posiadacz gry chce ją “odebrać”. Wtedy osoba pożyczająca grę dostaje monit, że sesja z grą zakończy się za pięć minut. Gracz ma wtedy wybór: albo wychodzi z gry i czeka na dogodniejszy moment na rozgrywkę, albo… może zakupić swoją kopię gry i kontynuować sesję. Muszę przyznać, że nie jest to złe rozwiązanie. Na szczęście Valve nie wyrzuca gracza ze skutkiem natychmiastowym, chociaż i tak nie działa to jednak do końca tak, jak byśmy sobie życzyli.
Jest tu bowiem mały haczyk.
Steam Familiy Sharing pozwala na dzielenie się nie konkretną grą, ale całą biblioteką. To niestety, paradoksalnie, nie jest wcale dobrym rozwiązaniem z perspektywy graczy. Jeśli na współdzielonym komputerze PC gracz A udostępni swoją bibliotekę innym członkom rodziny, to owszem, gracz B może zagrać w nieposiadane przez siebie nowe Call of Duty. Problem jest w momencie, gdy gracz A będzie chciał skorzystać ze swojego konta na innej maszynie.
Okazuje się bowiem, że sesja gracza B w Call of Duty zostanie przerwana nie w momencie, gdy gracz A - posiadacz gry - odpali swojego CoD-a za pośrednictwem Steama na innym komputerze. Pożyczający grę gracz B zostanie wyrzucony nawet wtedy, jeśli gracz A zagra w dowolny inny tytuł. Tym samym i ja, grając w The Walking Dead lub steamowe Angry Birds na laptopie blokuję całej rodzinie dostęp do całej swojej biblioteki na stojącym w domu komputerze PC.
Offline loophole i rodzina na drugim końcu globu?
Graczy pewnie ucieszy, że można to obejść to ograniczenie poprzez stosowanie trybu offline. Można też dzielić się biblioteką nie tylko z członkami rodziny, ale też z przyjaciółmi z całego świata - nie trzeba nawet podawać swoich danych logowania, a wystarczy autoryzować w ustawieniach konta swój pulpit przez np. TeamViewera.
Trzeba tylko pamiętać, że Steam Family Sharing nie jest do tego przeznaczone i niewykluczone, że Valve zacznie badać sesje logowania i adresy IP, a później będzie rozdawać bany użytkownikom nadużywającym SFS. Szczerze ciekaw jestem podejścia Valve do sprawy. To, że ludzie będą dzielić się grami nie tylko w obrębie mieszkania jest pewne - pytanie, jak zareagują na to twórcy Steama.
Mam jeszcze inne złe wiadomości
Steam Family Sharing wyszło co prawda z bety, ale nadal ma kilka niedociągnięć. Wyszczególnić tutaj można np. brak możliwości pożyczenia od znajomego gry z kupionymi dodatkami DLC, jeśli mamy już podstawkę bez dodatków oraz losowe przypisywanie “właściciela” do pożyczanej gry, jeśli więcej niż jedna udostępniająca bibliotekę osoba ma ją w swojej kolekcji, co może być problematyczne, jeśli tylko jedna z tych osób będzie aktualnie grać.
Co gorsza, Steam Family Sharing nie jest uruchomiony dla wszystkich gier. Możliwość udostępniania wyłączona jest dla wszystkich tytułów, które mają włączone osobne zabezpieczenia DRM - nie da się udostępnić rodzinie serii Assassin’s Creed od Ubisoftu, która do uruchomienia wymaga posiadania osobnego konta Uplay oraz kilku innych wybranych tytułów. Słyszałem chociażby o problemach z DayZ i Maxem Paynem, ale to bynajmniej nie zamyka listy.
Raj dla cheaterów?
Trzeba sobie uświadomić, że stworzenie Steam Familiy Sharing nie było dla Valve prostym zadaniem. Użytkownicy są naprawdę pomysłowi w obchodzeniu ograniczeń. Mało osób zdaje sobie zresztą sprawę, że SFS to spore zagrożenie nie tylko dla zysków Valve i partnerów, ale też dla osób grających w gry wieloosobowe. Z tego powodu zresztą znalazł się w regulaminie zapis, że posiadacz gry odpowiada za wszystkie wybryki związane z cheatowaniem osób, które pożyczają gry od niego.
Co to oznacza? Nic ponad to, że jeśli młodszy brat będzie chciał sobie pomóc za pomocą cheatów w sieciowych rozgrywkach Left 4 Dead 2 korzystając z pożyczonej kopii gry, bana dostanie nie tylko sam cheater, ale też posiadacz gry. To rozsądne ograniczenie - w końcu jeśli ban szedłby tylko na konto pożyczające gry, cheater mógłby po każdym banie… zakładać nowe konto, autoryzować je i wracać na serwer, z którego został wyrzucony.
Przed Valve stoi duże wyzwanie
Możliwe jednak, że to ograniczenie nie wystarczy. Pojawiły się głosy, że mechanizmy nie są jeszcze doskonałe i serwery gier multiplayer - tych niepochodzących bezpośrednio od Valve - mogą stać się polem ataku cheaterów. Osoby oszukujące mogą wykorzystywać luki w zabezpieczeniach Steam Family Sharing, a twórcy gier nie mają jeszcze odpowiednich narzędzi do walki z nimi. Sam jednak nie gram raczej w gry typu multi i trudno mi powiedzieć, czy faktycznie jest to rzeczywisty, czy wydumany problem.
Valve z pewnością obawia się też osób, które będą korzystały z trybu Steam Offline, aby obejść ograniczenie związane z zakazem grania w gry z “pożyczanej” biblioteki, jeśli będzie z niej chciał skorzystać też właściciel. Sam jak testowałem to rozwiązanie wczoraj mogłem grać w pożyczone od Damiana The Wolf Among Us. Chociaż on uruchomił u siebie jakiś inny tytuł, to ja grałem dalej - wystarczyło… wyciągnąć kabel sieciowy z routera. Mam nadzieję, że Valve sobie z tymi problemami poradzi i nie wyleje dziecka razem z kąpielą i nie wyłączy SFS.
Na liberalizację zasad Steam Family Sharing jednak bym nie liczył.