REKLAMA

Piotr Lipiński: SMARTWATCH DOSKONAŁY, czyli wszystko już było

Podobno ubrania mają być inteligentne. Niektórych rzeczywiście już tylko to może uratować.

17.01.2014 20.26
Piotr Lipiński: SMARTWATCH DOSKONAŁY, czyli wszystko już było
REKLAMA
REKLAMA

Mam nieodparte wrażenie, że na początku roku świat zamarł w oczekiwaniu na smartwatcha idealnego. Tkwi w nas żądza wydania pieniędzy na coś nowego.

Czytając o kolejnych próbach wciśnięcia nam urządzenia, które noszone na nadgarstku demonstrowałoby nasz fatalny gust, uświadomiłem sobie, że smartwatche mam od przynajmniej dwudziestu lat. Na dokładkę każdy z moich półinteligentnych zegarków bardziej przydawał się na co dzień - poza pokazywaniem godziny - niż wiele współczesnych konstrukcji.

Mojego pierwszego smartwatcha wyprodukowała firma Casio. Jego inteligencja polegała na tym, że oprócz pokazywania godziny zapamiętywał 20 numerów telefonów.

I proszę się tu nie śmiać, bo w owych czasach telefony były wyłącznie stacjonarne i to człowiek, a nie one, musiał pamiętać wszystkie numery. Ewolucja eliminowała zapominalskich. Ja czułem się bezpiecznie i nowocześnie, bo najważniejsze kontakty miałem utrwalone w noszonym cały czas zegarku. Numery pojawiały się na wyświetlaczu wysokim na kilka milimetrów i szerokim na dwa centymetry, taka to była nowoczesność.

Galaxy Gear-008-Set1 Side_Six

Co jeszcze ciekawsze, od niemal 10 lat mam zegarek z dotykowym ekranem! Tak, tak, już wówczas taki istniał. Do dziś zresztą robi wrażenie na znajomych, którzy go wcześniej nie widzieli. To najstarszy model z serii Tissot Touch. Dotykając szkiełka w odpowiednim miejscu można wywołać na przykład barometr, termometr albo wysokościomierz. I są to funkcje, z których korzystam dość często, zwłaszcza podczas wyjazdów.

Ostatni mój smartwatch to po prostu treningowy zegarek Garmina. Posiada wbudowany GPS, więc dość precyzyjnie mierzy tempo biegu albo szybkość jazdy na rowerze. Dzięki dodatkowemu czujnikowi cały czas rejestruje tętno. Na koniec to wszystko bezprzewodowo przesyła do Internetu.

Owe trzy zegarki łączy jedna cecha – wyglądają normalnie. Co estetycznie odróżnia je od współczesnych smartwatchy.

Kończąc wspomnienia z tych odległych czasów, kiedy ludzkość dopiero schodziła ze słupów telefonicznych, chciałbym się zająć czymś, co mnie zawsze intrygowało, ale bałem się spróbować. Futurystyką.

Jaki będzie smartwatch Apple, jeśli producent „jabłek” wreszcie zdecydują się na wypuszczenie swojego modelu? Prosta odpowiedź brzmi: drogi. Udzieli jej ze szczególnym znawstwem każdy, kto sprzęt Apple zna ze zdjęć w Internecie.

Ów mityczny – bo mówi się o nim już kilka lat – smartwatch, jeśli tylko trafi na rynek, zderzy się z murem męskiej niechęci. Podobnie jak wszystkie inne smartwatche. Zegarek to niemalże jedyna biżuteria, jaką może nosić mężczyzna (pomijam wyroby mężczyznopodobne zdobione złotymi łańcuchami na szyi).

inteligentny zegarek

Jeśli jednak rozejrzymy się wokół, to pewnie domyślimy się wielu cech ewentualnego smartwatcha Apple. Firma w końcu słynie z twórczego przetwarzania cudzych pomysłów. A przecież od jakiegoś czasu na rynku pojawiają się niezbyt doskonałe urządzenia, które aż proszą się, aby wreszcie doprowadzić je do perfekcji.

Nie myślę wcale o udoskonalaniu smartwatchy, które informują o nowym SMS-ie czy emailu. Bo właściwie po co mi urządzenie, które skupia się na ułatwieniu korzystania z innego urządzenia? Żeby smartwatch przyjął się na rynku powinien oferować coś innego, niż coś co możemy osiągnąć, korzystając ze smartfona.

Pomysł na smartwatcha może być stosunkowo prosty. Pomysł, a nie realizacja, bo w braku odpowiednich technologii być może kryje się odpowiedź, dlaczego Apple ani żaden inny producent nie pokazali dotąd niczego przełomowego. Być może iPhone nie odniósłby aż spektakularnego sukcesy, gdyby Apple nie zaczęło w nim używać nowatorskiego Gorilla Glass. Bo fajnie wymyślić, że ekran będziemy obsługiwać palcami, ale do tego przyda się odporne szkło, a nie folijki zabezpieczające przed zarysowaniem.

Ponieważ inteligentny zegarek - tak jak każdy - nosimy na nadgarstku, to najlepiej, gdyby po prostu zajmował się „pilnowaniem” naszego ciała. Pomaganiem w prowadzeniu zdrowego trybu życia.

Tu wielu czytelników wyda z siebie jęk zawodu i dojdzie do wniosku, że nie warto czytać o zdrowym trybie życia, ale lepiej otworzyć piwo i rozejrzeć się za jakimś bardziej „gadżeciarskim” tematem. Tymczasem pod pojęciem „zdrowy tryb życia” można znaleźć mnóstwo fantastycznych elektronicznych rozwiązań. Wystarczy przyjrzeć się, jak bardzo wyrafinowana i ekscytująca jest nowoczesna aparatura medyczna.

Smartwatch powinien zająć się wszelkimi aktywnościami sportowymi. Apple od bardzo dawna związane jest z Nike współpracą przy urządzeniach biegowych. Najpierw był to dodatek do iPoda i buta, zliczający nasze kroki podczas biegu. Dane poprzez iTunes trafiały na konto w serwisie Nike. Potem już w iPhone’ie pojawiła się aplikacja Nike+, która statystyki opracowywała jeszcze dokładniej, bo posługiwała się wbudowanym w telefon modułem GPS. Nie każdy jednak lubi biegać z dość pokaźnym smartfonem.

zegarek

Znacznie wygodniejsze do aktywności sportowych są specjalnie do tego celu przeznaczone urządzenia, choćby mój zegarek Garmina, czyli ojciec dzisiejszych smartwatchy. Ale sportowe czasomierze mają jedną zasadniczą wadę: najczęściej po treningu zdejmuje się je z ręki, bo choć nadają się do całodziennego użytku, to nie oferują żadnych dodatkowych, poza wskazywaniem godziny, funkcji. Smartwatch musi skłaniać do noszenia go całą dobę!

Z wiekiem coraz bardziej cieszyłbym się, gdyby smartwatch na bieżąco monitorował pracę mojego serca. Ale nie w taki sposób, jak to właśnie zaproponował wspomniany Garmin w swoim najnowszym urządzeniu, inteligentnej bransoletce Vivofit,. Firma po prostu do kompletu dorzuca pokaźną opaskę oplatającą klatkę piersiową. To dokładnie takie samo rozwiązanie, jakiego od dawna używam na rowerze i biegając, jednak nie wyobrażam sobie noszenia tej paskudnej opaski przez cały dzień. Informacje o pracy serca musi całą dobę zbierać sam umiejscowiony na nadgarstku zegarek.

Żyjąc w kraju NFZ trudno sobie wyobrazić, że zegarek będzie przesyłał te dane lekarzowi. Ale być może to wcale nie aż tak odległa przyszłość.

Nawet offline’owe gromadzenie statystyk dotyczących funkcjonowania naszego organizmu powinno w przyszłości pomagać przy diagnozowaniu podczas wizyt w przychodni. I oczywiście marzy mi się, aby ów smartwatch potrafił w nieinwazyjny sposób analizować również inne parametry mojej ulubionej maszyny, czyli mojego organizmu.

W zamożnych społeczeństwach następuje podział: jedni czerpiąc z dostatku popadają w chorobę otłuszczenia a inni zaczynają coraz więcej uwagi poświęcać zachowaniu linii. Jednym i drugim przydałby się smartwatch - czy też inteligentna bransoletka - pozwalająca zliczać zjadane kalorie.

Sony-SmartWatch

Dziś mogę to zrobić tylko pieczołowicie rachując zawartość poszczególnych składników posiłków, ewentualnie wspomagając się jakimiś programowymi wyszukiwarkami produktów – co jest na tyle uciążliwe, że po tygodniu tracę zapał. Chciałbym po prostu w jakiś sposób „pokazać” smartwatchowi moją kanapkę i już wiedzieć, ile ma kalorii.

Przydałaby się też funkcja budzika stawiającego nas na nogi w takiej fazie snu, kiedy jest to dla nas najmniej bolesne. Podobne rozwiązanie znajdziemy wśród programów na smartfony (ale nie znoszę spać z iPhonem pod poduszką, aby badał moje nocne ruchy) i w niektórych nowych elektronicznych bransoletach.

W smartwatchu przydałaby się również funkcja śledzenia i to bez wspierania się „komórkowym” GPS-em.

Dziś bez problemu możemy ustalać pozycję naszych współmałżonków czy dzieci, którym podarujemy iPhone'a. W końcu funkcja „Znajdź mój iPhone” sprowadza się właśnie do możliwości odszukania na mapie posiadacza telefonu. Z jednej strony to inwigilacja, a z drugiej użyteczna funkcja na przykład w przypadku starszych osób, które cierpią na zaniki pamięci. Smartwatch z wbudowanym GPS-em i GSM-em może w tej roli sprawdzić się jeszcze lepiej, niż telefon, bo go trudniej zgubić.

gear

A zamiast wyświetlanych na nim powiadomień o nowych emaliach wolałbym, aby smartwatch otwierał zamki u mnie w domu i w samochodzie, kiedy tylko do nich podejdę. I może pozwalał sterować temperaturą w mieszkaniu – dziś nie potrafi tego nawet mój smartfon.

Ale to nie wystarczy. Niemal wszystkie wymienione przeze mnie funkcje są już porozrzucane po różnych inteligentnych zegarkach, które znajdziemy na rynku. Smartwatch, który wreszcie podbije świat, powinien mieć również… No właśnie, co? Złożenie w jednym urządzeniu w najlepszych nawet sposób rozwiązań, które już istnieją, to zbyt mało, aby odnieść sukces. Co tu jeszcze wymyślić, żeby takie samo urządzenie, kojarzące się z biżuterią, polubiły kobiety i zaakceptowali mężczyźni? To już chyba łatwiej wymyślić czipa wszczepianego pod skórę, przynajmniej nie będzie musiał się każdemu podobać.

REKLAMA

Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na Twitterze. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach VirtualoEmpikAmazon oraz Apple iBooks.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA