Na stronie Adobe wyciekł Lightroom dla iPada. Jego cena mocno zaskakuje
Dzisiejszy fotograf jest ograniczony sprzętem. Właściwie nie ma możliwości selekcji, edycji i postprocesu zdjęć w terenie, czy na wyjeździe. Era Post PC być może majaczy gdzieś na horyzoncie w zastosowaniach domowych, jednak fotografię omija szerokim łukiem. Tutaj nadal rządzi stary, dobry PeCet. Czy aby na pewno?
Nie wiem jak Wy, ale ja często mam ochotę wrzucić zdjęcia do Lightrooma świeżo po sesji. Wtedy mam w głowie cały zamysł, wiem jak podciągnąć pewne ustawienia, żeby wydobyć ze zdjęcia wszystkie smaczki. Niestety, jeżeli nie zrobi się tego od razu, pomysł z czasem zaczyna się rozmywać, a efektów trzeba szukać na nowo. Jeśli z pomysłem zacznie się zwlekać, często zapomina się o nim w ogóle. Bywa, że zdjęcia leżakują na karcie pamięci nawet tygodnie. Niektóre z braku czasu i pomysłu nawet nie przechodzą przez Lightrooma.
Wygląda jednak na to, że Adobe zamierza ten stan rzeczy zmienić. W weekend na stronie Adobe omyłkowo pojawiła się opcja zakupu programu Adobe Lightroom for mobile. Znikła jednak równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawiła. Dociekliwym użytkownikom udało się jednak zrobić kilka screenów, z których dowiadujemy się ciekawych szczegółów.
Plotki o Lightroomie na iPada krążą już od dłuższego czasu. Teraz poznaliśmy jednak w jaki sposób Lightroom będzie dystrybuowany. Adobe, idąc za ciosem swojej chmury Creative Cloud, postanowiło zaoferować mobilnego Lightrooma w opcji subskrypcyjnej. Roczna subskrypcja programu kosztować ma 99 dolarów. Dla porównania, obecny Lightroom 5 sprzedawany jest w wersji pudełkowej (bez subskrypcji) w cenie niespełna 500 zł, co daje ok. 160 dolarów. Adobe co jakiś czas oferuje także fotograficzny abonament w wysokości 9,99 dolara miesięcznie, w ramach którego dostajemy dostęp do Lightrooma oraz Photoshopa.
Jak widać, cena mobilnego Lightrooma jest bardzo wysoka. Na tej postawie można stwierdzić, że aplikacja będzie zaawansowanym narzędziem, a nie okrojonym programikiem pokroju Photoshop Touch. Zapowiada się to bardzo ciekawie.
Są jednak co najmniej dwa problemy, z jakimi będzie musiał się zmierzyć mobilny Lightroom. Głównym problemem jest oczywiście wydajność. Nie jest tajemnicą, że LR to bardzo wymagający program, dla którego górnej granicy parametrów właściwie nie ma. Przy dużej liczbie RAW-ów nawet mocna stacja robocza może dostać zadyszki. Bez mocnego procesora (minimum i5) i ośmiu gigabajtów RAM-u lepiej nie podchodzić. Powstaje zatem pytanie jak Lightroom sprawdzi się na iPadzie (według wcześniejszych przecieków, LR będzie dostępny na tablet z nadgryzionym jabłkiem). Najnowszy iPad Air ma dużą moc obliczeniową, ale to i tak ułamek potrzeb Lightrooma.
Drugim problemem jest oczywiście pojemność pamięci. Największy dysk iPada ma 128 GB. Przy dużych sesjach zdjęciowych miejsce może być problemem. Dla przykładu, jeden plik RAW (14-bitowy, bez kompresji) z Nikona D800 zajmuje 75 MB.
Choć na razie nie ma oficjalnego potwierdzenia Lightrooma Mobile, atmosfera wokół niego jest tak gęsta, że wydaje się niemożliwe, żeby program ten nie powstał. Ciekaw jestem jak Adobe rozwiąże problemy wydajności i pojemności mobilnych urządzeń. Jeżeli uda się wypracować sensowne rozwiązanie, iPad prędzej czy później zagości w torbie każdego fotografa.