Nic dziwnego, że Microsoft musi obawiać się Chrome OS, skoro sam nie łapie Internetu
Przynudzam o tych Chromebookach, wy mnie krytykujecie, że żyję w innej rzeczywistości, bo na tych wybrakowanych Chromebookach to nawet nic zainstalować się nie da i bez Internetu są bezużyteczne, ja znowu swoje, że nieprawda i offline Chromebooki są funkcjonalnymi komputerkami. Mogę tak do śmierci, ale pora zmierzyć się z faktem, że kategoria PC nie dość, że nie rośnie a maleje, to podzieli się na dwie główne kategorie: komputerów do pracy, dla osób bardziej wymagających i komputerów do fejsa i youtube. To już się dzieje, a Microsoft ma nawet bardziej przerąbane, niż się wydaje.
21% sprzedaży Chromebooków w kategorii notebooków w Stanach Zjednoczonych, o czym pisał Przemek, to dopiero początek. Ludzie lubią to, co znają, a paradoksalnie Chromebooki po 250-300 dolarów przypominają bardziej stare, dobrze znane notebooki niż hybrydy, tableto-notebooki, notebooko-tablety i inne cuda na kiju z Windowsem 8. I są niemiłosiernie tanie.
Pomstujcie, jak chcecie - na liście Chromebooków w Amazonie prawie wszystkie mają wysokie, cztero- i nawet pięciogwiazdkowe oceny. Oznacza to, że tak ogólnie ludzie, którzy kupują te podobno barachła są całkiem zadowoleni z ich możliwości i stosunku możliwości/jakości do ceny.
Co to ma do Microsoftu prócz oczywistego zagrożenia straty udziałów w rynku PC w jakiejś szalonej, odległej przyszłości? Otóż ma całkiem sporo. Opowiem wam historyjkę z mojego żyjącego w innej rzeczywistości rodzinnego domu.
W domu tym rodzinnym od długiego czasu nie ma Windowsa. Tak po prostu. Na święta zjechało się sztuk kilka, każdy ze swoimi sprzętami, i okazało się, że na 3 osoby przypadły 2 Chromebooki, notebook z Ubuntu i PC z Ubuntu. Gdy zadzwonił znajomy z prośbą o rozmowę wideo na Skype'ie, zrobiło się wesoło - notebook ma popsuty mikrofon, tablet się rozładował, ja wszystkie smartfony popsułam, z Hangouta moglibyśmy skorzystać, ale ze skajpaja...?
Googlując, czy da się jakoś zaistalować plugin Skype'a umożliwiający rozmowy przez komunikator z poziomy Outlooka (ograniczony regionalnie, na Chromebooku, jak się okazuje, całkiem niedziałający), zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Microsoft bardzo chce, a przynajmniej potrzebuje być "web", ale mu nie wychodzi.
Może to kwestia tego, że przez lata Microsoft był pewien swoich sił i tego, że zawsze będzie dominującym producentem systemów operacyjnych. Może to taka specjalna strategia mająca na celu wzbudzenie irytacji sprzętami niekompatybilnymi, może przeoczenie a może jeszcze coś innego. Może to ma sens jeszcze przez jakiś czas, ale przyjdzie moment, gdy takie podejście się zemści.
Chyba każdy zgodzi się ze mną, że jedną z najważniejszych cech nowoczesnych usług i produktów komputerowo-internetowych jest wieloplatformowość. To, że jeśli używa się czegoś na jednym urządzeniu, to można użyć też na innym, z odmiennym systemem operacyjnym. A najlepiej, jak ma się jeszcze dostęp przez przeglądarkę, wtedy wiadomo, że działa zawsze i wszędzie.
To dlatego na przykład wiele osób wkurza się, że Google nie robi własnych aplikacji-klientów usług Google na Windows Phone. Dlatego właśnie każdy nowy system oceniany jest pod kątem dostępności najpopularniejszych aplikacji, a niektórzy próbują stworzyć systemy z aplikacjami uniwersalnymi, w HTML5. Możemy mówić o rewolucji mobilnej, ale przeglądarka wciąż ma się dobrze - bo niby dlaczego Spotify w końcu zrobiło wersję web swojego odtwarzacza?
Kombinując ze Skype'em na Chromebooku przypomniałam sobie, jak różnymi doświadczeniami jest używanie przeglądarkowych pakietów biurowych Google'a i Microsoftu. Google ma tylko Drive, ale ten za to działa świetnie - kolaboracja, wersjonowanie, czat, edycja - i jest przeglądarkową kwintesencją prostoty. W końcu to przeglądarka, od której wymaga się szybkości, a nie opasły program natywny.
W Office Web Apps by dodać komentarz do tekstu trzeba być w podglądzie, w którym nie da się tekstu edytować. Gdy edytuje się tekst, nie da się dodać komentarza, więc trzeba albo przełączać się między jednym a drugim, albo pracować na treści po kolei.
Może Office Web Apps ma więcej możliwości, ale jest to filozofia aplikacji przeniesiona do sieci, przez co z logiką i prostotą, a co za tym idzie szybkością pracy, nie ma nic wspólnego. Pomijam zagmatwanie komunikacyjne tych usług.
Niemal 2 lata po kupieniu Skype'a, Microsoft wciąż nie doszedł do tego, że stworzenie ogólnodostępnej, dobrej, stabilnej wersji webowej serwisu dla dziesiątek milionów użytkowników byłoby ciosem we wszelkie aspirujące, konkurencyjne komunikatory. Skype ma wersje na różne platformy mobilne, ale na PC wciąż wymaga instalacji ociężałej aplikacji.
21% udziału Chromebooków w sprzedaży notebooków w Stanach Zjednoczonych to nie tylko znak, że krajobraz rynku PC się zmienia, a Microsoft trochę zawala ekspansję Windowsa 8. To także znak, że Microsoft ma nieco przerąbane w kwestii usług i podejścia do ich dostępności.
Ja jako użytkownik Chromebooka, nawet jeśli chciałabym porzucić darmowe 100 GB w Google Drive i korzystać z webowych usług Microsoftu, miałabym utrudnione zadanie. Z prostego powodu - Microsoft nie ogarnia dobrze web wciąż wierząc, że Windows 8 i aplikacje Modern przyjmą się wśród użytkowników.
Jeśli te 21% jest oznaką postępującego trendu rozłamu typów notebooków na rynku, to Microsoft ma ostatnią szansę, by zmodyfikować portfolio swoich usług. Tak, by korzystanie z nich w przeglądarce nie było traumatycznym przeżyciem i mieć furtkę, gdy inne plany nie wypalą.