Żyję bez ciasteczek, ale to nie ma znaczenia
Od kilku tygodni żyję bez ciasteczek. Nie tych słodkich, ale internetowych. Żyję. Da się, chociaż pojawiło się sporo niedogodności dnia codziennego, internetowego. Problem w tym, że właściwie nie wiem, dlaczego wywaliłam cookies. Przecież nie dlatego, by zwiększyć swoją prywatność.
Cookies to podobno wróg prywatności, dlatego strony muszą informować o ich używaniu. Malutkie pliczki przydatne są do przechowywania informacji o użytkowniku sieci, a co za tym idzie zapewniają wygodę - strony “wiedzą”, że nie jesteśmy na nich pierwszy raz, pokazują nam rzeczy, które lubimy, nie wylogowują nas i tak dalej.
Potencjał cookies został szybko wykorzystany do dopasowywania reklam do gustu. Działa to tak:
Dla jednych reklamy wpadające w gust są lepsze, niż przypadkowe bannery, inni uważają to za naruszenie prywatności. Osobiście bardzo nie lubię myśli, że jakieś anonimowe dla mnie strony i agencje obserwują gdzie jestem w sieci, ale przed zrobieniem tego, co zrobił Ron Swanson w reakcji na informacje co robią cookies, powstrzymywało mnie kilka rzeczy. Głównie to, że strony jakoś zarabiać muszą, a i moja wygoda nie była bez znaczenia.
Zobacz film: Parks and Recreation - Ron Swanson & The Internet.
Zresztą i tak wszyscy wiedzą o mnie wszystko albo jeśli chcą się dowiedzieć, to to zrobią. Jednak internet przegiął.
Objawiło się to kolejną sytuacją, w której pewna strona wyświetliła mi cenę inną, niż sprawdzana kilka godzin wcześniej z innego urządzenia. Wyższą oczywiście - możliwe, że moje cookies zwariowały i jakimś dziwnym cudem doszły do wniosku, że mam za dużo pieniędzy, nie wiem. Nie chcę pisać, o które strony chodzi - sprawy te i podobne znane są w sieci i warto zająć się nimi osobno, bo prawdopodobnie, jeśli występują, naruszają prawo.
Objawiło się to też tym, że mój bank nie dał mi zalogować się z przeglądarki bo “wymaga cookies”, a że była do przeglądarka na Androidzie, w której nie zmieniałam żadnych ustawień, to już dziwna sprawa. Pogrzebałam więc w polityce instalowania cookies mojego banku i okazało się, że mój bank sam umieszcza swoich cookieszpiegów na różnych stronach w sieci i pozwala umieszczać takowych u siebie.
Bank. Pieniądze. Opłaty za prowadzenie rachunków, karty, inne takie. Sprzedażowo-marketingowo-śledzące ciasteczka.
Wiecie, jaki jest problem? Nie ma prostego, naprawdę prostego sposobu na zablokowanie cookies, które nie są ściśle niezbędne do działania strony. Albo wszystko i potem baw się człowieku z wyjątkami na każdej stronie, która przez to nie działa, albo nic.
Nawet niegdysiejszy pomysł Mozilli, by pozwalać na zapisywanie cookies tylko od stron, na które wchodzimy, jest bezsensowny w tym kontekście. Bo jeśli raz wejdę na fejsa, to nie znaczy, że wyrażam zgodę, by fejs szpiegował mnie w całym internecie.
Chciałabym jednego przycisku, który pozwala używać tych ciasteczek, które są kompletnie, totalnie niezbędne. Nie doczekam się tego pewnie nigdy
Wyłączyłam więc cookies i cierpię - a to jakaś strona wyloguje mnie po jakimś czasie, a to coś nie działa. Wkurzałoby mnie to, gdyby nie fakt, że internet tak czy siak to wielki, w dużej części niedziałający śmietnik i niewygodny labirynt reklamowy.
Wyłączyłam te cholerne cookies na przekór bankowi, ale doskonale wiem, że w kwestii mojej prywatności nic się nie zmieniło. Zwłaszcza, że tzw. fingerprinting rozwija się w najlepsze.
Fingerprinting w kontekście internetu i reklamowego śledzenia użytkowników opiera się na założeniu, że informacje wysyłane przez przeglądarkę i w ogóle urządzenie stanowią unikalne połączenie, coś jak odcisk palca. Wersja przeglądarki, zainstalowane rozszerzenia, wielkość ekranu, fonty, strefa czasowa i inne szczegóły są na tyle charakterystyczne, by z 94% pewnością odróżnić od siebie poszczególnych użytkowników internetu, przynajmniej wśród tych, którzy mają zainstalowanego Flasha.
O ile cookies można po prostu wyłączyć, o tyle fingerprintingu w sieci nie da się powstrzymać. Jest dopiero na początku drogi więc na razie nie wzbudza większych kontrowersji, a przede wszystkim działa nie tylko w przeglądarce, ale także w programach pocztowych i tak dalej. Część z firm zaczęła zabierać się za fingerprinting w sieci na poważnie i twierdzi, że potrafi zidentyfikować 98% internautów. Na ile to prawda ciężko powiedzieć, jednak zaczyna być to nieco przerażająca wizja.
Wizja marketingowego przekształcania pojęcia “prywatność” na “nieszkodliwe śledzenie w celu dostarczania lepszej reklamy”. Wizja, od której chyba nie da się uciec.