REKLAMA

„Stażyści”, czyli jak zrobić dwugodzinną reklamę Google, na której się świetnie bawisz

Na film „Stażyści” szedłem z dużą rezerwą. Nie mam nic do product placement, ale cały film o jednej firmie to już gruba przesada. Spodziewałem się politycznej poprawności, drętwoty i ewangelizowania. Miło mi stwierdzić, że się pomyliłem.

„Stażyści”, czyli jak zrobić dwugodzinną reklamę Google, na której się świetnie bawisz
REKLAMA

Sam pomysł filmu „Stażyści” już może budzić kontrowersje. Jest on praktycznie całkowicie skupiony na jednej firmie. I to nie fikcyjnej, wymyślonej na potrzeby scenariusza, a autentycznej, którą wszyscy znamy. Chodzi o Google. Tego typu romanse są bardzo niebezpieczne. Jeżeli jakaś firma udostępnia swój logotyp, swoich ekspertów, swoje pomieszczenia, oczekuje czegoś w zamian. Reklamy. I ten film, już teraz mogę to zdradzić, jest jedną wielką reklamą Google’a. Ale wyjątkowo zręczną.

REKLAMA

Film opowiada o dwójce dobrych kumpli (którą gra komediowy duet Owena Wilsona i Vince’a Vaughna), którzy właśnie stracili pracę. Byli handlowcami, i to wybitnymi. Potrafili sprzedać wszystko każdemu. Sęk w tym, że działali w branży, która umiera. Sprzedawali zegarki, a te, „jak powszechnie wiadomo”, są wypierane przez smartfony. Ich pracodawca padł, a nasi bohaterowie zostali bez pracy i bez perspektyw.

„Google’ując” przeróżne oferty pracy w końcu wpadli na pomysł: staż w Google! Po co szukać za pomocą Google’a różnych dziwnych ofert, skoro sam Google proponuje bezpłatny staż, po którym jest szansa na ciepłą, fajną posadkę. Jest tylko jeden problem, który jakoś zupełnie nie zmącił entuzjazmu naszych bohaterów. Nie mają o komputerach i tym całym Internecie zielonego pojęcia. Ale przecież jakoś to będzie, potrafią wszak wcisnąć wszystko każdemu ;-)

Ciągu dalszego nie będę opowiadał, ale łatwo się domyślić. To komedia, więc większość gagów skupiona jest na tym, jak nieporadni są główni bohaterowie i jak cwaniactwem potrafią wyjść z każdej opresji obronną ręką. Fabuła jest prosta, lekka, banalna i… przyjemna.

„Stażyści” to typ filmu, który masz ochotę obejrzeć w leniwą, przyjemną niedzielę, żeby się odprężyć.

Nie wymaga od ciebie przesadnej ilości myślenia, na początku już wiesz, że będzie happy-end, po prostu chcesz się dobrze bawić. A zabawa, ku mojemu zdziwieniu, była przednia. Tona dobrego humoru, nieraz zdecydowanie niepoprawnego politycznie, ale w żadnym wypadku wulgarnego, niskiego czy ordynarnego. Możesz na ten film zabrać swoje nastoletnie pociechy, jeżeli takowe posiadasz, i nie zostaną one zepsute kolejnym, wtórnym żartem o seksie, biuście czy penisie. Oczywiście pojawiają się też Wartości. Takie jak Przyjaźń, Miłość, Lojalność. Nie są one jednak nachalne i w żadnym momencie nie czujesz nadmiaru lukru. To komedia w bardzo klasycznym stylu lat dziewięćdziesiątych.

Co ciekawe, film jest tak skonstruowany, że ma podwójną wartość dla geeka, ale osoba niezorientowana w tym, jak działają Google i nowoczesna elektronika użytkowa również będzie się dobrze bawić. Jest mnóstwo mrugnięć okiem do pokolenia Web 2.0, ale nie wpływają one w żaden sposób na fabułę czy gagi.

A reklamowane Google? W żaden sposób nachalnie. Przy wielu różnych okazjach zaprezentowane są przeróżne produkty internetowego giganta, ale w żadnym momencie nie dało się odczuć, że ktoś tu próbuje nas do nich namówić. Dobrze pasują do kontekstu. Na samym końcu filmu pojawiła się pewien nieco przesadzony monolog o wartościach wyznawanych przez Google, ale to drobiazg. Całość podana jest z dużym smakiem i wyczuciem.

„Stażyści” to nie jest film genialny, wybitny. Nie jest to „dzieło” o walorach artystycznych. Nie posiada kontrowersyjnego humoru, ani tego szczególnie wysublimowanego. To prosty, przyjemny film, na którym się, tak po prostu, dobrze bawisz. Film, który nie próbuje cię szokować wulgarnością, co jest plagą kręconych obecnie komedii. A jeżeli czytasz Spider’s Web, to zapewne interesujesz się światem technologii i wyniesiesz z tego filmu dużo więcej, niż „typowy” widz.

REKLAMA

Lubię takie zaskoczenia. Z sarkastycznym uśmiechem wszedłem na salę kinową, a wyszedłem uśmiechnięty od ucha do ucha. Co się pośmiałem, to moje. Myślę, że i wy wyjdziecie z seansu zadowoleni.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA