Internet mobilny na imprezach masowych, takich jak wczorajszy Orange Warsaw Festival
Smartfony przyzwyczaiły nas do tego, że z internetu w komórce możemy korzystać z niego zawsze i wszędzie. Ale do czasów, gdy rozmowy prowadzić będziemy mogli wyłącznie przez Skype’a, a pisać do znajomych tylko za pomocą Facebook Messengera, jest jeszcze bardzo, bardzo daleko.
I nie chodzi tutaj nawet o to, że nie każdy z nas posiada smartfona. Jest ich coraz więcej, a użytkownicy zaczynają być świadomi ich możliwości. Już teraz tekstowo komunikuję się głównie przez chat Facebooka i klasycznego maila, a z dnia na dzień liczba osób będących non stop online na liście kontaktów rośnie. Są jednak sytuacje, gdy to te przestarzałe SMSy i klasyczne połączenie przez komórkę to jedyna pewna forma kontaktu, a o mobilnym internecie można pomarzyć.
Komunikacja i niezawodność
Telefon komórkowy to w moim mniemaniu narzędzie służące głównie do komunikacji, czy to głosowej, czy tekstowej. Nie zawsze potrzebuję natychmiastowej odpowiedzi na swoje pytanie, ale co jakiś zdarzają się sytuacje, gdy odpowiedzi potrzebuję w ciągu kilku minut. Jeśli takowa się trafi w momencie, gdy będę w miejscu o kiepskim zasięgu, to informacje zwracane przez aplikacje na komórce “błąd połączenia” mogą napsuć krwi. Stąd potrzeba względnej niezawodności.
Współczuję z tego miejsca osobom, które zdecydowały się do telefonu wrzucić kartę mobilnego internetu bez pakietu minut. Sam znam ludzi, którzy dzwonią z telefonu już tylko poprzez Skype. Siedząc w ciepłym fotelu będąc podpiętym do szybkiej sieci Wi-Fi takie rozwiązanie może się wydawać nawet sensowne, ale niestety ujawnia swoje słabości podczas zderzenia z rzeczywistością. Infrastruktura (“99% pokrycia kraju”) może na papierze robić wrażenie, ale po wyjściu z domu przestaje być tak różowo.
Ograniczenia sieci komórkowej
W końcu w samym środku miasta można trafić na miejsca, gdzie z internetu nie skorzystamy. I nie chodzi tylko o piwnice, bądź czarne dziury na mapie między nadajnikami. Problemem jest każda impreza masowa, na której znajdzie się multum osób. Taka ilość jednocześnie wpiętych do sieci urządzeń sprawia, że przekaźniki operatora komórkowego zostają przeciążone ruchem. Może i nie jest to odkrycie Ameryki, ale sam na co dzień, gdy internet działa jak należy, o tym zapominam.
Przykład tego, jak mobilny internet zawodzi, miałem w ten weekend. Ostatnie dwa dni spędziłem na warszawskim Orange Warsaw Festival - i chociaż impreza była markowana logiem jednego z polskich operatorów telefonii komórkowej, to mój smartfon był praktycznie nieużywalny. A jeśli ktoś spyta: a po co Ci na koncercie telefon i internet? Chociażby po to, żeby wrzucić fotkę na Instagram, napisać znajomemu na Facebooku w którym sektorze mnie znajdzie i sprawdzić w jakdojade.pl o której odjeżdża ostatni pociąg powrotny.
SMSy pisać? Jak jaskiniowcy?!
Okazało się, że jedyną formą kontaktu jaki miałem ze znajomymi w te dni, to były te stare, dobre SMSy. Dzwonić się nie dało ze względu na hałas, a aplikacje zawieszały się jedna po drugiej. Aby wrzucić fotkę na Instagram musiałem ponawiać próbę kilkukrotnie, a wiadomości i powiadomienia przychodziły z dużym opóźnieniem. Po pewnym czasie wyłączyłem całkowicie sieć, bo próba wykonania jakiegokolwiek działania nie przynosiła efektów. A te przestarzałe SMSy? Dochodziły bez najmniejszego problemu.
Inna sprawa, to nieszczęsne akumulatory. Nie jest mi znany ani jeden model telefonu z wysokiej półki, który wytrzymałby na baterii więcej niż kilkanaście godzin. Stałe połączenie z siecią i samo sprawdzanie nowych maili oraz powiadomień z sieci społecznościowych wykańcza smartfony przed upływem tzw. dnia roboczego. A jak chciałoby się jeszcze na imprezie zrobić kilka zdjęć, nagrać film, skontaktować się z przyjaciółmi? Przenośny powerbank i zapasowy kabel to mus.
Ciekaw jestem, czy kiedyś doczekamy czasów, gdy takie problemy pierwszego świata nie będą nas już dotyczyć.