Słuszność wyroku
Nie milkną echa naistotnijszego w wojnie patentowej wyroku, który zapadł przed sądem w Kaliforni, a wskazującego na winę tylko i wyłącznie Samsunga. Wyroku skrajnie nieuczciwego, co postaram się w tym wpisie podeprzeć argumentami. Skupie się na dwóch płaszczyznach – zasadności zarzutów Apple i uczciwości samego rozstrzygnięcia.
Wątpliwa zasadność zarzutów wobec Samsunga
Amerykański sąd pod przewodnictwem Lucy Koh, wspomagany głosem dziewięciu ławników, musiał odpowiedzieć na następujące pytania:
- czy Samsung skopiował wygląd urządzeń Apple, czy się tylko tym wyglądem inspirował
- czy Koreańczycy wykorzystali bezprawnie patenty Amerykanów
- i analogicznie, czy Amerykanie wykorzystali bezprawnie patenty Koreańczyków.
Sąd orzekł, że wszystkie smartfony Samsunga łamią tak zwany „look and feel” Apple’a, oceniając że to celowe kopie, a nie inspiracja. Tylko czy w istocie tak jest?
Samsung na początku rozprawy przedstawił dowód, z którego jasno wynikało, że jeszcze przed wydaniem iPhone i iOS, Koreańczycy pracowali nad podobnymi urządzeniami dotykowymi z podobnym interfejsem. Na rycinach w Apple’owskim stylu, można było zobaczyć smartfony podobne do nieistniejących jeszcze wtedy iPhone czy Galaxy S, z bardzo podobnym układem ikon. Jednak Samsung spóźnił się kilka godzin z dostarczeniem ich do sądu, i sędzina nie przyjęła tych jakże kluczowych dowodów. A mogła przecież obciążyć Samsunga karą finansową za spóźnienie, ale dowody przyjąć. Śmiem twierdzić, że ta dziwna decyzja miała niebagatelne znaczenia dla dalszego przebiegu procesu.
Zaglądając do słownika, natkniemy się na definicje słowa „kopia”, z której wynika, że termin ten oznacza dokładne odwzorowanie orginału A przecież urządzenia Samsunga nie są dokładnymi kopiami iPhone czy iPada. Już na pierwszy rzut oka różnią się gabarytami, użytymi materiałami i detalami wykończenia, ilością i rozmieszczeniem przycisków, czy wagą. Istnieje jedynie ogólne podobieństwo, gdyż zarówno wczesne iPhone jak i pierwszy Galaxy S to potocznie „mydelniczki”. Ale podobieństw od zawsze nie było nielegalne - jak widać, w USA to się właśnie zmieniło.
Wspominając o Galaxy S dochodzimy do kolejnego istotnego aspektu, ukazującego absurd zarzutów Apple. Mianowicie, wygląd urządzeń Galaxy S, Galaxy S II oraz Galaxy Ace, a więc tych najbardziej kontrowersyjnych, będących główną kością niezgody, w pewnym momencie został wyłączony ze sprawy. Jak to więc możliwe, że sąd patrząc na amerykańskie (jak że różne przecież!) wersje "esek" dostrzegł w nich bezsprzeczną kopię iPhone'a? To chyba już na zawsze pozostanie tajemnicą poliszynela.
W kwestii wyglądu/wzoru przemysłowego zastanawiająca jest jeszcze jedna nieścisłość - tablety Samsunga nie okazały się kopią iPada. To bardzo ciekawe, bo Galaxy Tab to taki sam wzór - też prostokąt, lekko owalne rogi, też z dużym ekranem na środku i też w kolorze czarnym. Do tego z tym samym systemem i interfejsem jak w smartfonach, więc i z takim samym układem i wyglądem ikon. Skoro więc smarfony Samsunga rzekomo łamią wzór przemysłowy Apple’a, a tablety oparte na tej samej idei wzoru już nie, to gdzie tu jakakolwiek konsekwentna logika?
W tej konkretnej sprawie w wątpliwość można poddać rolę samych ławników - ludzie wybierani do ławy przysięgłych nie są ekspertami i nie biorą pod uwagę wielu czynników, że coś jest oczywiste, że jest używane od dawna w wielu innych urządzeniach. Trudno od ludzi którzy się na tym nie znają, wymagać aby obiektywnie ocenili, czy jakiś produkt narusza wzór przemysłowy. A mimo to jednomyślnie ocenili...
Patenty jakimi walczyło Apple to również arcy-ciekawy temat. Jak wiemy, Samsung został ukarany między innymi za naruszenie patentów na bounce back, pinch to zoom czy znikający pasek przewijania. Problem w tym, że sąd pawdopodobnie w ogóle nie wziął pod uwagę zasadności tych zarzutów. Bo przecież żadnego z wymienionych rozwiązań Apple nie jest autorem, i istniały one zanim powstał iOS. Apple po prostu patentuje co się da, a co nie jest jeszcze opatentowane, bo pozwala im na to mocno niedoskonały system patentowy w USA. Jednak już zezwolenie przez wymiar sprawiedliwości, na walkę przed sądem tymi patentami oznacza zezwolenie na trolling patentowy. Część osób uważa, że Apple wcale nie zachowuje się jak troll patentowy, a jedynie broni swojej własności intelektualnej. Ale to nieprawda z prostej przyczyny. O obronie własności intelektualnej można by mówić, gdyby Apple konsekwentnie pozywało wszystkich wykorzystujących sporne rozwiązania. Jednak priorytety amerykańskiego koncernu są inne – on wykorzystuje owe patenty do osłabienia rywali, którzy mu realnie zagrażają, a ochrona własności intelektualnej jest tylko zasłoną dymną. Wielka szkoda, ze amerykański sąd na takie praktyki zezwolił, co zapewne będzie brzemienne w skutkach dla nas - konsumentów. Bo taki trolling patentowy przeczy zasadom zdrowej, wolnorynkowej konkurencji, co w prostej linii prowadzi do monopolu.
Uczciwość werdyktu
Zostawmy już wątpliwą zasadność zarzutów Apple’a i skupmy się na werdykcie końcowym. A brzmi on w skrócie tak – „Samsung całkowicie winny, Apple całkowice niewinne”.
Koreańczycy niemal na każdy zarzut ze strony Apple, odpowiadali kontr-zarzutem. Mieli do tego prawo, i z tego prawa skorzystali. Dla przykładu – Samsung od 2007 roku dysponuje bardzo ciekawym patentem technicznym na zmienność anten. Polega to mnie więcej na tym, że urządzenie wyposażone w dwie anteny, w momencie odbierania/nadawania sygnału korzysta naprzemiennie z jednej i drugiej anteny. Od pewnego czasu Apple korzysta z tego rozwiązania w iPhone, jednak nie uiściło z tytułu licencji ani centa. Co istotne, nie jest to patent z kategorii FRAND. Jeśli więc sąd uznał za słuszne zarzuty Apple, o rzekomym bezprawnym wykorzystaniu patentów przez Samsunga, to analogicznie powinien uznać słuszność oczywistych zarzutów wobec Apple. Mimo to okazało się, że z niewyjaśnionych przyczyn Apple nie narusza żadnego z patentów Samsunga. Żadnego, nawet tego oczywistego, na zmienność anten.
W identycznej sprawie toczącej się o to samo przed sądem w Seulu, wymiar sprawiedliwości okazał się znacznie bardziej obiektywny. Tam również obie strony zafiksowały na swoich argumentach, nie chcąc przy tym ustąpić ani o krok, za co zostały przykładnie ukarane. Nic nie powstrzymało sędziego w Korei przed dotkliwym ukaraniem również „swoich”, i takie rozstrzygnięcie sporu wydaje się być najbardziej sensowne.
Na zdrowy rozsądek, podobnie powinien się zakończyć proces w USA - obopólnymi karami., bo należą się i jednym i drugim. Nawet symboliczne ukaranie Apple złagodziłoby stronniczy wydźwięk wyroku.
Konkludując, w moim odczuciu, w tej sprawie największym przegranym nie jest Samsung, a właśnie amerykański wymiar sprawiedliwości, który poległ, nie potrafiąc wykazać się wymaganym przecież w sądownictwie obiektywizmem.