REKLAMA

Google potwierdza: tak, w Google Plus chodzi o reklamy

Kiedy tydzień temu pisałem o Google Plus, społecznościowym konkurencie Facebooka, do którego praktycznie nikt nie zagląda, postawiłem tezę, że bardzo krótki czas, jaki spędzają w serwisie użytkownicy (tylko 6 minut miesięcznie, gorzej nawet od MySpace) nie ma znaczenia, bo w Google Plus chodzi o reklamę i skuteczniejsze zbieranie informacji o użytkownikach. Minęło kilka dni i firma przyznała, że to właśnie jest najważniejsza funkcja Plusa.

Google potwierdza: tak, w Google Plus chodzi o reklamy
REKLAMA

- Obserwujemy 5-10 proc. wzrost click-through rate w przypadku każdej reklamy, która zawiera adnotację społecznościową (…). Jesteśmy w tym biznesie na tyle długo, by wiedzieć, że bardzo niewiele rzeczy podnosi CTR o 5-10 proc. – powiedział Vic Gundotra, szef działu społecznościowego Google w rozmowie z Nickiem Biltonem z „The New York Times”.

REKLAMA

Mówiąc krótko i dosadnie, Vic Gundotra oficjalnie zakończył czas wielkiej ściemy. Startując ze swoim serwisem społecznościowym Google nadmuchało balon oczekiwań i wcale nie wzbraniało się przed porównywaniem z Facebookiem. Firma nie protestowała, kiedy o Google Plus pisano i mówiono jako o potencjalnym „Facebook – killerze”. Google przyjęło zasady gry obowiązujące w społecznościowym biznesie, gdzie użytkownicy są wszystkim i zaczęło eksponować kolejne okrągłe liczby zarejestrowanych użytkowników – 10 milionów, 25 milionów i tak dalej. Jak jednak potwierdzają statystyki większość z nich rejestruje się w Plusie, zagląda do niego i wraca do niego wcale lub rzadko. Kiedy okazało się, że w skali globu użytkownicy Google Plus spędzają w serwisie zaledwie sześć minut miesięcznie (na Facebooku ponad 400), Google nagle uznało, że nie gra już w tej samej konkurencji co Facebook. Liczba użytkowników nie jest już wysuwana na pierwszy plan. Niewielu zauważyło, że Google Plus przekroczył barierę 100 mln zarejestrowanych osób.

Większość rozmowy z „NYC” Vic Gundotra poświęcił udowadnianiu, jak inny od wszystkiego, co do tej pory pojawiło się w sieci, jest Google Plus. Że to tylko początek transformacji Google. I, przede wszystkim, że małe zaangażowanie użytkowników w Google Plus nie sprawia, że społecznościowy produkt giganta jest porażką, ale wręcz przeciwnie.

Vic Gundotra jest bystrym facetem z globalnej menedżerskiej ekstraklasy i trudno się spodziewać, że po prostu palnął głupstwo w rozmowie z Nickiem Biltonem. Akurat ten dziennikarz „NYT” do szczególnie dociekliwych nie należy i choć pisze ciekawe teksty i książki, to nie spodziewam się, by tak mocno naciskał jednego z szefów Google, by wyciągnąć z niego to, czego on sam nie chciał powiedzieć. O co zatem chodzi? Czemu Google pośrednio przyznaje, że Google Plus to tylko wehikuł marketingowy, a nie prawdziwy serwis społecznościowy, a miarą jego sukcesu jest klikalność reklam?

REKLAMA

Moja hipoteza jest taka, że pan Gundotra i szefowie Google stanęli przed dylematem co zrobić z narastającą krytyką Google Plus. Firma nie ujawniała do tej pory żadnych statystyk na temat serwisu poza liczbą zarejestrowanych użytkowników. Teraz wychodzi na jaw, że wielu z zarejestrowanych z Google Plus po prostu nie korzysta. Firma nie może pokazać żadnych nowych atrakcyjnych statystyk na temat serwisu, bo po prostu ich nie ma. Dodatkowo, inwestorzy za chwilę zaczną pytać, czy ten projekt – pierwsza poważna inicjatywa za prezesury Larry’ego Page – ma w ogóle sens. Jedyne co w tej sytuacji można zrobić, to pokazać przynajmniej inwestorom, że Google Plus ma sens i przełożenie na podstawowy biznes Google, jakim są reklamy. Podsumowując, Google mówi: „może na razie nie nadgryźliśmy Facebooka, ale popatrzcie, Google Plus zwiększa CTR-y nawet o 10 proc., co się przekłada na takie a takie, konkretne pieniądze”.

Logiczne. I przy okazji bardzo szczere. Google jasno potwierdza, że serwisy społecznościowe w obecnym kształcie to przede wszystkim wehikuły marketingowo-reklamowe.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA