Tani iPad odpowiedzią na Kindle Fire? Raczej mało prawdopodobne
Świat obiegły wczoraj dwie istotne informacje dotyczące obecnego i… przyszłego tabletu produkowanego przez Apple. Z jednej z nich mogliśmy się dowiedzieć, że w świątecznych planach sprzedażowych dotyczących właśnie tego urządzenia mocno namieszał nowy tablet od Amazonu – Kindle Fire, natomiast według drugiej, (częściowo) w odpowiedzi na jego premierę i szokująco niską dla większości cenę, w przyszłym roku doczekamy się nie jednej, a dwóch nowych odsłon iPada. Pierwsza z nich, najprawdopodobniej z ekranem o podwyższonej rozdzielczości i nowych procesorem ma być produktem z najwyższej półki w ofercie Apple, natomiast kolejny, wraz z wyraźnie przecenionym iPadem 2, mają zaspokoić potrzeby klientów mniej wymagających lub mniej zamożnych, a ich ceny powinny wynosić w przypadku wersji najuboższych 299$ i 399$.
W ten sposób Apple miałby powalczyć na „całej szerokości rynku” – od niemal bezpośrednich starć z Kindle Fire i jego naśladowcami, którzy być może pojawia się w przyszłości, średniakami (lub po prostu nieco przecenionymi tabletami konkurencji) oraz pierwszą ligą, której członkowie charakteryzują się najlepszymi parametrami i przy tym stosunkowo wysoką ceną. W obydwu przypadkach wypada mieć jednak co najmniej bardzo poważne wątpliwości, zanim uwierzy się w faktyczną wartość tych informacji.
Oczywiście nie da się zaprzeczyć (i nikt tutaj nie będzie tego robił) sukcesowi Kindle Fire, który przebojem wdarł się na rynek, sprzedając się w najprawdopodobniej rekordowej jak na tablety z Androidem ilości, ucierając przy tym nosa największym producentom branży PC, którzy nie byli w stanie w większości poradzić sobie na tym polu. Kindle Fire jest po prostu udaną mieszanką ceny, marki, jakości i całego połączonego ekosystemu Amazonu i Androida i według najnowszych analiz, w okresie świątecznym (i poprzednich tygodniach od niedawnej premiery) zdołał odebrać Apple około miliona lub według niektórych – nawet 2 miliony potencjalnych klientów.
Brzmi rewelacyjnie, tyle tylko, że całą tę chętnie powtarzaną teorię trudno nazwać inaczej niż czystą spekulacją. Po pierwsze, nie wiemy tak naprawdę ile tabletów sprzedał Amazon – podana niedawno liczba czterech milionów sztuk dotyczyła bowiem wszystkich produktów oznaczonych logo „Kindle”. Z informacji udostępnionych przez producenta możemy jedynie wywnioskować, że Fire był spośród nich najpopularniejszy (czemu zresztą również nikt nie planuje zaprzeczyć), ale jaki był realny udział tego urządzenia w łącznych dostawach? Tego niestety nie wiemy.
Zakładając jednak, wariant optymistyczny, według którego sprzedanych zostałoby około 2-3 milionów KF (co, wydawać by się mogło, zostałoby raczej ogłoszone przez Amazon), przy podanych powyżej stratach ilości klientów ponoszonych teoretycznie przez Apple, oznaczałoby, że co trzecia lub nawet każda (!) osoba, która kupiła Fire, chciała wcześniej kupić iPada. I o ile faktycznie pierwszy z tych rezultatów jest całkiem prawdopodobny i pokrywa się z przeprowadzanymi niedawno na dość sporej grupie osób badaniami, o tyle w tym miejscu pojawia się kolejny problem – źródła danych.
Informacje na temat obniżonej o 1-2 miliony sprzedaży iPada, właśnie z powodu sukcesu Kindle Fire (głównie w okresie świątecznym), tak samo jak pierwotne prognozy są bowiem niczym innym niż… prognozami. Apple nie udostępniło do tej pory żadnych informacji na temat wyników za ostatni kwartał zeszłego roku, mogących dać podstawę do realnej analizy wpływu (który oczywiście miał miejsce) taniego tabletu od Amazonu, a i do tego potrzebowalibyśmy najprawdopodobniej również danych związanych ze światową (lub przynajmniej obejmującą rejon USA) sprzedażą wszystkich tabletów. Pozwoliłoby to również znaleźć odpowiedzi na pytania czy rynek tego typu urządzeń w dalszym ciągu rozwija się w takim tempie jak do tej pory, czy też ustabilizował się określony poziom sprzedaży kwartalnej i czy wszystkie kolejne tablety mogą już tylko podgryzać siebie nawzajem, a może jest jeszcze w stanie przyciągnąć nowe rzesze klientów? Po raz kolejny w tym przypadku pojawiają się wcześniejsze wyniki analiz, według których premiera Kindle Fire zwiększyła (i to bardzo wyraźnie, bo według niektórych nawet o połowę) zainteresowanie tabletami, co oznaczałoby, że z ostatecznymi wnioskami należałoby powstrzymać się, przynajmniej do publikacji ostatecznych, szczegółowych raportów obu firm.
Druga plotka, związana z wprowadzeniem na rynek dwóch nowych wersji iPada oraz utrzymaniem przy życiu modelu obecnego i zaoferowania pełnego przekroju cenowego, jest wprawdzie niezwykle atrakcyjna z konsumenckiego punktu widzenia, ale niestety praktycznie zupełnie nieprawdopodobna. Pomijając już samo źródło przecieku - Digitimes, które o ile w przypadku większości producentów myli się raczej rzadko, o tyle w przypadku Apple zdaje się strzelać na oślep, takie posunięcie całkowicie nie wpisuje się w dotychczasową strategię Apple dotyczącą urządzeń z iOS, która zapewniła im przecież jak do tej pory całkiem spory sukces (oraz które pozwoliły – do momentu premiery Fire – na ustalenie ceny tabletów).
Podobne „przecieki”, dotyczące – w obliczu coraz większej konkurencji ze strony tańszych urządzeń z Androidem – iPhone’a pojawiały się praktycznie przed każdą kolejną premierą. Miała być wersja „Nano”, „Mini”, etc, które oprócz ceny miałyby zaoferować nam nieco mniej wydajne podzespoły, nieco mniejszy ekran lub mniejszą rozdzielczość. Nic takiego jednak nie miało miejsca, nawet pomimo faktu, że pod kontrolą iOS pracuje na chwilę obecną o wiele mniej telefonów na całym świecie, niż ma to miejsce w przypadku systemu operacyjnego od Google. Nawet teoretyczne obniżki, dotykające co rok starszych generacji iPhone’ów były dość sprytnie zorganizowane i polegały głównie na wprowadzaniu tej samej wersji, ale z pomniejszoną o połowę pamięcią, w nieco niższej cenie. Wyjątkiem był praktycznie wyłącznie 3GS, którego cena została (dopiero po premierze 4S) ostatecznie obniżona do 0$ przy podpisywaniu dwuletniej umowy.
Nieco inna (choć nadal nie pasująca zbytnio do prognoz) była sytuacja z pierwszą generacją iPada, której pozostałości zostały przecenione w momencie premiery następcy do 399$ (w najtańszej wersji), po czym zaprzestano jej dalszej sprzedaży. Jeżeli Apple faktycznie zamierza powalczyć o rynek tańszych tabletów, to całkiem logicznym wydawałoby się rozwinięcie tej strategii i utrzymanie „dwójki” w swojej ofercie w cenie nieco niższej niż wydanie najnowsze. Różnica pomiędzy KF a iPadem 2 w dalszym ciągu pozostałaby całkiem widoczna, ale już nie tak bardzo, a jak obecnie, przy okazji zmuszając innych producentów do kolejnych zniżek (399$ nie byłoby już wtedy dla większości kuszącą ceną za nie-iPada). Wersja 8GB? Raczej mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę przeznaczenie i wykorzystanie tabletów, na których z zasady przechowujemy więcej danych i aplikacji niż na telefonie.
299$? Wiemy przecież co kocha Apple – uzasadnione lub nie, ale jednak – wysokie marże, które w przypadku iPada często sporo przekraczają (przynajmniej według teoretycznych obliczeń) 300$. Gdzie w takim przypadku byłoby miejsce na tak wysoki jednostkowy zysk? Owszem, w ten sposób Apple mogłoby zalać pewnie praktycznie cały rynek, wycinając praktycznie do „gołej ziemi” swoją dotychczasową konkurencję. Problemy w tym miejscu pojawiają się jednak dwa – po pierwsze Apple już zajmuje na nim zdecydowaną większość i prawdopodobnie nie odda jej do momentu, kiedy tablety z Windows 8 dojrzeją i będą atrakcyjne cenowo, a poza tym czy Apple na innych rynkach, które przynoszą mu przecież ogromne korzyści (komputery i smartfony) decydowało się w ostatnim czasie na podobne posunięcia? Raczej nie i pewnie tak będzie i przy okazji premiery nowego iPada.
Zdjęcia: engadget, unwiredview, toledoblade