Setki tysięcy iPodręczników już sprzedanych! Jednak przed nimi jeszcze daleka droga
Apple w czwartek zaprezentował swój pomysł na unowocześnienie szkolnictwa i dość konkretną propozycję dla idei self-publishing. Po weekendzie pojawiły się pierwsze dane sprzedaży nowych podręczników. W pierwsze 3 dni od debiutu podręczniki zostały pobrane 350 tysięcy razy.
Aktualnie dostępnych jest 8 pięknie wyglądających podręczników, z czego 7 kosztuje 14,99 dol. Liczba ocen i komentarzy świadczą o tym, że po te wydania sięgały w weekend tysiące osób. 350 tysięcy egzemplarzy to pewnie wynik nowości rynkowej i chęci sprawdzenia czy Apple rzeczywiście zrewolucjonizował rynek podręczników szkolnych. Trudno oczekiwać by ta tendencja się utrzymała, jednak chyba każde z polskich wydawnictw marzyłoby o tym, aby w środku roku szkolnego sprzedać tyle podręczników. Ważne jednak by pierwszy boom nie przysłonił dalekiej drogi do cyfrowej rewolucji szkolnictwa.
Przekartkowanie „Life on Earth” pozwala sobie wyrobić pierwsze wrażenie i wizję dalszej przyszłości możliwości jakie zaoferowało wydawcom i nauczycielom Apple. To podręcznik naszych czasów, odpowiadający dzisiejszym zapotrzebowaniom odnośnie podziału treści na te tekstowe i multimedialne, pozwalający przy okazji w łatwy sposób podkreślić interesujące nas fragmenty i zrobić odpowiednie notatki.
Dzisiejsza młodzież jest znudzona, czy to w podstawówce czy na studiach. Trudno jest wysiedzieć 7-latkowi w ławce 45 minut, a studentowi 90 na wykładzie. Szkoła to nie teatr, plac zabaw czy cyrk. Jednak elementy połączenia nauki z zabawą mogłyby pojawić się na każdym szczeblu. Przede wszystkim jednak ważna jest interakcja i zaciekawienie odbiorcy, co w dobie upadku autorytetu nauczyciela/wykładowcy (często dzięki ich usilnym staraniom) jest niezwykle trudne.
iPodręczniki są pewnego rodzaju lekarstwem - potrafią zainteresować i to w taki sposób, że interaktywne plansze pozwalają na odkrywanie każdego elementu z osobna. To fantastyczne możliwości, które jednocześnie ułatwiają sprawę nauczycielom, którzy zamiast wysilić się by zaciekawić ucznia, pozwolą mu na korzystanie z iPada podczas lekcji.
Tabletowa rewolucja do szkół kiedyś nadejdzie, może przyjdzie nam na nią czekać jeszcze dekadę, jednak trudno nie sądzić, by ciężkie podręczniki nie zostały w końcu wyparte poręcznymi i wygodniejszymi urządzeniami. Jednak zanim to nastąpi, warto zastanowić się nad jednym ważnym aspektem tabletów. Dziś iPad dla większości to urządzenie konsumpcyjne, wciąż niewielu z jego posiadaczy opanowało sztukę szybkiego pisania na wirtualnej klawiaturze. Trudno wyobrazić sobie iPada jedynie jako podręcznik, z założenia powinien on zastępować zarówno podręcznik jak i zeszyt ćwiczeń oraz notatnik.
Podręcznikowa rewolucja Apple to kolejny raz problem zamkniętej platformy. O ile w domu każdy może sam zadecydować z jakiej platformy chce korzystać, o tyle w przyszłej cyfrowej erze szkolnictwa może być różnie. Czy w przyszłości dojdzie do podziału szkół na te, które wybrały platformę Apple i te gdzie podręczniki będą dostępne na znacznie bardziej otwartym systemie Android? Wydaje się być to dość absurdalne rozwiązanie. Jednak trudno wyobrazić sobie, by cała edukacja opierała się jedynie na tabletach Apple. Nie obędzie się bez głośnych sprzeciwów jeśli szkoła nakaże używać sprzętu tylko jednego producenta.
Chociaż dziś sytuacja z podręcznikami jest podobna. Na rynku istnieje wiele podręczników spełniających wymogi programowe. Jednak często o wyborze konkretnego wydawnictwa decydują układy czy własne preferencje nauczyciela. Także teraz nie jest to do końca jasna sytuacja, tylko że podręczniki kosztują kilkadziesiąt złotych, a tablety nawet jeśli byłyby subsydiowane będą kosztować setki, o ile nie tysiące.
Na razie przed cyfryzacją szkół jest jeszcze więcej znaków zapytania niż gotowych odpowiedzi. Naczelnym problemem jest fakt, że o przyszłość szkolnictwa pragną troszczyć się technologiczni giganci, a nie państwa czy sami nauczyciele. W końcu to tym dwóm ostatnim powinno bardziej zależeć na wychowaniu przyszłych pokoleń.