Xoom 2 - mogło być pięknie, a wyjdzie... jak poprzednio
Motorola Xoom miała być rewolucją. Miała być tabletem lepszym i innym od iPada, który nie miał wtedy praktycznie żadnej konkurencji. Dzięki odmienionej wersji Androida zoptymalizowanej do pracy na tabletach miała zdobyć rynek, rozkochać w sobie użytkowników i pokazać, kto tak naprawdę potrafi stworzyć nowoczesny system dla najnowocześniejszych urządzeń. Okazała się jednak całkowitą porażką, od momentu premiery nie przekraczając nawet miliona dostarczonych (!) egzemplarzy. Nie bądźmy jednak okrutni – każdemu bez wyjątku może przytrafić się wpadka, zwłaszcza jeśli wchodzi w segment pod wieloma względami dla niego zupełnie nowy. W związku z tym, że do tej pory żaden z producentów tabletów z Androidem nie zdobył jeszcze większej przewagi na tym rynku, Motorola miała ogromną szansę, aby naprawić swój błąd i zacząć piąć się na szczyt. Pomóc w tym miały dwie premiery ostatnich dni – Motorola Xoom 2 i Motorola Xoom 2 Media Edition. Problem jedynie w tym, że żaden z nich nie będzie w stanie nic zmienić.
Jakie są nowe Xoom’y widzi każdy – przede wszystkim lżejsze i cieńsze od oryginału, a do tego dostępne w dwóch odmianach – 8,2” oraz standardowe 10’1”. W obydwu przypadkach serce urządzenia stanowi dwurdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2GHz (1.0 GHZ w poprzednim wydaniu) i 1GB pamięci RAM. Przestrzeń na multimedia zapewni nam wbudowana pamięć o wielkości co najmniej 16GB, a łączność ze światem Bluetooth i WiFi. Do tego wszystkiego nieco zmienił się wygląd tabletów, nawiązując do nowej serii smartfonów – RAZR, czyniąc w ten sposób portfolio producenta o wiele spójniejszym. Wszystko byłoby więc w teorii dobrze – nowe Xoomy są szybkie, poręczniejsze i atrakcyjniejsze, gdyby nie fakt, że Motorola przy swoich premierach przegapiła kilka okazji, które mogłyby sprawić, że jej urządzenia byłyby naprawdę wyjątkowe. Bo niestety nie są ani trochę.
Amerykańskiemu producentowi przyświecała przy projektowaniu swoich nowych tabletów dość dziwna idea – zrobić coś, co nie będzie posiadało niczego, pozwalającego wysunąć się przed szereg nudnych, niemal identycznych tabletów z Androidem. Zabrano więc chociażby jeden drobny element – wejście na karty pamięci, z którym Motorola przez dość długi czas miała poważny problem. Teoretycznie można się spierać, na ile istotny jest taki dodatek, ale dla tych, którzy niekoniecznie chcą lub mają czas na przesyłanie wszystkiego bezprzewodowo (lub ich urządzenia, np. aparaty, nie mają takiej możliwości) był to jeden z powodów, dla których mogli się zdecydować właśnie na pierwszego Xooma. W świecie pełnym pozornie takich samych produktów, nawet najmniejszy detal może ostatecznie przesądzić o tym, na co wydamy nasze pieniądze.
Na żadnym z nowych Xoom’ów nie zobaczymy także przez najbliższe tygodnie Androida 4.0. Oczywiście jest to fakt całkowicie zrozumiały, w związku z tym, że pierwszeństwo w drodze na rynek z tym systemem należy niezaprzeczalnie do Samsunga Galaxy Nexus. Pytanie tylko, po co w takim razie Motorola wprowadza swoje tablety na rynku akurat teraz, zamiast odczekać kilka tygodni, które dzielą nas od obiecanej aktualizacji Xoom 2 i Xoom 2 ME do Ice Cream Sandwich? Naprawdę ciężko jest założyć, że w sprzedaży wyraźnie pomoże nawet świąteczne szaleństwo i to na tę okazję spieszono się z wprowadzeniem urządzenia na rynek.
Powód? Oprócz braku najnowszego Androida, który w końcu ma przynieść zapowiadaną przez Google rewolucję i „połączyć” system tabletów z systemem smartfonów, jest on czysto „biznesowy”. Tym razem Motorola zdecydowała się wprawdzie na wprowadzenie 16GB wersji swojego tabletu, wycenianej taniej niż najnowszy iPad w podobnej konfiguracji, ale różnica w cenie wynosi zaledwie… 19 funtów. Trochę niewiele, żeby móc faktycznie powalczyć cenowo z największym konkurentem na rynku. Oryginalna Motorola Xoom również teoretycznie nie była przecież droższa od iPada – po prostu „najmniejsza” odmiana wyposażona była w większą ilość pamięci (32GB), przez co wersje „bazowe” dzieliła dość spora różnica (cena iPada 32GB i Xoom 32GB była praktycznie identyczna).
Amerykanie najwyraźniej nie wzięli do siebie wyników badań, według których klienci nie do końca zdecydowani na tablet jakiegokolwiek producenta, będą rozważać urządzenia z Androidem pod warunkiem, że będą one o co najmniej 100$ tańsze. Jeśli te badania byłyby niewystarczające, wystarczy spojrzeć na Kindle Fire, który prawdopodobnie w najbliższym czasie jako jedyny tablet z Androidem będzie w stanie osiągnąć wymierny sukces sprzedażowy. Nikt oczywiście nie zmusza Motoroli do sprzedawania swoich produktów z najwyższej półki za 199$, ale prawda jest taka, że za praktycznie tyle samo co iPada, nie da się sprzedać zbyt wiele.
Pewną nadzieję można pokładać jeszcze w Xoomie 2 ME, który w cenie 330 funtów jest prawdopodobniej jednym z najtańszych urządzeń z dobrymi parametrami i ekranem o tej przekątnej. Niestety do tej pory chyba żadnemu producentowi nie udało się przekonać klientów, że jakikolwiek inny rozmiar oprócz „około 10 cali” będzie słuszny dla tabletu.
Czym są więc nowe tablety od Motoroli? Solidnymi tabletami na Androidzie, w przyzwoitej cenie i z perspektywą aktualizacji do czwartej odsłony systemu operacyjnego od Google. Problem tylko w tym, że ponowna próba wejścia amerykańskiego producenta na rynek tym razem nie jest przedwczesna a zbyt późna. Podobnych urządzeń jest już na rynku sporo, większość z nich także otrzyma ICS a przy tym zdążyły się już całkiem dobrze zadomowić i zebrać lepsze lub gorsze opinie na swój temat. Nikt już nie ekscytuje się kolejną premierą dwurdzeniowego tabletu z Androidem 3.x, skoro za rogiem czają się przecież już czterordzeniowce. Co mogła zrobić Motorola? Poczekać cierpliwie na premierę ICS lub przynajmniej nie zabierać z oryginalnego wydania tego, co czyniło je choć trochę wyjątkowym.