REKLAMA

Do czego właściwie potrzebny mi tablet?

28.09.2011 08.37
Do czego właściwie potrzebny mi tablet?
REKLAMA
REKLAMA

Tablet jest „fajny” – o tym wie każdy. Tablet jest teraz modny i jest najpoważniejszym zwiastunem ery post-PC, zastępując w wielu sytuacjach komputer. Tablet jest wreszcie użyteczny, poręczny, wygodny i potrafi praktycznie wszystko. Problem w tym, że od samego początku tabletowej mody, kiedy to zdecydowałem się na zakup pierwszego iPada, aż do teraz, kiedy na moim biurku z miesiąca na miesiąc „lądują” kolejne urządzenia tego typu – nie mam pojęcia do czego dokładnie są mi potrzebne i czy są mi w ogóle potrzebne do czegokolwiek.

Nie można powiedzieć, że nie próbowałem – starałem się i staram się dalej, ale nie potrafię znaleźć w mojej przestrzeni prawdziwego – nie sztucznie tworzonego – miejsca, gdzie tablet byłby naprawdę „nie do ruszenia”.

Próbowałem używać tabletu zamiast laptopa – nie na co dzień, a na wyjazdach prywatnych, konferencjach, etc. – nie udało się. W każdym z przypadków okazywał się w pewnym momencie niestety tylko balastem. Owszem, w porównaniu do mojego 14-calowego laptopa każdy z nich był ultra-mobilny, ale był też niestety ultra-ograniczony. Można powiedzieć, że przyszłość jest w „chmurze” i nikt już nie potrzebuje złącza USB czy FireWire. Niestety moja kamera o tym nie wie (a jeśli wie to nie dostosowała się do sytuacji) i nagrania z ważnych targów musiały pozostać „lokalne” aż do powrotu do domu. A przecież prawie 15% uczestników niedawnej ankiety chce zastąpić swój komputer/laptopa/netbooka właśnie tabletem.

Próbowałem na tablecie czytać książki, zwłaszcza że przyzwyczaiłem się do czytania nawet na mniejszym ekranie telefonu (choć oczywiście nie była to moja ulubiona forma tej aktywności). Wytrzymałem miesiąc, drugi miesiąc i… zamówiłem Kindle. Po pierwszym kontakcie z nim wiem, że już nigdy nie spróbuję czytać na niczym co ma ekran w technologii innej niż e-ink (chyba że… nowszy e-ink). Do tego dochodzi rozmiar znakomitej większości tabletów dostępnych obecnie na rynku – około 10”. W żadnym przypadku nie wydawało mi się to rozmiarem wygodnym do czytania. Najlepiej w roli „mobilnej cyfrowej książki” spisywały się dwa „maluchy” – Galaxy Tab i PlayBook, posiadające rozmiary zbliżone do ostatniego modelu Kindle. Niestety po dłuższej przygodzie z tej roli wykluczył je właśnie „błyszczący” ekran.

Próbowałem wykorzystać tablet zamiast konsoli (której tak naprawdę nigdy nie miałem). Tutaj znowu pojawiał się problem rozmiaru – 10” iPada nie jest w pełni wykorzystane jeśli chodzi o potencjalnie atrakcyjne gry strategiczne, natomiast jeśli zapragniemy pograć w coś z kategorii „akcja” (np. Asphalt), dość szybko po prostu się zmęczymy. Tutaj znowu wygrywałyby tablety 7-calowe, gdyby nie fakt… braku szerokiego wyboru gier. W Need For Speed i Dead Space na PlayBooku grało się naprawdę wyśmienicie, jednak tylko do czasu, kiedy ukończyło się obydwa tytuły. Ostatecznie moje zamiłowanie do grania na tabletach uśmierciła jedna (tak, zaledwie jedna) próba przypomnienia sobie jak gra się na zwykłym komputerze (tym „post”). Przepaść pomiędzy platformami była jednak zbyt ogromna.

Próbowałem korzystać na tabletach z tego, z czego korzysta większość uczestników przywoływanej wcześniej ankiety – z internetu. W tym przypadku nie było już tak źle, ale łapałem się na tym, że jeśli tylko miałem w pobliżu komputer, to właśnie jego uruchamiałem do wędrówki po sieciowych portalach. Tablet uruchamiam tylko w przypadkach, kiedy jest to po prostu odrobinę wygodniejsze, czyli w moim przypadku potwierdziła się teza „urządzenia kanapowego”.

Oczywiście, znajdzie się zapewne spore grono klientów, dla których tablet – niezależnie od formy i przekątnej ekranu – będzie wartościowym dodatkiem ułatwiającym wykonywanie codziennych obowiązków. Wyniki badań wskazują jednak jednoznacznie – prawie2/3 kupujacych nie ma większych złudzeń co do zastosowania swojego nowego nabytku – będzie on pełnił rolę nowej zabawki, nabytej głównie z ciekawości.

Jestem w stanie zgodzić się jednak z jednym – tablet, niezależnie od tego czy był to Galaxy, PlayBook czy iPad, dość wyraźnie zmieniły sposób w który „konsumuję” część internetu i to tę część, związana bezpośrednio z moją „pracą” – obejmującą wszelkiego rodzaju nowości i wiadomości z naszej branży. Kolejne aplikacje przetwarzające moje informacje z kanałów RSS, Twittera czy Facebook albo na ich podstawie dobierające nowe treści sprawiły, że poczułem się jakbym codziennie rano, w południe i wieczorem otrzymywał wydawaną specjalnie dla mnie (i tylko dla mnie) gazetę, pełną zarówno informacji jak i inspiracji. Bez niepotrzebnych kolumn i działów, których wiem – jeszcze przed otwarciem – że nie przeczytam. W tym miejscu warte przeczytania jest dla mnie wszystko, co tylko zostanie wyświetlone.

Jeśli takie aplikacje pojawiły by się kiedykolwiek na mój poczciwy komputer, z pewnością poważnie rozważyłbym zakończenie moich poszukiwań „sensu życia tabletów” (przynajmniej w ich obecnej formie*). A na razie chyba nie mam wyboru – pozostaje mi zaleganie na kanapie z moją spersonalizowaną gazetą i chłonięcie tego, co zostanie mi zaserwowane przez nią na dziś…

*) Chyba, że w końcu znajdę tablet, który będzie w stanie przejąć o wiele więcej funkcji mojego laptopa.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA