REKLAMA

Chromebook - świetna druga maszyna dla internetowego geeka (test Spider's Web)

11.07.2011 07.17
Chromebook – świetna druga maszyna dla internetowego geeka (test Spider’s Web)
REKLAMA
REKLAMA

Od ponad dwóch tygodni intensywnie testuję Chromebooka od Samsunga i mam bardzo niejednoznaczne odczucia – z jednej strony wydaje mi się, że rzeczywiście istnieje życie tylko w przeglądarce internetowej i bez Findera (czy tam Explorera), lecz z drugiej nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, w której komputer z Chrome OS mógłby być moją główną maszyną. Na dzień dzisiejszy Chromebook wydaje mi się także komputerem jedynie dla internetowych geeków potrafiących wycisnąć z niego na tyle dużo, że zminimalizowane są jego oczywiste braki. Jeśli jednak miałbym zrobić prywatny ranking drugich komputerów użytkownika, to Chromebook byłby w nim wyżej od… tabletu.

Google może sobie opowiadać w materiałach promocyjnych, że Chrome OS to alternatywa dla Windowsa i w domyśle pozycjonować swój system w segmencie korporacyjno-edukacyjnym, ale prawda jest taka, że na razie komputery wyposażone w system Chrome OS wydają się być nieco ułomne. Głównie ze względu na bardzo ubogi tryb offline w Chrome OS oraz to, że po wyjęciu z pudełka system jest bardzo ograniczony i trzeba go trochę dopieścić, aby w miarę komfortowo na nim pracować. Jeśli nie masz połączenia internetowego, albo jest ono bardzo słabej jakości, Chromebook nie na wiele się zda. A skoro Chrome OS to mobilny system operacyjny, to Chromebooki należy oceniać właśnie w kategoriach przydatności w kontekście mobilnym.

Surfowanie w internecie, poczta e-mail, zdjęcia, YouTube, czat, sieci społecznościowe, kalendarz, prosta edycja tekstu – to 90% kontekstów w jakim używają dziś ludzie komputera. I wszystko to świetnie obsługuje Chrome OS pod warunkiem, że masz dostęp do internetu. Jeśli nie masz, to w zasadzie nic nie zrobisz. Ma się to wkrótce zmienić, bo podczas europejskiej premiery Chromebooka Samsunga, przedstawiciele Google’a powtarzali, że tryb pracy offline kluczowych usług tj. Gmail, Kalendarz czy Dokumenty będzie udostępniony jeszcze tego lata. Na razie jednak w tym względzie Chrome OS wydaje się kuleć najbardziej. W trybie offline nie da się bowiem włączyć nawet edytora tekstu w Google Docs, a dla kogoś takiego jak ja, który pisze non-stop, to prawdziwy dramat…

Chociaż z drugiej strony w trybie offline byłem ostatnio nieco dłużej niż parę chwil zapewne w 2007 roku, więc jakiegoś super dramatu nie ma (powyższe uwagi to głównie w kontekście innych osób, które wcale nie muszą mieć świra tak jak ja na stałe bycie online). I nie przeszkadza mi nawet to, że w moim egzemplarzu komputerka Samsunga od początku nie działał slot na kartę SIM (nie da się jej tam włożyć, bo zatrzask, który by ją w środku utrzymywał po prostu nie działa) przez co nie byłem w stanie skorzystać z budowanego modułu 3G. Od czego jednak mam smartfona z Androidem i jego świetną funkcją tworzenia osobistych hot-spotów? W rezultacie zawsze byłem online (jeśli nie liczyć czasu podróży pociągiem do Warszawy, kiedy częściej się jest poza zasięgiem sieci komórkowej niż w jej zasięgu…) z dostępem do wszystkich podstawowych usług sieciowych.

Jestem w internetowej chmurze od dawna – e-mail, kalendarz, notatki, pliki, komunikatory, dokumenty, muzyka, zdjęcia, filmy – wszystko w znacznej części trzymam w internecie. Dlatego konfiguracja komputera z Chrome OS zajęła mi nie więcej niż 3 minuty. Wystarczyło bowiem zalogować się do swojego konta Google oraz do innych usług sieciowych, by mieć dostęp do zdecydowanej większości zasobów, z których na co dzień korzystam. Kompletnie niczego mi tu nie brakuje, bo – jak pokazała mi Ewa – nawet z mojego podstawowego komunikatora Skype’a można korzystać via przeglądarka internetowa.

Choć o zaletach Chrome OS od dawna wiedziałem, to i tak zrobiły na mnie niesamowite wrażenie w trakcie korzystania z niego. System włącza się dosłownie w kilka sekund. To piekielnie miłe uczucie mieć pełną kontrolę nad systemem w 10 sekund od wciśnięcia przycisku ‚power’. I co najbardziej niesamowite – ktokolwiek weźmie mojego Chromebooka może dotrzeć do swoich własnych zasobów sieciowych w dokładnie tym samym czasie.

Albo inna sprawa – cokolwiek doinstaluję na Chromie w Chromebooku: aplikację web, czy rozszerzenie, to dokładnie chwilę później w magiczny sposób mam dokładnie to samo w przeglądarce Chrome w moim Maku. Wiem, że to żadna nowość w dobie technologicznej chmury, ale jednak w codziennym użyciu obu platform niesamowicie miłe to uczucie (szczególnie gdy włączymy sobie oba komputery w jednym czasie…).

Wbrew moim obawom, wszystko co potrzeba w komputerze da się w Chrome OS zrobić – chcesz obejrzeć film, który masz na dysku przenośnym? Nie ma sprawy. Podepnij go via USB lub kartę pamięci SD i gotowe. Chcesz otworzyć dokument tekstowy, zdjęcia, plik mp3? Nie ma sprawy – podepnij dysk zewnętrzny i na karcie przeglądarki Chrome znajdziesz do nich dostęp. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale Chrome OS ma także coś w rodzaju menedżera plików – wystarczy wcisnąć jednocześnie CTRL oraz M by dotrzeć do zawartości lokalnego dysku.

Jedyne czego mi tu brakuje, to natywny system współdzielenia ekranu pomiędzy aplikacje w tzw. panelach. Dla osoby piszącej to kluczowa sprawa – zawsze bowiem z edytora tekstu korzystam niejako nad przeglądarką internetową, w której załadowana jest czy to strona internetowa, czy czytnik RSS. W Chrome OS jest z tym kłopot. Wprawdzie jest aplikacja Scratchpad, która działa w panelu i na dodatek działa offline, ale pisanie w niej dłuższego niż krótkiego, jedno-akapitowego tekstu jest trudne. Od czego jednak są zasoby Chrome WebStore – można z niego pobrać świetne rozszerzenie Panelize, dzięki któremu z dowolnej strony internetowej (choćby z Google Docs) zrobimy panel rezydujący w oknie przeglądarki nad wszystkimi aktywnymi kartami. To jednak wiedza dość specjalistyczna – przeciętny użytkownik raczej rozszerzenia Panelize nie znajdzie. I będzie miał problem.

Samsung to Wielki Kopista Apple – to stwierdzenie nie do końca należy traktować jako obelgę. Chromebook Samsunga wygląda jak MacBook, tylko że… podobieństwa kończą się na estetyce wykonania. W tym przypadku też mam trudności aby jednoznacznie sklasyfikować to, co myślę o Chromebooku Samsunga (model Series 5, WiFi + 3G, procesor Intel Atom 1,66GHz, 2GB pamięci RAM i 16GB dysk SSD). Jak się na niego patrzy, wygląda cudnie. Piękna, schludna bryła o zmysłowym kształcie, ze świetnie zasygnalizowanymi logotypami Samsunga i Chrome, białą klapką i doskonale wyglądającą klawiaturą. Ale jak się już Chromebooka odpali i zacznie używać, to braki dają się zauważyć.

Jest bardzo plastikowo i jakoś tak ‘miękko’. Nie potrafię do końca określić co jest nie tak, ale coś jest – tu po prostu czuć, że materiały wykończeniowe nie należą do najlepszych w swojej klasie. Z drugiej strony, może właśnie tak ma tu być by utrzymać bardzo małą wagę urządzenia. 1,5 kg to naprawdę niewiele, a dla urządzenia mobilnego bardzo istotny jest komfort wagowy.

Klawiatura jest duża i w miarę wygodna, ale będąc przyzwyczajonym do klawiatury w Maku miałem spore trudności z szybkim pisaniem, ponieważ rozkład klawiszy jest nieco inny (konia z rzędem temu kto szybko odkryje jak wpisać symbol @), a i komfort stukania w klawisze jest tu dużo mniejszy niż w MacBooku. Gładzik jest pokaźnych rozmiarów, ale jego działanie to największe rozczarowanie Chromebooka Samsunga – jest bardzo wolny, kompletnie nie intuicyjny oraz nie obsługuje gestów.

12” ekran wydaje się być idealny dla tak małego komputerka, ale wyświetlane w nim kolory – mimo że to technologia SuperBright LED – jakoś odstają od tego, do czego przyzwyczajony jestem na Maku. I tak dalej, i tak dalej – mógłbym tak jeszcze trochę wymieniać.

Chromebook ma jednak jedną wielką zaletę – długość pracy na baterii. Producent podaje 8,5 h ciągłej pracy, ale w normalnym użytkowaniu możemy wycisnąć dużo dużo więcej. To trochę tak jak z iPadem, kompletnie nie musisz się martwić o stan baterii – choć byś nie wiem co robił z komputerem, bateria zawsze wytrzyma cały dzień roboczy. Jeśli – jak ja – używać będziesz Chromebooka jako swojej drugiej maszyny, może zdarzyć się i tak, że baterii nie będziesz musiał ładować przez kilka dni. Ach, gdyby równie dobrze było dziś w smartfonach!

I tak to wygląda – Chromebook z systemem Chrome OS raczej nie może być traktowany jako główny komputer użytkownika ze względu na szereg trudności, które napotkamy w codziennym jego użytkowaniu. Ale jako drugą maszynę wybieram jednak jego, a nie tablet. Fizyczna klawiatura oraz mimo wszystko interfejs do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień korzystając z komputerów zdecydowanie lepiej przyda się do pracy dziennikarsko-blogowej niż tablet. Można zaryzykować stwierdzenie, że z urządzeń mobilnych nowego typu tablety są bardziej do zabawy, a Chromebooki bardziej do pracy.

Ja używam Chromebooka głównie w podróży i niczego mi w nim nie brakuje, ale zdaję sobie sprawę z tego, że dla przeciętnego użytkownika, który nie polega w całości na technologicznej chmurze, który nie ma chęci i czasu na wyszukiwanie usprawniających pracę tego komputerka rozszerzeń i aplikacji, może on być niewystarczający w każdym calu.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA