REKLAMA

Blog Day 2010, czyli rozterki blogowicza

Od kilku lat 31 sierpnia obchodzony jest Światowy Dzień Blogów. Fajna inicjatywa, która ma na celu promocję ciekawych blogów. Poprzez zasadę, że promuje się przede wszystkim blogi nie ze swojego tematycznego podwórka, jest duża szansa, że trafi się na coś, czego się wcześnie nie znało. Lubię tę zabawę, bo lubię dobre blogi. 31 sierpnia to chyba jedyny czas w roku, kiedy polując na wpisy Blog Day 2010 odkrywam nowe miejsca w sieci.

Blog Day 2010, czyli rozterki blogowicza
REKLAMA

Rok temu rekomendowałem pięć polskich blogów. Cztery z nich ciągle aktywnie nadają, choć szczerze wyznam, że nie wszystkie z nich darzę tak samo gorącym uczuciem jak rok temu. I numer jeden na mojej liście z zeszłego roku zamilkł już chyba na dobre. Po tym jak Apple wypuścił na rynek iPada, autor Fotogenii, Bartek Skowronek, systematycznie tracił zainteresowanie opisywaniem fenomenu jabłka. W końcu najpierw poczynił niewybredną wycieczkę w stosunku do kolegów blogerów z Makowego podwórka, potem wytłuścił o co mu chodzi i zamilkł. Choć furtkę zostawił. Może jeszcze napisze. Fajnie by było, bo pisać potrafi jak niewielu.

REKLAMA

Blogowanie to nie jest proste zajęcie, szczególnie jeśli polega na przedstawianiu opinii, a nie kopiowaniu newsów z innych źródeł. Szczególnie dla kogoś, kto pisze codziennie, lub co najmniej kilka razy w tygodniu. Pierwsze zachłyśnięcie się pomysłem, ekscytacja związana z tworzeniem, pierwszych kilku stałych czytelników i miłych komentarzy to mocny narkotyk, który trzyma na haju stosunkowo długo. Ale potem przychodzi ciężka praca: codzienne żmudne przeglądanie źródeł w celu inspiracji, detaliczne zbieranie materiałów, kolekcjonowanie istotnych danych, pomysłów, zapisywanie krótkich opinii, które użyje się w tekście za tydzień.

Bloger piszący codziennie żyje blogiem, nawet wtedy, gdy nie pisze. Jadąc samochodem tworzy notatki głosowe, bo zrozumiał coś bardzo istotnego, czym musi podzielić się ze swoimi czytelnikami w kolejnym wpisie. Zarwie noc, bo gdzieś na drugim końcu oceanu odbywa się istotne dla tematyki jego bloga wydarzenie, które po prostu musi szybko zanalizować i skomentować. Weźmie komputer i zapewni stały dostęp do internetu na prywatnym weekendowym wyjeździe by być blisko bloga: komentarzy, pomysłów na kolejne wpisy, czasu na ważny poniedziałkowy wpis, gdy ruch w internecie budzi się po dwudniowym marazmie. I to wszystko zazwyczaj za nic w sensie materialnym. Ale bloger się nie skarży, bo nie o dobra materialne tu chodzi.

Takich blogerów lubię, bo sam takim blogerem jestem.

Mój Blog Day 2010:

Blog Michała Okońskiego, sekretarza redakcji "Tygodnika Powszechnego". Okoński pisze o futbolu z punktu widzenia analityka i chłodnej wiedzy, czyli tak jak niewielu w zalewie emocji przelewanych na ekran komputera na rozlicznych piłkarskich blogach. Czasami trochę przynudza, zbytnio przeciąga wpisy, ale uwielbiam jego fascynację Tottenham Hotspur. Czemu wybrał akurat Tottenham? Nie wiem; w Londynie są co najmniej dwa inne kluby, które z pewnością byłyby dużo wdzięczniejszym tematem do codziennej fascynacji. Ba, sam zdecydowanie bardziej lubię oglądać mecze Chelsea. Czytam jednak głównie o Tottehamie. U Okońskiego.

Blog po angielsku anonimowej blogerki z Oxbridge - czyli albo z Oxford albo z Cambridge. Niech tytuł bloga Was nie zmyli - to nie jest soft-porn w wydaniu tekstowym. To przejmujący obraz stosunków międzyludzkich dzisiejszych dwudziestoparolatków w Wielkiej Brytanii. Autorka ma dar opisywania swoich historii miłosnych w tak obrazowy i jednocześnie detaliczny sposób, że czasem mogą piętrzyć się znaki zapytania, czy aby blog nie jest żartem jakiegoś wybitnego angielskiego pisarza. Nieważne, może i jest. Przede wszystkim jest to jednak pięknie pisany pamiętnik, który definiuje dzisiejsze postrzegane miłości, seksu, przyjaźni i koleżeństwa przez najmłodsze dorosłe pokolenie.

Blog Pawła Opydo. O technologii i Apple'u przede wszystkim. Tematyka podobna do mojej, ale zupełnie inny to blog niż przemkaspidera na Spider's Web. Opydo zmienił niedawno charakter swoich wpisów na ten u Grubera. I - ku mojemu zaskoczeniu - wyszło na dobre. Krótkie, zwięzłe wpisy wychodzą Opydo dużo lepiej niż rozbudowane, przekrojowe dzieła. Ma celne, mocne spostrzeżenia, których - choć to zazwyczaj tematy, które i mnie interesują - sam nie zauważam. A przy okazji jest bezczelny, ma cięty język i charakter sprzedawcy. To ostatnie wkurza mnie najbardziej, bo ja go nie mam. Ale czytam go regularnie, bo jak nikt potrafi albo podnieść mi ciśnienie ze złości, albo rozbawić, albo zdegustować.

REKLAMA

Nie wiem, czy to blog, czy zwykły pamiętnik, ale pisze go największy myśliciel wśród współcześnie żyjących gitarzystów i najlepszy gitarzysta wśród współcześnie żyjących myślicieli - Robert Fripp. Znany również jako Karmazynowy Król. Jego blog jest tak matematyczny jak struktury jego solówek gitarowych w ostatnich dwudziestu latach twórczości King Crimson. Jednak pośród tych logicznych łamigłówek wyłania się obraz człowieka w pełni kontrolującego swoje życie, często w totalnej opozycji do tego, czego zewnętrzny świat oczekiwałby od człowieka. Muszę przyznać - mam przestoje w czytaniu Frippa. Ale zawsze do niego wracam, bo jest w jego codziennym opisywaniu życia, myśli i twórczości coś, co działa jak magnes. Starzeję się z Frippem. Widzę to po tym, że co raz mniej mnie u niego wkurza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA