Lato bez pamięci. Dlaczego twoje dziecko nie zapamięta tych wakacji?

Życie bez wspomnień, nawet tych nienajlepszych, byłoby nieznośnie puste. W końcu to doświadczenia i to jak je pamiętamy kształtują naszą tożsamość. Jednak dziś nowe technologie mocno wpływają na nasze wspomnienia. Rolek z TikToka nie zapamiętamy, a przeżycie możemy. 

fot. Jorm Sangsorn/Shutterstock

Jedno z moich najważniejszych wspomnień z letnich wakacji z dzieciństwa ma słodko-gorzki smak.

Rodzice na wiejskim festynie kupili mi zabawkę. Piszczała i grała melodyjkę. Miała sporo klawiszy, a przede wszystkim nosiło się ją na breloku – co z jakiegoś powodu bardzo mi się podobało. Wyglądała trochę jak późniejsze tamagotchi, ale nie miała ekranu. Pamiętam, że byłem nią zachwycony. Dawała mi mnóstwo radości, choć dziś trudno mi to pojąć. Pewne jest jedno: dla tamtego chłopca była to jedna z najlepszych zabawek, jakie miał do tej pory. Na samo wspomnienie robi mi się ciepło na moim, już dorosłym, sercu. Emocje przeżywane przez kilkulatka musiały być więc naprawdę silne.

Szczególnie że były to emocje nie tylko radosne. Bo ledwie po kilku dniach zabawkę zgubiłem. Wciąż mam przed oczami wiejską drogę, a właściwie jej pobocze, gdzie po prostu zniknęła. Wypadła mi z kieszeni albo delikatny metalowy brelok puścił zapięcie. Pamiętam tę rozpacz. Godziny poszukiwań w trawie. Przeczesywanie pobocza aż do zmroku, a potem jeszcze przez kolejne dni. Szukanie w domu, na ulicy, wypytywanie ludzi. Wszystko na nic. Zabawka przepadła – jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zostały tylko emocje: smutek i tęsknota, ale też radość, którą wciąż pamiętam.

To jednak tylko jedno z wielu wspomnień, które zakotwiczyły się w mojej pamięci z wakacji spędzanych na wsi – raz u jednych, raz u drugich dziadków. Pamiętam zapach siana na łące i dreszczyk emocji, kiedy siedziałem na szczycie wozu zwożącego je do stodoły. Wypady nad pobliski staw, gdzie z kolegami i braćmi całe dnie łowiliśmy ryby, a potem wypuszczaliśmy je do wody – bo ze względu na smak i zapach mułu nikt nie chciał ich jeść. Budowanie domku na wysokim drzewie i strach, że można z niego spaść. Wyścigi rowerowe na najwyższej w okolicy górce i ekscytację, że jedzie się tak szybko. A potem ból zdartych do krwi łokci i kolan. Pamiętam ogniska i szok, gdy pewnego razu nieco dziwny sąsiad zamiast jabłek czy ziemniaków upiekł (!) gołębia. A potem ze smakiem zjadł go na naszych oczach.

fot. shutterstock/ fran_kie
Co nasze dzieci zapamiętają z wakacji? Fot. Shutterstock/ fran_kie

Mógłbym jeszcze długo wyliczać. Wakacje i lato w czasach, gdy miało się kilka czy kilkanaście lat, były jednym wielkim źródłem najcieplejszych (choć czasem także trudnych) wspomnień dzieciństwa. Czas płynął wtedy inaczej – wolniej, spokojniej. Nikt nie patrzył na zegarek, bo mało kto potrafił go obsłużyć, a jeszcze mniej osób w ogóle go posiadało. Pory dnia wyznaczały więc posiłki i światło słoneczne. Najprostsze rzeczy – jak zerwane prosto z krzaka maliny czy kubek owocowego kompotu – wydawały się magiczne. Liczyło się tylko "tu i teraz".

Pewnie sporo w tym sentymentalnego koloryzowania. A jednak, gdy wracam myślami do tamtych wakacji, zastanawiam się, co ze swoich przeżyć zapamiętają nasze dzieci. Te, które mają dziś pięć, siedem, dziesięć czy naście lat. Dorastają przecież w zupełnie innym świecie, niż my dorastaliśmy. Także za sprawą technologii, które nie tylko kształtują sposób spędzania wolnego czasu (o czym pisałem tutaj), ale też wpływają na samą pamięć.

Ślad pamięciowy

Na początek przyjrzyjmy się temu, skąd właściwie biorą się wspomnienia. Nasz mózg zapamiętuje dzięki temu, że między komórkami nerwowymi, czyli neuronami, powstają i umacniają się połączenia zwane synapsami. Neuronów mamy biliony, a takich "mostków" między nimi – miliardy. Razem tworzą one gęstą sieć, która stanowi fundament naszej pamięci.

– Sieć odpowiedzialna jest za pamięć o różnych obiektach, które wzajemnie się przeplatają i mają wiele elementów wspólnych. Dzięki temu możemy kojarzyć różne rzeczy, porównywać je ze sobą czy zwyczajnie swobodnie wędrować myślami od jednego wspomnienia do kolejnych – wyjaśnia profesor Uniwersytetu Gdańskiego, neurobiolog i popularyzator nauki Wojciech Glac.

Naukowiec dodaje, że ślad pamięciowy powstaje, gdy w naszym mózgu określone neurony najpierw wzmacniają, a następnie tworzą dodatkowe synapsy między sobą. W ten sposób powstaje czasem bardzo rozproszona sieć neuronów, które wzajemnie się pobudzają. To pobudzenie mogą wywołać różne bodźce – to, co zobaczyliśmy, dźwięk, który usłyszeliśmy, zapach czy emocja, której doświadczyliśmy. Innymi słowy: wszystko, co odbieramy z otaczającego nas świata.

– Mózg aktywuje grupy neuronów odpowiedzialnych za percepcję i utrwala połączenia między nimi oraz specjalnymi neuronami hipokampu. To pozwala zapamiętać obraz danej chwili lub dynamicznego zdarzenia, w którym poszczególne "stopklatki" łączą się w złożone sceny, umiejscowione w określonym miejscu i sekwencji – tłumaczy Wojciech Glac.

Profesor Uniwersytetu Śląskiego Marek Kaczmarzyk uzupełnia, że ślady pamięciowe – czyli reprezentacje wspomnień, pozwalające mózgowi przechowywać i odtwarzać informacje – powstają w układzie nerwowym w wyniku naszych doświadczeń.

– Nasz mózg nieustannie odbiera i przetwarza informacje, a to ciągle go zmienia. Ten proces zmian to właśnie ślad pamięciowy, który stanowi podstawę późniejszego odtwarzania wspomnień – mówi Marek Kaczmarzyk.

Badacz zaznacza jednak, że ludzki mózg nie działa jak komputer, który zapisuje informacje na dysku twardym, gdzie pozostają one niezmienne aż do momentu usunięcia. U ludzi jest inaczej – pliki, pozostając w tej metaforze, są stale modyfikowane.

– Każda nowa informacja wpływa na strukturę tego, co pamiętamy. Od siły połączeń między neuronami zależy jednak, czy dane wspomnienie będzie łatwe do przywołania, czy też przeciwnie – okaże się trudne do odtworzenia albo w ogóle zniknie z naszej pamięci – wyjaśnia Marek Kaczmarzyk.

Dlaczego pamiętamy?

W końcu pamięć nie istnieje po to, aby być czymś w rodzaju archiwum, które idealnie przechowuje przeszłość. Jest raczej czymś, co istnieje dla przyszłości. To, co pamiętamy staje się częścią naszej świadomości. Pomaga nam opowiadać historie naszego życia. Budować naszą tożsamość, to kim jesteśmy i jakie decyzje podejmujemy. Pomaga nam również uporządkować i zrozumieć świat, a także przygotowuje nas na to, co nas czeka. Także na istniejące zagrożenia.

Nic dziwnego, że nie mamy stałego dostępu do wszystkich informacji – byłoby to po prostu przytłaczające. Samo zapisywanie wspomnień to dla mózgu duży wysiłek, w który angażuje się wiele różnych komórek i substancji. Dlatego nasz umysł musi umieć rozpoznać, kiedy warto zainwestować energię w utrwalenie czegoś w pamięci, a kiedy lepiej odpuścić.

fot. shutterstock/ fran_kie
Dlaczego zapamiętujemy to, co pamiętamy? Fot. Shutterstock/ fran_kie

Każdego dnia jesteśmy bombardowani informacjami – w wiadomościach czytanych w internecie, w telewizji, w mediach społecznościowych, twarzami spotykanych ludzi na ulicy czy w autobusie oraz obrazami oglądanymi przez jego okno. Tylko niektóre z nich zostają w naszej pamięci, inne przepadają bez śladu. Dlaczego więc zapamiętujemy akurat to, co pamiętamy? I dlaczego zapominamy to, co zapominamy?

Dokładna odpowiedź na to pytanie wciąż pozostaje wielką naukową zagadką. Nikt do końca nie wie, w jaki sposób mózg sortuje wszystkie informacje i ich rodzaje. Wiadomo jednak, że kluczową rolę w zapamiętywaniu odgrywają emocje. Im coś mocniej przeżywamy, im większe emocje temu towarzyszą, tym doświadczenia są skuteczniej zapamiętywane i przechowywane w naszym mózgu.

Zapewne dlatego jednym z najsilniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa jest zdarzenie, które miało miejsce podczas wakacji, gdy miałem około dziesięciu lat. Lato spędzałem – jak niemal zawsze – na wsi. Moi starsi bracia, mając mnóstwo wolnego czasu, jeździli tam i z powrotem na motorowerze marki Simson. W pewnym momencie jeden z nich zabrał mnie na przejażdżkę. A gdy zsiadałem, popełniłem błąd, który pamiętam do dziś. Zszedłem z motoru na prawą stronę i dotknąłem nogą rozgrzanej rury wydechowej. Pamiętam palący ból, widok schodzącej skóry, ranę wielką jak portfel mojego dziadka. I wreszcie opatrunek nałożony przez babcię.

Kiedy pytam o to wspomnienie Wojciecha Glaca, odpowiada, że wcale nie dziwi go fakt, iż zapamiętałem je na tak długo. Oczywiście blizna na nodze odegrała tu rolę, ale równie ważne były silne emocje.

– Emocje są podstawą pamięci. To sygnał, że coś jest warte zapamiętania. A im emocje są silniejsze – w tym przypadku związane z bólem oparzenia – tym mocniejsze pobudzenie całego mózgu, co sprzyja łatwiejszemu i trwalszemu zakodowaniu zdarzenia – tłumaczy Wojciech Glac. Dodaje, że choć chcielibyśmy pamiętać tylko miłe rzeczy, to jednak łatwiej zapamiętujemy sytuacje przykre, zwłaszcza te związane z zagrożeniem.

– Z perspektywy naszego mózgu najważniejszą potrzebą jest zapewnienie nam bezpieczeństwa. To priorytet, dlatego złe rzeczy pamiętamy częściej i dłużej, choć nie zawsze ze wszystkimi detalami. Trudniej nam je zapomnieć, bo uczą nas rozpoznawać zagrożenia. I dlatego zapewne więcej nie zsiadł pan z motocykla na prawą stronę – podsumowuje badacz.

Wojciech Glac przyznaje też, że jedno z jego własnych wspomnień z młodości również wiąże się z motocyklem. W jego przypadku nie wydarzyło się jednak nic złego – po prostu kolega podwiózł go na dworzec.

– Dlaczego to zapamiętałem, skoro nic nadzwyczajnego się nie stało? – pyta sam siebie. – Ponieważ silne emocje nie są jedynym czynnikiem wpływającym na pamięć. Równie ważny jest efekt nowości, który sprzyja zapamiętywaniu. Dla mnie to było coś nowego – nigdy wcześniej nie jechałem motocyklem. I choć nie mieliśmy wypadku, a wydarzenie nie miało żadnego przełomowego znaczenia w moim życiu, pamiętam je do dziś – wyjaśnia Glac.

Marek Kaczmarzyk dodaje, że rozpoznano pięć cech informacji, które zwiększają prawdopodobieństwo zapamiętania. Poza wspomnianą nowością i użytecznością (jak to, że zsiadanie z motocykla na prawą stronę może boleśnie się skończyć), istotną rolę odgrywa również zaskoczenie.

– Dlatego łatwiej nam zapamiętać dowcip z dobrą puentą niż definicję mitozy, mimo że to informacje podobnej długości – tłumaczy żartobliwie Kaczmarzyk. – Kawał „przykleja się” do mózgu, bo kończy się puentą, która nas zaskakuje.

Kolejną cechą sprzyjającą pamięci jest opowieść. Jak podkreśla Kaczmarzyk, nasze mózgi nie znoszą wyizolowanych informacji bez kontekstu – takich jak daty czy wzory matematyczne – za to uwielbiają narracje.

– Jeśli spojrzymy na historię naszego gatunku, to wszystko, co kulturowo uznawaliśmy za ważne, przekazywaliśmy w formie opowieści: w Biblii, mitach, legendach. Bo opowieści uwodzą nas na poziomie pamięciowym – mówi. – Tym łatwiej je zapamiętać, że są związane z człowiekiem. A to właśnie piąta cecha sprzyjająca pamięci: informacja odnosząca się do człowieka automatycznie zapada w pamięć mocniej.

Ale na tym nie koniec. Pamięć wspierają także smaki i zapachy. To pewnie dlatego, myśląc o wakacjach na wsi, mój umysł niemal automatycznie przywołuje wspomnienie owocowej zupy ugotowanej przez babcię. I nie tylko samej zupy – jej barwy, słodko-kwaśnego smaku i intensywnego aromatu – ale całej sceny jej jedzenia. Siedzieliśmy wtedy z braćmi w pełnym zieleni ogrodzie, przy drewnianym stole. Zupa miała bladorubinowy kolor, a w niej pływały wiśnie – pamiętam to dobrze, bo można było trafić na pestki. Najmocniej wrył mi się jednak w pamięć mocny owocowy zapach i smak wiśni.

fot. shutterstock/ fran_kie
Chociaż nasze wspomnienia zawsze wydają się prawdziwe, to w rzeczywistości wcale nie muszą takie być. Fot. Shutterstock/ fran_kie

Dlaczego akurat jedzenie owocowej zupy kojarzy mi się z latem i wakacjami na wsi? Pytam o to Marka Kaczmarzyka.

– Jeżeli coś sobie przypominamy, to nasz mózg wchodzi w podobny stan, w którym był, kiedy to wspomnienie powstawało. A zapach zupy, czy smak nie jest wyizolowany. To jest cała sytuacja emocjonalna, które wzmacniają wspomnienie – tłumaczy Marek Kaczmarzyk.

– Im więcej doznań sensorycznych, tym więcej węzłów, które tworzą wspomnienie. Jeśli zaangażowany jest nie tylko wzrok, ale i słuch, węch i smak, to wspomnienie bardziej rozbudowane i lepiej zakotwiczone w pamięci. Takie wielowymiarowe doświadczenie łatwiej wydobyć – dodaje Wojciech Glac.

Potwierdzają to zresztą badania naukowców z amerykańskiego Brown University. Wykazali oni, że wspomnienia związane z zapachem niosą za sobą silne emocje. Silniejsze nawet niż te związane ze wzrokiem. Nic więc dziwnego, że zapach może dosłownie przenieść nas w czasie. Może przywołać np. aromat pikantnej potrawy przygotowanej przez twojego tatę – mój kiedyś przygotował tak ostrą grochówkę, przez przypadek dodając za dużo chili, że wciąż pamiętam jej palący w ustach smak. Ale może to być też zapach perfum może skojarzyć nam się ze zmarłą babcią, czy ważną chwilą czy miejscem w naszym życiu.  

Jak mózg buduje swoją narrację? 

Jednocześnie chociaż nasze wspomnienia zawsze wydają się prawdziwe, to w rzeczywistości wcale nie muszą takie być. Jest tak,bo są niezwykle podatne na błędne sugestie, manipulacje, czy barwne i zaskakujące opowieści innych.

Nigdy nie możemy być absolutnie pewni, że dane wspomnienie opowiada dokładnie o tym, co się faktycznie wydarzyło. Jest tak, bo nasz mózg nie zawiera wspomnień, lecz on sam jest wspomnieniami. Oznacza to, że wspomnienia nie są tylko podstawą naszego życia, lecz także nieustannie przekształcają nasz mózg.

– Każde doświadczenie sensoryczne wywołuje zmiany w budowie chemicznej neuronów, zmieniając sposób, w jaki się ze sobą łączą. Oznacza to, że mózg dosłownie składa się ze wspomnień, a wspomnienia nieustannie go przeobrażają – mówi Marek Kaczmarzyk i tłumaczy na przykładzie wspomnianej babci przygotowującej zupę owocową, którą jadłem z braćmi i kuzynami.

– Jeśli później jadłby pan zupę owocową, ale już bez braci, może w innym miejscu, to nowy ślad pamięciowy może wpłynąć na te już istniejące. Zmodyfikować ten oryginalny świat. Dlatego nasze wspomnienia ulegają stopniowym, powolnym, ale jednak zmianom. Może zabrzmi to źle, ale nic co pamiętamy z naszego życia nie jest dosłownie oryginałem – dodaje Kaczmarzyk.

A kiedy to słyszę, to zaczynam się zastanawiać czy owocowa zupa babci faktycznie była wiśniowa. A może pływały w niej też jabłka i czerwone porzeczki? W końcu rosły w sadzie tuż obok. Może stąd ten kwaśny smak? Nie jestem już taki pewien, jak wcześniej. 

Kiedy pytam o to Wojciecha Glaca, odpowiada, że w życiu mamy wiele podobnych doświadczeń, które mają wiele elementów wspólnych, które mogą się na siebie nakładać i mieszać. Jest tak, bo nasze mózgi nie lubią niepewności. A lubią aby cała narracja o jakimś wydarzeniu była spójna i składała się w logiczną całość. Po prostu umysłowi bardziej zależy na stworzeniu dobrej narracji, pewnej reguły, która pozwala na podstawie pamięci dobrze przewidzieć co się wydarzy i uniknąć tzw. błędu przewidywania, niż trzymaniu się idealnie faktów i 100 procent prawdy. I dzieje się to zupełnie poza naszą świadomością.

– Na podstawie naszej ogólnej wiedzy potrafi wygenerować elementy, które uzupełniłyby wspomnienie – mówi Wojciech Glac i dodaje, że jeśli mamy bardzo wyjątkowe wspomnienie, niepowtarzalne w całym naszym życiu, to mamy większą pewność, że to wydarzenie to rzeczywiście miało miejsce, wydaje się nam pewne i żywe, choć pewności co do wszystkich szczegółów nigdy nie możemy być całkowicie pewni.

– Jednak, kiedy wspomnienie dotyczy pewnych powtarzalnych czynności, a mogło być tak, że zupę owocową jedliśmy wiele razy, to jest duże prawdopodobieństwo, że jedno wspomnienie będzie nakładać się na drugie. Elementy mniej emocjonującego wspomnienia mogą, mówiąc kolokwialnie, dokleić się do innego, zafałszowując to drugie – mówi Glac.

Sceny z życia dziecięcego 

A na tym nie koniec. Na zaburzenia prawdziwości naszych wspomnień może wpływać też upływający czas. Ciekawie pisał o tym bułgarski pisarz Georgi Gospodinow. W niedawno przetłumaczonej na język polski książce "Ogrodnik i śmierć" zdobywca Bookera, przywołuje scenę odwiedzenia domu z jego dzieciństwa.

"Dom z podwórzem wydał mi się tak mały. Wielka drewniana brama skurczyła się do wąskiej metalowej furtki, a okno, na którym spędzałem popołudnia, było zupełnie małe, odrapane i popękane. Ale największą metamorfozę przeszedł ogród" – pisał wyliczając jak upływ czasu uśmiercił wielką czereśnię, a ogród z tulipanami uprawianymi przez jego ojca zmniejszył się do rozmiarów chusteczki do nosa.

"Jestem pewien, że dziecięce oko posiada umiejętność rozszerzania przestrzeni. Kiedy jesteś wzrostu róż albo tulipanów, patrzysz na świat z bliska, jesteś na jego wysokości, a on na twojej. Dojrzewanie oddala i zmniejsza" – pisał Georgi Gospodinow.

Okładka książki „Ogrodnik i śmierć” autorstwa Georgi Gospodinow Fot. Marek Szymaniak class="wp-image-5589448"
Okładka książki "Ogrodnik i śmierć" autorstwa Georgi Gospodinowa Fot. Marek Szymaniak

Sam doświadczyłem czegoś podobnego. Kilka lat temu, już jako dorosły człowiek, odwiedziłem moją szkołę podstawową, bo urządzono w niej lokal wyborczy. I byłem zdumiony. Nie mogłem się nadziwić, jakie to wszystko (krzesełka, ławki, umywalki w toaletach) jest małe. Moje wspomnienia były zupełnie inne. Zapamiętałem, że dawniej z trudem sięgałem do kranu, który dziś sięgał mi co najwyżej do kolan. Teraz kiedy wspominam te przestrzenie z nową perspektywą umywalki, ławki itd. nie są duże, jak je wcześniej pamiętałem, lecz malutkie. Jakby dla krasnali. Albo dzieci właśnie.

Nowa, wspaniała pamięć?

Tylko które wspomnienie jest prawdziwe? Pewne oba, a może żadne z nich. W końcu samo już wspominanie zmienia nasze wspomnienia, gdy przywołujemy je w pamięci. A im częściej przypominamy sobie dane wspomnienie, tym bardziej je zmieniamy.

Tak przynajmniej wynika z badań neurobiolożki Danieli Schiller, która ustaliła, że wspomnienia są modyfikowane za każdym razem, gdy są przywoływane. Wspomnienia nie są więc niezmiennymi fizycznymi śladami w mózgu, lecz raczej plastycznymi konstrukcjami.  

– Tak naprawdę nie pamiętamy oryginału. Pamiętamy wersję poprawioną – mówiła Daniela Schiller w MIT Technology Review.

Zatem jeśli chcielibyśmy zapamiętać realną wersję czegoś dla nas ważnego, to czy paradoksalnie nie powinniśmy w ogóle tego wspominać?

Pytam o to Wojciecha Glaca.

– Kiedy wydobywamy dane wspomnienie, ślad pamięciowy staje się w tym momencie labilny, podatny na zmianę. A więc kiedy wspominamy i tworzymy jakąś narrację wobec danego wydarzenia, możemy zupełnie nieświadomie zmienić mniej lub bardziej treść tego wspomnienia – tłumaczy Wojciech Glac i dodaje, że z drugiej strony jeśli ktoś chciałby nie przywoływać wspomnień i w ten sposób je uchronić przed zmianą, to naraża się na to, że ów wspomnienia zupełnie ulotnią się z naszej pamięci. – Przywoływanie wspomnień jest podstawą trwałości pamięci. Aby zachować wspomnienia trzeba je odtwarzać, choć dzieje się to kosztem pewnych zniekształceń – dodaje.

– Wspomnienie jest tak realne, jak ostatni raz kiedy je pamiętaliśmy. Im częściej do niego wracamy, tym staje się mniej dokładne. W naszym mózgu przeszłość jest w stałym ruchu i podlega nieustannej zmianie. Musimy się z tym pogodzić – twierdzi Marek Kaczmarzyk.

Wspomnienia jak z Instagrama

Jednak niektórym z nas pogodzenie się z tym przychodzi dość trudno. Szukając informacji o tym, jak technologie mogą wpłynąć na to, co nasze dzieci zapamiętają ze swojego lata, natrafiłem na opis ciekawego trendu w mediach społecznościowych. 

Opisała go Kathryn Jezer-Morton, publicystka amerykańskiego magazynu "The Cut". Zaobserwowała ona na Instagramie i TikToku, że rodzice tworzą "cenne wspomnienia" dla swoich dzieci fotografując je, kiedy np. bawią się na łonie natury. Oczywiście efekty publikując w sieci. Trochę, aby stworzyć "rodzinny album", a trochę, aby pokazać innym, że dają swoim dzieciom szczęśliwe dzieciństwo.

Kathryn Jezer-Morton zwróciła jednak uwagę, że to dość aroganckie zakładać, że można "wyreżyserować treść" szczęśliwych wspomnień dzieci. Szczególnie, że zwykle towarzyszą temu próby uchwycenia autentycznych emocji. Problem w tym, że platformy społecznościowe dawno temu przestały być autentyczne. A stały się zaplanowane, manieryczne, przemyślane.

"Rodzice udostępniają nagrania swoich dzieci pokazujące ich zszokowane miny, gdy dowiadują się o wyjeździe do Disneylandu albo widzą prezenty pod choinką" – pisała w The Cut Jezer-Morton podkreślając, że rodzice nazywają te klipy "bezcennymi", bo chcą mieć niezbity dowód na to, że ich dzieci są szczęśliwe a oni są dobrymi opiekunami. Jednak nie chcą zauważyć, że to platformy społecznościowe nauczyły dzieci, jak powinny się zachowywać, gdy dostaną niespodziankę.

"Dzieci, a zwłaszcza dziewczynki od najmłodszych lat, uczą się zachowań dorosłych. Robią pewne miny, wypowiadają pewne zdania. I są mistrzami w udawania" – pisała Jezer-Morton.

fot. Jorm Sangsorn/Shutterstock
Jak platformy społecznościowe wpłyną na to, co  ze swoich letnich miesięcy zapamiętają nasze dzieci? Fot. Jorm Sangsorn/Shutterstock

Czytając te słowa zastanawiałem się, jak platformy społecznościowe wpłyną na to, co  ze swoich letnich miesięcy zapamiętają nasze dzieci. Żyją one w zupełnie innym świecie. Wciąż bombardowane powiadomieniami, przyssane do ekranów wciągającymi tiktokowymi rolkami, które wręcz tryskają bodźcami, dopaminą, nowością, zaskoczeniem. Tym wszystkim, co wpływa na moc wspomnień. Czy zatem zamiast na przykład wspomnienia wyjazdu nad morze, czy w góry w ich pamięci zostanie to, co zobaczyli na ekranie? Pytam o to Wojciecha Glaca, a ten odpowiada, że problem nie dotyczy tylko dzieci, lecz także dorosłych.

– Smartfony mogą sprawić, że mamy rozproszoną uwagę, a więc nasz mózg nie jest w pełni skoncentrowany na kodowaniu w pamięci otoczenia, zdarzeń których doświadczamy. Istnieje pewne ryzyko, że mózg osoby, która intensywnie korzysta z telefonu, odczuwając emocje wobec tego, co w nim widzi, nie zapamięta tego, co działo się w realnym świecie – tłumaczy Wojciech Glac i wspomina, co spotkało go w czasie niedawnego urlopu w górach. 

Na szlaku mijał grupę nastolatków. – Szliśmy razem pod górę, ale wielu z nich miało słuchawki w uszach, a oczami byli wlepieni w telefony. W pewnym momencie szlak przecięło stadko jeleni, zatrzymały się i popatrzyły w naszą stronę. Były bardzo blisko, więc było to dość emocjonujące – opowiada Wojciech Glac. 

– I co? Nastolatkowie zaczęli robić im zdjęcia, nagrywać? – dopytuję. 

– Nie, w ogóle tego nie zauważyli. W ogóle nie byli świadomi tego, co się wydarzyło – mówi Wojciech Glac. 

– A szkoda, bo to dość unikatowe doświadczenie. Nie chciałbym go stracić, obcując z dziką przyrodą. To w końcu kwintesencja tego po, co idzie się w góry, prawda? Tych wszystkich rolek z Tiktoka, które wtedy ci młodzi ludzie oglądali pewnie nie zapamiętają, a to niesamowite spotkanie mogłoby na długo zapaść im w pamięć – dodaje Wojciech Glac.

Podobnie mają się zresztą wygląda konsumpcja innych form rzeczywistości. Mowa choćby o koncertach muzycznych, w których coraz uczestniczymy pośrednio, poprzez ekran smatfrona. Kiedy pytam o to Marka Kaczmarzyka odpowiada, że często dorośli narzekają na dzieci, ale sami wcale nie mają lepszych nawyków.  

– Kiedy popatrzy pan na plaży, to dzieci jeszcze czasem budują zamki z piasku, a dorośli? Większość opala się, ale z telefonem w dłoni. Sami jesteśmy wobec nich słabi – mówi Marek Kaczmarzyk.

Dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy wymagać od siebie. I nie mam na myśli tego, aby całkiem odsunąć technologie z życia swojego i dzieci, bo to niemożliwe, ale aby być dla nich wsparciem. Odłożyć telefon, pobawić się z nimi. Wspólnie przeżyć coś ekscytującego. Słowem: pomóc doświadczać realnego świata, który zapamiętają – radzi.

Potrafimy wysłać dzieci na obozy bez smartfona (my taki obóz odwiedziliśmy), ale sami nierzadko mamy problem z higieną cyfrową. My nie potrafimy się wyłączyć a takie wakacje to coraz częściej stres. Zrobimy z wakacji setkę zdjęć, a wspomnień niewiele. Zostaną z nami cyfrowe obrazy, bez smaku, zapachu, bez emocji.