REKLAMA

Idziecie do kina i przez kilka godzin gadacie. Ludzie, co z wami?

Kino ma jedną zasadę, tak prostą, że aż głupio ją tłumaczyć: przychodzisz, siadasz i przez dwie godziny nie robisz z siebie centrum wszechświata. Nikt nie wymaga od ciebie oczywiście duchowej ascezy, ale pamiętaj, że nie jest to salon w twoim mieszkaniu.

Cisza w kinie
REKLAMA

Niestety coraz częściej wygląda to tak, jakby cisza w kinie stała się opcją dodatkową. Jak płatny pakiet: seans bez komentarza dostępny tylko dla najbardziej wymagających. Reszta ma prawo gadać, chrupać jakby testowała wytrzymałość popcornu, komentować sceny, dopowiadać dialogi, robić krótkie recenzje w czasie rzeczywistym i pytać szeptem, który w magiczny sposób niesie się dalej niż zwykły głos. Problemem nie jest jednak brak wiedzy. To nie są ludzie, którzy nie rozumieją, że w kinie zwykle się milczy. Oni to rozumieją doskonale. Tyle że przestali się tym przejmować.

REKLAMA

Społeczny kontrakt, którego nikt nie podpisuje, ale wszyscy z niego korzystają

Wspólne przestrzenie działają tylko dlatego, że większość z nas respektuje zasady, których nikt nie drukuje na bilecie. Nie musisz znać na pamięć regulaminu, żeby wiedzieć, że w bibliotece nie puszcza się filmików na głośniku. Nie musisz czytać regulaminu komunikacji miejskiej, żeby wiedzieć że w tramwaju nie powinno się prowadzić rozmowy na głośnomówiącym.

Kupując bilet, kupujesz obraz i dźwięk – ale w pakiecie dostajesz też coś jeszcze: milczącą umowę, że nie będziesz przeszkadzać innym. Tyle że dziś niestety coraz więcej osób traktuje tę niepisaną umowę jak coś, co dotyczy innych, a nie jego. Jak ograniczenie prędkości, którego przestrzegają przecież tylko frajerzy, dopóki w oddali nie widać policji. Dopóki nikt nie zwróci uwagi, można jechać 70 km/h w zabudowanym, prawda? Tyle że nie.

Normy przestały boleć

Dlaczego kiedyś było ciszej w kinie? Ano dlatego, że działał prosty mechanizm: wstyd. Nie jako narzędzie opresji, tylko jako społeczny hamulec bezpieczeństwa. Ten cichy sygnał w głowie: hej, przesadzasz, ktoś obok może sobie nie życzyć ciągłego komentarza. To był wewnętrzny regulator.

Dziś ten regulator bardzo często jest niestety wyłączony. Zamiast wstydu mamy przekonanie, że mam prawo. Że mi się należy. Że skoro zapłaciłem, to mogę. Że to tylko żart. Że przecież mówię cicho. Że inni się czepiają. Że jak im nie pasuje, to niech sobie siedzą w domu.

To jest bardzo wygodne rozumowanie. Oczywiście do momentu, w którym to tylko ty przeszkadzasz, a nie inni. Jak inni zaczynają gadać, to wspólna przestrzeń zamienia się tak naprawdę w pole bitwy o dominację: kto ma głośniejszą pewność siebie i niższą wrażliwość na otoczenie.

Świat, w którym każdy ma swój program na żywo

Najbardziej absurdalne jest to, że rozmowy w kinie rzadko kiedy są ważne. To nie są wiadomości, których nie da się przesunąć w czasie. To zwykle drobne komentarze, dopowiedzenia, uwagi, pytania, które spokojnie mogłyby poczekać do napisów końcowych.

Przeczytaj także:

Ale nie czekają, bo współczesność nauczyła nas natychmiastowości. Wszystko musi być teraz: reakcja, ocena, dygresja – najlepiej z komentarzem, żeby było jasne, że też rozumiemy to, co się dzieje aktualnie na ekranie. Jakby siedzenie w ciszy oznaczało, że nie uczestniczymy. Jakby odbiór filmu bez dopowiedzeń był niepełny. I tu pojawia się paradoks: idziesz do kina, żeby wejść w cudzą opowieść, a ktoś obok uparcie wpycha swoją.

Cisza to nie fanaberia. To warunek działania kina

W kinie nie chodzi o to, że ktoś nie lubi ludzi albo ma przesadną wrażliwość. Chodzi o podstawową funkcję tego miejsca. Film jest doświadczeniem, które działa tylko wtedy, gdy masz dostęp do dźwięku i skupienia. Jeśli ktoś obok prowadzi swoją rozmowę, zabiera ci dokładnie to, za co zapłaciłeś.

REKLAMA

To jest ten moment, w którym wyraźnie widać różnicę między wolnością a samowolką. Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się cudzy seans. W kinie jesteśmy w jednej sali i w jednym czasie. I właśnie dlatego obowiązują zasady, chociaż są niepisane. Nie po to, żeby komuś coś odebrać, tylko po to, żeby wszystkim dać to samo. I żebyśmy mieli jasność – to samo dotyczy spektakli teatralnych czy innych wydarzeń. Po prostu się wzajemnie szanujmy i komentarz pozostawmy dla siebie. Bo w 99 proc. przypadków jest on po prostu niepotrzebny.

Źródło zdjęcia wprowadzającego: Prostock-studio / Shutterstock, Canva

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-25T08:50:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-25T08:40:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-25T08:10:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-25T08:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T21:19:44+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T19:08:49+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T18:53:45+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T18:13:11+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T16:17:40+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T15:20:09+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T14:56:52+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T13:03:09+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T11:36:52+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T10:32:43+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T09:53:14+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA