Gmeranie w pamięci. Jak technologie zniekształcają wspomnienia?

Wspomnienia są podstawą naszego życia. Określają naszą przeszłość, kim byli nasi bliscy. Wpływają na teraźniejszość, budują tożsamość i to, kim jesteśmy. Mają ogromny wpływ na naszą przyszłość. Są intymne, często czułe. I także one są przejmowane przez technologie.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

Nieco ponad rok temu na strychu mojego rodzinnego domu znalazłem starą, zakurzoną walizkę. Musiała należeć do mojego nieżyjącego od 17 lat taty. W środku skrywała radziecki analogowy aparat fotograficzny Smiena (Cmeha 8M). W skórzanym pokrowcu były też dwie czarno-białe klisze i karteczka. Mój ojciec napisał na niej ręcznie "08.06. 1975 Kołobrzeg" oraz zamieścił krótką instrukcję, jak używać aparatu.

Sam aparat okazał się niesprawny. Może dlatego, że nieużywany przeleżał na strychu kilka dekad. Natomiast klisze z duszą na ramieniu zaniosłem to osiedlowego fotografa. Miałem ogromną nadzieję, że uda się odratować zdjęcia z lat młodości mojego taty. Ba, karteczka sugerowała, że to czas, kiedy był w wojsku. Obowiązkową służbę odbywał właśnie w Kołobrzegu, choć sam całe życie spędził na Lubelszczyźnie.

Oczyma wyobraźni widziałem już jego zdjęcia w mundurze, z karabinem, z kolegami na poligonie. Wyobraźni, a może wspomnień? Bo podobne zdjęcia znałem już z rodzinnego albumu. Rozważań nad odpowiedzią przyszło szukać mi później, bo zadzwonił fotograf i powiedział krótko: można odebrać klisze.

Natychmiast pobiegłem. Na miejscu okazało się, że stwierdzenie "odebrać klisze" nie było przypadkowe. Niewiele udało się z nich odzyskać. Z każdej fotograf uratował ledwie kilka klatek. Do tego część ujęć była nieostra, prześwietlona lub zupełnie szara. Jakby ktoś, kto nacisnął migawkę, dopiero uczył się obsługiwać aparat. Cóż, jak widać, zdawkowa instrukcja obsługi napisana na kilkucentymetrowej karteczce to za mało.

Najważniejsze jednak było to, co mimo wszystko było widać na tych kilku dających się odczytać zdjęciach. Nie były to fotografie ani z wojska, ani nawet z młodości mojego taty, lecz z początku lat 90. XX wieku. Pochodziły prawdopodobnie naszego rodzinnego wyjazdu nad jezioro. Kilkukrotnie próbowałem poprawić ich ostrość, kontrast. Zawzięcie manipulowałem wskaźnikami, przesuwając suwaki w różnych programach do obróbki zdjęć. Dopiero kolejnym razem udało się uzyskać efekt nie tyle satysfakcjonujący, ale dający możliwość choć częściowego odczytu.

Oto przed moimi oczyma pojawił się nadal bardzo niewyraźny obraz – klatka z rodzinnych wakacji. Na niej mój tata, starszy brat i ja. Siedzimy przy metalowym stoliku. Za nami budynek z szyldem "Lody" i długa kolejka do okienka. A więc to, co trzymamy w dłoniach, to najpewniej lody. Nie mam pewności, bo jakość odbitki nadal jest, delikatnie mówiąc, słaba. Z trudem rozpoznaję na nim twarze najbliższych mi osób. Pomaga mi tylko to, że mam wyryte w pamięci, jak wyglądały ich twarze, fryzury i sylwetki. Patrząc na kontury twarzy, mam nawet poczucie, że mój tata się uśmiecha, choć oczywiście nie widać tego wyraźnie. Możliwe, że sobie to dopowiadam, bo takiego chciałbym go pamiętać. Pozostałe uratowane zdjęcia z tego wyjazdu nie są wcale lepsze. Na innym ujęciu jemy lody w innej konfiguracji – pozuję ja i moich dwóch starszych braci. Twarzy prawie nie widać, ale zgaduję po różnicy wieku i wzroście. Na jeszcze kolejnym (najwyraźniejszym) bawimy się w piachu nad jeziorem. To znaczy bawię się ja. Bracia pozują do zdjęcia. Są trochę znudzeni, a trochę oślepieni przez słońce. Wyraźnie mrużą oczy. Kilkuletni ja fotografującym nie jestem ani trochę zainteresowany. Wolę dłubać palcem w błocie. I tyle. Więcej zdjęć nie ma.

Ale mózg pracuje. Im dłużej patrzę na te trzy kadry, tym zdaje mi się, że pamiętam więcej. W głowie pojawiają się niczym flashbacki krótkie sceny, dziecięce, ale za to wręcz namacalne obrazy. Tak jakbym odczucia pamiętał najmocniej. Jedno z nich wygląda tak: stoję po pas w wodzie jeziora. Boję się wejść głębiej. Pewnie, dlatego, że nie umiałem wtedy pływać. Strach, niepewność i żal, że nie mogę bawić się z pływającymi dalej braćmi. Te emocje pamiętam dziś najsilniej, choć nie mam pewności, czy to wspomnienie pochodzi dokładnie z tego samego wyjazdu. A może wcale nie jest prawdziwe? Może wszystko to sobie dopowiadam? Może łączę różne sceny w pamięci, mieszam fakty i wspomnienia? Nie wiem. Minęło ponad 30 lat.

Jak powstają wspomnienia?

Aby znaleźć odpowiedź muszę dowiedzieć się, jak w ogóle jak powstają wspomnienia. O pomoc zwracam się do profesora Uniwersytetu Gdańskiego Wojciecha Glaca, znanego neurobiologa i popularyzatora nauki. Badacz wyjaśnia, że pod względem anatomicznym, zapamiętywanie jest procesem tworzenia i wzmacniania połączeń między neuronami w naszym mózgu, aby ułatwić przekazywanie między nimi impulsów. Łatwo to sobie wyobrazić jako jaskrawy błysk między jednym neuronem a drugim, choć tak naprawdę neuronów są miliardy, a połączeń między nimi, czyli synaps biliony.

–  Mózg do identyfikowania różnych obiektów wykorzystuje ogromną liczbę neuronów odpowiedzialnych za rozpoznawanie kształtów, kolorów, położenia itd., które pobudzane w konkretnej konfiguracji prowadzą do rozpoznania konkretnej np. osoby. Można więc powiedzieć, że pamięć danej osoby zależy od utrwalenia połączeń między tymi neuronami, które uczestniczą w jej rozpoznaniu i powiązaniu tej siedzi z inną odpowiedzialną za np. imię tej osoby. Fizyczną podstawą pamięci są więc sieci neuronów powiązanych ze sobą. Sieci odpowiedzialne za pamięć różnych obiektów przeplatają się wzajemnie, mają wiele elementów wspólnych, co pozwala nam kojarzyć różne rzeczy ze sobą, porównywać, czy zwyczajnie swobodnie wędrować myślami od jednego wspomnienia do kolejnych. – mówi Wojciech Glac.

Naukowiec wyjaśnia też, że w mózgu znajdują się struktury, w których znajdują się węzły skupiające drogi do różnych śladów pamięciowych, łącząc je w całe złożone sceny, umiejscowione w określonym miejscu i czasie. Pełnią więc one niejako rolę katalogu porządkującego pamięć i pozwalającego bez trudu odnaleźć dany ślad w bibliotece pamięci.   

– Pozwalają znaleźć drogę do konkretnej informacji, czy też wskazać półkę, na której znajduje się konkretne wspomnienie, choć musimy zdawać sobie sprawę, że sieci odpowiedzialne za różne wspomnienia czy definicje są bardzo rozproszone i nie sposób wskazać konkretnego miejsca w mózgu, gdzie one się znajdują – dodaje.

A jak mózg decyduje, co zapamiętać i włożyć do bibliotecznego katalogu? Tego do końca nie wiadomo. Najpewniej dzieje się to, kiedy odpoczywamy. Na przykład podczas snu lub w przerwach między zadaniami. Wówczas fale elektromagnetyczne w mózgu katalogują nasze doświadczenia z przeszłości i oznaczają jako coś, co warto długoterminowo zapamiętać. Tak powstają wspomnienia.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn
fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

To, jak wygląda proces zapamiętywania, od lat bada między innymi węgierski naukowiec György Buzsáki. Badania opracowane przez jego zespół sugerują, że mózg prawdopodobnie oznacza doświadczenia warte zapamiętania, wielokrotnie wysyłając nagłe i silne fale mózgowe o wysokiej częstotliwości. Są one znane jako "ostre fale", a wzbudzenie ich polega na wystrzeleniu wielu tysięcy neuronów w odstępie milisekund.

"To jakby w naszym mózgu odbywał się pokaz fajerwerków" – tłumaczyła obrazowo Wannan Yang z zespołu Buzsákiego w The Wired. Badacze Buzsákiego  doszli do wniosku, że w czasie tego pokazu mózg wielokrotnie odtwarza to, co chce zapamiętać, odpowiednio to oznaczając. Doświadczenia niepowtarzane i nieodtwarzane są zapominane.

Wciąż nie jest jednak jasne, jak mózg decyduje, co jest warte zapamiętania. W końcu czasami rzeczy, które pamiętamy, wydają się zupełnie błahe, przypadkowe lub nieistotne. Sam pamiętam na przykład mój pierwszy numer telefonu, choć zwykle mam trudność z zapamiętywaniem dłuższego ciągu cyfr. Do tego jest to informacja zupełnie dziś niepotrzebna. Po co pamiętać numer, którego używałem 20 lat temu? To informacja, którą mój mózg mógłby bez strat wyrzucić do kosza zapomnienia. A przynajmniej tam trafiłaby, gdybym to ja decydował. Jednak decyduje mózg i to on ustala priorytet "ważności".

Profesor Wojciech Glac tłumaczy, że kluczową rolę w zapamiętywaniu odgrywają emocje. Im coś mocniej przeżywamy, im większe towarzyszą temu emocje, tym doświadczenia te są skutecznej zapamiętywane i przechowywane w naszym mózgu. Silne emocje oznaczają też, że do pewnych postaci, wspomnień i wydarzeń, wracamy, co tylko utrwala ich zapis w pamięci. Porównać można to do wydeptywania ścieżki. Im częściej nią uczęszczamy, tym coraz łatwiej nam nią przejść. Prawdopodobnie więc posiadanie własnego numeru telefonu było dla mnie sporym wydarzeniem. No i pewne jest, że wiele wracałem w pamięci do ciągu tych cyfr np. podając komuś do siebie kontakt.  

– Powroty do wydarzeń są mechanizmem utrwalania śladu pamięciowego. Odtwarzając wspomnienie mózg pobudza konkretne połączenia neuronowe i utrwalając je tworzy pewnego rodzaju regułę pozwalającą na coraz łatwiejsze odtworzenie pobudzenia całej takiej sieci odpowiedzialnej za dane wspomnienie. To sprawia, że przywołanie tego wydarzenia z pamięci z jego szczegółami staje się coraz łatwiejsze i coraz mniej narażone na błędy – mówi Wojciech Glac i dodaje, że wspomnienia najmocniej utrwalone, to te, którym towarzyszyły silne emocje.

– Emocje są podłożem pamięci. Im silniejsze, tym wydarzenia mocnej wyryją się w pamięci. I choć chcielibyśmy pamiętać tylko miłe rzeczy, to jednak łatwiej nam zapamiętać sytuacje przykre, w których występowało np. jakieś zagrożenie. Z perspektywy naszego mózgu podstawową potrzebą jest bowiem zapewnienie nam bezpieczeństwa. To jest priorytet, dlatego złe rzeczy pamiętamy często lepiej i dłużej. Trudniej nam je zapomnieć, bo uczą nas to rozpoznawać zagrożenia – wyjaśnia Wojciech Glac.

Prześladowanie wspomnieniami

Jednocześnie ten mechanizm może nie pozwolić nam zapomnieć o tym, czego może nie chcielibyśmy pamiętać. Szczególnie że wspomnienia mogą do nas wracać za sprawą towarzyszących nam technologii. Media społecznościowe jak Facebook, a także noszone na nadgarstkach smartwatche i w kieszeniach smartfony nieustanne bombardują nas powiadomieniami o rzeczach (filmach, zdjęciach), które zrobiliśmy lub opublikowaliśmy w przeszłości. Oczywiście dawne posty mogą pozwolić ponownie przeżyć zabawny moment w naszym życiu, ale mogą też prześladować wspomnieniami, których nie chcemy. Jak może to wyglądać, świetnie pokazuje przykład dziennikarki technologicznej Lauren Goodle. W 2021 roku opisała ona, jak dwa lata wcześniej odwołała swój ślub i od tamtej pory zmaga się z technologią, która przypomina jej o poprzednim związku i ślubie, do którego nie doszło.

"Przez miesiące zdjęcia mojego byłego pojawiały się na Google Home obok mojego łóżka, na widżetach na moim iPadzie i na małym ekranie mojego Apple Watch. (…). Kiedy piszę te słowa, Facebook przypomina mi, że dziewięć lat temu odwiedziłam go w Massachusetts i poznałam jego rodzinę oraz psa" – pisała Goodle, pokazując, że trudno jest uniknąć powracania do wspomnień, bo całkowite usunięcie swoich danych z internetu jest niemal niemożliwe. A jeśli nawet, to wymaga ogromu pracy oraz energii psychicznej i emocjonalnej.

– Media społecznościowe mogą utrwalać wspomnienia, bo dają możliwość powrotu do czegoś, co wydarzyło się dawniej. Obcując np. ze zdjęciami łatwiej zachować związane z nimi wspomnienia, bo mamy z nimi częstszy kontakt. Mogę też wspomnienia rozszerzać, bo publikacjom towarzyszy często opis, oznaczone osoby, co poszerza kontekst. Ale jednocześnie mogą też zniekształcać to, co zapamiętaliśmy. Robienie zdjęć i publikowanie ich w mediach społecznościowych może być szkodliwe dla autentyczności wspomnienia – mówi Wojciech Glac.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn
fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

Jest tak, bo zwykle to, co publikujemy w mediach społecznościowych jest przekolorowane. Z jednej strony na zdjęcia nakładamy filtry, aby "poprawić" rzeczywistość. A z drugiej to, co publikujemy to niewielki wycinek całej sytuacji. Możemy w końcu zrobić piękną fotografię morskiego wybrzeża o zachodzie słońca, ale kadrując tak, aby nie było na niej widać walających się pod nogami śmieci czy tłumu ludzi, którzy tak jak my robią dokładnie takie samo zdjęcie, co w efekcie sprawia, że moment wcale nie jest wyjątkowy ani przyjemny. Oczywiście w erze przed social mediami i też kadrowaliśmy zdjęcia tak, aby były ładne. Teraz jednak robimy to dużo częściej i zdecydowanie na większą skalę. 

– Paradoksalnie więc media społecznościowe mogą powodować, że ludzie pamiętają pewne wydarzenia jako lepsze niż były w rzeczywistości. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy dla naszego mózgu stanie się prawdą i ze wspomnień np. o wyjeździe wakacyjnym wylecą nieprzyjemne doświadczenia, o ile oczywiście nie były one na tyle silnie emocjonalne, by ich pozbycie się nie byłoby możliwe nawet przez ukazujące absolutną sielankę zdjęcie – wyjaśnia Wojciech Glac.

A to tylko jeden z aspektów faktu, że media społecznościowe mogą wpływać na to, co zapamiętamy. Oczywiście dziś trudno z całkowitą pewnością powiedzieć, jak bardzo wpłynie to na nasze wspomnienia. W końcu internet ma raptem nieco ponad 30 lat. A smartfony i media społecznościowe są jeszcze młodsze. Jednak coraz więcej badań wskazuje na to, że technologia, a w szczególności smartfony i media społecznościowe, mogą wpływać na to, które momenty zostaną zapisane w naszej pamięci, a których po latach nawet zdjęcie lub wpis w mediach społecznościowych nie będą już w stanie odtworzyć.

Szkiełko, przez które (nie) patrzysz

W tym miejscu warto cofnąć się do 2013 roku, czyli momentu, kiedy noszenie w kieszeni smartfonu ze świetnym aparatem nie było jeszcze tak powszechne jak dziś. Wykonano wtedy badanie, w którym naukowcy poprosili studentów, aby odwiedzili muzeum. Jednej grupie dano aparaty i polecono robić zdjęcia oglądanym dziełom sztuki. Druga zaś miała "jedynie" obserwować obrazy, rzeźby itd. Okazało się, że pierwsza grupa (z aparatami) pamiętała mniej o fotografowanych obiektach i ich lokalizacji w muzeum, niż ci, który jedynie je oglądali. Ale to nie wszystko. Gdy uczestnicy badania za aparatami skupiali się na fragmencie dzieła sztuki (np. robiąc zdjęcie jedynie twarzy postaci zamiast całego obrazu), to zachowywali lepsze wspomnienia całego dzieła w porównaniu z sytuacją, gdy od razu fotografowali całość. Naukowcy wysnuli wtedy teorię, że czynność fotografowania odwraca uwagę fotografa od otoczenia, a także działa jak zewnętrzny bank pamięci. To, że używamy aparatu, działa jak podpora pamięci. Uczy nas, że ktoś, a właściwie coś (aparat) zapamięta coś za nas, więc nie musimy tego robić samodzielnie.

– Zdjęcia zwiększają pamięć wizualną, ale nie jest to bezkosztowe. Kosztem jest nasza uwaga. Jeśli jesteśmy skupieni na zdjęciach, to bardziej prawdopodobne, że zignorujemy inne bodźcie wokół nas. A to co ignorowane, nie zostaje zapamiętane – mówiła w Vox Alixandra Barasch, kognitywistka z Uniwersytetu Nowojorskiego.

Może dlatego australijski muzyk Nick Cave w czasie niedawnego występu w Łodzi miał powiedzieć do tłumu fanów: "Macie 30 sekund, możecie mnie filmować, a później odłóżcie telefony i będziemy mieli koncert". Prawdopodobnie chciał, aby jego odbiorcy "byli tu i teraz", a nie "tam i później". Szczególnie że jak pokazuje badanie z 2018 roku, już sam akt fotografowania powoduje, że nie zwracamy uwagi na to, na co patrzymy. Robienie zdjęć może wpłynąć także na dokładność wspomnień, a nawet sprawić, że ludzie pomyślą, że doświadczyli czegoś, czego nie doświadczyli. Zaś media społecznościowe mogą wpłynąć na, to jak kształtowane są wspomnienia i jak są odbierane.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn
fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

Jednym z etapów procesu kształtowania wspomnień jest "kodowanie", które odbywa się, gdy aktywnie zwracamy uwagę na to, co wokół nas się dzieje.

Marta Witkowska, psycholożka i terapeutka oraz ekspertka w Państwowym Instytucie Badawczym NASK wyjaśnia, że badania pokazują, że robienie zdjęć z zamiarem publikacji w mediach społecznościowych nie tylko odbiera nam przyjemność z tego, co doświadczamy, bo bardziej skupiamy się na tym, jak ktoś zareaguje na nasze zdjęcie niż na otoczeniu, ale też wpływa na to, co zapamiętamy. Naukowcy ustalili bowiem, że odrywając się od zmysłowego doświadczania teraźniejszości, a skupiamy na odległej publiczności, która w przyszłości będzie oglądać wykonaną fotografię. A to spłaszcza nasze odczucia i wspomnienia.

– Zmysły odgrywają dużą rolę we wspomaganiu pamięci, a gdy nie są one obsługiwane w teraźniejszości, przypomnienie sobie tego wspomnienia staje się trudniejsze. Badania pokazują, że jeśli skupimy się na robieniu zdjęcia z zamiarem publikowania go w mediach społecznościowych, to odcinamy się nie tylko zewnętrznych bodźców (zapachów, dźwięków, widoków, które pobudzają pamięć), ale także od naszego "ja", czyli tego, jak się w danej chwili czujemy. Odrywamy się bogatego, wielowymiarowego doświadczania danej chwili, czegoś wyjątkowego. Nasza uwaga zostaje odciągnięta od świata fizycznego, a skierowana na wyimaginowaną publiczność pozbawioną wszelkich bodźców, które pomagają nam zapamiętywać. W rezultacie nasze wspomnienia mogą zostać zubożone, bo mamy mniej rzeczy do zapamiętania – mówi Witkowska.

Mało tego. Media społecznościowe mogą mieć wpływ na, to jak czujemy się, gdy przywołujemy dane wspomnienia. Badania wykazały, że liczba otrzymanych lajków czy serduszek może wpłynąć na to, czy nasze odczucia związane z tym, co post przywołuje w pamięci, są pozytywne czy negatywne. Może być więc tak, że wydarzenie, które pierwotnie uważano za wartościowe, straci na wartości, jeśli otrzyma mało polubień. Może rację miał, więc rumuński pisarz Emil Cioran, który mawiał, że jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci. Szczególnie pamięci podatnej na ocenę publiczności w social mediach.

Dysk twardy

Jak widać, funkcjonowanie w sieci mocno na nas wpływa. W kontekście pamięci wiadomo na przykład, że już samo korzystanie z internetu zmienia sposób naszego zapamiętywania. Sprawia, że kwestiach zdobywania informacji i posiadania wiedzy polegamy bardziej na tym, że wiemy, gdzie w sieci coś możemy znaleźć niżeli na próbie zapamiętywania "wszystkiego". Nie musimy, więc pamiętać liczby ludności Litwy, czy wszystkich dopływów Odry, bo wiemy, że możemy to w kilka chwil "wygooglować". Badacze nazywają to zjawisko "efektem Google’a" lub cyfrową amnezją. Marta Witkowska wyjaśnia, że internet po prostu "uwalnia zasoby mózgu". Choć wydaje nam się, że mamy dzięki temu więcej przestrzeni, to w rzeczywistości tak nie jest. Łatwa dostępność informacji prowadzi do tego, że ich nie zapamiętujemy i nie jesteśmy w stanie odtworzyć tego, co wyszukaliśmy, nawet wielokrotnie.

– Można to porównać do outsourcingu. Internet staje się magazynem naszej pamięci długotrwałej, coraz więcej informacji przechowujemy "na zewnątrz", więc stajemy się też coraz bardziej zależni od stałego dostępu do technologii.– mówi Marta Witkowska.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn
fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

Nie oznacza to, że wszelkie informacje powinniśmy "trzymać" na zewnątrz. Wiele zależy przecież od kontekstu. Jeśli chirurg szuka w Google informacji o kolejnym etapie wycięcia wyrostka robaczkowego w czasie operacji, to jest to – delikatnie mówiąc – spory problem. Mniejszy, kiedy odciążamy nasz mózg, szukając czegoś przyziemnego, np. gdzie znajduje się restauracja, o której ktoś nam opowiadał.

Chociaż lubimy myśleć o naszym mózgu jako czymś, co ma nieskończoną pojemność, to w rzeczywistości lepiej jest nie marnować cennej przestrzeni i pozwolić, aby część informacji pamiętał zewnętrzny serwer. Może to budzić obawy, ale nie są to obawy nowe. Już od czasów Sokratesa romantyzujemy ludzką pamięć. A jeden z największych filozofów w dziejach był podobno przeciwny zapisywaniu, bo miało to w jego ocenie negatywnie wpływać na naszą pamięć. Tymczasem to dzięki technologiom, nawet tak starym jak pismo czy druk, jego myśli przetrwały do naszych czasów.  

Zacieranie granic

Jednak na horyzoncie pojawiają się kolejne technologie, których wpływ na pamięć i nawet wspomnienia może być ogromny. Mowa oczywiście o generatywnej sztucznej inteligencji, która z łatwością może ożywić artefakty naszych wspomnień, zmieniając np. stare zdjęcia w film. Ba, może sprawić, że na fotografii zmarły przed laty dziadek albo babcia zaczną się uśmiechać. Albo przytulać się, czy wyciągać do nas ręce. A to stopniowo może zmieniać ich obraz w naszych oczach, zniekształcając to, co de facto o nich pamiętamy.

W tym miejscu warto przywołać ciekawy eksperyment Sama Lawtona, filmowca, który użył oprogramowania DALL-E, które poprzez sztuczną inteligencję potrafi generować obrazy np. z zaproponowanego tekstu. Lawton postanowił użyć starych zdjęć rodzinnych, aby "rozszerzyć" kadry, a przestrzeń wypełnić dodatkowymi elementami: większą liczbą zwierząt, ludzi, drzew, nowym wyglądem kuchni i tak dalej. Jednocześnie zatarło to prawdziwe sceny z jego dzieciństwa. O całym eksperymencie nakręcił krótki film zatytułowany Expanded Childhood.

Następnie efekty pokazał swojemu ojcu. A ten? Cóż. Był co najmniej zdezorientowany. Widział, że coś z przerobionymi zdjęciami jest nie tak, ale nie do końca wiedział co. W końcu zastanawiał się, czy po prostu on inaczej to wszystko zapamiętał.

Ten eksperyment sprawił, że badacze zaczęli zadawać szereg pytań. A choćby o to, jaki wpływ będzie miała nas długotrwała ekspozycja na obrazy generowane lub zmieniane przez AI? Czy takie obrazy mogą pomóc przeformułować traumatyczne wspomnienia? Czy też tworzą fałszywe poczucie rzeczywistości? Oczywistych odpowiedzi jeszcze nie ma.

Wojciecha Glaca zapytałem o to, czy ów narzędzia będą zacierać granice między prawdziwymi a wymyślonymi przez AI wspomnieniami? To kluczowe pytanie, bo dziury w pamięci mogą zostać wypełniane fałszywymi obrazami czy filmami.

– Wszystko zależy od jakości wykonania. Im to, co proponuje nam sztuczna inteligencja będzie realistyczne, tym większa szansa, że będzie nam wydawać się to prawdziwe. Szczególnie, gdy nie będziemy pamiętać zbyt wielu szczegółów – mówi Wojciech Glac, ale jednocześnie uspokaja: 

– Nasz mózg ma pewną automatyczną zdolność do wykrywania błędów i niezgodności. Możemy nie być w stanie świadomie wskazać co konkretnie się nie zgadza, ale nasza intuicja będzie wyraźnie mówić, że w tym co widzimy jest jakiś fałsz. Na poziomie neuronalnym odpowiada za to rodzący się w ramach automatycznej analizy sytuacji konflikt wynikający z niezgodności pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością, a w efekcie tego rodzi się nieufność wobec tego, co widzimy. I będziemy podskórnie czuli, że to nie jest prawdziwe, choć nie będziemy często w stanie wskazać dlaczego – dodaje.

Czy wspomnienia są prawdziwe?

Sztuczna inteligencja może posłużyć do czegoś jeszcze. W Chinach niczym niecodziennym nie jest już "wskrzeszanie" zmarłych i generowanie z ich wizerunków i głosów awatarów, z którymi można nawet porozmawiać. Eksperci zalecają jednak, aby zachować ostrożność, szczególnie w pierwszych miesiącach po śmierci bliskich, kiedy osoby w żałobie mogą mieć poczucie nierzeczywistości wywołane niemożnością zaakceptowania tego, co się stało. Podsycanie i przedłużanie tego uczucia może rodzić ryzyko utrudnienia żałoby.

– To, że ktoś słucha nagrania głosu czy ogląda zdjęcia, nie jest niczym złym ani nowym. Wszyscy to robimy, bo pomaga nam to w naturalny sposób utrzymywać pamięć i wewnętrzną relację z bliskim, który odszedł. Natomiast używanie VR czy sztucznej inteligencji, która stworzy pewien rodzaj symulacji, że zmarła osoba nadal istnieje, może wprowadzić komplikację w proces żałoby – mówiła przed rokiem w SW+ Anja Franczak, założycielka Instytutu Dobrej Śmierci, edukatorka w temacie śmierci i żałoby.

fot. shutterstock / Jorm Sangsorn
fot. shutterstock / Jorm Sangsorn

A wspomnienia? Cóż. Trudno nie mieć obaw o to, że kiedy awatary zmarłych będą dodawać do naszej relacji z bliskimi nowe jej elementy, nie będziemy wiedzieli, co jest prawdą, a co nią nie jest. Tyle że wspomnienia i bez technologii bywają mocno zniekształcone. W końcu nawet to samo wydarzenie kilka osób potrafi zrelacjonować w zupełnie inny sposób. Czy zatem wspomnienia są w ogóle prawdziwe? Pytam o to Wojciecha Glaca.

– Możemy wyobrazić sobie proces wspominania jako zadawania pytania o przeszłość. Jeżeli wyobrazimy sobie, że nasza pamięć jest oparta na zapamiętaniu pewnych reguł, które opisują świat, to czasem pytając siebie samych jak było możemy otrzymać odpowiedź, która niekoniecznie jest prawdziwa, ale za to zgodna z pewnymi regułami, które utworzyliśmy nieświadomie doświadczając różnych sytuacji i poznając świat i rządzące nimi związki przyczynowo-skutkowe. Jeżeli więc nie utrwalamy danego wspomnienia często go wydobywając z pamięci, zmiany plastyczne dotyczące połączeń między neuronami znikną, a nasz mózg szukając odpowiedzi na pytanie o przeszłość, zamiast wydobyć rzeczywiste wspomnienie, zastąpi je ogólną regułą, która spełnia kryteria, takie jak np. pora roku, miejsce itd. – mówi Wojciech Glac i dodaje, że pamięć jest procesem bardzo dynamicznym.

– Wiemy, że nasz mózg może fałszować wspomnienia dodając do nich nieprawdziwe elementy, tracąc inne i łączyć różne wspomnienia w jedno. Mało tego, procesy pamięciowe obejmować mogą również aktywne usuwanie niektórych danych z pamięci, np. takich, które nie pasują do dobrze utrwalonych reguł opisujących świat czy ludzi. Tak więc nigdy nie powinniśmy być pewni, czy to co pamiętamy jest w 100 procentach prawdą – wyjaśnia naukowiec.

Co jest prawdą? Nie wiem

Wracam do zdjęć ze starej kliszy z wyjazdu nad jezioro. Skąd w ogóle wiem, że to jezioro? – pytam sam siebie. I w myślach odpowiadam: nad morzem pierwszy raz byłem dopiero w podstawówce. To pamiętam dokładnie.

A więc jezioro. Wysyłam odzyskane z kliszy zdjęcie 5 lat starszemu bratu. Jeśli ktoś pamięta, to on. Po chwili odpisuje jedno słowo: Grabiak.

Googluje i już wiem. To jezioro na Roztoczu na Lubelszczyźnie. Godzinę dogi od naszego rodzinnego domu.

Po chwili przychodzą kolejne wiadomości od brata: z tego wyjazdu są inne zdjęcia, zrobione innym aparatem. Kolorowe i jest ich więcej. Są w albumie, w domu.

Co jest więc moim prawdziwym wspomnieniem znad jeziora? Może tylko odtworzyłem to, co pamiętałem, z tamtych kolorowych zdjęć, które przecież musiałem widzieć w albumie? A może te uratowane ze starej kliszy rozszerzyły to, co pamiętam? Co jest prawdą? Nie wiem.

Ale może to bez znaczenia? W końcu – jak mówiła Hanna Krall – nie piszę tu historii, lecz piszę o pamiętaniu.