W tym miejscu warto cofnąć się do 2013 roku, czyli momentu, kiedy noszenie w kieszeni smartfonu ze świetnym aparatem nie było jeszcze tak powszechne jak dziś. Wykonano wtedy badanie, w którym naukowcy poprosili studentów, aby odwiedzili muzeum. Jednej grupie dano aparaty i polecono robić zdjęcia oglądanym dziełom sztuki. Druga zaś miała "jedynie" obserwować obrazy, rzeźby itd. Okazało się, że pierwsza grupa (z aparatami) pamiętała mniej o fotografowanych obiektach i ich lokalizacji w muzeum, niż ci, który jedynie je oglądali. Ale to nie wszystko. Gdy uczestnicy badania za aparatami skupiali się na fragmencie dzieła sztuki (np. robiąc zdjęcie jedynie twarzy postaci zamiast całego obrazu), to zachowywali lepsze wspomnienia całego dzieła w porównaniu z sytuacją, gdy od razu fotografowali całość. Naukowcy wysnuli wtedy teorię, że czynność fotografowania odwraca uwagę fotografa od otoczenia, a także działa jak zewnętrzny bank pamięci. To, że używamy aparatu, działa jak podpora pamięci. Uczy nas, że ktoś, a właściwie coś (aparat) zapamięta coś za nas, więc nie musimy tego robić samodzielnie.