Rozmowy ze zmarłymi. Jak nowe technologie zmieniają żałobę?

Technologiczne nowinki mające wspierać proces żałoby, radzenia sobie z przemijaniem i śmiertelnością pukają do naszych drzwi. Obiecują utrwalić pamięć o bliskich i radzenie sobie z ich stratą. Ale czy nie wiążą nas w niekończącej się żałobie?

Rozmowy ze zmarłymi. Jak nowe technologie zmieniają żałobę?

– Mnie to pomogło, będziesz z nim rozmawiała. On nie żyje, dlatego to działa – wyjaśnia znajoma młodej kobiecie, która straciła ukochanego w wypadku samochodowym. Scena rozgrywa się w czasie stypy. Pogrążona w rozpaczy kobieta początkowo odmawia. Jednak kilka dni później, nie radząc sobie ze stratą i ogromnym bólem w końcu, ulega. Klika w przesłany przez znajomą link, a po chwili może już wymieniać wiadomości z botem, który dzięki zassaniu wszelkich informacji z mediów społecznościowych niemal doskonale oddaje styl, a nawet poczucie humoru jej tragicznie zmarłego partnera.

Jakiś czas później kobieta idzie krok dalej. Decyduje się na przekazanie systemowi kolejnych danych: filmów, zdjęć i wiadomości, aby móc z nim rozmawiać przez telefon. Ich przetworzenie trwa ledwie chwilę, a po niej telefon dzwoni. Kobieta odbiera i nie może uwierzyć, że słyszy głos swojego ukochanego.

– Brzmisz jak on – wydusza z siebie drżącym głosem.

– Kompletne wariactwo – odpowiada głos mężczyzny. – Nie mogę uwierzyć, że z Tobą rozmawiam, w końcu nie mam ust – dodaje, wywołując uśmiech na jej zapłakanej twarzy.

fot. Stokkete/shutterstock
fot. Stokkete / Shutterstock.com

To scena z jednego z odcinków brytyjskiego serialu "Black Mirror", który przedstawiał zwykle czarną wizję przyszłości zmienianej przez nowe technologie. Okazuje się, że w tym przypadku była to przyszłość niezbyt odległa. Choć mija właśnie dekada od premiery tego odcinka, to jesteśmy o krok od tego, aby część z zaprezentowanych w nim rozwiązań stała się udziałem naszej codzienności. Technologiczne nowinki mające wspierać nasz proces żałoby, radzenia sobie z przemijaniem i śmiertelnością pukają do naszych drzwi. Warto więc zastanowić się, czy pomogą nam – jak znajomej głównej bohaterki ze stypy – poradzić sobie z utratą bliskich czy wręcz przeciwnie, doprowadzą na skraj szaleństwa, zamykając w pułapce wiecznego cierpienia i nieustannej żałoby.

Wirtualna rzeczywistość, prawdziwy smutek

Jest to zasadne pytanie, biorąc pod uwagę np. niedawny społeczny eksperyment z wykorzystaniem technologii Virtual Reality (VR), czyli rzeczywistości wirtualnej. Dodajmy, że był to eksperyment przeprowadzony na żywym organizmie. Mowa o filmie dokumentalnym "Meeting You", który powstał przed dwoma laty. Opowiada on historię Koreanki Jang Ji-sung, której córeczka zmarła w 2016 roku na raka. Nie mogąc pogodzić się ze stratą 7-letniego dziecka, zgodziła się wziąć udział w projekcie, który dałby jej możliwość ostatniego spotkania i pożegnania zmarłej Nayeon, bo tak miała na imię jej córeczka.

Przygotowania do spotkania i tworzenie symulacji VR trwało blisko rok. W tym czasie specjaliści od wirtualnej rzeczywistości na podstawie archiwalnych nagrań, zdjęć oraz ruchów młodszej siostry odtworzyli postać dziewczynki, wraz z jej ruchami i mimiką twarzy. Nad wszystkim czuwał też terapeuta, który pracował zarówno z rodziną, jak i filmowcami, troszcząc się o to, aby spotkanie matki z wirtualną córką nie przyniosło jej dodatkowych traumatycznych doświadczeń, lecz skupiało się na pozytywnych wspomnieniach.

Kiedy jednak w końcu doszło do spotkania, nie obyło się bez trudnych emocji. Choć rozgrywało się ono według scenariusza, a wymiana zdań i ruchy nie były w pełni idealne, to oglądanie ich rozdziera serce. Córka jest bowiem wirtualna, ale prawdziwa jest rozpacz matki. Widoczny jest realny ból, nawet gdy obie miło wspólnie spędzają czas, bawiąc się czy jedząc ulubione danie dziewczynki. Mimo że kobieta od początku wiedziała, jak całość się skończy, a spotkanie miało służyć ostatniemu pożegnaniu, to wydaje się, że nie była na nie w pełni gotowa. Widzimy to w końcowej scenie, kiedy postać dziewczynki i wirtualna sceneria znika. Bezradna kobieta z położonymi wzdłuż ciała rękoma zamiera w bezruchu. Stojąc tak ubrana w gogle do VR, na tle zielonej planszy studia wydaje się niezwykle samotna.

– To było jak cudowny sen – mówiła potem kobieta i choć nie wiadomo, czy ostatecznie udział w projekcie pomógł jej w przepracowaniu żałoby, to pewne jest, że dokument wzbudził ogromne emocje. Jego blisko 10-minutowy skrót wyświetlono na YouTube ponad 35 milionów razy. Pod klipem znajduje się ponad 62 tysiące komentarzy.

Sukces komercyjny był murowany. Zresztą firma medialna MBC, idąc za ciosem, stworzyła kolejne edycje już w formie telewizyjnego programu, a uczestników do niego wybierała spośród tysięcy zgłoszeń. Wytypowani w kilkuetapowym procesie szczęśliwcy mogli "ponownie spotkać bliskich". Wśród nich był choćby mężczyzna, który stracił ukochaną, czy córka, która mogła znowu spotkać swoją matkę.

Hologram na urodziny

Tworzenie cyfrowych awatarów zmarłych, których spotkanie ma pomóc pogrążonej w żałobie rodzinie i umożliwić ostateczne pożegnanie, staje się coraz częstszym pomysłem na biznes. A w promowaniu i oswajaniu takich usług pomagają także celebryci. Wystarczy przypomnieć rapera Kanye Westa, który w 2020 roku zrobił urodzinową niespodziankę swojej partnerce Kim Kardashian, wręczając jej hologram zmarłego przed kilkunastu laty ojca Roberta Kardashiana. Realistyczny awatar nie tylko składa córce życzenia, ale mówi też, że opiekuje się nią z nieba każdego dnia. Chwali także – a jakże – zięcia, o którym mówi, że jest – co za przypadek – najbardziej genialnym mężczyzną na świecie.

I choć całość brzmi nieco jak PR-owy ruch, bo Kim Kardashian była wówczas krytykowana za zbyt wystawne świętowanie urodzin, to łatwo uwierzyć, że jej emocje w reakcji na spotkanie cyfrowego hologramu były prawdziwe. – To było tak realistyczne, że ze łzami w oczach oglądaliśmy to na okrągło. To wspomnienie zostanie ze mną na całe życie – przyznała Kim Kardiashian.

I na tych emocjach zdają się próbować zarobić twórcy tego typu rozwiązań. Tęsknota za bliskimi, którzy odeszli, jest ogromna, a choćby chwila rozmowy nimi wydaje się bezcenna. Na pragnienie rozmowy ze zmarłymi próbuje odpowiadać południowokoreańska firma Deep Brain AI, oferując usługę "Re;memory". I tu tworzony jest oparty na sztucznej inteligencji cyfrowy awatar. Przy czym powstaje on jeszcze za życia osoby, którą będzie przedstawiać. Firma przeprowadza z nim wywiady, gromadząc rodzinne historie i wspomnienia. Rejestruje mimikę i głos, a także nagrywa sylwetkę człowieka. Dzięki tym danym tworzy awatar mający zrekonstruować zmarłego, a następnie pozwolić rodzinie porozmawiać z nim w czasie rzeczywistym na jeden z czterech wybranych tematów. Spotkanie odbywa się w specjalnym "salonie pamięci" i trwa około pół godziny. Jak wygląda, można zobaczyć poniżej.

Ty pytasz, on odpowiada

Rozwój technologii, a w szczególności modeli językowych sztucznej inteligencji i klonowania głosu, sprawia, że nie trzeba się ograniczać tylko do odtwarzania starych nagrań. W końcu ich zakres czy tematyka są skończone, tak jak zbiór danych, na których są oparte. Wyjście poza ten obszar mają umożliwić aplikacje oparte o AI, która ma kreatywnie tworzyć "nowe wypowiedzi", a nawet umożliwiać rozmowy na nieznane nam dotąd tematy z tymi, którzy już odeszli.

To ostatnie obiecuje dostarczyć aplikacja kalifornijskiej firmy HereAfter AI. Zbiera ona materiały audio od osób, które chcą stworzyć swoją cyfrową replikę. W nagraniach dzielą się oni swoim życiem w najdrobniejszych szczegółach. Opowiadają o najważniejszych wspomnieniach z dzieciństwa, historiach dotyczących relacji rodzinnych, związków czy o wydarzeniach mówiących o ich osobowości. Te dane są bazą dla wirtualnego asystenta głosowego, z którym będą mogli po śmierci (lub wcześniej) rozmawiać bliscy. Co ważne, "rozmowę ze zmarłymi" można wzbogacić o zdjęcia, które będą pasowały do historii.

"Aby poznać Twoje życie i osobowość, bliscy po prostu zadają pytania aplikacji. Zobaczą Twoje zdjęcia i usłyszą Twoje wspomnienia Twoim prawdziwym głosem" – zachęcają twórcy aplikacji, chwaląc się, że aplikacja jest w pełni interaktywna. "Ty pytasz, a on odpowiada".

Jak spełnienie tej obietnicy wygląda w praktyce, przed rokiem sprawdzała Charlotte Jee, redaktorka serwisu MIT Technology Review. Choć jej rodzice żyją, to postanowiła stworzyć ich cyfrowe repliki, aby zrozumieć tę technologię. Jej wnioski po kilkunastu rozmowach były następujące. Zgodziła się z twórcami, że aplikacja ułatwia utrzymywanie bliskości z ludźmi, których kochamy. Z drugiej strony zaś przyznała, że choć ich repliki brzmią jak ktoś, kogo kochasz, to ostatecznie nic o nas nie wiedzą. I mimo że mają być interaktywne, to odpowiedzi na dane pytanie są takie same za każdym razem, gdy je zadamy. Dochodzi jeszcze dyskomfort, który u niektórych może budzić niepokój, a nawet przerażenie. Obawy budzi również to, że trudno przewidzieć długofalowe skutki korzystania z takich narzędzi.

Te pytania stawiali twórcy filmu "Ona" z 2013 roku. Opowiadał on o mężczyźnie imieniem Theodor, w którego rolę wcielił się Joaquin Phoenix. Po nieudanym związku jest on tak bardzo samotny, że zakochuje się w kobiecym głosie wirtualnej dziewczyny. Samantha, bo tak ma na imię inteligentny system operacyjny, rozmawia z nim w czasie rzeczywistym, towarzyszy przez większą część dnia, a przy tym jest tak zabawna, wrażliwa i idealnie dopasowana, że zastępuje mu niemal wszystkie prawdziwe relacje. I choć takich celów nie mają twórcy aplikacji pozwalających usłyszeć zmarłych czy z nimi rozmawiać, to pytania, czy tak się mimochodem nie stanie, pozostają póki co bez odpowiedzi. Tak jak pytania o to, czy tego rodzaju nowinki pomagają poradzić sobie z traumą utraty bliskich.

fot. Olga Lewska/shutterstock
fot. Olga Lewska / Shutterstock.com

Są to pytania zasadne, bo postęp w tej dziedzinie jest ogromny. A ryzyko negatywnych skutków będzie rosło w miarę ulepszania technologii. Już przed rokiem, czyli przed boomem na ChatGPT, firma Amazon udostępniła krótki film przedstawiający małego chłopca słuchającego poprzez Alexę fragmentu bajki czytanego przez jego niedawno zmarłą babcię. – Chociaż sztuczna inteligencja nie może wyeliminować bólu po stracie, to z pewnością może sprawić, że wspomnienia będą trwałe – mówił w czasie prezentacji filmu Rohit Prasad, wiceprezes Alexy.

I trudno nie zgodzić się z drugą częścią jego wypowiedzi. W końcu choć głos został sztucznie odtworzony na podstawie trwającego mniej niż minutę nagrania, to całość brzmiała niezwykle wiarygodnie. Tylko jaki to może mieć wpływ na chłopca? Nie wiadomo.

Triumf nad śmiercią

Te pytania nie są niczym nowym. W końcu technologie towarzyszą nam w życiu, a więc i w procesie żałoby nie od wczoraj, lecz od wieków. Już w XIX wieku zastanawiano się, jak takie wynalazki jak film czy fotografia wpłyną na naszą pamięć i podejście do śmierci. Ba, pojawiały się nawet głosy, że stanowią one triumf człowieka nad śmiercią, bo przesuwają granicę tej drugiej. W końcu pozwalają mimo niej zachować niektóre ludzkie cechy jak głos, wizerunek, mimikę i tak dalej.

– Obrazy, listy, fotografie, gramofon i płyty winylowe, a nawet zapachy i ulubione potrawy też mogą przywoływać obecność tych, którzy odeszli. A to tylko niektóre technologie mogące wpływać na to, jak przeżywamy żałobę – mówi dr Agnieszka Janiak, kulturoznawczyni, polska tanatolożka związana z Uniwersytetem Dolnośląskim DSW we Wrocławiu. I dodaje, że to przez wieki mocno się zmieniło.

Od starożytności do połowy XIX wieku śmierć była wydarzeniem jawnym, niejako publicznym i dotyczyła całej wspólnoty. Już samo umieranie było procesem, a i to, co następowało po nim, miało określony scenariusz.

– Umierającego odwiedzali członkowie rodziny, bliscy, sąsiedzi. To był kulturowo wyznaczony czas, by zapewnić o swoim uczuciu, przeprosić, wybaczyć i pożegnać. Na pogrzeb z kolei powinni się stawić wszyscy ci, wśród których żył zmarły. To było potrzebne wspólnocie, żeby pokazać, że przetrwa, mimo że ubędzie jej członków. Dlatego w umieranie i opłakiwanie była zaangażowana, choć w różnym stopniu, cała społeczność – wyjaśnia dr Janiak.

Ważna zmiana postawy wobec śmierci miała miejsce się w połowie XIX wieku, gdy śmierć stała się zmedykalizowana. Był to efekt laicyzacji oraz indywidualizacji, gdy celem stało się "bycie sobą" zamiast uczestnictwa we wspólnocie i rytuałach. Do tego pojawiły się techniki resuscytacyjne, przywracania oddechu – a więc technologia, która pozwoliła człowiekowi uwierzyć, że możemy odnieść, choćby chwilowe, zwycięstwo nad śmiercią.

– To pokazało, że długość życia zależy także od człowieka, eksperta, a nie tylko od losu, fatum czy Boga. Śmierć przestała być całkowicie nieuchronna, a skoro tak, to zaczęliśmy ją traktować jako chorobę, z której można starać się człowieka wyleczyć, powierzyliśmy umieranie lekarzom. Obecnie jesteśmy świadkami i beneficjentami kolejnej przemiany stosunku do śmierci. Za sprawą ruchu hospicyjnego sami uczymy się odpowiadać na potrzeby osób umierających i opłakujących. Staramy się im sprostać, szukając pomocnych narzędzi i miejsc edukacji, uczymy się towarzyszenia – dodaje dr Janiak.

fot. Olga Lewska/shutterstock
fot. Olga Lewska / Shutterstock.com

Choć wielu z nas przez większość życia nie myśli o przemijaniu i ludzkiej śmiertelności, to prędzej czy później ta nas dotyka. Wtedy próbujemy sobie z nią radzić sobie, jak umiemy. Na przykład szukając informacji w internecie, na specjalistycznych forach czy grupach wsparcia w mediach społecznościowych. Ten wynalazek i jednocześnie medium jest dziś kluczowe, kiedy przychodzi nam skonfrontować się z odchodzeniem i śmiercią bliskich.

– Internet jest bezcennym narzędziem, bo stał się wielką bazą edukacyjną. To miejsce, gdzie możemy nauczyć się towarzyszenia bliskim w ostatnim etapie ich życia, w umieraniu życia. Przeczytać, co możemy zrobić, jak możemy pomóc, wreszcie jak się zachować, aby wesprzeć kogoś, kto właśnie kogoś stracił, niezależnie od tego, czy będzie to ktoś z rodziny, sąsiadka, która straciła męża, czy nasze dziecko przeżywające żałobę po stracie psa. Żałoba jest doświadczeniem nieodwracalnej straty. Trudnym do zaakceptowania faktem, że ktoś był, stanowił centrum naszego życia i nagle go tak dotkliwie nie ma. I tę stratę musimy oswoić. Znaleźć dla niej miejsce w swoim życiu, aby móc żyć dalej. A wiedza zgromadzona w internecie oraz możliwe wsparcie, które możemy tam dostać, niezwykle to ułatwia, szczególnie że doświadczenie straty bliskiej osoby izoluje społecznie, a grupy wsparcia pozwalają nam się przekonać, że nie jesteśmy sami, że istnieją też inni podzielający to nasze szalenie bolesne doświadczenie – mówi dr Janiak.

Ważne wsparcie

Żałoba jest naturalną reakcją na stratę. Jest też procesem, który psycholodzy próbują opisać w różne sposoby. Przez długi czas dominowały teorie opisujące proces żałoby w formie różnych faz lub etapów, np. od szoku i otępienia, kiedy trudno uwierzyć nam w to, co się stało. Przez tęsknotę za zmarłym i żal do niego czy świata. A także dezorganizację, bo utrata bliskiej osoby sprawia, że całe nasze dotychczasowe życie i planowana przyszłość rozsypały się jak domek z kart. Aż po reorganizację, kiedy osoba pogrążona w żałobie uczy się na nowo funkcjonować w nowej rzeczywistości.

Dzisiaj jednak wiemy, że w żałobie nie ma reguły. I że myślenie według linearnych etapów niekoniecznie pomaga. Współczesne modele żałoby przede wszystkim podkreślają jej indywidualny charakter. Procesu nie da się też przyśpieszyć. Jednak w każdym z nich mogą pomóc rozmowy ze specjalistami, np. psychoterapeutą, ale też innymi ludźmi, z którymi będziemy mogli podzielić się naszą historią i cierpieniem. Organizacją tego rodzaju spotkań, także online, od kilku lat zajmuje się Anja Franczak, założycielka Instytutu Dobrej Śmierci, edukatorka w obszarze śmierci i żałoby.

– Organizujemy różne rodzaje spotkań. Po pierwsze, Death Cafe, czyli regularne spotkania stacjonarne, np. w kawiarniach oraz online, aby w swobodnej atmosferze porozmawiać o tematach związanych ze śmiercią. Po drugie, spotkania tematyczne z udziałem ekspertów, którzy np. tłumaczą, jak rozmawiać z dziećmi o śmierci i żałobie. Zapraszamy też na spotkania w formie kręgu, gdzie słuchamy się wzajemnie i każda(-y) może podzielić się swoją historią – wyjaśnia Anja Franczak. Dodaje, że wzrost zainteresowania spotkaniami online przyspieszył w pandemii, kiedy możliwości kontaktu osobistego były ograniczone.

– Wtedy mocno rozwinął się też streaming online z ceremonii pogrzebowych, z którego korzystają osoby, które nie mogą osobiście w nich uczestniczyć. Takie wykorzystanie nowych technologii ma ogromną wartość, bo jest inkluzywne. Włącza do udziału w ważnym wydarzeniu osoby, które z różnych przyczyn np. choroby byłyby z niego wykluczone. Nie sądzę jednak, że ta forma zastąpi realną, bo w świecie rzeczywistym uczestniczymy np. w pogrzebie wszystkimi zmysłami, a technologia nie jest w stanie tego zastąpić – dodaje.

Nieco ostrożniej podchodzi jednak do opisanych wcześniej technologii, czyli spotkań ze zmarłymi w wirtualnej rzeczywistości czy rozmów z asystentami głosowymi. – Nie chcę tego oceniać, bo sama z tego typu rozwiązań nie korzystałam. Jeśli są osoby, które twierdzą, że im to pomaga, to ja nie mam prawa mówić im, że jest inaczej – mówi Anja Franczak.

fot. Olga Lewska/shutterstock
fot. Olga Lewska / Shutterstock.com

Faktycznie jest bowiem tak, że są osoby, które uważają, że słuchanie głosów zmarłych bliskich lub rozmawianie z nimi w formie czatu z botem pomaga im w procesie żałoby. Mówiła o tym we wspomnianym już artykule MIT Technology Review dr Erin Thompson, psycholog kliniczna specjalizująca się w procesie żałoby.

– Nierzadko zdarza się, że ludzie odsłuchują wiadomości głosowe od zmarłej osoby. Wirtualny awatar, z którym możesz prowadzić dłuższą rozmowę, może być cennym i zdrowym sposobem na pozostawanie w kontakcie z osobą, którą kochałeś, a którą utraciłeś – mówi dr Erin Thompson. Ale nie jest bezkrytyczna i zaleca zachować ostrożność: – Osoba pogrążona w żałobie musi pamiętać, że te boty mogą schwytać tylko niewielki fragment danej osoby. Nie czują i nie zastąpią zdrowych, funkcjonalnych relacji międzyludzkich.

Szczególną ostrożność należy zachować w pierwszych miesiącach po śmierci bliskiej osoby, kiedy osoby w żałobie mogą mieć silne poczucie nierzeczywistości wywołane niemożnością zaakceptowania tego, co się stało. Podsycanie i przedłużanie tego uczucia może rodzić ryzyko utrudnienia żałoby.

To właśnie budzi niepokój u Anji Franczak. – To, że ktoś słucha nagrania głosu czy ogląda zdjęcia, nie jest niczym złym ani nowym. Wszyscy to robimy, bo pomaga nam to w naturalny sposób utrzymywać pamięć i wewnętrzną relację z bliskim, który odszedł. Natomiast używanie VR czy sztucznej inteligencji, która stworzy pewien rodzaj symulacji, że zmarła osoba nadal istnieje, może wprowadzić komplikację w proces żałoby – mówi Franczak.

Jego częścią jest oswajanie rzeczywistości, kiedy osoba przeżywająca żałobę zaczyna rozumieć, że ta śmierć i strata jest realna, a nasz bliski nigdy nie wróci. – W naturalnym procesie żałoby widzimy, że tej osoby brakuje w świecie fizycznym. Doświadczamy wówczas głębokiego bólu związanego z poczuciem tej straty. Jednocześnie zaczynamy budować relację z tą zmarłą osobą wewnątrz nas, w naszych wspomnieniach, bo nadal istnieje nasza miłość dla tej osoby. Mówiąc metaforycznie: znajdujemy dla niej miejsce w naszym sercu, bo proces żałoby jest w pewnym sensie przeprowadzką tej osoby ze świata zewnątrz, czyli fizycznego, do świata wewnątrz, czyli w nas – tłumaczy Anja Franczak. Dodaje, że właśnie dlatego rozwiązania, które mogą sugerować nam, że ta strata w świecie fizycznym nie jest w pełni realna, bo możemy jakąś cząstkę tej osoby znaleźć na zewnątrz, może utrudniać "przeprowadzkę". – To potencjalne zagrożenie, ale jestem też w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym osoba przeżywająca żałobę korzysta z takich narzędzi świadomie. Wie, że jej bliski nie żyje i nie wróci, ale technologia daje jej jakieś pocieszenie. Nie mam tu zero-jedynkowego stanowiska, bo wpływ takich narzędzi trzeba po prostu zbadać – dodaje. 

fot. Olga Lewska/shutterstock
fot. Olga Lewska / Shutterstock.com

Dr Agnieszka Janiak zwraca uwagę, że jesteśmy dziś bardziej samotni niż w poprzednich pokoleniach, więc istnieje ryzyko, że tego typu technologie mogą nas uwięzić w niekończącej się żałobie. Kiedy nie mamy wielu trwałych relacji, to te narzędzia mogą cementować więź ze zmarłym i nie pozwolić mu odejść ze świata fizycznego. Naukowczyni widzi też ograniczenia tego rozwiązania.

– We wszystkich memorabiliach, jak listy, zdjęcia, nagrania, buteleczki z perfumami używanymi za życia przez bliskich, kluczowy jest komponent zmysłowy, który uruchamia pamięć sensoryczną, pozwala zmysłowo doświadczać obecności zmarłego, pomimo jego nieobecności. W dialogu ze sztuczną inteligencją tego nie ma. Mamy świadomość, że to substytut, który nie ma statusu pamiątki. Tak jakby ktoś podszywał się pod naszego bliskiego, a my przecież chcemy, żeby to był on. Nie chcemy sztucznego awatara, chcemy jego, jego realną cząstkę. Istnieje możliwość, że ten brak zmysłowej przyległości sprawi, że te rozwiązania się nie przyjmą i trafią do The Dead Media Museum: muzeum martwych mediów. Tych, które nie zyskały popularności, nie znalazły społecznego uznania – mówi dr Janiak. 

To za mało

Mogą też trafić na strych. Tam – uwaga spoiler – pogrążona w żałobie wdowa z serialu "Black Mirror", od której zaczęliśmy, umieściła humanoidalne ciało klona swojego zmarłego partnera. Kobieta poszła bowiem jeszcze krok dalej. Po rozmowach z botem, a potem asystentem głosowym zamówiła jego cielesny odpowiednik. Jednak klon poza wyglądem niemal w niczym nie przypominał jej ukochanego.

– Ty to nie ty. Potrafisz odtworzyć zmarszczki, nie historie. Próbujesz zagrać to, co on robił bezwiednie. A to za mało – mówiła kobieta, zanim wysłała go na strych, ukrywając to, o czym wolałaby zapomnieć.

Ilustracja tytułowa: fot. Solarisys / Shutterstock.com
DATA PUBLIKACJI: 01.11.2023