Stres, kolejki i drożyzna. Dlaczego skazujemy się na udrękę wakacji?

Wakacje stresują, bo są najważniejszym i wyczekiwanym etapem w wyścigu do perfekcji. Jeśli na poprzednich odcinkach nie poszło, to podczas urlopu nie ma miejsca na wymówki i niepowodzenia.

Stres, kolejki i drożyzna. Dlaczego skazujemy się na udrękę wakacji?

To ryzyko wisi nad głową: wakacje mogą się nie udać. Jeśli wczasy są już za wami, to być może zdążyliście odnaleźć znajome wspomnienia w nagłówkach, które pojawiają się w internecie w ostatnim czasie. Patrzycie i mówicie: tak, to o nas. "To najgorsze wakacje, na jakich byli", "te miejsca tylko udają wakacyjny raj", "Polka nie kryje rozczarowania" – brzmią wyjazdowe dramaty. Spowodowane niedobrym jedzeniem, upałem albo wręcz przeciwnie: zimną wodą w morzu. Jajecznicą za 67 zł, na którą nie jesteśmy gotowi finansowo i mentalnie, czy kolejkami do atrakcji turystycznej, na tle której koniecznie trzeba zrobić sobie zdjęcie, a która na żywo wcale nie jest tak oszałamiająca. Skoro jednak tyle się już wystaliśmy, to niech chociaż wpadną lajki w mediach społecznościowych. Oni przecież nie muszą wiedzieć, że nie warto było tyle czekać.

Niesprostanie zbyt wysokim oczekiwaniom to jedno. Stres zaczyna się już przed wyjazdem. W 2023 r. ukazały się badania przeprowadzone przez Ipsos na zlecenie marki Fitbit, z których wynikało, że "Polki i Polacy potrafią się cieszyć z wakacyjnego wyjazdu, choć nawet w tym czasie stres nie jest im obcy". Tylko dla 55 proc. samo organizowanie wakacyjnego wyjazdu jest przyjemnością. Piszę "tylko", bo przecież mowa o planowaniu wolnego czasu, a tymczasem prawie połowa jakoś się do tego nie garnie.

Co trzeci ankietowany odczuwał negatywne emocje w związku z letnią przerwą i doskwierała mu niepewność, smutek czy frustracja. Głównym powodem niepokoju są finanse, ale z badania wynikało, że Polacy martwią się również pogodą i tym, czy wybrane miejsce będzie prezentowało się w rzeczywistości równie dobrze, jak na zdjęciach promocyjnych.

Czytając wyniki tych badań, można się przerazić. Upragnione i wyczekiwane wakacje to droga przez mękę. Co trzeci badany zmaga się z przedwyjazdową gorączką, a wśród najpopularniejszych dolegliwości wymienia się ból głowy i brzucha. To wcale nie opis powrotu do szkoły czy pracy, ale udręki towarzyszące przygotowaniom do wyjazdu.

Źródło stresu może tłumaczyć inny wynik badania przeprowadzonego na zlecenie firmy Allianz Partners. Wynika z niego, że Polacy są skłonni ograniczać codzienne wydatki, aby wyjechać na wypoczynek – 65 proc. planuje zrezygnować z rozrywek, a 61 proc. odłoży w czasie zakup samochodu lub remont mieszkania. Aż 51 proc. polskich turystów chce zadbać o luksusowe doświadczenia podczas podróży. Pod tym względem jesteśmy europejskimi liderami. A skoro przez cały rok odmawiamy sobie przyjemności, to podczas urlopu oczekujemy, że poświęcenie było tego warte.

Wreszcie ma być idealnie

Jak wielu osobom spędza to sen z powiek, przekonałem się przez przypadek. Naprawdę nie chciałem podsłuchiwać. Zanim usiadłem na fotelu w autobusie, usłyszałem, jak jedna z pań dzieli się obawami na temat zbliżającego się wyjazdu. Jadą grupą, ale ma nadzieję, że chociaż jeden wieczór uda się spędzić osobno. Wiadomo, fajnie jechać razem i nie chodzi o to, żeby każdy siedział sam, ale kilka godzin we dwoje by się przydało. Może uda się to zorganizować tak, aby nikt nie poczuł się urażony – mówiła do koleżanki, ale chyba bardziej przekonywała samą siebie. Poza tym wszystko jest już zaplanowane. Śniadania w domku obok, ale obiady i kolacje przygotowywane i jedzone wspólnie. Tylko żeby się nie obrazili za ten jeden wieczór osobno – martwiła się współpasażerka.

Z wyprzedzeniem planuje się nie tylko wspólny jadłospis. Naukowcy sugerują, kiedy najlepiej wrócić z urlopu, żeby powrót do pracy był mniej dołujący. Podobno należy celować w czwartek lub piątek, aby złagodzić ból, który na pewno zjawi się w niedzielę wieczór i popsuje humor przed poniedziałkiem. Niektórzy są sprytniejsi i żeby nie dać się zasypać mailami oraz zaległościami, zaglądają do telefonu już podczas wypoczynku. Z badań wynika, że co trzeci Polak zabiera pracę ze sobą.

Nie dość, że nie wypoczniesz, to dodatkowo zmęczysz się samym przygotowaniem do urlopu. Trwają debaty, jak jeździć na wakacje. Czy odpoczywać raz, a porządnie, np. przez dwa-trzy tygodnie, czy może lepiej rozkładać dni urlopowe i wyjeżdżać kilka razy do roku. Są poradniki wyjaśniające, kiedy zarezerwować hotel i bilet lotniczy, aby jak najwięcej zaoszczędzić. Już na tym etapie kręci się w głowie od konieczności podejmowania decyzji. Wszystko możemy popsuć, zanim przekręcimy klucz w drzwiach, karty rozdane zostaną dużo wcześniej.

Wakacje stresują, bo są najważniejszym i wyczekiwanym etapem w wyścigu do perfekcji. Ilustracja: Roman Samborskyi/Shutterstock

A potem tylko kolejne dylematy: polskie morze czy Chorwacja, góry czy Mazury. Razem czy osobno. Będzie pogoda czy nie. Na końcu i tak rozczarowanie: i to z tego powodu zrezygnowaliśmy z naprawy cieknącej wanny? To przez to farba w sypialni będzie odpadać przez kolejne miesiące?

Niby nic nowego. Syndrom paryski to dobrze opisane zjawisko. To paradoksalnie jedno z moich ulubionych ludzkich uczuć. Smutne, bo na końcu jest rozczarowanie, ale i na swój dziwny sposób pozytywne. Ile wiary trzeba mieć w drugiego człowieka, by stojąc przed nie tylko paryskimi wielkimi zabytkami, uznać, że jednak dało się to wszystko zrobić lepiej. Naprawdę to tylko tyle? Rzeźby, stal, kilka cegieł, parę obrazów i mamy padać na kolana? Zasługujemy na więcej.

W "zasługujemy na więcej" tkwi źródło nieszczęścia

Przecież doskonale zdajemy sobie z tego sprawę na co dzień, obserwując otaczający nas świat. A kiedy wreszcie możemy odetchnąć i uciec od trosk, okazuje się to niemożliwe. Od rozczarowania odwrotu nie ma.

"W domu marzę, aby w Neapolu, w Rzymie upić się pięknem i pozbyć smutku. Pakuję kufer, ściskam przyjaciół i wyruszam przez morze. A kiedy budzę się wreszcie w Neapolu, widzę, że obok mnie stoi smutne ja, nieubłagane, identyczne, przed którym uciekałem. Mój olbrzym idzie za mną, dokądkolwiek idę" – pisał Ralph Waldo Emerson, amerykański poeta i eseista. To już faktycznie lepiej postępować jak Boy-Żeleński, według którego w zmienianiu hoteli i "obwożeniu swojej samotności" nie ma żadnego sensu. Równie nieatrakcyjna wydawała mu się rozmowa z obcymi ludźmi o obojętnych rzeczach, "to rzecz dosyć męcząca". A co z klimatem, słońcem, wysoką temperaturą? W razie czego napali się w piecu i też będzie ciepło.

Rzecz jasna zamiast akceptacji, że rzeczywistość nie jest w stanie dorównać wyobrażeniom, rozpoczyna się niekończący wyścig za wrażeniami. No dobrze, w Paryżu się nie postarali, ale na innym kontynencie na pewno znajdziemy to, czego szukamy. A jak nie w słynnych miejscach, to odpowiedź kryje się gdzie indziej: w zwykłym, szarym życiu. Być może piękna szukać trzeba tam, gdzie nikt nie zagląda. Ale co jeśli i brzydota nie zanęci?

Wakacje bez końca

Może wakacje nie mogą inaczej wyglądać, bo są przedłużeniem zwykłego, codziennego życia, które pełne jest wielkich oczekiwań i jeszcze większych rozczarowań. W zasadzie mamy nieustające wakacje, ale w tej okropnej, bo prawdziwej wersji: z bólem brzucha ze stresu i w ciągłym poczuciu zagrożenia, że zaraz coś nie wyjdzie i nie będzie tak, jak sobie wymarzyliśmy.  

"Z narastającym poczuciem zakłamania obserwowali kolejne lajki, mnożące się komentarze, w których znajomi wyrażali zazdrość i pytali, kiedy mogą przyjechać. Czasem komentarze przeradzały się w wymianę wiadomości ze screenshotami połączeń lotniczych i pytaniami dotyczącymi noclegu. Ale plany nigdy się nie konkretyzowały, a Anna i Tom wcale się nie zdziwili, że ostatecznie nikt ich nie odwiedził" – tak wyglądał dłuższy wyjazd pary głównych bohaterów powieści "Do perfekcji". Też miał być pożądaną zmianą, próbą zrobienia czegoś inaczej. Tym razem miało się udać, ale znowu nie wyszło.

Vincenzo Latronico kreśli portret współczesnych 30 i 40-latków, dobrze zarabiających mieszkańców Berlina, którzy do Niemiec przyjechali z włoskiej prowincji. Ich życie z pozoru wydaje się idealne. Pracują w wolnym zawodzie, sami sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Modne kluby i słynne galerie są na wyciągnięcie ręki. Wokół siebie mają ludzi takich jak oni – młodych, obytych, z całego świata.

Anny i Toma nie da się lubić. To nie jest ich wina. Latronico pokazując pokolenie "uwięzione we własnych wyobrażeniach o życiowej perfekcji", zdaje się stawiać poważne zarzuty mediom społecznościowym, nowym technologiom i cyfrowemu kapitalizmowi. To ta mieszanka sprawiła, że wszystko stało się takie samo, miasta są kopią kopii, podobnie jak ich mieszkańcy. Lokale wyglądają tak samo, wszyscy chcą żyć w takich samych mieszkaniach, tym razem wyjętych żywcem nie tylko z popularnych gazet czy katalogu IKEA, ale też instagramowych zdjęć.

Stres zaczyna się już przed wyjazdem. Ilustracja: Roman Samborskyi/Shutterstock

"W ich świecie przemówienia Baracka Obamy czy strzelaniny w szkołach były o wiele bardziej palącym problemem niż ustawy przegłosowane kilka stacji U-Bahnu dalej albo migranci pochłonięci przez morze w miejscach oddalonych zaledwie o dwie godziny lotu" - pisze Latronico, a ja nie dość, że mam wrażenie, że to samo dzieje się w internetowych komentarzach i bańkach, to jeszcze zastanawiam się, czy można bohaterów za to winić. Chyba nie. Globalna wioska, czyż nie to miało być spełnieniem?

Internet miał dać wszystko. A teraz wszystko zabiera

Ich praca "wyrosła z pasji okresu dorastania, mniej więcej wtedy, gdy sieć zaczęła się krystalizować jako przemysł, który miał pochłonąć wszystko". To samo da się przecież powiedzieć o wielu pasjach, gustach czy znajomościach, które internet ukształtował i stworzył. Jeszcze nie dało się przewidzieć konsekwencji, a może nikt się nimi nie przejmował. Optymizm zwyciężył i można było dać się temu ponieść. Skoro każdy może żyć i pracować, jak chce oraz gdzie chce, to lepiej nie dało się tego wymyślić.  

Czytając "Do perfekcji", można zastanawiać się, o co właściwie bohaterom chodzi. Dokładnie jak wszystkim wczasowiczom, którzy jadą w piękne miejsca, mają dostęp do luksusów, a i tak ciągle czują, że to nie to, nie w tym rzecz. Poprzewracało się w głowie, ot co. Inni nie mogą nawet pomarzyć o chwilowym urlopie. Tak, takie uczucie towarzyszy lekturze i "Do perfekcji", i relacji z nieudanych wakacji. Pretensja przegrywa jednak z innym poczuciem krążącym podczas lektury "Do perfekcji": problemem jest to, że nas oszukano, że nie tak to powinno wyglądać. Można sarkać, że to kiepska diagnoza i tak naprawdę niczego nie wyjaśnia, ale co poradzę, doskonale ją rozumiem.

Ale czy naprawdę to sobie wybrali? – pyta Latronico i trafia w sedno. Czy naprawdę zdecydowaliśmy, że pragniemy wyjazdu w określone miejsce, spędzania czasu tak, a nie inaczej? To my zdecydowaliśmy, że będziemy pompować balonik, który z hukiem pęknie? Raczej nie.

Zrozumiała hipokryzja

"Najbardziej rewolucyjne zwroty, jakie potrafili sobie wyobrazić w przyszłości, dotyczyły równouprawnienia, elektrycznych samochodów, wegetarianizmu. Anna i Tom zazdrościli swoim poprzednikom nie tylko walki o inny świat, ale nawet samej umiejętności, żeby go sobie wyobrazić" – opisuje swoich bohaterów Latronico i od razu zwraca uwagę na ich hipokryzję. Nie da się od tego uciec, szczególnie dzisiaj. Proszę bardzo, możemy tak jak dawniej opowiedzieć się po konkretnej stronie, granica pomiędzy złem a dobrem jest tak bardzo czytelna. I co z tego? Nie wystarcza nawet sił, by na znak protestu usunąć konto z mediów społecznościowych. To przecież i tak nic nie da.

Może właśnie to wcześniejsze myślenie, że buntować można się wyłącznie przeciwko rzeczom ważnym, rozbroiło nowe pokolenia. Podświadome poczucie, że zmierzamy w złą stronę, było zagłuszane. Świadomość, że nie tędy droga, że coś jest nie tak, była zbyt mała w porównaniu z dawnymi problemami, więc nie traktowano wątpliwości serio. Zresztą wstyd było narzekać, kiedy miało się wszystko, ale jednak nie dawało to radości. Trzeba było więc przeć do wyimaginowanej perfekcji, nie poddawać się w drodze do szczęścia, które miało być tuż za rogiem, ewentualnie: na kolejnym urlopie. Kiedy więc przyszedł moment, by się postawić - a trudno nie mieć wrażenia, że to właśnie ta chwila - w zasadzie nikt nie ma pojęcia, jak to zrobić.

A przede wszystkim: z kim? Bohaterowie "Do perfekcji" nie są u siebie. Berlin niby jest ich, bo spełnia ich wyobrażenia o dobrym życiu, ale nie żyją jego problemami. Nie mówią nawet po niemiecku. Nie mają przyjaciół i znajomych. Co chwilę ktoś wyjeżdża. Miasto staje się jedną wielką poczekalnią. Miało być końcowym przystankiem, ale na miejscu okazuje się, że to jednak nie to, trzeba szukać dalej.

Czy wakacje to czas na odkrycie samego siebie? Ilustracja: Roman Samborskyi/Shutterstock

Ten brak wspólnoty nie jest wyłącznie cechą Berlina. Pod tym względem łatwiej zrozumieć bohaterów "Do perfekcji". Wykluczonych, bezradnych wobec rzeczywistości. Niby na własne życzenie, bo to oni wybrali takie życie. Ale czy na pewno wybrali? Czy właśnie tego można było się spodziewać choćby po mediach społecznościowych, które miały tworzyć wspólnoty, a stało się coś odwrotnego.

Uratować przeszłość, pozbyć się teraźniejszości

"Ci, których dopadła nostalgia, w istocie nie tyle pragną coś odzyskać, ile czegoś się pozbyć" – zwraca uwagę Mark Lilla w książce "Błoga ignorancja. O tych, co wolą nie wiedzieć". To jednak broń obusieczna, daje chwilową ulgę, ale kontra może być bardzo bolesna. Szczególnie w przypadku zdjęć z dawnych wakacji, które "przypominają nam (lub dają złudne wrażenie), że relacje rodzinne były kiedyś prostsze i szczęśliwsze niż teraz. Co za tym idzie, w oglądaniu albumów rodzinnych jest coś z lekka masochistycznego" – dodaje Lilla.

Autor "Błogiej ignorancji" przywołuje opinie psychologów, według których ludzie targani nostalgią tak naprawdę "nie chcą posiąść utraconego obiektu tęsknoty, a jedynie podtrzymywać pragnienie jego posiadania". Problem w tym, że nie opracowano jeszcze terapii dla "owładniętych nostalgią społeczeństw", do których bez wątpienia w niemałej części należymy.

Na razie jedynym wyjściem wydaje się konfrontacja z rozczarowaniem, a nie gonitwa za perfekcją – i wakacje wydają się ku temu dobrą okazją.

Ilustracja okładkowa: Roman Samborskyi/Shutterstock