To gorsze niż atak Marsjan. Filmowcy szykują się na wojnę 

Sztuczna inteligencja zmienia branżę rozrywkową. Hollywood chce stworzyć skuteczne metody współdziałania człowieka i technologii, żeby wykorzystanie AI było i etyczne, i opłacalne. Czy w Fabryce Snów jest to możliwe? Czy może wygra strach jednych i żądza zysku drugich? 

To gorsze niż atak Marsjan. Filmowcy szykują się na wojnę 

Kiedy w lipcu 2023 roku aktorzy i aktorki zrzeszeni w związku zawodowym SAG-AFTRA wyszli na ulice Los Angeles, na transparentach nieśli m.in. zabezpieczenie przed praktykami związanymi ze sztuczną inteligencją. W szczególności protestowali przed skanowaniem twarzy w celu późniejszego cyfrowego zastąpienia aktorów na planie oraz komputerowej reprodukcji głosu bez zgody samych zainteresowanych. Mniej lub bardziej znane osobistości Hollywoodu dołączyły do trwającego już strajku Amerykańskiej Gildii Scenarzystów (WGA), która z kolei wśród swoich postulatów miała te dotyczące pisania scenariuszy przez ustrojstwa pokrewne ChatowiGPT i dokonywania przez nie poprawek bez zgody twórców i twórczyń.

Najbardziej zapadła mi w pamięć Fran Drescher, która przed podpisaniem porozumienia wygłaszała płomienne przemowy jako liderka związku zawodowego, nie biorąc jeńców. A prezesi i producenci nie chcieli słyszeć o prawach pracowników. Wśród nich był m.in. Bob Iger, CEO Disneya, który brylując na konferencji dla 1 proc. najbogatszych, nazwał żądania aktorów i aktorek "nierealistycznymi" i "niepokojącymi". Mógł krzyknąć: "Niech jedzą ciastka!". Pamiętam też, że protesty otaczała aura rosnącej paniki, dziwnie podobnej do tej wywołanej przez Orsona Wellesa w "Wojnie światów".

Inwazja Marsjan z audycji Wellesa miała zniszczyć Ziemię. Czy inwazja sztucznej inteligencji zniszczy kariery osób zatrudnionych w produkcji filmowej? Oczywiście, można by napisać historię Hollywoodu przez pryzmat podobnych zmian. Już od samego wynalezienia kamery, przez udźwiękowienie filmów, popularyzację telewizji, po internet i streamingi. Co prawda przez każdy taki skok technologiczny ktoś pracę tracił, ale też pojawiały się nowe stanowiska, nowe możliwości. Jednak poprzednie innowacje działały znacznie węziej: domowe wideo zmieniło dystrybucję filmów, kamery cyfrowe zmieniły produkcję, a CGI efekty wizualne. AI ingeruje mocniej, bardziej, szybciej. Pojawiają się głosy, że ma ona siłę zaburzyć działanie branży. Nic więc dziwnego, że trudno utrzymać hollywoodzkie nerwy na wodzy.

Od śmiechu do zachwytu 

Zdaje się, że dotychczas Hollywood traktowało AI bardziej jako bajer niż narzędzie, które może faktycznie zrewolucjonizować branżę. Po części wynikało to z niedostatków samej technologii. Skoro nie było czym się chwalić, twórcy i twórczynie testowali możliwości w zaciszu studiów. Od czasu do czasu śmiałkowie (bo to głównie faceci) brali swoje zabawki i prezentowali je na podwórku.  Wystarczy wspomnieć Roberta Zemeckisa i jego kuriozalny "Ekspres polarny" z 2004 roku. Reżyser użył mało wtedy znanej techniki motion capture (w skrócie polega ona na rejestrowaniu ruchu aktorów i aktorek, a następnie przenoszeniu tych ruchów na postacie cyfrowe w filmach). Z dzisiejszej perspektywy było to podobno zagranie przełomowe, natomiast 20 lat temu wiało grozą wprost z Doliny Niesamowitości. Widoczna na twarzach postaci nienaturalność, brak emocji w mimice i sztywność ruchów sprawiały, że "Ekspres…" zapisał się w annałach najbardziej wyśmianych produkcji w historii amerykańskiej kinematografii. Natomiast różnicę widać już chociażby w "Avatarze" (2009) Jamesa Camerona, w którym motion capture, ale przy wsparciu sztucznej inteligencji, dało Na’vi bardziej realistyczną mimikę. Nadal jednak mówimy o nieludziach ("Ekspres…" to animacja, a wśród niebieskich stworów Pandory dopiero, kiedy się uprzemy dojrzymy, np. Zoe Saldañę).

Rok przed Cameronem swoich sił próbował David Fincher w "Ciekawym przypadku Benjamina Buttona". Reżyser wykorzystał technologię odmładzania i postarzania. Studio Digital Domain, odpowiedzialne za efekty, stworzyło cyfrową wersję głowy Brada Pitta, którą nałożono na ciało innych aktorów na różnych etapach życia. Z kolei dla młodszych wersji bohatera użyto kombinacji CGI i motion capture. Dopracowywanie wszystkich efektów specjalnych trwało 3 lata. 

Z kolei Martin Scorsese w swoim "Irlandczyku" (2019) użył (wtedy) najbardziej zaawansowanej technologii ręcznego odmładzania (de-aging frame-by-frame manipulation), która jest czasochłonna (w tym wypadku praca trwała 2 lata) i kosztowna (podobno większość ze 159 mln dol. budżetu pochłonęła właśnie ona). Polega na retuszowaniu twarzy aktora na poziomie każdej klatki filmu, aby wyglądał młodziej. W filmie Scorsesego nie użyto markerów na twarzy, tylko posłużono się specjalnymi algorytmami, które, przeanalizowawszy wcześniejsze kinowe występy, stworzyły młodsze wersje Roberta De Niro, Ala Pacino i Joego Pesciego. Efekty specjalne w "Irlandczyku" zebrały różne recenzje (może i De Niro wyglądał na młodzika, lecz ruszał się i brzmiał adekwatnie do swojego prawdziwego wieku), ale głównie - mam wrażenie - skupiano się na wydanych milionach dolców. 

What the fuck moments

Publicznie AI w Fabryce Snów nadal kojarzona była ze zbytkiem. W hollywoodzkich kuluarach coraz częściej jednak zaczęto podnosić larum. W skrócie w filmie wykorzystuje się sztuczną inteligencję dwojako. Pierwsza to AI generatywna, które pomaga twórcom i studiom tworzyć elementy „fizyczne”. Druga, nazywana agentną, realizuje zadania. Na przykład narzędzie ScriptBook analizuje scenariusze i przewiduje potencjalną popularność filmu, a także sugeruje zmiany w strukturze narracyjnej, by zwiększyć szanse na sukces. Z kolei Cinelytic pomaga w optymalizacji harmonogramów zdjęć, analizując dostępność aktorów, lokacji i zasobów. Wykonuje podstawowe obowiązki wielu osób na juniorskich stanowiskach. Ktoś straci pracę i na pewno nie będzie to robot.

Przez ciągły postęp technologiczny trudno przewidzieć, jak potoczą się losy sztucznej inteligencji generatywnej. Czy jej wykorzystanie tylko wyróżni dany tytuł? Wesprze ekipę filmowców czy ich zastąpi? Na razie to poligon doświadczalny. Nikt nie wie, kogo trafi zbłąkana kula. Dlatego potrzebne są oficjalne regulacje, a tych na razie brak. Kroplą, która, jak myślę, przelała czarę goryczy twórców i twórczyń filmowych i zapoczątkowała wspomniane strajki, było wykorzystanie przez Morgana Neville’a we "W drodze. Filmie o Anthonym Bourdainie" (2021) sztucznej inteligencji do syntetycznego stworzenia nagrania głosowego, w którym słynny nieżyjący już szef kuchni odczytywał mail własnym głosem. W wywiadzie reżyser zachwalał tę "współczesną technikę storytellingu". Była żona Bourdaine’a uznała to za przekroczenie. 

Spore zamieszanie wywołał też Netflix, który najprawdopodobniej użył zmanipulowanych zdjęć w dokumencie true crime (sic!) "Co zrobiła Jennifer". Natomiast w ostatniej serii "Detektywa: Krainie nocy" na ścianie zawisły wygenerowane komputerowo plakaty zespołów muzycznych, co rozgrzało Reddita i X do czerwoności, a także zmusiło HBO do tłumaczeń. W ostatnich kilku latach takich what the fuck moments było znacznie więcej. Nie będę ich tutaj wszystkich wymieniał. 

Do prób wypracowania standardów użycia AI przyczyniła się Rachel Antell, producentka materiałów archiwalnych do filmów dokumentalnych, która wśród autentycznych zdjęć coraz częściej natrafiała na obrazy wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Twórcy i twórczynie, radząc sobie z niedoborami w archiwach, "prosili" narzędzia o wyplucie obrazów wyglądających jak stare fotografie. Według Antell nie było to moralnie właściwe. Skrzyknęła się z 300 innymi kolegami i koleżankami po fachu i utworzyła Archival Producers Alliance (APA), grupę, która za cel wzięła sobie wypracowanie dobrych praktyk użycia generatywnej sztucznej inteligencji w filmie. Przejrzyste reguły miałyby gasić potencjalne wybuchy paniki w środowisku. Rozwój technologii przecież nie musi oznaczać końca świata. 

Po czasie APA wydało "Best Practices for Use of Generative AI in Documentaries", przewodnik dla branży, sugerujący odpowiedzialne sposoby korzystania z AI. Wśród nich są m.in: transparentność (informowanie widowni o użyciu AI, szczególnie w kontekście generowanych obrazów, dźwięków czy narracji), uzyskiwanie zgody od osób, których wizerunek lub głos są przetwarzane przy pomocy sztucznej inteligencji, unikanie wprowadzania widowni w błąd co do autentyczności materiałów, wspieranie twórców i twórczyń w używaniu sztucznej inteligencji jako narzędzia wspomagającego, a nie zastępującego procesy kreatywne.

W Hollywood filmy często zaczyna kręcić się samodzielnie, bez przynależności do konkretnego podmiotu. Bez jasnych wytycznych wykorzystania generatywnej sztucznej inteligencji dany tytuł później może zostać odrzucony przez producenta czy streaming, bo nie spełnia założeń konkretnego podmiotu. Przyjęcie założeń dokumentu APA to zmienia, ujednolicając wytyczne. Zanim to jednak nastąpi, branża zdana jest na dobrą wolę poszczególnych osób. Potrzebna jest szeroka akceptacja kluczowych graczy (studiów, związków zawodowych itp.). Podobno trwają rozmowy.

Fejkowy eliksir odmładzający

Zatem wracamy do dobrych intencji i tego, jak inni rozumieją etyczne wykorzystanie AI. Natomiast strajk pokazał, że wolnomerykanka nie służy Hollywood. W tym miejscu cały na biało ponownie wjeżdża Robert Zemeckis, która na kilka miesięcy przed wyjściem aktorów i aktorek na ulice skończył kręcić swój (dość koszmarny i rasistowski) "Here. Poza czasem". Film, w którym Tom Hanks i Robin Wright grają te same postaci przez blisko 60 lat ich życia, wymagał użycia technologii odmładzania i postarzania. Zaproponowała ją firma Metaphysic, która tworzy efekt "zmiany twarzy" w czasie rzeczywistym. Na planie znajdują się dwa monitory - jeden pokazuje rzeczywisty wygląd aktorów i aktorek, a drugi w wieku wymaganym w danej scenie. Wcześniej, by opracować system modyfikacji twarzy, "trenowano" niestandardowe modele uczenia maszynowego na klatkach z poprzednich filmów Wright i Hanksa (ważne były m.in. ruchy twarzy czy tekstura i wygląd skóry w zależności od oświetlenia). Proces został maksymalnie skrócony, ponieważ wykluczono ręczną pracę w postprodukcji (jak w przypadku np. odmładzania Harrisona Forda w zeszłorocznej klapie "Indianie Jonesie i artefakcie przeznaczenia").

Efekt? Dość komiczny. Podobnie jak De Niro w "Irlandczyku", w "Here" dziwnie "nastoletni" Tom Hanks brzmi i porusza się jak blisko 70-letni mężczyzna, którym de facto jest. Postacie nie wyglądają naturalnie, tylko jak ich komputerowe wersje. Film spotkał się z miażdżącą krytyką, nie tylko ze względu na AI (zatrudnienie aktorów i aktorek w różnym wieku nie zmieniłoby jego wymowy), ale też na miałkość scenariusza, i był wielką box office’ową klapą. 

Na tle filmowych niedoróbek i prężących muskuły kolesi z kasą wyróżniają się produkcje, które wykorzystały sztuczną inteligencję w szczytnym celu. Myślę tutaj w szczególności o "Witamy w Czeczenii" Davida France’a z 2020 roku. W dokumencie AI znalazła zastosowanie do ochrony tożsamości występujących w nim osób LGBTQ+. Twarze aktywistów i aktywistek zostały cyfrowo nałożone na twarze bohaterów i bohaterki produkcji przy zachowaniu ich mimiki i ekspresji (użyto techniki uczenia maszynowego). Tym samym reżyser zapewnił im bezpieczeństwo (przywódca Czeczenii, Ramzan Kadyrow, pozwala zabijać osoby niehetero), a przedstawione historie nie tracą na autentyczności. 

Podobną technologię zastosowali Reuben Hamlyn i Sophie Compton w filmie "Skradzione ciało" (2023), którego bohaterka "Taylor" padła ofiarą deepfake’ów (pewnego dnia znalazła w sieci film porno ze swoim udziałem). W dokumencie komunikuje się za pomocą cyfrowej maski, która interpretowała prawdziwe emocje kobiety i projektowała je na wykreowaną twarz. 

Zarówno "Witamy w Czeczenii", jak i "Skradzione ciało" są przykładami etycznego wykorzystania sztucznej inteligencji. Idą pod rękę z wytycznymi APA. Natomiast zdaje się, że Hollywood samo jeszcze nie wie, jak chce wykorzystać rozwijającą się technologię. Z jednej strony jest to fejkowy eliksir odmładzający, z drugiej narzędzie ułatwiające pracę, a w niektórych wypadkach nawet ją umożliwiające; z trzeciej straszak – AI niczym kosmici z "Wojny światów" właśnie najeżdża nasz świat. Może warto przestać się bać i zacząć traktować ją jako instrument do zmiany? Byleby sprawdzoną i oficjalną metodą. Sztuczna inteligencja już tu jest i nigdzie się nie wybiera. Teraz wszystko w rękach ludzi. Obawiam się, że bardziej tych ludzi, którzy mają władzę i pieniądze, ale nie mają skrupułów.