Rewolucja już była. To moja babka, a nie ja, żyła w epoce innowacji

Podobno żyjemy w epoce przełomowych wynalazków. Ale czy przyczyniają się one do poprawy naszego życia albo działania naszych gospodarek? A może rację mają ci, którzy mówią, że wszystkie te maile, czaty, posty, filmiki, smartfony i teksty generowane przez ChatGPT bardziej nas przytłaczają, niż nam pomagają? Zwykła pralka bije te wynalazki na głowę.

Babcia

Moja babka przeprowadziła się na kujawską wieś w 1956 roku, by zamieszkać w gospodarstwie dziadka. Nie było tam prądu, w domu i oborze używało się lamp naftowych i świeczek. Krowy doiła ręcznie. Ręcznie robiła też pranie. To samo z pracami w polu, choć tam pomagały czasem zwierzęta. Po wodę szła do studni. Kąpała się w misce. Aby usłyszeć muzykę, musiała iść na występ na żywo. Informacje o świecie? Plotki, często od plebana, i regionalna gazeta. Filmy? Raz do roku mogła udać się do oddalonego o kilkanaście kilometrów kina. 

Dziesięć lat później mieszkała nadal w tej samej wsi, ale jakby w zupełnie innym świecie. W gniazdkach płynął prąd. Na korytarzu grało radio, w kuchni telewizor. Pranie już nie trwało godzinami, bo lwią część tej pracy przejęła Frania, pralka Frania. Z kranów płynęła woda. Po polach śmigały traktory i kombajny. Wszystko stało się łatwiejsze i szybsze. 

Na początku XX wieku podobnych zmian doświadczyły setki milionów ludzi. Niektórzy wcześniej, na przykład mieszkańcy miast bogatego Zachodu, inni później, na przykład mieszkańcy polskich wsi. Ale zmiana docierała w różne zakątki świata. 

Przypominam sobie o tym za każdym razem, gdy słyszę peany na temat rzekomej innowacyjności naszych czasów. 

Czy jest się czym chwalić?

"Pomimo ponurych codziennych nagłówków musimy pamiętać, że żyjemy w złotym wieku innowacji. Nazywa się go między innymi >>erą cyfrową<<, chociaż etykieta ta jest myląca, bo sugeruje, że ​​chodzi wyłącznie o technologię. W rzeczywistości jest to połączenie zarówno nowych technologii, jak i radykalnie innego rodzaju zarządzania. To połączenie nowej technologii i nowego zarządzania sprawia, że nasza ​​sytuacja zasadniczo różni się od tego, co działo się w XX wieku" – przekonuje na łamach "Forbesa" Steve Denning, autor książki Reinventing Capitalism in the Digital Age, były pracownik Banku Światowego. 

Serio? Jakimi to wynalazkami może pochwalić się XXI wiek? Denning wymienia internet, chmury obliczeniowe, drukarki 3D, algorytmy i blockchain. 

Czy to wszystko nie wypada blado w porównaniu ze zautomatyzowaniem prac domowych (pralka, odkurzacz, zmywarka), zmechanizowaniem pracy (traktor, kombajn) czy przeniesieniem rozrywki do domów (radio, telewizja)? 

Denning nie jest jedyny. Zewsząd słyszymy, że żyjemy w epoce innowacji. I najczęściej jako przykłady podaje się szeroko rozumiane technologie cyfrowe. "Innowacyjność" stała się zwykłym hasłem reklamowym, używanym w najbardziej absurdalnych kontekstach, najmniejsza zmiana w smartfonach jest nam sprzedawana jako innowacja.

Pozostaje nam się przerzucać subiektywnymi odczuciami? A może są jakieś kryteria, które pomogłyby zdecydować, czy pralka i traktor są bardziej postępowe od elektronicznych form komunikacji i innych cyfrowych udogodnień?

Rewolucja, której nie było  

Oczywistą wskazówką wydają się statystyki dotyczące jakości życia. Prawdziwie innowacyjne wynalazki powinny w zauważalny sposób zwiększać nasz komfort, prawda? 

Zwolennicy innowacji z przełomu XIX i XX wieku mają tu mocne argumenty, a na pewno mocniejsze niż zwolennicy innowacji z ostatnich 20 czy 30 lat. 

Spójrzmy na kilka przykładów. 

Od 1870 roku widzimy wyraźny spadek długości pracy, przynajmniej w krajach najbardziej rozwiniętych. W USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji liczba przepracowanych rocznie godzin spadła z 3,4 – 2,7 tys. w 1870 roku do 2,4 – 1,9 tys. w 1950 roku. Ale era cyfrowa nie może pochwalić się podobnym osiągnięciem. Od 1990 roku do dziś liczba godzin pracy utrzymuje się w tych krajach na względnie podobnym poziomie. 

Nie powinno zaskakiwać, że podobną trajektorią podążały trendy dotyczące czasu wolnego. Dysponujemy w miarę szczegółowymi danymi dla USA dla lat 1965–2003. Do mniej więcej roku 1995 widać, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety mieli coraz więcej czasu dla siebie, od 1995 niewiele się zmienia. Raz jeszcze – era cyfrowa zawodzi. 

A co z pracami domowymi (pranie, odkurzanie, zmywanie, itp.)? W USA zyskały głównie kobiety. W okresie od 1900 do 1980 roku czas poświęcany na prace domowe spadł z 46 do 28 godzin tygodniowo. Wprawdzie częściowo dlatego, że wzrósł czas, jaki poświęcają na te obowiązki mężczyźni – z 4 do 14 godzin tygodniowo, ale nadal ogólnie wychodzi na to, że pracowano w domu mniej. Ponownie – ten trend załamuje się w okolicach lat 90. XX wieku. W 2005 roku mężczyźni i kobiety poświęcali na obowiązki domowe mniej więcej tyle samo czasu co w 1985 roku. Cały postęp technologiczny w tym okresie nie miał już większego przełożenia na czas prac domowych.

Zagadka ekonomiczna

Być może jednak sytuacja wygląda inaczej, gdy spojrzymy na produktywność gospodarek jako całości? Spoiler alert: nie zmienia się. Trend jest podobny: to XIX i początek XX wieku mogą się pochwalić znaczącym wzrostem produktywności, a nie nasza epoka. I jest to na tyle zastanawiający fenomen, że wzbudza ostatnio zainteresowanie części ekonomistów i komentatorów politycznych. 

Paul Krugman, znany amerykański ekonomista, pokusił się w latach 90. XX wieku o sformułowanie tezy, że internet nie wpłynie na gospodarkę bardziej niż faks. Jak sam przyznaje, było to najprawdopodobniej jedno z najgłupszych przypuszczeń, jakie sformułował. Ale jednocześnie nie aż tak głupie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Bo choć nie ma wątpliwości, że internet okazał się ważniejszym wynalazkiem niż faks, to wszelkie dane ekonomiczne pokazują, że wcale nie zrewolucjonizował on naszych gospodarek. 

"Nikt nie twierdzi, że internet był bezużyteczny; z pewnością przyczynił się do wzrostu gospodarczego. Rzecz w tym, że korzyści płynące z tej technologii nie były wyjątkowo duże w porównaniu z korzyściami płynącymi z wcześniejszych, mniej efektownych technologii" – podsumowuje Krugman.

Pytanie brzmi: dlaczego internet nie miał rewolucyjnego wpływu na wskaźniki ekonomiczne? Jak zauważa dziennikarz Ezra Klein, na pozór internet  i powiązane z nim technologie cyfrowe wspomagają rozwój gospodarczy na dwa ważne sposoby: przyspieszają wykonywanie różnych czynności oraz ułatwiają dostęp do potrzebnej wiedzy. 

Sam Klein podsuwa następujące rozwiązanie tej zagadki. To prawda, internet ułatwił i przyspieszył wiele rzeczy, ale jednocześnie wprowadził do naszych społeczeństw całe mnóstwo "odciągaczy uwagi" i śmieciowych treści. Co dał jedną ręką, zabrał drugą. 

"Z ery cyfrowej można wyciągnąć między innymi taką lekcję, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Więcej e-maili, więcej raportów, więcej slacków, więcej tweetów, więcej filmów, więcej artykułów prasowych, więcej pokazów slajdów i więcej rozmów na Zoomie, nie doprowadziło, jak się wydaje, do kolejnych świetnych pomysłów" – pisze Klein.

Pralka wygrywa z internetem?

A może patrzymy na problem od złej strony? Zamiast szukać rewolucyjnego wpływu technologii cyfrowych na gospodarkę, powinniśmy spojrzeć szerzej i przyjrzeć się zmianom kulturowym? 

Tylko że i tu stare wynalazki z przełomu XIX i XX wieku zdają się wygrywać. Weźcie taką pralkę i inne sprzęty domowe. Koreański ekonomista Ha-Joon Chang dowodzi przekonująco, że miały one rewolucyjny wpływ na naszą kulturę, zmieniając pozycję kobiet w społeczeństwie. 

Mówiąc w uproszczeniu, Chang przedstawia następującą sekwencję zdarzeń. Wprowadzenie sprzętów gospodarstwa domowego znacząco skróciło czas związany z pracami w domu. Widzieliśmy już statystyki na ten temat. Te prace najczęściej wykonywały kobiety, więc to one odczuły największe korzyści tych zmian. Dzięki zaoszczędzonemu czasowi łatwiej było im wejść na rynek pracy i zarabiać swoje pieniądze. Jak podaje Chang, w USA w ciągu kilkudziesięciu lat odsetek zatrudnionych kobiet w wieku 35-44 lat wzrósł z kilku procent do 80 procent! Dzięki temu kobiety stały się mniej zależne od mężczyzn i ich pieniędzy. Co z kolei przyczyniło się do wzrostu ich oczekiwań, wzrostu popularności idei feministycznych i zmiany wzorców kulturowych.

Na przykładzie wsi mojej babki mogę dodać, że wprowadzenie elektryczności, pralek, odkurzaczy i dojarek sprawiło, że tamtejsze kobiety mogły zaangażować się w działalność społeczną i kulturalną. Najpierw założyły koło gospodyń wiejskich, potem zespół folklorystyczny. Rzeczy, na które wcześniej nie miały za bardzo czasu.    

Czy internet i technologie cyfrowe doprowadziły do równie spektakularnych zmian? Raz jeszcze, nie chodzi o to, że zupełnie nic nie zmieniły w naszej kulturze. To jasne, że wpłynęły na wiele naszych nawyków, na przykład na sposoby randkowania – ludzie rzadziej niż kiedyś nawiązują pierwszy kontakt na żywo, często zaczynają znajomość w aplikacjach randkowych. Trudno jednak podać przykład rewolucyjnej zmiany na lepsze pozycji jakiejś szerszej grupy społecznej, która byłaby konsekwencją wprowadzenia technologii cyfrowych.

Chcemy technologii, ale na ludzką miarę

Czyli co – żyjemy w czasach beznadziejnej stagnacji?

To prawda, że najbardziej uwagę mediów przyciągają wynalazki związane z internetem i technologiami cyfrowymi. Korporacje cyfrowe są największymi i najbogatszymi firmami na świecie. W dodatku reprezentowanymi przez najbardziej znanych przedsiębiorców, od Muska po Gatesa. Dlatego to głównie ich innowacje przebijają się do mediów. Ostatnim przykładem jest ChatGPT. Ale nasza epoka nie ogranicza się do takich przykładów innowacyjności. Trzy lata temu Światowa Organizacja Zdrowia zatwierdziła pierwszą w historii szczepionkę na malarię. To wielkie osiągnięcie, mogące uratować setki tysięcy osób w Afryce, w Polsce przeszło natomiast bez większego echa.

Takich przykładów jest więcej.

Być może historycy przyszłości opisujący naszą epokę będą wskazywali na zupełnie inne odkrycia niż te, którym poświęcamy dziś najwięcej uwagi. Ważne będą dla nich szczepionki, nowe terapie medyczne, nowe lub bardziej efektywne źródła energii, a nie wielkie modele językowe, kryptowaluty, media społecznościowe i gadżety elektroniczne. 

Poza tym powinniśmy pamiętać, że żadna technologia sama z siebie nie zmienia świata. Nie ulega wątpliwości, że mechanizacja pozwoliła zaoszczędzić czas potrzebny na wykonywanie różnych zadań, ale krótkie spojrzenie na historię ruchu robotniczego pokazuje, że nie zaowocowało to automatycznie krótszym czasem pracy. Potrzeba było do tego strajków, związków zawodowych i powszechnego prawa wyborczego, które zwiększyło wpływ klasy robotniczej na to, kto rządzi ich krajem. Podobnie mają się sprawy ze sprzętami gospodarstwa domowego i emancypacją kobiet. Pralka pomogła, ale potrzebny był też na przykład ruch sufrażystek.

Być może więc naszym problemem nie jest to, że obecne technologie nie są dostatecznie dobre, lecz to, że nie mobilizujemy się politycznie, aby wykorzystać je do poprawy sytuacji ogółu obywateli. Weźmy na przykład dyskusję o tym, jak automatyzacja zabierze nam miejsca pracy, która ostatnio odżyła w związku z rozwojem sztucznej inteligencji. Choć ostatecznie tę pracę zabiera nie technologia, ale pracodawca, który traktuje technologię jako straszak na pracowników. Na zasadzie: albo obniżycie oczekiwania, albo mam kilka robotów na wasze miejsce.

Zdaje się, że poprzednie pokolenia miały dobre podejście do postępu technologicznego. Bardziej wydajne maszyny? Super! Skoro zarabiacie dzięki nim więcej, to chcemy podwyżek i czasu wolnego – albo strajkujemy. Może moglibyśmy się czegoś od nich nauczyć? Innowacje nie powinny zastępować walk politycznych o własne interesy, one powinny je wspierać.