Prof. Dragan: Niedługo okaże się, że grubo się myliliśmy

Na co dzień wydaje nam się, ze z wielką wprawą poruszamy się po świecie, intuicyjnie i bez namysłu stosując się do rządzących nimi praw fizyki. Jednak prof. Andrzej Dragan z łatwością wyprowadza nas z tego błędu. Świat jest dużo bardziej skomplikowany niż dostrzegamy. I przekonuje, że to dopiero początek zmian, jakie nas czekają.

Prof. Andzej Dragan: Czas i przestrzeń. Wywiad

Nasze poczucie kontroli nad światem wynika z tego, że wszyscy poruszamy się w tym samym przedziale wielkości z bardzo zbliżonymi do siebie prędkościami. Wszechświat jest jednak dużo bardziej skomplikowany. Twór znany czasoprzestrzenią znacząco się skomplikuje, gdy zaczniemy poruszać się z prędkościami zbliżonymi do prędkości światła. Gdy zbliżymy się do czarnej dziury, dotkniemy tego, co zupełnie dla nauki nieznane. Co więcej, matematyka opisująca rzeczywistość, teoretycznie dopuszcza możliwość istnienia obserwatorów nadświetlnych poruszających się z prędkościami większymi od prędkości światła.

O tym i o wielu innych zawiłościach otaczającego nas wszechświata opowiedział nam właśnie prof. fizyki teoretycznej Andrzej Dragan, laureat kilkudziesięciu nagród za działalność naukową oraz fotograficzną, filmową i muzyczną.

Czasoprzestrzeń, obserwatorzy nadświetlni i sztuczna inteligencja. Rozmowa z prof. Andrzejem Draganem

Panie profesorze, co człowiek widzi? Faktyczną rzeczywistość czy tylko zestaw cech, obiektów i ich funkcji stworzonych przez ludzki umysł i dla ludzkiego umysłu, by móc się w miarę swobodnie poruszać w otaczającym go świecie?

Prof. Andrzej Dragan

Widzimy tylko drobny fragment i to naprawdę bardzo, bardzo drobny. To nie jest zresztą nic nowego, tak też podejrzewali już starożytni Grecy. W dodatku ten fragment jest kompletnie niereprezentatywny dla całej rzeczywistości, która okazuje się zupełnie inna, niż nam się wydaje.

A czego nie widzimy?

To, co fizyka i w ogóle nauka odkryła przez ostatnie sto czy dwieście lat, pokazuje, że nasze wyobrażenia o świecie są bardzo naiwne i kompletnie różnią się od prawdziwych mechanizmów rządzących rzeczywistością. Są to tylko takie przybliżenia albo po prostu przesądy.

Ok, przejdźmy może do czasoprzestrzeni, która pojawia się w fizyce w powszechnym mniemaniu jako połączenie dwóch osobnych bytów: trójwymiarowej przestrzeni i czasu, w którym w tej przestrzeni zachodzą zmiany. A czy można wyobrazić sobie czasoprzestrzeń jako takie fizyczne "stworzenie" składające się z czterech równoprawnych wymiarów?

Nasze wyobrażenia o czasie i przestrzeni podsuwają nam takie przekonanie, że czas to coś zupełnie innego niż przestrzeń, że to dwa różne byty. Wydaje nam się, że jedno jest osadzone w drugim i są niezależne od siebie. Tymczasem czas jest zadziwiająco podobny do przestrzeni, co wydaje się kłócić z naszą codzienną percepcją.

Równania teorii względności wskazują, że czas i przestrzeń różnią się jedynie znakiem minus w jakimś wyrażeniu matematycznym. Być może gdyby tego znaku nie było, to czas i przestrzeń byłyby całkowicie nierozróżnialne.

Pytanie zatem, czy ten jeden drobny minus wystarcza, aby opisać całą różnorodność zjawiska czasu i przestrzeni, które odczuwamy na co dzień, czy nie? To jest pytanie otwarte. Nie wiadomo, jak jest naprawdę, dlatego, że o tym będzie rozstrzygać dopiero przyszła teoria czegoś, co nazywamy teorią kwantowej grawitacji. Póki co w takiej teorii, jaką mamy, wydaje się, że czas i przestrzeń są bardzo podobne.

W szczególności okazuje się, że coś takiego jak ruch z matematycznego punktu widzenia jest jedynie obrotem czasoprzestrzeni. Trudno to sobie wyobrazić zdroworozsądkowo, natomiast z matematycznego punktu widzenia jest to bardzo proste. Mamy równania opisujące przekształcenie układu stacjonarnego do poruszającego się. Te równania niemal nie różnią się od szkolnych równań opisujących obrót. Jedyna różnica to znów jakiś znak minus, który gdzieś po drodze się pojawia. Ruch jest jedynie pewnym obrotem czasoprzestrzeni. To właśnie dlatego powinno się wprowadzić do dyskusji pojęcie czasoprzestrzeni jako obiektu, który łączy ze sobą czas i przestrzeń w jedną całość.

Mam z tym jednak pewien problem. Jakby nie patrzeć, w czasie poruszamy się tylko w jedną stronę. W trójwymiarowej przestrzeni mamy swobodę poruszania się w każdym kierunku, w każdej chwili możemy zrobić zwrot. W czasie poruszamy się niejako w linii prostej i zawsze w jedną stronę.

Nie do końca wiadomo, jakie jest źródło tego przeświadczenia, że możemy "poruszać się" tylko w jedną stronę, tym bardziej że sformułowanie "poruszać się w czasie" nie jest zbyt dobre. Można na to spojrzeć inaczej: pamiętamy swoją przeszłość, ale nie "pamiętamy" swojej przyszłości. Nasz obecny stan zawiera informacje o tym, co się działo, a nie zawiera żadnych informacji o tym, co będzie. Mimo to większość teorii fizycznych, które mamy, nie rozróżnia kierunku czasu. Można w równaniach zamienić t (czas) na -t (minus czas), odwracając kierunek czasu, i równania będą dokładnie takie same. Dlatego tak do końca nie wiadomo, dlaczego pamiętamy przeszłość, a nie pamiętamy przyszłości.

Fot. DODOMO / Shutterstock.com

W książce zresztą poświęciłem temu zagadnieniu cały rozdział. Co ciekawe, wielu fizyków uważa, że rozwiązanie tego problemu jest niemal oczywiste, a pozostali uważają, że tego rozwiązania w ogóle nie znamy. Żeby było zabawniej, na poziomie mikroskopowym, tam, gdzie operują pojedyncze cząstki, antymateria składająca się z antycząstek zachowuje się pod wieloma względami, jakby to była zwykła materia, tylko poruszająca się do tyłu w czasie.

Często praca fizyków właśnie rozbija się o to, jak zrozumieć te dziwne równania, które nam coś mówią, ale to się kłóci z naszym zdrowym rozsądkiem. A jednak potem w pełni znajduje potwierdzenie w doświadczeniach, bowiem jeżeli taką teorię zastosujemy do przewidywania wyników jakichś bardzo precyzyjnych pomiarów, to się okazuje, że się wszystko świetnie zgadza. Aż za świetnie. Pozostaje nam zatem tylko zrozumieć, co te nieszczęsne równania znaczą, bo mówią nam coś bardzo dziwnego.

Czyli możemy się poruszać w czasie i do tyłu, i do przodu?

Jeśli wierzyć w tę interpretację, o której powiedziałem, to oznacza, że to nie jest prawda, iż można się poruszać tylko w jedną stronę w czasie. Są obiekty we wszechświecie – antymateria konkretnie – które zachowują się tak, jak gdyby czas dla niej płynął po prostu w odwrotną stronę.

Trochę mnie pan straszy. Skoro teoretycznie powinniśmy pamiętać swoją przyszłość, to wychodzi nam tutaj determinizm, bowiem pamiętać można jedynie coś, czego istnienie lub nieistnienie jest już określone.

Determinizm się tutaj łamie kompletnie. Faktycznie tego typu rozważania prowadzą bardzo łatwo do problemu z przyczynowością i można zacząć kwestionować związki przyczynowo-skutkowe i zastanawiać się, skąd się one w ogóle biorą. Mimo to jednak świat do pewnego stopnia spełnia reguły przyczynowe, bowiem jeżeli uruchomimy zapalnik i za chwilę wybuchnie bomba, to zawsze dzieje się to właśnie w tej kolejności, a nie w odwrotnej.

Kiedy jednak zagłębimy się w rozważania trochę manipulujące upływem czasu, to ten związek przyczynowo-skutkowy zaczyna się rozchwiewać. Pojawia się pytanie, co jest źródłem przeświadczenia, że przyczynowość w ogóle istnieje. Na poziomie kwantowym determinizm jest kompletnie rozchwiany i nie ma tak, że jedna przyczyna wywołuje zawsze ten sam skutek. Sytuacja jest tam o wiele bardziej subtelna. Między innymi tym zajmowaliśmy się niedawno z Arturem Ekertem, zastanawiając się, jaki jest związek pomiędzy elementarnymi rozważaniami ogólnej teorii względności a podstawami mechaniki kwantowej, która wydaje się bardzo nieintuicyjna.

Momencik. Ogólna teoria względności i mechanika kwantowa – skąd się bierze niezgodność między nimi? To dwie teorie, które bardzo dobrze, bardzo dokładnie opisują rzeczywistość. Co więcej, potrafimy korzystać z obu, a mimo tego między nimi nie ma jednego gładkiego punktu styku. O co tu chodzi?

Na styku tych teorii jest wiele różnych problemów. Weźmy na przykład czarną dziurę. Jest ona bardzo prostym obiektem, który jest konsekwencją ogólnej teorii względności. Obiektem, który jest niczym innym jak materią ściśniętą do niezwykle małych rozmiarów. Po przekroczeniu pewnej krytycznej gęstości zapada się do punktu, tak zwanej osobliwości, która siedzi w środku tejże dziury. W teorii kwantowej jednak nic nie może znajdować się w precyzyjnie określonym położeniu przez cały czas: wyklucza to na przykład zasada nieoznaczoności.

Wiemy, że cząstki, nawet elektrony, są rozmyte w przestrzeni na skutek tej zasady i w pewnym sensie są w wielu miejscach naraz, nie mają jednego punktowego położenia. Gdyby zatem zastosować tę zasadę do czarnej dziury, to ona też musiałaby być rozmyta w przestrzeni. Tutaj jednak pojawiają się kolejne ciekawe problemy. W otoczeniu czarnej dziury czas zatrzymuje się, a na pewno spowalnia bardzo mocno, zaburzone są prawa geometrii euklidesowej, obwód koła to już nie jest 2*pi*r itd. Pojawia się zatem pytanie: jeżeli w klasycznej teorii, w której czarna dziura ma konkretne położenie, a geometria czasoprzestrzeni wokół niej jest jakoś konkretnie zaburzona, to czy w przypadku czarnej dziury rozmytej w przestrzeni ta czasoprzestrzeń znajduje się w wielu stanach naraz?

I co się stanie, jeżeli znajdziemy się w pobliżu takiego obiektu, w którym czas spowalnia w różnych miejscach i na różne sposoby na raz? Nie bardzo wiadomo, co to w ogóle znaczy i jak taka teoria miałaby być skonstruowana. Większość propozycji rozwiązania tego zagadnienia prowadzi do różnych absurdalnych przewidywań, które są w sposób oczywisty sprzeczne z doświadczeniem.

Proszę o przykład.

Z jednej strony mamy klasyczną teorię grawitacji, która doskonale opisuje obiekty w skali astronomicznej, a z drugiej strony mamy mechanikę kwantową, która jeszcze precyzyjniej opisuje skale mikroskopowe. Wydaje się, że z elementarnych powodów te teorie do siebie nie pasują. Pojawia się jednak jeszcze inny ciekawy punkt widzenia: można bowiem powiedzieć, że obie teorie zadziwiająco do siebie właśnie pasują.

Już nic nie rozumiem.

Spójrzmy znowu na klasyczne czarne dziury, które wszystko pochłaniają i powodują, że informacja znika z rzeczywistości, nie można też więc z nich uciec. Cała informacja ucieka do środka, zapada się do punktu i w efekcie niszczona jest raz na zawsze.

Z drugiej strony mamy jednak drugą zasadę termodynamiki, która mówi, że informacja nie może ginąć, a entropia i nieuporządkowanie materii musi rosnąć, a nie maleć, zaś wszechświat powinien się schaotyzować.

fot. Jurik Peter / Shutterstock.com

Te dwie zasady są ze sobą w sposób oczywisty sprzeczne. Zasada zachowania klasycznych czarnych dziur jest sprzeczna z drugą zasadą termodynamiki. Byłby to poważny problem, gdyby nie kwantowy efekt odkryty przez Stephena Hawkinga znany jako promieniowanie Hawkinga, który powoduje, że czarne dziury nie do końca są czarne, tylko takie trochę szare, bo emitują promieniowanie termiczne. I to jest dokładnie takie promieniowanie, dzięki któremu ratuje się drugą zasadę termodynamiki. Dzięki niemu nie ma tutaj oczywistej sprzeczności.

Efekt jest taki, że niby jedna teoria przeczy drugiej, ale też żadna z nich nie może istnieć bez tej drugiej, bo w przeciwnym razie mielibyśmy kłopoty z elementarnymi prawami termodynamiki. To jest bardzo ciekawy mariaż dwóch zjawisk z kompletnie różnych bajek. Trochę sobie przeczą, trochę się wspierają i nie do końca wiadomo, co tu się dzieje. Nie dowiemy się tego do czasu, kiedy nie odkryjemy czegoś, co roboczo nazywa się kwantową teorią grawitacji.

Wyskoczmy zatem z czarnej dziury na chwilę i spójrzmy na inny problem fizyczny. Jako ludzie – już ustaliliśmy, że ograniczeni – jesteśmy przyzwyczajeni do warunków, w których przyszło nam żyć. Dlatego wszystko, co rzeczywiste, ale wykraczające poza te warunki, nastręcza nam dużo problemów. Weźmy np. obiekt posiadający masę i zacznijmy go rozpędzać. Na początku przez bardzo długi czas wszystko wygląda normalnie. Kiedy jednak prędkość takiego obiektu zbliża się do prędkości światła, coś zaczyna się dziać.

Kiedy zbliżamy się do prędkości światła, energia takiego ciała zaczyna gwałtownie rosnąć. Gdybyśmy chcieli rozpędzić ciało posiadające masę do prędkości równej prędkości światła, musielibyśmy w to wpakować nieskończoną ilość energii, czym nikt nie dysponuje.

Nawet w akceleratorach cząstek, w których elektrony przyspiesza się do ogromnych prędkości, rozpędza się je do prędkości 99,9999991% prędkości światła. To jest prawie, ale nie całkiem prędkość światła. Te rozpędzone cząstki mają taką energię, że gdyby nas uderzyła taka cząstka, poczulibyśmy się, jak gdybyśmy zderzyli się z komarem. Tyle że komar składa się z miliarda bilionów atomów, a nieomal przy prędkości światła wystarczy tylko jeden atom do wywołania takiego samego wrażenia.

To nie prowadzi jednak do wniosku, który często się niesłusznie wyciąga, że obiekty poruszające się z prędkością nadświetlną nie mogą istnieć. Powyższy opis pokazuje jedynie, że nie można przekroczyć prędkości światła, co oznacza, że nie możemy rozpędzić do prędkości nadświetlnej czegoś, co porusza się z prędkością podświetlną i odwrotnie.

Gdybyśmy mieli obiekt poruszający się z prędkością nadświetlną, nie bylibyśmy w stanie go spowolnić do prędkości podświetlnej. Gdyby obiekty nadświetlne istniały – a nie wiemy, czy istnieją – to wiadomo, jak by się zachowywały. Otóż miałyby energię tym większą, im wolniej by się poruszały, więc gdybyśmy chcieli spowolnić je do prędkości mniejszej od prędkości światła, też musielibyśmy włożyć w to nieskończoną energię. Możemy zatem zbliżać się do prędkości światła z obu jej stron, ale nie możemy jej osiągnąć.

Żeby było zabawniej, są też fotony, cząstki światła, które zawsze poruszają się z prędkością światła i tych cząstek z kolei nie możemy zmusić do poruszania się z żadną inną prędkością.

To jest fascynujące. Zostańmy na chwilę przy tym obserwatorze nadświetlnym. Gdyby taki obiekt faktycznie istniał i poruszałby się z prędkością większą od prędkości światła, to czy z naszej podświetlnej rzeczywistości bylibyśmy w stanie go wykryć w jakikolwiek sposób? Te obiekty istnieją czy to tylko równanie matematyczne?

Na to pytanie teoria względności nie odpowiada. W ogóle teoria względności nie odpowiada na większość pytań. Jest ona jedynie swoistym rusztowaniem dla teorii fizycznych. Zgodnie z przewidywaniami teorii względności mogą istnieć cząstki różne, o różnych masach, takie, siakie i owakie. Mimo to obserwacje przyrody wskazują, że istnieje tylko kilka rodzajów cząstek i to z nich jest zbudowane wszystko, co obserwujemy w przyrodzie. Być może wśród tych cząstek nie ma cząstek nadświetlnych, być może są. Póki co, nikt takowych nie widział.

Jest taka możliwość, że nadświetlne obiekty istnieją i oddziałują z naszą materią i gdyby tak było, moglibyśmy widzieć lub odczuwać istnienie obiektów poruszających się z prędkościami nadświetlnymi. Czy tak jest, czy nie, to pytanie do obecnie obowiązującego modelu standardowego albo w przyszłości czegoś, co wyjdzie poza ten model [model standardowy to aktualnie obowiązująca teoria opisująca wszystkie cząstki elementarne, z których składa się wszechświat: fermiony, bozony, itd. oraz siły nimi rządzące – przyp. red.].

Wykorzystajmy zatem ten obiekt nadświetlny. We współpracy z prof. Ekertem próbował pan dokonać niemożliwego i połączyć teorię względności z mechaniką kwantową. Z tego, co można przeczytać w "Kwantechizmie 2.0", wprowadzenie do rozważań obiektu nadświetlnego sprawiło, że wiele elementów, które są w fizyce bardzo nieintuicyjne, stało się bardzo intuicyjnymi, prawda?

Nasze rozważania nie dotyczyły ogólnej teorii względności, a szczególnej teorii względności. Co do zasady wiemy, że teoria względności jest czymś kompletnie innym od mechaniki kwantowej. To są dwie różne teorie posiadające zupełnie inne struktury. Dwa różne zestawy aksjomatyczne, z których się one wywodzą, opisują najczęściej różne skale.

Szczególna teoria względności wynika z tego, co wiedział jeszcze Galileusz, z tak zwanej zasady względności Galileusza, która mówi, że każdy obserwator, który się porusza ze stałą prędkością, jest tak samo dobry jak każdy inny i nie ma między nimi różnic. Z tej prostej zasady można wydedukować niemal wszystkie dziwne właściwości czasoprzestrzeni.

Mechanika kwantowa natomiast to zupełnie inna teoria mówiąca o tym, jak w mikroświecie zachowują się cząstki, o tym, że rzeczywistość jest nieprzewidywalna i że mogą te cząstki być w wielu miejscach naraz itd. Z Arturem udało nam się wykazać, że nie jest to żaden zbieg okoliczności, iż te dwie teorie do siebie tak dobrze pasują. I rzeczywiście, da się w nieco bardziej elementarny sposób zrozumieć, skąd się bierze teoria kwantowa, posługując się szczególną teorią względności, ale rozszerzoną o obiekty poruszające się z prędkością większą od prędkości światła.

Od dawna wiadomo było, że obecność obiektów nadświetlnych prowadzi do zaburzenia związków przyczynowo-skutkowych. Natomiast my pokazaliśmy, że rzeczywiście te zaburzenia pojawiają się, ale nie w sposób paradoksalny, absurdalny, który prowadzi do logicznych sprzeczności, tylko dokładnie w taki sposób, jaki znamy z mechaniki kwantowej, w której też związki przyczynowo-skutkowe są istotnie zaburzone. Cały ten kwantowy indeterminizm i zaburzenie przyczynowości da się wydedukować ze szczególnej teorii względności i jest to dosyć prosty, logiczny wniosek. O tym piszę właśnie w nowym rozdziale "Kwantechizmu 2.0".

To jest oczywiście jeszcze nowy pomysł i jak na razie nie wiemy, jakie będą jego przyszłe losy. Natomiast wydaje się, że jeżeli coś by w tym było, to by znaczyło, że potrafimy zrozumieć bardzo zagadkowe zagadnienie, które męczy ludzi wystarczająco długo: skąd się bierze teoria kwantowa? Wydaje się, że teoria kwantowa jest logiczną, nieuniknioną konsekwencją szczególnej teorii względności.

Jakie jest zatem zainteresowanie świata nauki opisaną przez państwa teorią?

Ludzie są często zbici z tropu i nie wiedzą, jak na to zareagować. Nasz artykuł był chyba jednym z najczęściej czytanych artykułów z fizyki, obecnie już ponad 70 000 razy. Ja wygłosiłem na ten temat kilkadziesiąt referatów w różnych miejscach na świecie. Odzew w sensie praktycznym natomiast nie jest duży, ponieważ ludzie nie bardzo wiedzą, jak się do tego odnieść. Ostatnio odpowiadaliśmy na dwa krytyczne artykuły na ten temat, natomiast nie pojawiła się póki co żadna konstruktywna kontynuacja naszej pracy.

Jakby nie patrzeć, nauka opiera się na sceptycyzmie, nieufności, poddawaniu pod wątpliwość. Im poważniejsze twierdzenie ktoś wysuwa, tym większy opór to powinno wytwarzać w społeczności. I tak rzeczywiście jest. I bardzo dobrze.

Dlatego też trzeba się uzbroić w cierpliwość i poczekać. Dobrze by było, gdyby dało się zaproponować jakieś przewidywania doświadczalne, które wynikają z tego pomysłu, ale z tym mamy kłopot. Nie wiemy do końca, jak wskazać jakieś nowe przewidywania, których jeszcze nie sprawdzono. Póki co ten prosty opis, który zaproponowaliśmy, wyjaśnia pewne rzeczy, które nas niepokoiły od stu lat i które dobrze znamy.

W jaki sposób taki fizyk kwantowy jak pan odbiera szarą codzienność? Czy wiedza wymusza na panu dość duży dystans do wszystkiego? Do norm społecznych, polityki, miejsca człowieka we wszechświecie?

Wie pan, w nauce widać bardzo wyraźnie, że łatwo pomylić się, gdy się coś mówi. Dlatego nauka jest taka nieufna, a naukowcy mają swoje szkiełko i oko. Jesteśmy na nie skazani, bo bez nich ciągle się mylimy. W nauce łatwo się przekonać, że większość rzeczy, które mówimy na co dzień, to są po prostu bzdury. Dlatego cały wysiłek naukowców, który idzie na wykorzystywanie precyzyjnego języka, wynika z tego, że chcemy mieć trochę więcej pewności, że to, co mówimy, nie jest kompletną bzdurą.

W życiu codziennym już takiej wagi się do tego nie przykłada. Dlatego też to moje skrzywienie zawodowe sprawia, że nie sposób mi nie reagować na wszystko kontrprzykładami. Cokolwiek gdzieś tam usłyszę, prowokuje u mnie poszukiwania kontrprzykładu. Da się zauważyć, że wielu ludzi przywiązuje się do opinii, przesądów, przeświadczeń, które są nie tylko niepoparte żadnym uzasadnieniem, ale są po prostu kompletnymi bzdurami. Mimo wszystko ludzie w nie wierzą.

Paradoksalnie jestem przekonany, że naprawdę nie jest proste wymyślenie czegoś na tyle absurdalnego, aby nie znalazła się jakaś grupka osób, która by w to nie uwierzyła. Ludzie są na ogół bardzo łatwowierni. To jest chyba taka główna myśl, którą wyniosłem z zajmowania się nauką. Kiedy słyszę jakiekolwiek opinie światopoglądowe czy polityczne, to mam takie przeświadczenie, że wynikają one z jakichś nieuświadomionych mechanizmów, które działają w naszej głowie, nie są w żaden sposób racjonalne, a co najwyżej są racjonalizowane.

A fizyka? Jak pan ją widzi przez najbliższe 10-20 lat?

Przełomy w fizyce są nieprzewidywalne. Jeśli spojrzymy w przeszłość, to wszystkie przełomy, z którymi mieliśmy do czynienia w fizyce, były kompletnym zaskoczeniem i wywracały do góry nogami wszystko, co się wcześniej wydawało.

Natomiast dla mnie najbardziej obiecującym zagadnieniem jest uczenie maszynowe i zagadnienie ogólnej sztucznej inteligencji, w której postęp jest niewiarygodnie szybki. To, co w tej dziedzinie wiedzieliśmy kilka lat temu, jest teraz już nieaktualne. Wydaje się, że to tu będzie działo się najwięcej w najbliższej przyszłości. Wcale nie jest jasne, czy kolejnej rewolucji w fizyce dokonają fizycy, czy już jakieś inne istoty, które sami powołamy do życia w sposób sztuczny.

Jak na razie wszystkie algorytmy sztucznej inteligencji charakteryzują się niezwykle wąską specjalizacją. Jeżeli jednak będą poszerzać swoje kompetencje, to czy rację ma Elon Musk mówiący, że sztucznej inteligencji powinniśmy się bać?

Jeżeli zaprogramujemy sobie sztuczną inteligencję, by w inteligentny i skuteczny sposób sprzątała ulicę, to pierwszą rzeczą, którą zauważy, będzie to, że aby w ogóle sprzątać ulicę, to ona, ta inteligencja, musi istnieć. Nie można jej wyłączyć ani zniszczyć. Jeżeli zatem ta sztuczna inteligencja ma wykonywać swoje zadania w sposób właściwy, to uzna, że musi przede wszystkim zadbać o swoje bezpieczeństwo. Wtedy jednak może ocenić, że musi się bronić przed ingerencją ludzi z zewnątrz, aby nikt jej nie wyłączył.

Nie musimy zatem jej nawet do tego programować, bo aby wykonywać swoje zadanie, taki algorytm może dojść do wniosku, że musi się zabezpieczyć przed ludźmi.

Ale czy tutaj już nie wchodzimy na pole istnienia jakiejś samoświadomości?

Otóż nie. Tutaj świadomość jest w ogóle do niczego niepotrzebna. Taki algorytm nie musi mieć żadnej świadomości, żeby ocenić sytuację, w której się znajduje.

Zaraz, czy tutaj nie mamy jeszcze bardziej katastroficznej wizji, w której nieświadoma sztuczna inteligencja dochodzi do wniosku, że człowiek jej przeszkadza w istnieniu?

Jest to bardzo niewykluczone. Tutaj używamy takiego języka, który bardzo antropomorfizuje te algorytmy. Nie wiemy, jak działa świadomość. To jest jeden z poważniejszych problemów: nie wiemy, jak zdefiniować świadomość i jak ona tak naprawdę funkcjonuje. Wiemy mniej więcej, jak wygląda proces uczenia się i rozwijania inteligencji, natomiast jedno jest do pewnego stopnia niezależne od drugiego. Potrafię sobie wyobrazić istoty bardzo inteligentne i nieposiadające żadnej świadomości oraz takie, które są świadome i nie posiadają żadnej inteligencji. Akurat z tym drugim to nie muszę sobie wyobrażać, bo jest takich istot dookoła całe mnóstwo.

Czy nie jest jednak tak, że gdzieś istnieją granice tworzenia tej sztucznej inteligencji? Elon Musk od lat przekonywał nas, że w pełni autonomiczne samochody za kilka miesięcy wyjadą na ulice. Teraz jednak przekonuje, że problemów z tym jest znacznie więcej i nie wiadomo, kiedy będzie to możliwe.

Wydaje mi się, że wykazuje się pan tutaj dużą niecierpliwością. Ten postęp za naszego życia jest niesamowicie szybki. Co roku wychodzi nowy model telefonu, technologia rozwija się w niesamowitym tempie. Warto zwrócić uwagę na to, że w starożytnej Grecji ludzie nawet nie wiedzieli o tym, że dokonuje się jakiś postęp, bowiem w skali pojedynczego życia on był niewidoczny. Zdecydowanie jesteśmy bardzo daleko od wysycenia tych możliwości, które będą oferowane przez sztuczną inteligencję.

Jest wręcz odwrotnie: na tym polu prace dopiero się zaczynają, a już ten postęp zachodzi bardzo szybko. Póki co granic, szklanych sufitów nigdzie nie widać. Jeżeli ten obecny postęp utrzyma się jeszcze przez kilka dziesięcioleci, człowiek zostanie daleko w tyle za sztuczną inteligencją jeszcze za życia naszego lub naszych dzieci. Oczywiście nie wiemy, czy nie pojawią się po drodze jakieś trudności, które należy przełamać, ale zazwyczaj takie trudności prędzej czy później zawsze są pokonywane.

Czyli teraz to dopiero będzie ciekawie?

Z pewnością. Powinniśmy się spodziewać ciągu zaskoczeń, zmian wyobrażeń o czymkolwiek. Jeżeli nam się cokolwiek wydaje, że już wiemy o świecie, wkrótce się okaże, że się grubo myliliśmy.

Zdjęcie tytułowe: Shutterstock.com
DATA: 29.06.2022