Ciężko pracuj, baw się, twórz historię. Bylebyś nie zakładał związku zawodowego w Amazonie

Pracownicy amerykańskiego Amazona nie poddają się. 4 lutego będą mogli kolejny raz zagłosować za utworzeniem pierwszego w Stanach Zjednoczonych związku zawodowego w firmie stworzonej przez Jeffa Bezosa. Głosowanie to może poruszyć istną lawinę zmian w wielkich technologicznych firmach, których pracownicy coraz odważniej podnoszą głowy.

Ciężko pracuj, baw się, twórz historię. Ale nie myśl o związku zawodowym w Amazonie

Na Bessemer w stanie Alabama nikt nie zwróciłby szczególnie uwagi. Małe, prowincjonalne miasteczko, owszem, z historią sięgającą XIX wieku, ale dziś niewyróżniające się niczym szczególnym. A jeśli już, to na niekorzyść. Trzy lata temu serwis 24/7 Wall Street określił je mianem „najgorszego miejsca do życia w Alabamie”. Powody: przestępczość znacznie powyżej średniej w całym stanie, a dochody mieszkańców znacznie poniżej. Co więcej, przestępczość w Bessemer jest największą w całych Stanach spośród miasteczek do 25 tys. mieszkańców i jednoznacznie widać, że wzrosła wraz z bezrobociem wywołanym jeszcze poprzednim kryzysem gospodarczym.

Nic dziwnego, że kiedy w 2018 roku Amazon ogłosił wybudowanie tu magazynu, który miał początkowo zatrudniać 1,5 tys. osób, to wszyscy pokładali w nim ogromne nadzieje.

Dziś jednak Bessemer budzi nadzieje na coś znacznie większego i dotyczącego nie tylko samych Stanów Zjednoczonych. To właśnie tutaj odbędzie się kolejna bitwa o pracownicze związki. Na zatrudniający obecnie już 6 tys. osób magazyn internetowego giganta zwrócą się oczy całego świata pracy.

Protest wspierający pracowników Amazona w Stanach Zjednoczonych fot. Sheila Fitzgerald / Shutterstock.com
Protest wspierający pracowników Amazona w Stanach Zjednoczonych. Fot. Sheila Fitzgerald / Shutterstock.com

– Ta walka o związek zawodowy dzieje się w najtrudniejszym stanie, w najtrudniejszej firmie i w najtrudniejszym momencie. Jeśli mimo tych przeszkód okaże się sukcesem, wyśle światu wiadomość, że związki w Amazonie można zorganizować wszędzie – tak o próbie założenia pierwszego związku zawodowego w amerykańskim Amazonie mówiła wiosną zeszłego roku profesor Janice Fine z Uniwersytetu Rutgers. Choć tamtejsza próba zakończyła się porażką, to nie oznaczała końca walki. Bo jak mówiła wspomniana profesor Fine, „historia związków zawsze polegała na podnoszeniu się po upadkach”. – To pracownicy próbujący, przegrywający i próbujący ponownie – mówiła.

Czy tym razem uda im się pokonać giganta i przekonać, że związki zawodowe są niezbędne, by pracownicy tej firmy byli godnie traktowani?

Zielone światło dla działań Amazona

Ponowne głosowanie jest możliwe, bo National Labor Relations Board (NLRB) – rządowa agencja zajmująca się przestrzeganiem prawa pracy uznała, że Amazon w niewłaściwy sposób ingerował w proces wyborczy w poprzednim referendum związkowym, które miało miejsce wiosną zeszłego roku. Urzędnicy uznali, że gigant naruszył prawo pracy, decydując o tym, że urny do głosowania znalazły się na parkingu przed magazynem, pod okiem kamer i pod napisami „Mów za siebie” i „Głosuj na nie”. Tworzyło to fałszywe przekonanie, że to Amazon przeprowadza wybory, ma nadzór nad głosowaniem i – co sugerowali związkowcy – może dzięki kamerom monitorującym parking inwigilować pracowników, a następnie rozliczyć ich z tego, jaki głos oddali. Agencja uznała więc, że takie działanie mogło wywierać presję na pracownikach, aby głosowali przeciwko związkom.

Barbara Agrait, rzeczniczka Amazona, taką decyzję NLRB uznała za rozczarowującą. – Nasi pracownicy mieli wybór, czy przystąpić do związku, czy nie. Przeważająca większość była przeciwko – mówiła w serwisie TechCrunch, przypominając, że w pierwszym głosowaniu więcej niż dwie trzecie pracowników opowiedziało się przeciwko związkom.

Taki wynik był wówczas rozczarowaniem dla związkowców, ale nie dziwił tych, którzy obserwowali skalę zaangażowania i agresywną kampanię Amazona w Alabamie. Firma najbogatszego człowieka na planecie Jeffa Bezosa - ze swym słynnym hasłem „Work hard, have fun, make history" umieszczonym w każdym magazynie na całym świecie - włożyła wiele wysiłku i pieniędzy, aby związkowy zryw stłumić w zarodku. Obawiano się bowiem, że za przykładem pracowników z Alabamy mogą pójść kolejni spośród setek tysięcy pracujących dla Amazona w całych Stanach Zjednoczonych.

– Amazon poruszył niebo i ziemię, by oszukać własnych pracowników. Nie pozwolimy, by kłamstwa firmy, oszustwa i nielegalne działania uszły jej na sucho – mówił Stuart Appelbaum, szef Związku Zawodowego Pracowników Handlu Detalicznego, Hurtowego i Domów Towarowych (RWDSU), gdy alarmował o nieprawidłowościach.

Faktycznie, paleta działań Amazona była szeroka. Być może wynikało to z faktu, że spółka wynajęła grupę konsultantów specjalizujących się w tłumieniu związków zawodowych z RWP Labor. Firma szczyci się tym, że pomaga firmom „utrzymać miejsce pracy wolnym od związków”.

Akcja wsparcia pracowników Amazona w Alabamie fot. lev radin / Shutterstock.com
Akcja wsparcia pracowników Amazona w Alabamie. Fot. lev radin / Shutterstock.com

Amazon zorganizował więc szereg obowiązkowych, cotygodniowych szkoleń, w czasie których wpajano pracownikom, że utworzenie związku może doprowadzić do utraty świadczeń (m.in. programu emerytalnego i płatnego urlopu) i obniżenia pensji. Podobne zniechęcające do działalności związkowej treści zawierały ulotki i plakaty, które pojawiły się w magazynie – część z nich zawieszono nawet w pokojach socjalnych i łazienkach.

Pracownicy zostali wręcz zasypani SMS-ami, w których przekonywano: „głosowanie za” może skończyć się masowymi zwolnieniami, a nawet zamknięciem całego zakładu. Niektórzy z nich dostawali takie wiadomości nawet pięć razy dziennie. Amazon założył antyzwiązkową stronę internetową, a na Facebooku wykupił reklamy wzywające pracowników do głosowania „na nie”. A żeby utrudnić związkowcom rozmowy z pracownikami, Amazon poprosił (zresztą skutecznie) lokalne władze o zmianę działania sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach w pobliżu magazynu. Dzięki temu dłużej paliło się światło zielone i szybciej opuszczali oni teren zakładu. W efekcie prozwiązkowi działacze nie mogli agitować, gdy pracownicy zatrzymają się na czerwonym świetle.

Dyscyplinowanie polskiego związku

Niechęć do związków to nie tylko amerykański model działania tej firmy. Owszem, w polskim Amazonie od ponad siedmiu lat działają dwa związki zawodowe, czyli Inicjatywa Pracownicza i Solidarność, ale również i tu firma – mówiąc delikatnie – podchodzi do nich niechętnie, choć zrzeszają niewielki procent spośród ponad 23 tys. pracowników.

A niechęć pogłębiła się w ostatnich miesiącach za sprawą głośnego, dyscyplinarnego zwolnienia Magdaleny Malinowskiej, związkowczyni i społecznej inspektorki pracy, która przez sześć lat pracowała w magazynie w Sadach pod Poznaniem. Firma jako przyczynę zwolnienia podała „filmowanie lub fotografowanie procesu przenoszenia zwłok” pracownika zmarłego na terenie zakładu.

Chodzi o Dariusza Dziamskiego, który 6 września zeszłego roku zmarł na terenie magazynu Amazon mieszczącego się pod Poznaniem. Jak podała Inicjatywa Pracownicza, miał on wielokrotnie skarżyć się kierownictwu na zmęczenie pracą oraz na niewystarczającą liczbę pracowników skierowaną do wykonywania jego pracy.

„Zwykle było to kilka osób. W okresie poprzedzającym śmierć Dariusza wykonywał swoją pracę sam, co mogło spowodować znaczne przeciążenie organizmu” – uważają związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej.

Pytany przez SW+ o tę sprawę Amazon przyznał, że dzień przed śmiercią, czyli 5 września pracownik poprosił o pomoc w rozwożeniu wózków z pojemnikami ze względu na ich dużą liczbę. „Lider zespołu oddelegował kolejnego pracownika do pomocy przy wózkach. Do końca zmiany obaj panowie pracowali wspólnie. Pracownik nie zgłaszał dalszych próśb o dodatkowe osoby” – czytamy w stanowisku biura prasowego.

Następnego dnia – według relacji Inicjatywy Pracowniczej – Dariusz Dziamski miał zgłosić swój zły stan zdrowia kierownictwu, ale nie udzielono mu pomocy i nie wezwano do niego medyka. „Mimo odczuwanego bólu i trudności z utrzymaniem się na nogach pracownik został zmuszony do samodzielnego przejścia przez magazyn i zejścia z piętra do pokoju medycznego, co mogło znacząco zmniejszyć jego szanse na przeżycie” – podaje Inicjatywa Pracownicza. 

Obecnie sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Poznaniu, która choć już raz umorzyła śledztwo, to po złożeniu zażalenia przez wdowę po Dariuszu Dziamskim prawdopodobnie wznowi dochodzenie. 

Magdalena Malinowska, członkini związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, została zwolniona po sześciu latach pracy w Amazonie. Fot. archiwum Magdaleny Malinowskiej

Wróćmy jednak do przyczyny zwolnienia Malinowskiej. Była już pracowniczka Amazona w rozmowie z SW+ zarzut „filmowania czy fotografowania zwłok” nazywa „absurdalnym”. – Nigdy nie filmowałam ani nie fotografowałam żadnych zwłok – zarzeka się Malinowska i przypomina, że przyjechała wówczas na teren zakładu, aby firma włączyła ją jako społecznego inspektora pracy do zespołu powypadkowego badającego sprawę mężczyzny, który 6 września zmarł w pracy.

– Nie zgodzono się, abym była członkiem zespołu powypadkowego, więc wyszłam przed magazyn, aby zadzwonić do związkowego prawnika. Początkowo byłam w palarni, a potem w swoim samochodzie. Widziałam z oddali busa pogrzebowego, ale do niego nie podchodziłam. Nie widziałam też żadnych zwłok. Nie mogłam zrobić tego, co mi zarzucono – dodaje Malinowska.

Malinowska została zwolniona, choć jest członkinią Prezydium Komisji Międzyzakładowej Inicjatywy Pracowniczej w Amazon, a także społeczną inspektorką pracy, a to zapewnia jej szczególną ochronę przed zwolnieniem. Aby Amazon mógł ją zwolnić, według przepisów musiałby uzyskać zgodę związków zawodowych. – Ale Amazon takiej zgody nie uzyskał – mówi Malinowska i dodaje, że trudno jej zrozumieć działanie Amazona, dlatego zapowiada odwołanie się do sądu, który może przywrócić ją do pracy. – Tylko to potrwa rok albo więcej – dodaje.

– Amazon zwalniając przedstawicieli związków zawodowych, chce pokazać swoją siłę. Zastrasza innych pracowników i zniechęca ich do tego, aby zrzeszali się w związkach zawodowych, a tym samym upominali się o swoje prawa. Inni pracownicy widząc, jak są traktowani chronieni przez prawo związkowcy, dwa razy się zastanowią, zanim wstąpią do związku, bo będą bali się konfliktu z pracodawcą i utraty pracy – mówi Dominik Owczarek, ekspert rynku pracy z Instytutu Spraw Publicznych.

Malinowska dodaje również, że jeszcze przed jej zwolnieniem Amazon zaostrzył politykę wobec związków zawodowych. – Dawniej, choć nie bez trudu, udawało nam się pewne rzeczy wynegocjować i znajdować kompromisy. Później jednak Amazon zaczął wykonywać ruchy wymierzone zarówno w nasz związek, jak i zwykłych pracowników. Pierwszym takim uderzeniem było wprowadzenie jednostronnie bez naszej zgody zmian w regulaminie, które są niekorzystne dla pracowników, co jest niezgodne z prawem. Amazon nie zgodził się też na przeprowadzanie audytów dotyczących przestrzegania zasad BHP, co przed okresem świątecznym, czyli wzmożonych wysyłek jest to dla nas bardzo ważne. Potem zostałam zwolniona. To niepokojący kierunek, bo związkowcy czują się przez Amazona nękani – dodaje Malinowska.

Zapytaliśmy również biuro prasowe Amazona o dyscyplinarne zwolnienie Magdaleny Malinowskiej. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że Amazon kreuje wśród pracowników „kulturę szacunku i oczekuje od nich odpowiedniego zachowania”.

– Pani Malinowska odmówiła stosowania się do właściwych standardów zachowań społecznych. W związku z powyższym, po niedopuszczalnym i lekceważącym zachowaniu, nie mieliśmy innego wyjścia, jak zakończyć współpracę. Nigdy nie kończymy współpracy bez wyraźnego powodu. Nasza była pracownica sama przyczyniła się do tego poprzez swoje niedopuszczalne i lekceważące zachowanie. Wielokrotnie próbowaliśmy nawiązać z nią dialog, ale jej zachowanie nie uległo zmianie – czytamy w oświadczeniu biura prasowego Amazona, który zapewnił również, że nie rozważa przywrócenia pani Malinowskiej do pracy. „Jesteśmy głęboko przekonani, że postąpiliśmy słusznie” – dodali przedstawiciele firmy.

W polskim Amazonie pracuje już 23 tysiące pracowników. Fot. materiały prasowe Amazon

Amazon stwierdził też, że nie zmienił swojego podejścia do związków zawodowych. Podkreślił, że jego pracownicy „mają wybór, czy chcą przystąpić do związku, czy też nie”. „Zawsze tak było. Każdego dnia zachęcamy ludzi, aby znajdowali sposoby na poprawę swojej pracy, a kiedy to robią, chcemy szybko wprowadzać zmiany” – czytamy w oświadczeniu Amazona.

Związki zawodowe nasz wróg!

Dominik Owczarek zauważa jednak, że strategia Amazona względem związków zawodowych od zawsze była konfrontacyjna, co wynika z jej modelu biznesowego.

– To firma, której model biznesowy zakłada wykorzystanie zasobów do skraju możliwości, w tym zasobów ludzkich. Więc dialog społeczny, upominający się o czynnik humanistyczny w pracy, nie jest jej na rękę, a związki zawodowe traktowane są jako zbędny element hamujący rozwój przedsiębiorstwa. To dalekie od tego, jak dialog społeczny rozumie się choćby w Europie Zachodniej – mówi ekspert ISP. I dodaje, że ta amerykańska niechęć do związków zawodowych została przeniesiona na polski grunt w latach 90. w neoliberalnych reformach. – Ich założeniem było m.in. urynkowienie gospodarki i zminimalizowanie roli związków zawodowych i to się w dużym stopniu udało w sektorze prywatnym. Problem w tym, że w efekcie instytucje mające chronić pracowników, jak Państwowa Inspekcja Pracy, są zbyt słabe, aby wywrzeć wpływ na pracodawców łamiących prawo – dodaje.

Profesor Adam Mrozowicki z Uniwersytetu Wrocławskiego, socjolog badający przemiany na rynku pracy, zauważa, że Amazon czy inne firmy mogą być niechętne związkom zawodowym w Polsce, bo trafiły na podatny grunt.

– Działanie Amazona to skutek, a nie przyczyna! – mówi prof. Mrozowicki. I dodaje, że firma jest łatwym celem, bo jest duża i postrzegana jako antyzwiązkowa. – Ale jednak te tam powstały. Nie jest więc tak, że Amazon narzucił nam swoją politykę dotyczącą związków, lecz po prostu wpasował się w ich polską słabość. Większym problemem jest brak silnych instytucji świata pracy w Polsce oraz małe polskie firmy, gdzie nawet nikt o związkach nie pomyśli – dodaje prof. Mrozowicki.

Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych zauważa, że zmianę należy zacząć od edukowania Polaków, czym są związki zawodowe i dlaczego warto się zrzeszać. Jego zdaniem dziś postrzeganie związków obciążone jest dużym bagażem niekoniecznie prawdziwych stereotypów.

– Niewątpliwej reformy wymaga więc system edukacji i wprowadzenie edukacji pracowniczej, która pozwoli młodym ludziom wchodzącym na rynek pracy dowiedzieć się, jakie mają prawa, jakie są rodzaje umów i kiedy przysługuje im urlop czy L4. Dziś ze szkoły średniej wychodzi się z poczuciem, że jedynym rozwiązaniem jest założenie własnej firmy, bo nauka nastawiona jest na kult biznesu i przedsiębiorczości – mówi Grzegorz Sikora.

Jak dodaje, kluczowe będzie tu też podniesienie kompetencji cyfrowych, aby nowoczesne narzędzia i technologie wykorzystywać w angażowaniu się w sprawy propracownicze.

Centrum logistyczne Amazon w Sadach pod Poznaniem fot. Wirestock Creators / Shutterstock.com
Centrum logistyczne Amazon w Sadach pod Poznaniem. Fot. Wirestock Creators / Shutterstock.com

– Paradoksalnie rozwiązaniem nie jest wykorzystanie mediów społecznościowych, bo te, a w szczególności Facebook, tworzą bańki i w niebezpieczny sposób rozładowują społeczno-polityczne napięcie. Denerwuje nas coś, piszemy komentarz i frustracja ulatuje, a problem pozostaje nierozwiązany. Jednak aby go zmienić, najczęściej trzeba wyrazić swój sprzeciw, wyjść na ulicę, zorganizować się i tu mogą być przydatne aplikacje – przekonuje.

Antyzwiązkowa kultura organizacyjna

Ostra polityka Amazona wobec związków zawodowych staje się jednym ze znaków rozpoznawczych tego giganta. Firma niejednokrotnie sięgała po nadzwyczajne środki, tłumiąc pracownicze zrywy. Dziennikarze „The New York Times” te powtarzające się praktyki opisali w artykule o wiele mówiącym tytule „Jak Amazon niszczy związki”. Wynika z niego jasno, że niechęć do związków obrazująca się w tym, jakie działania, narzędzia i techniki wykorzystuje się przeciwko próbom zrzeszania się, nie jest wypadkową sporadycznie i lokalnie zatwierdzanych decyzji, lecz odgórną polityką i kulturą organizacyjną firmy wynikającą wprost z nastawienia jej władz.

„W Amazonie od początku związki uważano za relikty przemysłowej przeszłości, a przeciwdziałanie im było cnotą” – podsumowują dziennikarze NYT.

– Jeff Bezos i podobni mu szefowie firm wychowani w latach 70. i 80. w Stanach Zjednoczonych mają zakodowane, że związki zawodowe szkodzą firmie i trzeba je wszelkimi sposobami zwalczać. To wynika wprost z liberalnej narracji i modelu gospodarczego, który wówczas święcił triumfy – mówi Jacek Grzeszak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego i przypomina, że w latach 80. XX wieku nastąpiło przestawienie gospodarek na neoliberalne tory wskutek reform Ronalda Regana i Margaret Thatcher.

– W latach 50. i 60. XX wieku związki zawodowe miały zarówno w USA, jak i Wielkiej Brytanii potężną pozycję. To zmieniła dekada rządów Regana i Thatcher, którzy prowadzili liberalne reformy osłabiające pozycję związków zawodowych. Jednocześnie wówczas zaczęła się też zmieniać rola pracy w naszym życiu. Dziś jesteśmy mniej pracownikami i obywatelami, a bardziej konsumentami nastawionymi na naszą indywidualną korzyść i zysk. Kiedyś naszą tożsamość i wartości budował zawód, a dziś to, kim jesteśmy, za kogo się uważamy, do jakiej grupy przynależymy, wyznacza to, co konsumujemy. W efekcie związki zawodowe od dekad znajdują się w odwrocie – dodaje ekspert PIE.

Potwierdzają to statystyki. W 2021 roku wskaźnik uzwiązkowienia w USA wynosił 10,3 proc., a jeszcze w latach 70. XX wieku sięgał 25 procent.

Bunt pracowników Big Techów

Za utrzymaniem niskiego uzwiązkowienia i spadającego trendu są inni technologiczni giganci, bo Amazon wcale nie jest tu wyjątkiem. Google, Facebook czy Apple również robią wiele, aby w ich firmach nie powstał pełnoprawny związek zawodowy. Tyle że właśnie zaczynają się mierzyć z coraz silniejszym oddolnym trendem swoich własnych pracowników dążących do stworzenia takich struktur.

W Google przed rokiem nastąpił przełom. Ponad 200 pracowników powołało Alphabet Workers Union, a dziś liczba ich członków jest kilkukrotnie wyższa. Zanim jednak do tego doszło, Google kilkukrotnie mocno tupał nogą. Propracownicze zrywy tłamsił, zwalniając: organizatorów protestów, sygnalistów nagłaśniających wątpliwie etyczne działania firmy czy osoby chcące starające się założyć związek zawodowy. Rozwiązywanie umów gigant tłumaczył zwykle złamaniem procedur bezpieczeństwa. Wiele wskazuje jednak na to, że niedługo o tych działaniach Google’a dowiemy się więcej. Na początku tego roku amerykański sąd pracy nakazał bowiem firmie przekazanie dokumentów związanych z wewnętrzną antyzwiązkową inicjatywą o nazwie Project Vivian, mającą – mówiąc krótko – zwalczyć aktywizm i przekonać pracowników, że związki są do niczego.

Fot. Sundry Photography / Shutterstock.com

Facebook, podobnie jak Google, przez lata uważany był za tak wspaniałą i dbającą o potrzeby pracowników firmę, że istnienie związków zawodowych wydawało się zbyteczne. I faktycznie żadna taka organizacja w spółce, która niedawno zmieniła nazwę na Meta, dotąd nie powstała, ale jej pracownicy nieraz głośno wyrażali już swój sprzeciw wobec kontrowersyjnych decyzji Marka Zuckerberga.

Tak było chociażby w 2020 roku, kiedy firma udoskonalała Facebook Workplace, czyli system łączący firmowy czat i umożliwiający współpracę biurowy intranet. Jedną z jego cech było automatyczne generowanie popularnych tematów, w stylu „o czym mówią ludzie”. Facebook stworzył jednak narzędzie pozwalające administratorom usuwanie i blokowanie niektórych popularnych wśród pracowników tematów. Kiedy okazało się, że na proponowanej przez firmę „czarnej liście” fraz znalazło się słowo „zrzeszać się”, pracownicy zareagowali oburzeniem. Nie zgadzali się na to, aby ich firma budowała narzędzie, które będzie można wykorzystać do tłumienia aktywności związkowej. W reakcji władze firmy ustąpiły, wycofały frazę z czarnej listy i przeprosiły pracowników, tłumacząc, że to „przeoczenie”.

Tłumieniem pracowniczego aktywizmu niechlubnie wyróżnił się też Apple. Spółka znana jest ze swojej tajemniczej kultury organizacyjnej. W teorii ma ona chronić firmę przed wyciekami dotyczącymi nowych produktów czy technologii do konkurencji. Jednak w praktyce przenika też do innych obszarów kultury organizacyjnej i uniemożliwia pracownikom mówienie o swoich problemach. Niektórzy z nich nie mogąc ich rozwiązać wewnątrz firmy, zaczęli o nich mówić publicznie. Najgłośniejszym tego przykładem było uruchomienie przez pracowników strony o nazwie AppleToo, na której zabierano historie pracowników dotyczące nękania, molestowania seksualnego czy dyskryminacji.

Zamiast jednak poważnie zająć się badaniem zarzutów, firma postanowiła zwolnić Janneke Parrish, liderkę ruchu #AppleToo. Oficjalny powód zwolnienia był na tyle kuriozalny, że wywołał poruszenie. Parrish zwolniono bowiem za to, że usunęła ze swojego służbowego telefonu aplikacje Robinhood, Pokémon GO i Dysk Google.

Podobnie zresztą potraktowano Ashley Gjøvik, która na Twitterze publikowała informacje o nękaniu i inwigilacji pracowników. Gjøvik zwolniono za rzekome ujawnienie poufnych informacji. Te działania zostały odebrane jednoznacznie jako próbę – jak określił to serwis The Verge – ochłodzenia zapału pracowników do „organizowania się”.

Wielka rezygnacja i Striketober

Wróćmy jednak do Amazona, bo decyzja National Labor Relations Board (NLRB) o ponownym referendum związkowym pojawiła się w niezwykłym momencie. Pandemia sprawiła bowiem, że w wielu, szczególnie nisko płatnych zawodach brakuje rąk do pracy, a pracodawcy mają ogromne trudności z rekrutowaniem nowych ludzi.

Od miesięcy trwa dyskusja o tzw. Wielkiej Rezygnacji, która wskutek zmęczenia pandemią, psychicznego wyczerpania i szerzącego się wypalenia zawodowego miała skłonić miliony pracowników do porzucenia dotychczasowej pracy. Co ważne, nie dotyczy tylko białych kołnierzyków, lecz w ogromnej mierze właśnie pracowników mniej wykwalifikowanych. Wakaty powodują, że mają więc oni – przynajmniej w teorii – lepszą pozycję negocjacyjną niż dawniej. W razie zwolnienia zapewne bez większego trudu znajdą nowe zajęcie.

Ta większa pewność siebie to jedno. Drugie zaś to atmosfera w magazynach Amazona. Ogromne oburzenie przyniosły doniesienia o tym, w jakich okolicznościach zginęło sześciu pracowników Amazona w Illinois, gdzie w połowie grudnia uderzyło tornado. Okazało się bowiem, że kierownictwo nie przerwało pracy mimo zbliżającego się zagrożenia. Rodziny zmarłych i związkowcy oskarżyli firmę Jeffa Bezosa, że przedłożyła zyski ponad życie pracowników. A emocje podgrzał sam Bezos, który kilka godzin po tragicznym zajściu umieścił w mediach społecznościowych uśmiechnięte zdjęcie wśród astronautów Blue Origin.

Ta złość koncentruje się na nim także dlatego, że w pandemii Amazon dzięki boomowi na e-handel niezwykle się wzbogacił. W ogromnej mierze dzięki pracy zwykłych pracowników magazynów, którzy ryzykowali bardziej niż pracownicy biurowi mogący bezpiecznie pracować z domu. Tymczasem szeregowi pracownicy jeśli w ogóle, to tylko w niewielkim stopniu partycypowali w ogromnych zyskach. Wspomniany już serwis 24/7 Wall Street obliczył zresztą, że w pandemii majątek Bezosa powiększył się o kilkadziesiąt miliardów dolarów, co pozwoliłoby wypłacić każdemu pracownikowi premię w wysokości kilkudziesięciu tysięcy dolarów i to bez centa straty.

Do tego w Stanach Zjednoczonych od października zeszłego roku ku zaskoczeniu ekspertów obserwowany jest swojego rodzaju wybuch aktywności pracowniczej i przebudzenie związków zawodowych, które w mediach społecznościowych zyskało nazwę „Striketober”. Opisujący to zjawisko The Guardian podał, że skala akcji protestacyjnych i strajków jest niezwykła i wynika z niewystarczającej gratyfikacji za trudny czas pandemii. Mówiąc krótko: pracownicy twierdzą, że zasługują na znacznie większe podwyżki i większą wdzięczność, a lepszy moment na stawianie żądań może szybko nie nadejść.

Akcja wsparcia pracowników Amazona w Alabamie. Fot. Ben Von Klemperer / Shutterstock.com

Wszystko to może sprawić, że pracownicy Amazona dopną swego i w związkowym referendum zagłosują na „tak”. Wielu z nich wie, że dzięki temu mogliby zyskać wpływ na poziom kontroli, jaką firma ma nad swoimi pracownikami, długość przerw, ustalanie norm i tempa pracy czy też negocjacje stawek godzinowych.

Jednak o wygraną nie będzie łatwo. Choćby ze względu na obowiązujące przepisy. W Stanach Zjednoczonych do założenia pełnoprawnego związku, który będzie mógł reprezentować pracowników, wymagane jest poparcie co najmniej połowy załogi. Dodatkowo Alabama to stan, gdzie tradycje pracownicze są raczej nieprzychylne działalności związkowej. Jakby tego było mało, w Alabamie właśnie obowiązuje prawo „right to work”, czyli przepisy pozwalające pracownikom zyskiwać korzyści wynegocjowane przez związki, mimo że do związków nie należą i nie dorzucają się do składek członkowskich. Pracownicy nie muszą więc wychylać się i ryzykować gniewu kierownictwa, aby w przyszłości ewentualnie zyskać, jeśli związki ugrają np. podwyżkę.

W obliczu nowego głosowania również Amazon z pewnością nie będzie czekał z założonymi rękoma. Zaledwie kilka miesięcy po pierwszym referendum podniósł pensje we wszystkich magazynach w kraju. Na korzyść Amazona wpływa też wysoka rotacja w zakładzie. Kiedy bowiem pracownicy zatrudniają się na krótko, nie wiążą z danym miejscem pracy swojej przyszłości, to trudniej im angażować się w bieżące spory i walczyć o to, aby miejsce pracy było lepsze.

Amazon może znów zarządzić obowiązkowe „pogadanki” czy wynająć tłumiących pracownicze zrywy konsultantów. Pewne jest zaś, że i bez tego zaczyna wywierać presję na organizatorach strajku. Wystarczy już sama rozmowa o związku. Właśnie za nią, jak opisywał amerykański Business Insider, kierownictwo Amazona w Bessemer próbowało zdyscyplinować pracownika. Za karę przeniosło go na stanowisko, gdzie może być łatwiej obserwowany przez przełożonych.

Tyle że teraz pod taką obserwacją – i to całego świata – jest magazyn Amazona w Bessemer.

Data: 31.01.2022

Zdjęcie główne: Ben von Klemperer/ Shutterstock