Polska magazynem Europy. Amerykański sen dla Amazona, mrzonki dla prowincji

Włodarze samorządów rozwijają przed Amazonem i jego magazynami czerwone dywany. Nowe miejsca pracy, amerykańska inwestycja, rozwój lokalny – odmieniane są przez wszystkie przypadki. Tyle że po przecięciu wstęgi niewielu samorządowców interesuje, czy Amazon faktycznie robi ziemię obiecaną.

Polska magazynem Europy. Amerykański sen dla Amazona, mrzonki dla prowincji

– W ciągu roku od otwarcia powstanie tu ponad 1 tys. stałych miejsc pracy – zachwalał w mediach społecznościowych Tomasz Sielicki, burmistrz Świebodzina (woj. lubuskie) w styczniu tego roku. W te zachwyty wprowadziła go najnowsza informacja. To przeszło dwudziestotysięczne miasto będzie miało już nie tylko gigantyczny pomnik Chrystusa Króla, ale i niemal równie gigantyczny magazyn króla e-handlu, czyli Amazona.

W 2016 roku, kiedy Amazon zbudował magazyn w Kołbaskowie, wójt tej gminy Małgorzata Schwarz mówiła: – Mam nadzieję, że rozszerzy się oferta zatrudnienia, a dla mieszkańców, zwłaszcza młodych, dojdą nowe możliwości rozwoju osobistego.

W 2017 roku w Sosnowcu prezydent Arkadiusz Chęciński przekonywał: – Cieszę się, że Sosnowiec stał się atrakcyjny dla tak dużych i prężnie działających inwestorów, którzy jednocześnie dadzą naszym mieszkańcom miejsca pracy.

W 2019 roku, gdy otwierano centrum logistyczne w Okmianach pod Bolesławcem, wójt gminy Chojnów Andrzej Pyrz zapewniał, że inwestycja Amazona „praktycznie zlikwidowała bezrobocie”. – Owszem są bezrobotni, ale tacy, którzy po prostu chcą nimi być – dodał.

Tak było także wcześniej, gdy Amazon dopiero zaczynał swoją ekspansję nad Wisłą. Amerykanie zaczęli w 2014 roku od dwóch inwestycji: w Bielanach Wrocławskich w gminie Kobierzyce pod Wrocławiem oraz w Sadach pod Poznaniem.

Dziesiąte centrum dystrybucyjne firmy Amazon powstaje w Świebodzinie. Fot. materiały prasowe Amazon

Amazon inwestuje w Polsce nie tylko w polską wersję swojego internetowego sklepu. Przede wszystkim inwestuje w magazyny. Właśnie pracuje nad otwarciem dziesiątego (ma być gotowy jesienią), ale i bez tego jest największym amerykańskim pracodawcą w naszym kraju. Za chwilę będzie na stałe zatrudniać łącznie ponad 19 tysięcy osób. Każda kolejna inwestycja to spore wydarzenie lokalne. Nic dziwnego, że samorządowcy chętnie chwalą się ściągnięciem znanej na całym świecie firmy i tysiącami miejsc pracy.

Tylko czy faktycznie dzięki tym inwestycjom realizują swój american dream?

Polska lokalna amazonowa

Powstawaniu tych inwestycji przyglądali się polscy badacze: Dominik Owczarek i Agata Chełstowska z Instytutu Spraw Publicznych. W raporcie „Amazon po polsku” pisali, że władze zarówno te lokalne, jak i centralne chciały przychylić nieba znanemu inwestorowi i robiły wszystko, aby wybrał ich lokalizację. I to mimo że bezrobocie zarówno pod Poznaniem. jak i pod Wrocławiem nie było wysokie i nie stanowiło już społecznego problemu. Wskaźniki bezrobocia od niemal dekady przed inwestycją były tam bowiem niskie – nie tylko w porównaniu do średniej krajowej, ale również w odniesieniu do innych regionów w Europie.

– Przyciągnięcie takich inwestycji jak Amazon to sukces przede wszystkim wizerunkowy. Lokalni włodarze mogą zabłysnąć, pokazując swoją skuteczność, odtrąbić sukces i przeciąć wstęgę na otwarciu zakładu. Ale de facto nie zastanawiają się, czy takich inwestorów potrzeba ich regionowi, jak wpłyną oni na lokalny rynek pracy i w jakich warunkach będą musieli pracować mieszkańcy, o których dobro powinno się dbać w pierwszej kolejności – mówi Dominik Owczarek, ekspert od rynku pracy w ISP. Dodaje, że warto temu zjawisku przyglądać się właśnie na przykładzie Amazona: – Ta firma jest swoistą soczewką, w której skupiają się w wyostrzony sposób strukturalne problemy polskiej gospodarki, podejście do obcego kapitału i stosunków pracy panujących w naszym kraju.

Amazon w Polsce
fot. Spidersweb.pl

Ogłoszenie spółki Jeffa Bezosa o zamiarach wejścia z magazynami do Polski nie odbyło się na jakieś prywatnej konferencji prasowej. Nie wynajęto nowoczesnej sali ani modnej restauracji. Zamiast tego przez Amazonem otworzyły się drzwi ministerstwa gospodarki. Janusz Piechociński, ówczesny szef ministerstwa i zarazem wicepremier, witał Amerykanów i przyznawał, że jest ich inwestycją podekscytowany.

Oczarowani inwestycyjnymi zamiarami Amazona byli także lokalni włodarze. Owczarek wspomina, że robili wszystko, żeby udało się to szybko i bez problemów. Na przykład w gminie Kobierzyce wszelkie uzgodnienia załatwiono na zaledwie dwóch spotkaniach. 

– Urzędnicy wyścielili Amazonowi drogę różami, aby tylko się nie rozmyślił. Nie stawiali żadnych warunków: ani inwestycyjnych, ani pracowniczych. Wszystkie skomplikowane procedury administracyjne udało się natychmiast załatwić i ogromne magazyny powstały w ciągu niecałego roku. Normalnie w tak krótkim czasie trudno postawić choćby niewielki budynek mieszkalny – mówi ekspert. 

O jakim publicznym wsparciu mowa? Choćby o pomocy w budowie węzła drogowego w Tarnowie Podgórnym, bez którego nie byłoby dogodnego dojazdu do hal z pobliskiej autostrady. A to ze względu na bliskość niemieckiego rynku było dla Amazona kluczowe. Aby spełnić te oczekiwania, potrzebna była interwencja na poziomie polskiego parlamentu – do powstania trasy o dużej przepustowości doprowadziło uchwalenie specjalnej ustawy. 

– Wprawdzie całość inwestycji drogowej sfinansował Amazon, ale pokazuje to podejście polskich władz. Czy gdyby nie amerykański gigant, lecz polski inwestor miał takie potrzeby, to również mógłby liczyć na taką pomoc państwa? I czy nie jest to zaburzenie konkurencji? – pyta ekspert ISP.

W polskim Amazonie pracuje już ponad 18 tysięcy pracowników. Fot. materiały prasowe Amazon

To zasadne pytania, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, co polska strona otrzymała w zamian. Amazon stawiał sprawę jasno. Jego przedstawiciele zapowiedzieli, że stworzą w centrach logistycznych (dwóch pod Wrocławiem i jednym pod Poznaniem) 6 tys. stałych miejsc pracy oraz 9 tys. dla pracowników tymczasowych. Oferowanie dużej liczby niestabilnych miejsc pracy nie zaniepokoiło władz centralnych ani samorządowych. Jednak już rok później w 2015 roku zrobiło się głośno o tym, jakie warunki pracy panują w magazynach pod Wrocławiem. Wówczas interweniować musiał resort gospodarki, który wezwał kierownictwo Amazona na dywanik, aby omówić „zagadnienia związane z przestrzeganiem praw pracowniczych”. Tym faktem Piechociński raczej nie był już podekscytowany, bo na rozmowy z Amerykanami wysłał swoją zastępczynię Ilonę Antoniszyn-Klik.

– Gdyby polskie władze wcześniej postawiły pewne warunki dotyczące warunków i jakości oferowanej w centrach logistycznych pracy, to być może do tego nie doszło. A tak mleko się już rozlało – mówi Owczarek.

20 km dziennie dla pickera

Interwencja ministerstwa gospodarki nie przyniosła przełomowych zmian, bo w kolejnych latach media regularnie w alarmistycznym tonie donosiły o tym, jak wygląda praca w magazynach Amazona.

Głośno było na przykład o tym, że praca zajmuje kilkanaście godzin na dobę, bo choć zmiana trwa 10 godzin, to wraz z przerwami (dwoma 15-minutowymi i jedną półgodzinną bezpłatną) i dojazdami wydłuża się na większość doby. Media opisywały też trudne warunki pracy. Pracownicy skarżyli się, że próbując spełniać wysokie normy, niszczą swoje zdrowie. Mówili, że przez kult wyników i wydajności oraz przy nieustannym monitoringu muszą pracować ponad siły. To zresztą potwierdził biegły, oceniając warunki pracy w firmie Amazon w podpoznańskich Sadach. W ekspertyzie dla poznańskiego Sądu Rejonowego uznał, że – i tu cytat – „Praca w Amazonie nie jest dostosowana do możliwości fizycznych i psychicznych człowieka i pracownika”. 

Przykład? Choćby pracownicy kompletujący zamówienia, czyli tzw. pickerzy, którzy każdego dnia muszą pieszo pokonywać ogromne odległości przekraczające nawet 20 km, krążąc po połaciach magazynu. Kiedy zaś nie wyrabiają szybkiego tempa i 100 proc. normy (o co według pracowników nietrudno, bo cele do osiągnięcia są regularnie podnoszone), dostają ostrzeżenie, czyli ładnie z angielska „feedback”. Przy czwartym takim upomnieniu w ciągu pół roku mogą stracić pracę. Wprawdzie system feedbacków na czas pandemii zniesiono, aby pracownicy mogli skupić się na „wytycznych bezpieczeństwa”, ale to zmiana tymczasowa. Prędzej czy później wróci.

Maria Malinowska ze związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza działającego w Amazonie podkreśla, że problemem są też niestabilne umowy. Wyjaśnia, że w każdym centrum logistycznym lwia część pracowników to osoby zatrudnione przez agencję pracy tymczasowej na krótki, określony czas, np. jednego czy trzech miesięcy. W zeszłorocznym przedświątecznym szczycie Amazon zatrudniał dodatkowe 10 tys. pracowników sezonowych. Rok wcześniej – 9 tysięcy. Są to więc stany przekraczające połowę zatrudnienia w firmie.

– Najczęściej te umowy są przedłużane nawet kilkukrotnie. Niektórzy pracują tak z krótką np. miesięczną przerwą nawet dwa lata, zanim doczekają stałej umowy i bezpośredniego zatrudnienia w Amazonie. I chociaż ich obowiązki ani charakter pracy niczym się nie różni od tych, którzy mają już stałe umowy, to nie mają oni w tym czasie pełni praw; łatwiej ich zwolnić, trudniej im się organizować w związkach – mówi Malinowska. I dodaje, że tacy pracownicy marzący o stałej umowie muszą mieć idealne wyniki i frekwencję, a więc przychodzą do pracy nawet chorzy. – Nie mogą pozwolić sobie na słabszy dzień czy asertywną postawę, walkę o swoje prawa, bo stracą szansę na stałą umowę. Zresztą nawet świetne wyniki i frekwencja tego nie gwarantuje. Generuje to strach wśród pracowników, także tych na stałych umowach, co Amazon wykorzystuje do wywierania presji na ludzi, aby wyrabiali wyższe normy – dodaje.

– Nasz biznes jest sezonowy. Mamy okresy szczytu zakupowego, na który zatrudniamy pracowników tymczasowych, informując ich oczywiście o długości trwania umowy – mówi Magdalena Węglewska, PR manager w Amazonie.

Związkowcy z IP od lat alarmują również, że wysokie tempo pracy i ciągle zwiększające się normy dzienne są na granicy możliwości fizycznych nawet młodych pracowników. Cele nie są bowiem dostosowane do wieku. Bez względu na to, czy ktoś jest silnym 20-latkiem, czy pracownikiem zbliżającym się do emerytury, normy są te same. Zdaniem związkowców prowadzi to z jednej strony do szybkiej eksploatacji zdrowia pracowników, a potem odejścia z pracy, o czym świadczy wysoki poziom rotacji. Z drugiej zaś do wypadków przy pracy.

Centrum dystrybucyjne Amazon pod Szczecinem. Fot. Mike Mareen / Shutterstock

– Normy są tak wysokie, że aby je spełnić, niekiedy nie sposób nie łamać zasad BHP, których się też wymaga. Często nie ma też czasu, aby wyjść do toalety czy choćby chwilę odsapnąć, bo każda „stracona” minuta to spadek wydajności – mówi Malinowska i przypomina, że w 2018 roku nieprawidłowości potwierdziły kontrole Państwowej Inspekcji Pracy. Wykazały one, że w magazynach brakuje krzeseł dla pracowników, kasków czy wody w saturatorach. Kontrolerzy wykazali, że zatrudniona w magazynie kobieta zużywa ponad 9400 kJ energii na jednej zmianie, czyli prawie dwa razy więcej, niż wcześniej twierdziła firma.

– Nic dziwnego, że Amazon oferuje obiady za 1 złotych dla swoich pracowników, skoro bez takiego posiłku nie mieliby sił wykonywać tak ciężkiej fizycznie pracy – komentuje Dominik Owczarek. Dodaje, że Amazon chwali się oferowanym pakietem socjalnym, ale gdy przyjrzymy mu się bliżej, to zauważymy, że służy on bardziej firmie niż pracownikom. – Tak jest też z darmowym transportem, bez którego trudno byłoby zwerbować pracowników z odległych miejscowości. Gdyby musieli sami pokryć koszty dojazdu, np. 80 km w jedną stronę, co nie jest wcale rzadkie, to praca za taką stawkę byłaby nieopłacalna. Amazon musi więc oferować dojazd bezpłatnym autobusem, aby zapewnić sobie stały przypływ chętnych do pracy – dodaje.

Ponad ustawowe minimum

Magdalena Węglewska wyjaśnia, że jej firma traktuje jednakowo zarówno pracowników sezonowych, jak i stałych. Dlatego np. wszyscy, bez względu na charakter zatrudnienia, otrzymują takie same benefity.

– Nie śledzimy swoich pracowników. Nie używam GPS-ów do monitorowania lokalizacji pracowników, a skanery, których używamy w naszych centrach, są powszechnie używane i wspomagają pracowników – zapewnia Magdalena Węglewska. Dodaje, że normy także ustalane są obiektywnie, w oparciu o analizę dotychczasowych wyników członków zespołu. – Ocena jest długookresowa, bo wiemy, że na efektywność mogą mieć różne czynniki w danym dniu. Każdej osobie, która ma problem z osiągnięciem celu, oferujemy wsparcie, aby pomóc jej poprawić wyniki i odnieść sukces w Amazon. Nigdy nie wypowiadamy umowy z pracownikiem bez ważnego powodu. W ubiegłych latach zaledwie ułamek procenta wszystkich informacji o konieczności poprawy pracy skutkowało zakończeniem umowy z pracownikiem. Obecne informacje o wynikach nie są wykorzystywane do żadnych działań dyscyplinarnych – zapewnia.

Magdalena Węglewska przekonuje również, że wszyscy pracownicy – niezależnie od tego, czy zatrudnieni są w Amazonie, czy w agencji pośrednictwa pracy – dostają takie same wynagrodzenie. Jakie? Amazon od zawsze chwali się, że płaci więcej niż płaca minimalna. Tak było, kiedy wchodził do Polski. Wówczas w 2014 roku płacił 12,5-13 zł brutto za godzinę. I choć nie obowiązywała wtedy minimalna stawka godzinowa, to minimalne wynagrodzenie wynosiło 1680 zł brutto, co w przeliczeniu na 160 przepracowanych godzin miesięcznie dawało stawkę 10,5 zł brutto za godzinę. Obecnie Amazon oferuje pensję zaczynającą się od 20 zł brutto za godzinę, kiedy minimalna stawka godzinowa to obecnie 18,30 zł brutto.

Węglewska podkreśla, że każdy zatrudniony, nie tylko bezpośrednio w Amazonie, ale i przez agencję pracy tymczasowej, po roku otrzymuje wyższą stawkę godzinową: 20,50 zł brutto. A po dwóch latach 22 zł brutto. 

– Pracownik na poziomie podstawowym, który jest z nami od ponad dwóch lat i stawia się w pracy zgodnie z grafikiem, zarobi z 8-procentową premią frekwencyjną 3992 zł brutto – wylicza Waglewska. Dodaje, że wszyscy pracownicy bez względu na formę zatrudniania mogą liczyć na dodatkowe bonusy. – Na przykład między marcem a majem i pomiędzy 8 listopada a 26 grudnia otrzymali dodatek do pensji w wysokości 4 zł brutto za godzinę, co dawało kwotę 24 zł brutto za godzinę. A wszyscy pracownicy realizujący zamówienia klientów w Polsce otrzymali w lipcu bonus 1000 zł brutto – wylicza.

fot. Frederic Legrand – COMEO / Shutterstock

Pracownicy mogą też liczyć na dodatkowe miesięczne premie w wysokości do 15 proc. wynagrodzenia. Są one jednak uzależnione od wspomnianej frekwencji (8 proc.) i wyników zespołu (7 proc.). W pakiecie socjalnym – poza wymienionym wcześniej obiadem za złotówkę (w przedświątecznym szczycie darmowym) i bezpłatnym dojazdem do pracy autokarem na wybranych trasach – jest też np. darmowe ubezpieczenie na życie czy prywatna opieka medyczna.

– Amazon płaci odrobinę ponad ustawowe minimum i twierdzi, że nie może płacić więcej. Brzmi to kuriozalnie, kiedy jednocześnie firma odnotowuje miliardowe zyski, które są w pandemii coraz wyższe właśnie dzięki pracy swoich pracowników. Do nas spadają jednak resztki – mówi Malinowska. Oferowanie takich wynagrodzeń sprawia, że okoliczne firmy również nie dają podwyżek. – Przedsiębiorstwa ustalają pensje pracowników na podstawie danych o płacach z okolicznych zakładów i branży. Pracownicy nie mają więc alternatywy – opowiada.

Prof. Baha Kalinowska-Sufinowicz, ekonomistka i badaczka rynku pracy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, zauważa, że firma jawnie mówi o oferowanych płacach, co wciąż jest rzadkością w Polsce. 

– Owszem, wymagania są bardzo wysokie, a normy wyśrubowane, ale pracownicy doceniają pozytywne aspekty, jak darmowy transport do pracy, obiady za złotówkę. Jednak wynagrodzenie w Amazonie nie przewyższa tego, co oferują inne firmy działające pod Poznaniem – mówi prof. Kalinowska-Sufinowicz. Jej zdaniem działalność Amazona korzystnie wpłynęła na lokalny rynek pracy. – Nowe miejsca pracy powstają nie tylko w samych centrach dystrybucyjnych, ale też u poddostawców. A skoro pojawiły się nowe oferty zatrudnienia, to pracodawcy muszą ze sobą konkurować w tym, co oferują pracownikom – dodaje. 

Podobnie na inwestycje Amazona patrzy wójt gminy Kobierzyce Ryszard Pacholik. Podkreśla, że dzięki ściągnięciu na teren gminy wielu inwestorów, w tym w 2014 roku Amazona, w gminie obecnie niemal nie ma bezrobocia. W ostatnich latach oscylowało poniżej 2 procent. 

3 miejsca pracy na 2 dorosłych

– Każdy, kto chce pracować, nie będzie miał z tym kłopotu. Mamy 20 tys. mieszkańców, a stworzyliśmy 30 tys. miejsc pracy. Na jednego dorosłego przypadają więc 3 miejsca pracy do wyboru – mówi Ryszard Pacholik. Dodaje, że gmina ma niezwykle cenną lokalizację przy autostradzie A4 i blisko granic z Czechami i Niemcami. A to potężne atuty. – Inwestorzy sami się do nas zgłaszają. Nie musimy ich nawet specjalnie zachęcać – przyznaje.

Skoro więc nie ma wysokiego bezrobocia, a chętni inwestorzy sami pukają do gminy, to czy ta stawia im warunki dotyczące np. warunków i jakości oferowanej pracy? 

– Nie. Nie robimy tutaj żadnych różnic. Odmawiamy tylko firmom, które mogłyby mieć niekorzystny wpływ na środowisko naturalne, czyli jakość życia mieszkańców – mówi Ryszard Pacholik.

Również Tomasz Sielicki, burmistrz Świebodzina, nie ma wątpliwości, że Amazon wybrał jego miasto przez dobrą lokalizację. – Mamy strategiczne położenie przy głównych szlakach komunikacyjnych na zachodniej ścianie Polski, co czyni nas prawdopodobnie jedną z trzech najlepszych lokalizacji w kraju – mówi Sielecki. I dodaje, że cała inwestycja Amazona przebiegła błyskawicznie, bo takie były wymogi Amerykanów.

Na potrzeby firmy przebudowane zostaną też zjazdy na drodze wojewódzkiej nr 276, dla łatwiejszego transportu powstanie rondo, a pobliskie osiedle domów jednorodzinnych zostanie ogrodzone ekranami dźwiękowymi.

Burmistrza Świebodzina zapytaliśmy też, czy władze miast stawiały Amazonowi jakiekolwiek warunki dotyczące choćby miejsc pracy. – Jako samorząd nie mamy wpływu na warunki pracy i płac oferowane przez prywatne podmioty – odpowiada Sielicki. Przyznaje też, że gmina nie będzie monitorowała tego, jak centrum logistyczne wpłynie na lokalny rynek pracy. – Pozostawiamy to instytucjom, które są do tego powołane – dodaje.

Każdego roku Amazon w przedświątecznym szczycie zatrudnia dodatkowo kilka tysięcy tymczasowych pracowników. Fot. Frederic Legrand – COMEO

– Wielka szkoda, że samorządowcy nie stawiają inwestorom wymagań w sprawie warunków pracy czy wynagrodzeń. Nie pytają o nic, a potem nie mają żadnej kontroli nad tym, jak traktowani są pracownicy, czyli mieszkańcy, o których dobro powinni dbać w pierwszej kolejności. Nawet kiedy zgłaszane są im nieprawidłowości, to rozkładają ręce, twierdząc, że to nie ich sprawa i nic nie mogą, bo nie mają narzędzi, żeby cokolwiek od przedsiębiorstwa wymagać. Jest tak nawet, gdy dana firma korzysta z ulg podatkowych ze względu na działanie w strefie ekonomicznej, choć akurat Amazona to nie dotyczy – mówi działaczka związkowa.

Regulacje warunków pracy i płacy pozostawia się więc wolnemu rynkowi. Jednak profesor Baha Kalinowska-Sufinowicz przypomina, że w Amazonie działają związki zawodowe. – I to jest jedna z metod na negocjowanie warunków. W umowie między pracownikiem a pracodawcą zawsze są dwie strony. Jedna musi się przecież zgodzić na to, co oferuje druga – mówi prof. Kalinowska-Sufinowicz.

Tyle że w związkach zawodowych w Polsce zrzeszonych jest niewielu pracowników. W 2019 roku przynależność do nich deklarowało w ankiecie CBOS zaledwie 13 proc. ogółu badanych pracowników. Jeszcze niższy wskaźnik jest polskim Amazonie, gdzie zrzeszonych jest ok. 5 proc. wszystkich zatrudnionych. Mimo to Maria Malinowska uważa, że siła negocjacyjna związków, także dzięki wspólnemu działaniu w wielu krajach, jest duża i przez wiele lat wiele udało się wywalczyć. 

– Mimo trudności, odnosimy wiele sukcesów. Pokazują to wszystkie zdobycze, czyli np. wywalczone dodatki finansowe – mówi, ale zwraca uwagę, że walkę o lepsze warunki pracy utrudnia polskie prawo.

– Jeśli chcielibyśmy zrobić strajk, to najpierw trzeba zrobić referendum strajkowe w całym Amazonie; we wszystkich centrach dystrybucyjnych jednocześnie oraz biurach w Warszawie i Gdańsku. Postulat organizacji strajku musi do tego poprzeć ponad połowa pracowników przy 50 proc. frekwencji, kiedy nawet w referendach lokalnych wymagana jest 30 proc. frekwencja – wylicza. Zdaniem Malinowskiej dialog z pracownikami w Amazonie jest tak naprawdę pozorowany. – Amazon stworzył własne ciało: Forum Pracownicze, które jego zdaniem reprezentuje pracowników i ma zastępować związki zawodowe. Tyle tylko, że to struktura działająca na zasadach firmy, a nie niezależnych pracowników. Nie ma ustawowej mocy do prowadzenia negocjacji czy konsultacji z pracodawcą – opowiada.

– Szanujemy prawo naszych pracowników do przyłączania się do związków zawodowych. Mamy regularnie spotkania z ich przedstawicielami i odpowiadamy na zapytania z ich strony – zapewnia Magdalena Węglewska. Wyjaśnia też, że do Forum Pracowniczego pracownicy wybierani są w wyborach co dwa lata. – Każdy może wziąć udział w głosowaniu i każdy może dołączyć do Forum, jeśli uzyska wystarczającą liczbę głosów – dodaje. 

Centrum dystrybucyjne Amazon pod Poznaniem. Fot. Novikov Aleksey / Shutterstock

– W deklaracjach stosunek Amazona do związków zawodowych jest pozytywny, ale doświadczenia pokazują, że związki są marginalizowane. Co gorsza Amazon narzuca takie standardy komunikowania się ze stroną społeczną pozostałym uczestnikom lokalnego rynku pracy. Trudno więc o lepszą alternatywę, gdzie byłaby realna możliwość negocjacji warunków pracy i wynagrodzeń. Wychodzi więc na to, że wolny rynek jest tylko pracowników, a wsparcie państwa i uległa postawa dla gigantycznych korporacji – komentuje Owczarek.

Polska magazynem Europy

Profesor Jarosław Korpysa z Uniwersytetu Szczecińskiego zauważa, że wejście Amazona do Kołbaskowa pod Szczecinem, gdzie pracuje już 2,5 tys. osób, nie zrewolucjonizowało lokalnego rynku pracy. – Owszem, przybywa nowych miejsc pracy, bo pojawiają się oferty nie tylko w centrach logistycznych, ale też u poddostawców – mówi. Przytacza też badania Uniwersytetu St. Gallen, z których wynika, że stworzenie jednego miejsca pracy w e-commerce przekłada się na powstanie statystycznie 1,2 kolejnych miejsc pracy przy obsłudze zamówień i dostaw.

– Samo pojawienie się Amazona nie sprawiło, że inne działające w naszym regionie firmy stwierdziły, że nie oferują takiego pakietu socjalnego i płacą za mało. Niewątpliwie zaś pozytywny efekt odczuwają samorządy we wzroście przychodów podatkowych – mówi.

Potwierdza to Ryszard Pacholik, wójt gminy Kobierzyce, gdzie Amazon zapłacił w zeszłym roku 6 mln zł samego podatku od nieruchomości. – Budżet gminy oparty jest na dochodach z podatku od nieruchomości i CIT. Dla naszego budżetu to ogromne kwoty, dzięki którym udaje nam się realizować inwestycje dla mieszkańców – mówi Pacholik.

– Tyle że samorządy odnotowywałoby podobne korzyści podatkowe, gdyby sprowadzały inwestora prowadzącego działalność o wyższej wartości dodanej i oferującego dobrej jakości miejsca pracy. Przyjmowanie jakichkolwiek miejsc pracy bez stawiania warunków było usprawiedliwione w latach 90. XX wieku, kiedy potrzebowaliśmy zagranicznego kapitału i szalało dwudziestoprocentowe bezrobocie. Teraz po trzech dekadach dynamicznego rozwoju sytuacja jest inna. Samorządy nie mogą już działać „na ślepo”, lecz przyciągać inwestycje korzystne dla lokalnej społeczności, także pod względem jakości pracy – mówi prof. Korpysa.

– Kolejne inwestycje zbliżone charakterem do modelu biznesowego firmy Amazon to tylko pozorny zysk. Ściąganie takich firm do Polski długofalowo nie jest korzystne. Owszem, zmniejszamy bezrobocie, są wpływy z podatków, samorządowcy cieszą się z sukcesów, ale to pułapka cementująca model gospodarczy naszego kraju oparty o tanią siłę roboczą, elastyczne prawo pracy i niską innowacyjność – mówi dr Jacek Burski z Uniwersytetu Łódzkiego.

Tak z lotu ptaka wygląda centrum dystrybucyjne Amazon w Gliwicach. Fot. materiały prasowe Amazon

Owczarek dodaje, że na ten problem zwrócono uwagę już sześć lat temu, kiedy rząd PiS stworzył Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, czyli tzw. Plan Morawieckiego. – Diagnoza była słuszna, ale zdecydowano się leczyć tym, co już szkodzi, m.in. rozszerzając specjalne strefy ekonomiczne na cały kraj.

– Jeśli chcemy przestać być montownią Europy, to samorządy powinny stawiać inwestorom wymagania. Potrzeba tu jednak odgórnej polityki rządu. Inaczej gminy dalej będą rywalizować o to, kto wymaga najmniej, byle tylko dostać wpływy z podatków – wtóruje mu prof. Korpysa.

Według dr Jacka Burskiego zagraniczne inwestycje należy dodatkowo rozmieszczać w tych regionach, gdzie nadal są problemy z wysokim bezrobociem. – Wtedy wymagania i warunki wobec tych firm mogłyby być nieco niższe – mówi. I dodaje, że wspierałoby to zrównoważony rozwój wszystkich regionów.

– Mniejszy sens ma lokalizacja centrów logistycznych przy rozwiniętych już aglomeracjach, także dla samych firm choćby ze względu na koszty dowozu pracowników, a większy tam, gdzie istnieje rzeczywiście duży niewykorzystany zasób pracy, co mogłoby stanowić rozwiązanie części problemów społecznych w okolicy – dodaje. 

Tymczasem ostatnio potężne centrum dystrybucyjne po cichu otworzył w Polsce, ale tuż przy granicy z Niemcami, jeden z chińskich liderów rynku e-commerce, czyli firma JD.com. To samo planuje jego główny konkurent: Grupa Alibaba, która nad Wisłą ma zbudować swoje magazyny i centrum logistyczne, aby szybciej dostarczać towary dla klientów w Niemczech i Skandynawii. Jeśli i tym razem inwestycje powstaną bez stawiania jakościowych warunków, to Polska może stać się również chińskim magazynem Europy.

Zdjęcie główne: centrum dystrybucyjne Amazon w Kołbaskowie pod Szczecinem fot. Mike Mareen/Shutterstock.