Amazon rusza na łowy. Przedsiębiorco, zabezpiecz się, zanim upoluje twój produkt

Wejście Amazona to nie tylko szansa dla firm znad Wisły na sprzedaż towarów poza Polskę. To także ryzyko stania się tak popularnym, że firma Bezosa sama zechce sprzedawać podobny produkt. A jak zechce, to tak zrobi. Chyba, że Polacy odpowiednio szybko się zabezpieczą.

05.03.2021 07.07
Amazon przyłapany. Gigant kopiuje produkty, które się dobrze sprzedają

- Wiedzieliśmy, że nie możemy - mówi jeden z byłych pracowników Amazona w rozmowie z reporterami „The Wall Street Journal”. - Ale jednocześnie pracowaliśmy nad produktami własnymi Amazona i chcieliśmy, by się jak najlepiej sprzedawały - dodaje. Takich marek firma Jeffa Bezosa ma prawie 50, wytwarzają one prawie ćwierć miliona różnych produktów i przynoszą zaledwie 1 proc. rocznych obrotów firmy ze sprzedaży detalicznej. Póki co.

Do 2022 r. - według byłych menedżerów Amazona - wartość ta ma wzrosnąć aż do 10 proc. obrotów firmy. Część z tych produktów przejawia sporą inspirację tym, co oferują zewnętrzni sprzedawcy tej platformy. Skarży się na ten proces sporo światowych producentów. Zanim więc Amazon na dobre rozgości się w polskim świecie e-commerce, warto się przed takim procesem zabezpieczyć.

Opowieść o dwóch torbach z Amazona

Wygodne torby i plecaki z recyklingowych materiałów, idealne pod sprzęt fotograficzny, casualowy-miejski design, uniwersalna szara tonacja. To znaki rozpoznawcze marki Peak Design, która od kilku lat coraz chętniej była wybierana przez ludzi, którzy pracują nosząc ze sobą laptopy, tablety i aparaty. A przynajmniej były nimi do niedawna.

Gdy torby typu „temblak” (noszone na plecach) Peak Design zaczęły zdobywać popularność w sklepie Amazona, okazało się, że.... gigant rozpoczął produkcję swoich własnych. Bliźniaczo podobnych, tyle że trzy razy tańszych. Za tę od Peak Design trzeba zapłacić 99,95 dol. Produkt pod marką Amazona kosztuje już tylko 32,99 dol.

Peak nie wytrzymał i nagrał mocno ironiczny filmik „A Tale of Two Slings: Peak Design and Amazon Basics” (czyli „Opowieść o dwóch temblakach”), w którym pokazuje, jak ich produkt stał się biznesową inspiracją. W filmiku widać „zespół łamaczy”, którego motto wiszące na ścianie brzmi jasno: crt C + crt V = $$$. Pracownicy dosłownie odrysowują na kalce charakterystyczną torbę Peak Desin i rozprawiają, jak ją zrobić taniej i jak nazwać ten „nowy” produkt. - Po co płacić za lata badań i rozwoju, za dożywotnią gwarancję, licencję na recyklingowany materiał, uczciwe wynagrodzenia dla pracowników fabryk i zerowy ślad węglowy - ironicznie pyta narrator w nagraniu obnażającym praktyki Amazona.

Podobnych przypadków w amerykańskich mediach można znaleźć więcej - a to któraś marka własna Amazona nad wyraz zainspirowała się butami innego producenta, a to torbą, a to organizerem.

Na Starym Kontynencie jest podobnie - Komisja Europejska prowadzi śledztwo ws. nadużywania przez Amazon swojej pozycji w Niemczech i Francji, gdzie ma swoje sklepy. Nadużycia mają polegać na nielegalnym wykorzystaniu danych zbieranych przez giganta do badania potrzeb rynku i faworyzowania produktów marek własnych.

Bezos: Nie chcę, ale nie wykluczam

Jako właściciel platformy sprzedażowej Amazon ma dostęp do niewyobrażalnych ilości danych. Dostarczają je nie tylko użytkownicy podejmujący takie a nie inne decyzje zakupowe, ale i producenci towarów, którzy na platformie handlują. Amazon wie: jak idzie im sprzedaż, co i gdzie sprzedają, ile zarabiają, ile wydają na marketing czy wysyłkę, kto kupuje dany towar. Przede wszystkim: wie, komu sprzedaż idzie doskonale, kto rządzi na swoim poletku. To idealna wiedza, by podjąć decyzje o samodzielnym wejściu z produktem, oczywiście odpowiednio tańszym albo po prostu lepiej przez algorytm - sterowany przecież przez Amazon - wypromowanym.

Dane podmiotów trzecich teoretycznie oczywiście są niedostępne dla pracowników Amazona. Mają zakaz korzystania z nich. Ale w praktyce nie tylko informatorzy „Wall Street Journal” przyznają, że z nich korzystali. Także sam Bezos, twórca i właściciel giganta, nie umiał temu zaprzeczyć podczas lipcowego przesłuchania przed amerykańskim Kongresem. - Cóż mogę powiedzieć, mamy politykę przeciwko używaniu danych sprzedawców w celu pomocy naszej prywatnej działalności marki. Ale nie mogę zagwarantować, że polityka nigdy nie została naruszona - zeznał i było to jedno z najważniejszych wątków podczas całego przesłuchania. Szczególnie, że rok wcześniej prawnik Amazona, Nate Sutton, zeznał przed tą samą komisją, że firma nie używała żadnych konkretnych danych sprzedawców podczas tworzenia własnych produktów pod marką prywatną.

Fot. Wikimedia/Seattle City Council/CC BY 2.0

Co więcej - według „WSJ” - o tego typu praktykach otwarcie rozmawiano podczas firmowych spotkań w Amazonie. Zresztą nie brakuje po prostu namacalnych przykładów na takie działania.

Ich ofiarą padła czteroosobowa firma Fortem, producent organizerów do bagażników samochodowych. Jeden z pracowników Amazona zajmujący się markami własnymi miał szczegółowy raport sprzedaży organizera, który pokazał dziennikarzom „WSJ”. Reporterzy następnie przekazali go zszokowanym pracownikom Fortem. Szok był uzasadniony, bo z raportu można się było m.in. dowiedzieć, ile organizerów udało się sprzedać firmie, w jakich cenach, z jakimi promocjami, przy jakich kosztach marketingowych i logistycznych. Przypominamy - to dane zastrzeżone, teoretycznie niedostępne dla platformy, jaką ma być Amazon.

Dlaczego Fortem stał się ofiarą? Bo miał niemal idealne statystyki, jeśli chodzi o zwroty towarów lub zgłoszenia uszkodzonych przedmiotów. A więc: produkt doskonały. Po ponad trzech latach obecności Fortem na platformie, nagle Amazon zaczął sprzedawać własne organizery pod marką Amazon Basics - niemal identyczne, ale tańsze. Sytuacja stała się kuriozalna. By utrzymać pozycję na szczycie, Fortem musiał zacząć płacić Amazonowi za reklamy własnego organizera. I to sporo. Po 60 tys. dol. miesięcznie.

Wzorem przemysłowym w Amazon

Skoro podobne praktyki - według Komisji Europejskiej - Amazon próbował stosować za naszą zachodnią granicą, to niewykluczone, że i polscy sprzedawcy będą w ten sposób „badani”. Oczywiście nie należy zapominać, że jakimś produktem zainspiruje się jeszcze inna marka, która po prostu zauważy go na platformie sprzedażowej. Warto się zabezpieczyć, bo straty mogą być olbrzymie.

Ryzykowne jest opieranie się na prawie autorskim, bo o ile obraz malarski jest niemal zawsze w 100 proc. autorskim dziełem, o tyle torebka czy krzesło - rzadko kiedy. Swoboda twórcza jest w przypadkach sztuki użytkowej mocno ograniczona. Trudno zero-jedynkowo ocenić, czy skopiowany element lub cały produkt faktycznie narusza prawo.

Jest za to inna ścieżka: rejestracja wzoru przemysłowego. - Aby uniknąć ewentualnych kłopotów, radziłbym polskim przedsiębiorcom w ten sposób chronić wygląd swoich wiodących produktów - mówi nam rzecznik patentowy Mikołaj Lech i autor bloga „Znak Towarowy”.

Rola takich rzeczników polega na pomocy przedsiębiorcom w ochronie własności intelektualnej: przygotowaniu formalności, opracowaniu argumentacji przy rejestracji. Wynagrodzenie rzecznika zaczyna się od ok. 1,5 tys. zł za zastrzeżenie jednego wzoru. Każdy kolejny wzór to dodatkowa opłata.

Protest w Nowy Jorku przeciwko działaniom Mazona, 2018 rok, fot. SCOOTERCASTER / Shutterstock.com

Rejestrację wzoru przemysłowego można przeprowadzić na poziomie polskim i europejskim. Koszt w Polsce to 520 zł (rejestracja, publikacja tej informacji i ochrona przez 5 lat), w Unii Europejskiej - 350 Euro. Oczywiście w przypadku takiej platformy jak Amazon.pl, gdzie funkcjonują producenci i dystrybutorzy z całego świata, lepiej wzór zastrzec na cały kontynent. Lub na wybrane kraje świata - to z kolei zgłasza się w Światowej Organizacji Własności Intelektualnej w Genewie. Sama rejestracja to 397 franków szwajcarskich, a za zastrzeżenie wzoru w konkretnym kraju trzeba - zależnie od kraju - zapłacić od kilkudziesięciu do kilkuset franków.

- Taka ochrona jest często praktyczniejsza od patentu na wynalazek. Wynika to z tego, że na patent czeka się przynajmniej trzy lata, a na rejestrację wzoru wspólnotowego kilka dni - tłumaczy Lech. Przy patencie bowiem urzędnicy weryfikują, czy zgłoszenie jest nowe i nikt podobnego rozwiązania nigdzie indziej nie stosuje. Przy rejestracji wzoru - nikt nic nie weryfikuje.

To oczywiście może być obosieczną bronią: my zarejestrujemy wzór butów modelu X, ale inna firma może zarejestrować wzór naszego modelu Y i oznajmić, że należy on do niej. Z takim kreatywnym przedsiębiorcą może być problem, bo procedura unieważnienia wzoru przemysłowego może trwać rok i dłużej. Przez ten czas nieuczciwy przedsiębiorca handluje podrobionym produktem. My z kolei mamy zablokowaną sprzedaż.

Amazon usunie się sam

Mimo pewnych minusów tego rozwiązania prawnego, platformy sprzedażowe je respektują. - Gdy firmy takie jak Amazon, eBay czy Allegro dostaną skargę na naruszenie prawa do zarejestrowanego wzoru, w zasadzie automatycznie usuwają zakwestionowaną ofertę. W takim przypadku Amazon powinien usunąć również własne produkty - zapewnia Mikołaj Lech.

Potwierdza to Marcin Gruszka z biura prasowego Allegro: - Prawo to prawo i nie ma dyskusji. Dlatego uruchomiliśmy program Współpraca w Ochronie Praw, gdzie każdy właściciel znaku towarowego może nam zgłosić naruszenie. Wtedy reakcja jest automatyczna. Zachęcamy mocno do współpracy właścicieli praw, bo dzięki temu działamy skuteczniej.

Urzędy patentowe wyznają tu zasadę „kto pierwszy, ten lepszy”. Warto więc zawczasu się zabezpieczyć. Jeśli ktoś inny zarejestruje nasz produkt, unieważnienie tej procedury będzie długie i kosztowne. - Znam przypadek przedsiębiorcy, który zastrzegł świetnie sprzedający się produkt chińskiego producenta i usunął całą swoją konkurencję na Allegro. Unieważnienie takiego wzoru trwało wiele miesięcy. Przez ten czas był jedynym sprzedającym na tej platformie. Można się tylko domyślać, ile dzięki temu zarobił - mówi Lech.

Unieważnienie jest o tyle problematyczne, że poświęcone na nie czas i pieniądze nie zwrócą się od razu. Dopiero po decyzji unieważniającej, można rozpocząć nowy spór - o odszkodowanie. A jeśli firma nie będzie chciała go wypłacić, czas na kolejny spór - postępowanie komornicze. I wszystko trwa jeszcze dłużej.

Firma Fortem dalej sprzedaje na Amazonie. Niemal identyczne organizery samego Amazona także są cały czas dostępne. Tymczasem postępowanie Komisji Europejskiej ws. podobnych naruszeń wobec francuskich i niemieckich firm trwa i nie jest znana data jego zakończenia. Gdyby oskarżenia okazały się słuszne, Amazonowi może grozić kara w wysokości 10 proc. rocznych globalnych obrotów. Jeśli liczyć za rok 2019, kara wyniosłaby więc 28 mld dol.

Zawsze można też w ostatecznym odruchu bezsilności zrobić jak Peak Design i w Amazon uderzyć siłą ironii. Może nawet zadziałać, bo pod „torbami-temblakami” od Amazona właśnie wyłączono sekcję komentarzy. I raczej nie stało się tak z powodu nawału tych pozytywnych.

Podobał się materiał? Udostępnij go na Facebooku. Dzięki!

--

Ilustracja tytułowa: pracownicy centrum logistycznego Amazona we Francji, fot. Frederic Legrand-COMEO/Shutterstock.com.