Jest tak sucho, że nie można pomagać. Na własne życzenie pozbawiamy się wody
Susza uderza też tak - chcieli pomóc gatunkowi, za który Polska ponosi szczególną odpowiedzialność, ale okazało się to niemożliwe ze względu na susze. Dane są alarmujące, a brak wody ma rozległe konsekwencje.

"Zespół OTOP, po dokładnej analizie sytuacji terenowej w Dolinie Biebrzy, podjął decyzję o odstąpieniu od tegorocznej translokacji piskląt wodniczki na Pomorze Zachodnie w ramach projektu Life4AquaticWarbler. Decyzja ta została jednogłośnie uznana za najlepszą dla ochrony wodniczki i przyszłości całej populacji" – czytamy na stronie Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.
2025 jest trudnym rokiem dla wodniczek i ich siedlisk. Jak zwraca uwagę OTOP, Dolina Biebrzy dotknięta jest najpoważniejszą od dekad suszą. Na dodatek maj okazał się chłodniejszy niż zwykle, co sprawiło, że spadła liczba owadów będących pożywieniem dla wodniczek i ich piskląt.
Dodatkowo rozległe powierzchnie łąk wykoszone w ubiegłym sezonie ograniczyły dostępność odpowiednich miejsc do zakładania gniazd, a wegetacja torfowisk rozpoczęła się dopiero na przełomie maja i czerwca – znacznie później niż zwykle.
OTOP relacjonuje, że pierwsze gniazda zostały odnalezione dopiero 30 maja. W ubiegłym roku trwał już szczyt wykluwania się piskląt.
Zbyt mała liczba lęgów oraz ryzyko pogarszającej się kondycji piskląt (spowodowanej stresem środowiskowym i niską dostępnością pokarmu) nie dają szansy na bezpieczną i efektywną translokację. Przewiezienie zbyt małej grupy piskląt lub osobników w słabej kondycji mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku – zarówno dla ptaków, jak i dla pomorskiej populacji.
Na czym polega translokacja ptaków? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na Bagnach Rozwarowskich wodniczka była stałym mieszkańcem. Działalność człowieka doprowadziła do zaniku podmokłych łąk. Warunki w ostatnich latach się polepszyły, ale było już za późno – populacja nie zdołała sama się odbudować. Stąd działania, aby gatunkowi pomóc i przenieść ptaki z Doliny Biebrzy na ich dawne tereny.
- Mimo wielu wyzwań wypuściliśmy wodniczki na wolność już podczas dwóch sezonów (2023 i 2024), a pierwsze doniesienia o ich przygodach pozwoliły nam odetchnąć z ulgą. Prowadzony w projekcie monitoring powrotów wykazał, że zgodnie z przewidywaniami, wodniczki powracają do miejsc wypuszczenia – relacjonowało OTOP.
Dlaczego wodniczka jest taka ważna? To najrzadszy i jedynie globalnie zagrożony gatunek z rzędu wróblowatych. A jak zwraca uwagę OTOP, ok. 25 proc. populacji tego ptaka żyje w Polsce. Jesteśmy więc szczególnie odpowiedzialni za jego przetrwanie. Tymczasem trwająca już w zasadzie od lat susza utrudnia pomoc i wpływa na funkcjonowanie ptaków.
Za dużo tracimy przez suszę
Jezioro, które powinno dawno być wypełnione wodą, ciągle jest skromnie napełnione. Woda przestaje płynąć w rzekach. Mieszkańcy muszą ograniczać zużycie, w niektórych miejscowościach w określonych godzinach i tak nic z kranu nie poleci – trzeba oszczędzać, bo inaczej wody zabraknie. W znaczący sposób susza odbija się też na rolnictwie. Coś, przed czym nas ostrzegano, dzieje się już teraz i to na naszych oczach. Na bardzo wielu poziomach – wpływa na nasze codzienne życie, bo nie można się umyć, kiedy się chce. Gdy jedziemy na wakacje nad jezioro może okazać się, że nie da się pływać. Nie da się też pomagać zagrożonemu gatunkowi.
Państwowy Instytut Geologiczny donosi, że w maju poziom wód podziemnych (czyli tych, które są pod ziemią – np. w studniach) zaczął się w Polsce stopniowo obniżać
Przez to w większej liczbie miejsc niż wcześniej zauważono niżówkę hydrogeologiczną. To sytuacja, gdy stany wód podziemnych są niskie. Wtedy mogą - ale nie muszą - wystąpić pewne utrudnienia w zaopatrzeniu w wodę z płytkich studni. Głębsze ujęcia wody nie odczują tego - tu wody nie zabraknie. W 57 miejscach (czyli prawie 30 proc. wszystkich punktów) poziom wód był już niebezpiecznie niski. Jeśli nadal będzie sucho, może tam też dojść do niżówki. (…) Najgorsza sytuacja była we wschodniej i centralnej Polsce – tam ryzyko niżówki było największe. Dotyczyło to m.in. województw: lubelskiego, mazowieckiego, podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, świętokrzyskiego i zachodniopomorskiego - zaznacza PIG.
Tu dochodzimy do pewnego paradoksu
Wody zaczyna nam brakować, a jednocześnie Polska przecieka, jak alarmuje organizacja WWF.
- Rowów odwadniających jest znacznie więcej niż cieków naturalnych (rzek i potoków), których łączna długość wynosi ok. 200 tys. km bieżących. Zdecydowana większość rowów jest pozbawiona urządzeń piętrzących wodę – albo zostały zniszczone, albo nigdy nie zbudowane. W efekcie Polska co roku traci miliardy metrów sześciennych wody, co pogłębia narastający problem suszy - wyjaśnia WWF.
Łączna długość rowów melioracyjnych wynosi ok. 320 tys. km. WWF zauważa, że jest to liczba wręcz astronomiczna, bo odpowiada zbliżonej odległości Ziemi do Księżyca.
Ważne jest, by pilnie objąć ochroną ekosystemy zatrzymujące wodę w środowisku (obszary zalewowe, bagna i torfowiska) oraz zasoby dyspozycyjne wód podziemnych o najwyższej jakości. Mikroretencja, retencjonowanie i zatrzymywanie wody „tam, gdzie spadnie” (przede wszystkim w glebie i w gruncie) zawsze było i pozostaje najlepsze dla ekosystemów i najbezpieczniejsze dla ludzi – zmniejsza ryzyko powodzi czy suszy. Natomiast regulacja rzek płynących przez łąki i lasy poprzez pogłębianie i prostowanie rzek czy tworzenie sztucznych zbiorników zaporowych na rzekach jest niezwykle szkodliwe dla środowiska i w wielu przypadkach prowadzi do zwiększenia strat wody – apeluje organizacja.
Jeżeli do tego nie dojdzie, stracimy naprawdę wiele.