Jechałem pociągiem, w którym konduktor nie przestawał gadać. Reklamował przekąski i nie dało się go wyłączyć
Niedawna podróż pociągiem z Lublina do Warszawy okazała się dla mnie horrorem. Konduktor odzywał się co kilka-kilkanaście minut i pal licho, gdyby tylko zapowiadał kolejne stacje… Miał "ważniejsze" zadanie - reklamował automat z przekąskami.
Pociąg Intercity jadący z Lublina do Warszawy zatrzymuje się na siedmiu stacjach, dlatego konduktor ma więcej pracy przy obsłudze mikrofonu, niż sprawdzaniu biletów. Chwilę po odjeździe nastąpiło powitanie. „Witamy w pociągu Intercity „Takim i takim”, numer XXXXX”. Mówiący wyliczył stacje pośrednie i poinformował, że drużyna konduktorska jest do dyspozycji pasażerów w wagonie nr X. Gdy już zapadła cisza, konduktor przypomniał sobie jeszcze o reklamie automatu z przekąskami, który znajduje się w jednym z wagonów.
Jako że podróż między pierwszą a drugą stacją trwała zaledwie kilka minut, kierownik pociągu odezwał się po raz kolejny, tym razem zapowiadając postój. Po minucie – bo tyle pociąg stał – znowu można było usłyszeć wyliczankę i zapowiedź kolejnej stacji. Oraz – po chwili – ponownie reklamę automatu (konduktor ewidentnie nie mógł się przyzwyczaić do tego nowego obowiązku).
Nie minęło 15 minut, gdy konduktor przemówił znowu. Kolejna stacja, apel, by pamiętać o rzeczach osobistych i życzenia miłego pobytu. Po… kolejnych 10 minutach zapowiedź stacji. Schemat się powtórzył – tym razem bez reklamy automatu.
Jeszcze pięć razy cisza trwającej niecałe 2 godziny podróży została przerwana komunikatem lub reklamą automatu. Najdłuższa przerwa między trwała nieco ponad 25 minut.
Czytaj także:
Nie winię konduktora, dlatego nie podaję, o który konkretnie pociąg chodzi
Nie mam pretensji do konduktora. Wykonywał swoją pracę, dostał wytyczne, żeby reklamować automat, co zwiększyło znacznie i tak dużą liczbę komunikatów. Problem leży gdzie indziej. Po pierwsze, w procedurze, zgodnie z którą komunikaty są bardzo długie. Gdy pociąg zatrzymuje się na trzech-czterech stacjach, da się to wytrzymać, gdy jest ich siedem, robi się nieciekawie.
Po drugie, ważniejsze - mimo obecności nad drzwiami przycisków głośności, nie dało się ani ściszyć, ani wyłączyć komunikatów głosowych. Żeby było śmieszniej (smutniej?) przez całą drogę korzystałem ze słuchawek z aktywną redukcją hałasu - nie pomogły, bo komunikaty były tak głośne, że i tak się przebijały. W plecaku miałem zatyczki do uszu, również one nie pomogły.
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu pasażerów komunikaty głosowe są istotne. Dla osób niewidomych jest to podstawowe źródło wiedzy. Wiem też, że nie da się dogodzić wszystkim, ale sytuacja, w której co kilka-kilkanaście minut na cały regulator odzywa się głośnik, którego nie można wyłączyć, wydaje mi się kuriozalna.
Nadmiarowy hałas staje się potężnym problemem
Już poza tegorocznym sezonem byłem w Mikołajkach. Siedzieliśmy z żoną przed kawiarnią i piliśmy kawę, gdy do nabrzeża przypłynął... statek piracki. Gdy tylko przycumował, z głośników rozpoczęto nadawanie reklamy rejsów po mazurskich jeziorach. Przerwa między jednym komunikatem a drugim była krótsza niż minutę, a potężne głośniki niosły wiadomość w promieniu kilkuset metrów.
To bardzo dobry przykład nadmiarowego, czyli zupełnie niepotrzebnego hałasu, na który nikt już nie reaguje, a który dla wielu osób (w tym dla mnie) jest uciążliwy.
Pamiętam, że gdy pracowałem jeszcze stacjonarnie, niezmiernie denerwował mnie szum radia w tle, którego niby słuchali moi współpracownicy. Użyłem słowa "niby", bo tak naprawdę nie chodziło o słuchanie audycji, czy muzyki - głośnik był tak marnej jakości, że - za przeproszeniem - pierdział, generując dźwięki nie do zniesienia. Chodziło raczej o zabicie ciszy, której wielu z nas nie potrafi znieść.
Mam świadomość, że powyższe dwa problemy mają nieco inny ciężar gatunkowy niż sytuacja z pociągu. Tej bowiem nie da się rozwiązać w prosty sposób, bo są osoby, które potrzebują informacji głosowej o położeniu pociągu. Sytuacja, gdy ten ważny kanał komunikacji wykorzystuje się z jednej strony do komunikatów o barokowej konstrukcji, a z drugiej do reklamy, sprawia, że pociąg staje się kolejnym miejscem, w którym trzeba znosić niepotrzebny hałas. A przecież to nie jedyne jego źródło i sama podróż jest głośna. Marzą mi się ciche godziny rodem ze sklepów, choć nie jestem osobą w spektrum autyzmu. Nawet nie wyobrażam sobie, jakim piekłem byłaby taka podróż dla niej.
Zdjęcie główne: Evikka / Shutterstock