Google nie chce być podzielony. Ma pewną propozycję
Amerykański Departament Sprawiedliwości dąży do podziału firmy Google, z uwagi na zarzucane jej nielegalne nadużywanie swojej pozycji rynkowej na rynku wyszukiwarek. Google’owi grozi podział lub utrata kontroli nad częścią swojej oferty. Zaczyna się trudny czas negocjacji.
Google nie tylko ma dominującą pozycję na rynku wyszukiwarek internetowych, to na dodatek wykorzystywał swoją pozycję do niezgodnych z prawem działań antykonkurencyjnych na pozostałych rynkach, wykorzystując rzeczoną wyszukiwarkę do promowania innych swoich produktów i usług - o czym zdecydował amerykański sąd. Kolejnym etapem ma być zastosowanie środków naprawczych przez uzdrowienie rynku i wymuszenie zmian w samym Google’u.
Propozycji jest wiele, w tym wymuszony podział firmy na mniejsze podmioty. Ta rekomendowana przez Departament Sprawiedliwości zakłada całkowite oderwanie systemu Android od Usług Google Play oraz sprzedaż przeglądarki Chrome innemu podmiotowi. Da Google’a żadna z tych propozycji nie jest do przyjęcia - i właśnie wystosował swoje. Które w ocenie firmy skuteczniej uzdrowią rynek.
To też jest ciekawe:
Jak Google chce zaszkodzić Wyszukiwarce Google?
Google chce zachować kontrolę nad Chrome’em, Androidem i Usługami Play. Zamiast tego, w drodze negocjacji, proponuje ścisłe uregulowanie współprac partnerskich, jakie Google podejmuje z innymi firmami. Chodzi głównie o gigantyczne opłaty, jakie Google uiszcza Apple’owi, Mozilli i innym podmiotom, by ci w swoich produktach ustawiali fabrycznie Wyszukiwarkę Google jako domyślną. Proponuje też identyczną kontrolę umów partnerskich, jakie Google zawiera z operatorami komórkowymi i producentami telefonów celem promowania platformy Android.
Konkretniej, Google miałby na czas trzech lat zaprzestać zawierania jakichkolwiek umów, które nakazywałyby partnerom użytkowania innych produktów i usług Google’a poza tymi pożądanymi przez tych partnerów. Innymi słowy, dla przykładu: partner mógłby wyposażyć swój produkt w Wyszukiwarkę i Sklep Play - ale nie musiałby, jak dziś, dodawać do tego Gemini i Chrome’a, tym samym będąc wolnym do wyposażania go w autorskie alternatywy lub te pochodzące od konkurencji. Każda tego typu umowa miałaby ważność na nie dłużej niż jeden rok, z koniecznością renegocjacji i odnowienia.
Wydaje się jednak wątpliwe, by Google dopiął swego - choć zapewne i rekomendacje Departamentu nie zostaną w praktyce wdrożone w całości. Bieżący czas przeznaczony jest przede wszystkim na negocjacje: obie strony prezentują skrajne propozycje, mając świadomość, że z części argumentów na drodze porozumienia będą musiały zrezygnować.
Prokuratura dąży jednak do całkowitego zakazu zawierania umów partnerskich celem ustawiania Wyszukiwarki Google jako domyślnej oraz do zmuszenia Google’a do udostępnienia interfejsów programowych do bazy danych i algorytmów tejże Wyszukiwarki, co miałoby przyspieszyć przywrócenie konkurencyjności na tym rynku. Wątpliwym jest by do tego doszło - ale też na dziś Google nie ma żadnej kontroferty.
Następny etap rozprawy rusza w kwietniu. Zeznawać mają, między innymi, przedstawiciele OpenAI, Perplexity i Microsoftu. Wydaje się skrajnie wątpliwe, by ich zeznania mogły w jakikolwiek sposób pomóc firmie - wszak to na dziś jej największa konkurencja. Czyżby w końcu była szansa na zaistnienie wielu różnorodnych i potencjalnie znakomitych wyszukiwarek na rynku? Nawet jeśli - to minie jeszcze sporo czasu, co jest nieuniknione przy tak skomplikowanych sprawach sądowych.
*Zdjęcie otwierające: New Africa / Shutterstock