Polski instytut zaprojektował ładowarki do samochodów. Będą schowane pod ziemią
Nie tak radykalni sceptycy wobec aut elektrycznych zastanawiają się, jak większa liczba takich pojazdów wpłynie na nasze chodniki. W końcu gdzieś te samochody muszą być ładowane, bo przy blokach i kamienicach jest z tym spory kłopot. Polski instytut ma na to pomysł.
Według niektórych statystyk punktów do ładowania jest całkiem sporo, ale jednak wciąż za mało. Przez brak dostępu do ładowarek powstają naprawdę dziwne konstrukcje, o których pisał na Autoblogu Tymon Grabowski. Przy założeniu, że sen fanów elektromobilności wreszcie się spełni, w naszych okolicach może wyrosnąć stado mało estetycznych skrzynek. A przecież już teraz mamy z tym problem – jak nie automaty, i to nie tylko te paczkowe, to szpetne pudła.
„Dostępność jest jedną z barier dla rozwoju elektromobilności w Polsce” – zgadza się Łukasziewicz – Poznański Instytut Technologiczny. Dlatego we współpracy z firmą Czysta Polska chcą stworzyć w Polsce ładowarki dla e-samochodów, która wylądują… pod ziemią.
W informacji prasowej czytamy, że to „pierwsza ładowarka, która znajdować się będzie pod ziemią”. Można się z tym kłócić. Zostawmy jednak wyścig o palmę pierwszeństwa i skupmy się na tym, jak ładowarki mają pracować.
Na ziemi, na poziomie chodnika, będzie tylko odpowiednio oznakowana klapka. Chcąc naładować samochód, kierowca w prosty sposób ją otworzy, wyciągnie kabel i podłączy go do auta. Ładowanie uruchomi za pomocą aplikacji w telefonie.
- wyjaśniają pomysłodawcy.
Łukasiewicz – PIT z jednej strony mówi, że to „stacja ładowania samochodu w postaci wysuwanego słupka”, ale na wizualizacjach widzimy kolumienkę z wyświetlaczem (alternatywa dla tych, którzy nie będą chcieli korzystać z aplikacji?), która nie wygląda jednak na wysuwaną. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że to stała konstrukcja.
Z kolei same kable po prostu schowane są w ziemi i niepotrzebny jest żaden słupek. Wizualizacje sugerują, że to bardziej schowek, mini-szuflada zabudowana w chodniku, z której wyciąga się ładujący przewód.
Choć znowu na innej grafice coś lekko ponad ziemię wystaje:
Już na tym etapie jak widać jest sporo nieścisłości, które każą zastanowić się, jak ta ładowarka ma działać. Póki co zbyt wielu szczegółów nie ma. Łukasiewicz – PIT zapowiada, że „testy nowej stacji rozpoczną się na początku przyszłego roku”. Pożyjemy, zobaczymy.
W zapowiedzi podziemnej ładowarki zaintrygowało mnie coś innego
Instytut zauważa, że ich ładowarka może rozwiązać doskonale znany nam problem, o którym wspomniałem:
Dzięki temu rozwiązaniu stacja idealnie wtopi się w każde otoczenie i nie zaburzy jego estetyki. Nie będzie również przeszkodą dla pieszych czy rowerzystów.
Przyznaję, dałem się złapać na ten haczyk i pomyślałem, że to faktycznie dobre i potrzebne rozwiązanie. Dopiero po dłuższej analizie pojawiły się wątpliwości, o których napisałem wyżej. Najpierw przemówiła do mnie obietnica, że ładowarki nie będzie widać.
Pozwólcie, że sam siebie usprawiedliwię i dodam, że trudno mi się dziwić. Z perspektywy pieszego przestrzeń jest już tak zagracona, że każda próba niedokładania się do tego chaosu zasługuje na pochwałę. Przyklasnąłbym każdemu, kto zechciałby podobnie schować automaty paczkowe czy hulajnogi na wynajem.
No właśnie – niewiele wiemy o samych ładowarkach, ale spodobała mi się deklaracja, że nie będą widoczne. Na podobnych zasadach działa chociażby greenwashing. Firmy mówią, że są ekologiczne, ale często to tylko słowa, a czyny temu przeczą. Rzecz jasna nie oceniam jeszcze działania samych ładowarek, bo mamy do czynienia z zapowiedzią, ale chodzi o nowy rodzaj promocji, próby wyróżnienia się.
Tak jak wcześniej chwalono się ekologicznym podejściem czy wciskano sztuczną inteligencję gdzie się da, tak niebawem tym wabikiem może być niedostrzegalność. Pozorna, bo kable dalej będą wystawać, a dla nieposiadających aplikacji przygotowano słup z wyświetlaczem. Owszem, to jeden taki punkt, a nie kilka, ale zawsze jest to kolejny element w krajobrazie.
Sam zdążyłem wspomnieć, że ucieszyłbym się na podobne ukrycie automatów czy pojazdów na wynajem. Tylko że tak naprawdę to nie jest żadne rozwiązanie problemu, a zamiecenie go pod dywan. Powinniśmy zastanowić się, czy dobrze zarządzamy przestrzenią, czy dodawane elementy faktycznie są potrzebne, czy nie można zaprojektować ich inaczej – a nie po prostu ukrywać pod powierzchnią. W niektórych przypadkach być może to faktycznie dobre rozwiązanie, ale np. przy ładowarkach nie pojawiła się inna argumentacja. Po prostu nie zapaskudzą przestrzeni jak wszystko inne, więc to już według pomysłodawców jest plus. Na dodatek od razu byłem skłonny się z tym zgodzić.
Nie zdziwiłbym się, gdyby w świecie, w którym wszystkiego jest za dużo, obietnicą dawaną przez twórców kolejnych rozwiązań było to, że ich produkty będą ukryte i dlatego wyjątkowe. To typowe, że lekarstwem na błędy jest następny wynalazek.
Może zainteresować cię także: