Tych pięć sprzętów odmieniło moje biurko. Dwa zabieram ze sobą wszędzie

Lokowanie produktu: Satechi

Wydawało mi się, że moje miejsce pracy - gdzie spędzam przeważnie nawet po kilkanaście godzin dziennie - jest już dziełem skończonym. Okazało się jednak, że zdecydowanie można je jeszcze ulepszyć, a przy okazji uprzyjemnić sobie... podróże.

12.07.2024 17.31
Tych pięć sprzętów odmieniło moje biurko. Dwa zabieram ze sobą wszędzie

Bo tak - część ze sprzętów, które na co dzień ułatwiają mi od niedawna pracę i organizację biurka, okazało się też fantastycznymi towarzyszami w podróży. Ale po kolei:

Miałem klawiaturę od Apple'a, teraz nie mam. I jestem szczęśliwy

Przyznaję się - od lat wpisywałem setki tysięcy, może nawet miliony znaków na klawiaturach Apple'a i nie szukałem dla nich alternatywy. Jedna się kończyła - co zdarzało się zresztą szokująco często - więc zamawiałem kolejną. Po co szukać innej opcji, skoro ta jest sprawdzona i w porządku.

Akurat w momencie, kiedy miałem wymieniać jedną klawiaturę Apple'a na kolejną, w wielkim kartonie dotarła do mnie klawiatura Satechi Slim X1. Początkowo planowałem dać jej szansę na czas oczekiwania na zamówienie nowej apple'owej - tu trochę poklikać, tu trochę potestować, potem spakować do pudełka, odesłać po testach i zapomnieć o tym produkcie całkowicie.

Stało się jednak coś zupełnie innego - propozycja Satechi po dłuższym użytkowaniu okazała się dla mnie na tyle dobra - a moja praca polega w końcu głównie na pisaniu - że prawdopodobnie kolejną klawiaturą, którą kupię, będzie właśnie Slim X1. Jest cichsza od tej od Apple, zachowując jednocześnie wystarczająco satysfakcjonujące wrażenia przy użytkowaniu i wzorową informację zwrotną. Do tego dochodzą jeszcze skróty funkcyjne na klawiaturze i bardzo przyjemne, regulowane podświetlenie oraz opcja szybkiego przełączania się między urządzeniami, dzięki czemu prawdopodobnie będę ją zabierać ze sobą również jako klawiaturę dla iPada.

Ach, X1 Slim od klawiatury Apple'a jest też nieproporcjonalnie tańsza, mimo tego, że w sumie nie rezygnujemy absolutnie z niczego. Jedyne, do czego musiałem się przyzwyczaić, to "amerykański", wąski Enter. Zajęło to mniej więcej jeden dzień.

Zdecydowanie ta klawiatura trafia na listę moich nadchodzących, pilnych zakupów.

Miałem masę ładowarek, teraz mam jedną.

Zegarek, aparat, pakiet akumulatorów do drona, tablet, a do tego często jeszcze jeden aparat. Bardzo często na moim biurku gościł właśnie taki pakiet urządzeń domagających się ładowania i zazwyczaj albo korzystałem z podpinania się przewodami do komputera - co skutkowało bardzo wolnym ładowaniem - albo podpinaniem do listwy osobnej ładowarki do każdego z tych sprzętów. Do tego stopnia, że nie mogłem ostatnio podpiąć lampki przy biurku, bo wszystkie punkty ładowania były zajęte.

Podróżna ładowarka Satechi z czterema portami USB-C PD - która również znalazła się w testowej przesyłce - szczęśliwie rozwiązała ten problem. Nie dość, że dla pojedynczych portów jest w stanie dać nawet 140 W (jeden z dwóch górnych), co umożliwiłoby zasilanie z niej nawet bardziej wymagających laptopów (których nie posiadam), to jeszcze sumarycznie jest w stanie zaoferować 140 W. To z kolei daje mi to, czego potrzebowałem - świadomość, że wszystkie podłączone urządzenia ładują się przynajmniej "przyzwoicie szybko", a do tego zajmuję tylko jedno gniazdko.

Ładowarka Satechi ma też jeszcze jeden plus - jest, jak sama nazwa wskazuje, podróżna. Najbardziej jednak cieszyło mnie nie to, że w komplecie mamy końcówki pozwalające skorzystać z gniazdek na całym świecie, a to, że... po prostu będąc w hotelu i mając ze sobą tablet, telefon, zegarek i aparat, mogłem mieć przy sobie tylko jedną "kostkę" ładującą. To zdecydowanie ułatwiało życie, więc ładowarka Satechi krąży w kółko między moim biurkiem a plecakiem, przydając się tak samo tu i tu.

Myślałem, że lubię mieć "gołe" biurko. Myliłem się

Napiszę wprost - tym elementem testowego zestawu, czyli podkładką na biurko z ekoskóry, ekscytowałem się najmniej. Nigdy nie czułem potrzeby posiadania takiego dodatku, nigdy nawet nie przeglądałem ofert tego typu produktów. Klawiatura i mysz na biurko, koniec, można pracować.

Postanowiłem jednak uczciwie sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi i... tak, ten sprzęt też trafia na moją listę zakupów. Mógłbym przy tym rzucić jakąś mniej lub bardziej wydumaną listą racjonalnych argumentów, że klawiatura lepiej trzyma się podłoża, że przyjemniej trzymać tak ręce, że myszką się lepiej rusza, że blat biurka mniej się brudzi i rysuje - i owszem, byłaby to prawda, ale...

... to po prostu wygląda świetnie i jest mega przyjemne w dotyku. Zresztą o mojej ostatecznej decyzji zakupowej przesądziło zdanie osoby wchodzącej do biura po "instalacji" tej podkładki, która wprost stwierdziła: wow, ale to dobrze wygląda.

I zdecydowanie się z tym zgadzam.

W końcu znalazłem miejsce na telefon. I tablet. I jeszcze nie mogę się zdecydować.

W testowym pakiecie znalazłem dwie opcje, które w końcu sprawiły, że tablet i telefon przestały się walać luzem po moim biurku. Z jednej strony - wygląda to teraz lepiej, a z drugiej - rzadziej nerwowo sięgam po telefon, żeby sprawdzić wszystkie powiadomienia, co pozwala mi się skupić na pracy.

Pierwszą opcją, mniej efektowną ale zaskakująco skuteczną, okazała się stosunkowo prosta, ale niesamowicie użyteczna... podstawka na dwa urządzenia:

Wygląda wprawdzie niepozornie, ale wygląda świetnie, wykonano ją fantastycznie, a co jeszcze ważniejsze - jest tak zaprojektowana i wykończona, że bez najmniejszego trudu utrzymuje nie tylko spory telefon, ale także największy tablet z oferty Apple'a. Zresztą bez obaw wkładałem tutaj też pożyczonego laptopa i ani przez chwilę nie bałem się, że cokolwiek się wywróci - jednocześnie wiedząc, gdzie co mam. Nie zgadniecie, jak łatwo i często można zrobić 13-calowy tablet z etui z klawiaturą.

Drugie rozwiązanie od Satechi jest jeszcze ciekawsze i zdecydowanie bardziej efektowne. Wygląda bowiem tak:

I wbrew pozorom nie jest miniaturką jakiegoś gigantycznego statku wycieczkowego, a stacją organizacyjno-ładującą. Do dyspozycji oddawane są nam cztery gniazda szybkiego ładowania, w tym dwa USB-A i dwa USB-C, a do kompletu dostajemy jeszcze ładowarkę bezprzewodową:

Czyli możemy równocześnie ładować np. słuchawki, jak na zdjęciu powyżej, i dorzucić do tego np. telefon, tablet i laptopa:

I jeszcze zostaną nam wolne złącza na ładowanie, a jednocześnie wszystko będzie w jednym miejscu, podłączone od strony ściany do jednego gniazdka.

Z racji tego, że nie mam aż tylu pasujących sprzętów (tj. aparatu raczej tutaj nie włożę), prawdopodobnie sprawię sobie po prostu podwójny stojak i tym sposobem wprowadzę porządek w moim miejscu pracy:

Bez tego sprzętu za to nie siadam do pracy. I nie wychodzę z domu.

Wygląda dość wprawdzie dość niepozornie i początkowo zagubił mi się w tłumie paczek w przesyłce, w której na pierwszy rzut oka widziałem masę ciekawszych sprzętów. Ot, przyjemny hub/adapter na USB-C, pozwalający podłączyć kilka akcesoriów i karty pamięci. Działa, sprawdziłem, ale nie robiło to na mnie większego wrażenia, tym bardziej, że w pakiecie były m.in. huby z dwoma wyjściami HDMI, huby ładniejsze albo huby bardziej kompaktowe:

Sprzęt z pierwszego zdjęcia, noszący niezbyt porywającą nazwę USB-C On-the-Go Multiport Adapter, okazał się jednak w zaskakujący sposób właśnie tym, czego potrzebowałem. Głównie dlatego, że potrafi zrobić jedną prostą sztuczkę - mianowicie krótki przewód USB-C, idealny na czas podróży, mieści się bezpośrednio w jego obudowie, w związku z czym na wyjeździe a) mamy jeden dodatkowy przewód USB-C - USB-C, b) jak zapomnimy przewodu, to nie musimy go podbierać z żadnego z urządzeń na potrzeby huba i w końcu c) w plecaku nie plączą nam się żadne końcówki, jak przy większości klasycznych hubów i adapterów Ewentualnie też możemy skorzystać z innego, dłuższego przewodu (jest też i taki w zestawie) - w przypadku hubów/adapterów z zamontowanym na stałe przewodem nie jest to możliwe.

W tym jednym, malutkim opakowaniu dostaję więc wszystko, czego potrzebuję na podróż - czytnik kart SD (i microSD, ale z tych akurat nie korzystam), złącza USB-A, złącza USB-C z obsługą pass-through (do 100 W), a gdybym chciał - mogę się też podłączyć np. do hotelowego ekranu przez HDMI albo VGA.

I to wszystko zmieszczę do najmniejszej kieszeni plecaka - ba, gdybym miał taką potrzebę, zmieściłbym to nawet do kieszeni spodni i jeszcze zostałoby w niej miejsce na telefon.

Oczywiście po powrocie do domu urządzenie znowu wędruje na swoje miejsce na biurku - może i mam z przodu komputera złącza USB-C i czytnik kart pamięci, ale... kto zabroni mi mieć ich więcej i mieć do nich wygodniejszy dostęp? A przy okazji podłączyć też moje podróżne SSD...

Lokowanie produktu: Satechi
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu