REKLAMA

To dobrze, że nie rozumiesz, boomerze

Tłumacz tiktokowego slangu na język dorosłych nawet jeśli żartował, to swoim fikcyjnym ogłoszeniem dobrze zobrazował współczesny problem wielu starszych.

To dobrze, że nie rozumiesz, boomerze
REKLAMA

Zdjęcie ogłoszenia krążyło po sieci. Rzekomy autor oferty proponował pomoc tym, którzy mają ponad 25 lat i „trudności dogadania się z młodzieżą”. Rozwiązaniem problemu miało być skorzystanie z usług tłumacza, który odszyfrowałby tiktokową gwarę na język „dorosłych”. Możliwe byłoby nawet tłumaczenie symultaniczne i pojawienie się na urodzinach dziecka, tak by inni dorośli – np. dziadkowie czy wujostwo – wiedzieli, co przesiąknięty tiktokiem nastolatek chce zakomunikować.

REKLAMA

Żartobliwa „oferta” nie jest w zasadzie niczym nowym. Od dawna trudności w porozumieniu się starszych pokoleń z młodzieżą obśmiewały filmy czy seriale. A raczej wyśmiewani byli ci, którzy na siłę chcieli przypodobać się młodym i ubierali się niestosownie do swojego wieku, czy jeszcze gorzej – posługiwali się niby to młodzieżowym słownictwem. Wiadomym było, że wapniacy nie nadążają i niczego nie rozumieją, więc ich próby skazane były na niepowodzenie. Prawdziwa załamka, dzieciak.

Widocznie w podobny sposób żartują sobie ci, którzy dzisiaj nie rozumieją tiktokowych mód, ewentualnie są obiektem drwin. Ale czy faktycznie problem jest taki sam jak dawniej? Włoski psychiatra i socjolog Paolo Crepet twierdzi, że dziś nie ma czegoś takiego jak konflikt międzypokoleniowy. Zauważa, że jego mama nie cierpiała Beatlesów (jak pewnie większość dorosłych w latach 60.), tymczasem dziś rodzice ze swoimi dziećmi razem słuchają i chodzą na koncerty takich zespołów jak Maneskin. Widzimy to również na polskim gruncie. Raperzy, którzy uważani są za głos młodego pokolenia, natychmiast „zawłaszczani” są przez dorosłych. Dobrze jest powiedzieć, że ceni się współczesnych buntowników, jeszcze lepiej jest pojawić się na ich koncercie czy zacytować tekst.

Takich przykładów jest pewnie więcej. Od dawna TikTok nie jest portalem dla młodych, algorytmy mogą podsuwać dorosłym rzeczy ze świata młodych. Znacznie łatwiej jest być na bieżąco niż w czasach, gdzie subkultury faktycznie były poza głównym nurtem.

Czy to coś złego, że dorośli próbują zburzyć mury oddzielające ich od młodzieży? Zapewne jestem z pokolenia przejściowego: jeździłem na koncerty niektórych zespołów ze swoimi rodzicami, ale jednocześnie słuchałem na żywo takich artystów, których moi rodzice na pewno by nie rozumieli czy akceptowali. Jeśli prawdą jest to, co włoski psychiatra sugeruje, mogę za ten wentyl być wdzięczny. Z jednej strony był czas na spędzanie razem czasu, z drugiej miejsce na własną niezależność, której młodzi coraz częściej są pozbawiani.

A gdy tej brakuje, ratunkiem okazuje się internet

Dr Rüdiger Maas, autor książki „Pokolenie niezdolne do życia: jak odbieramy dzieciom przyszłość” pisał, że pokolenie Alfa zmaga się z wieloma trudnościami przez nadopiekuńczych rodziców. Psycholog krytykował opiekunów m.in. za to, że traktują młodych po partnersku, np. pozwalając im decydować, gdzie rodzina ma jechać na wakacje. Nie dają za to przestrzeni na samodzielność, wypełniają każdą wolną chwilę znajdując gotowe rozwiązanie. Wajcha ze starego stylu wychowania – „idź na podwórko i nie zawracaj mi głowy” – przesunięta została w drugą stronę.

Dlatego miejscem, gdzie można się wyszaleć, jest internet. Badacz zauważał, że młodzi w realnym świecie mogą liczyć na ochronę, której w sieci nie ma. Tyle że dziecko trafia wówczas z deszczu pod rynnę.

Doskonale zdajemy sobie sprawę, co można w internecie znaleźć. Nie chcę zajmować się skrajnymi przykładami, chociaż pewnie dla wielu iShowSpeed do takich się zalicza. Niedawno niezwykle popularny streamer skrytykowany został przez Krzysztofa Stanowskiego, który zarzucił mu tworzenie kompletnie bezwartościowych, „kretyńskich” treści.

Tymczasem gdziekolwiek Speed się pojawia, towarzyszy mu fala młodych ludzi. I to naprawdę młodych. Fenomen streamera jest faktycznie niewytłumaczalny. Weźmy jedną ze scenek, w której towarzyszy mu były legendarny piłkarz Zlatan Ibrahimovic. Speed żongluje piłką, po czym nagle ją chwyta, podskakuje i na końcu… szczeka. To zresztą jego znak rozpoznawczy – Speed szczeka na przechodzące obok niego psy, ale wydaje te odgłosy również w kontakcie z innymi ludźmi. Oraz w wielu innych zaskakujących momentach.

Speed stał się sławny, bo podziwiał Cristiano Ronaldo, na swoich streamach czytał w przedziwny sposób nazwiska piłkarzy grając w FIFĘ, ale też bardzo często zachowywał się – delikatnie mówiąc – niestosownie, co wcale nie przeszkodziło mu spotykać się z celebrytami i zawodnikami z piłkarskiego topu. Naprawdę trudno wyjaśnić, dlaczego akurat on może pochwalić się olbrzymimi zasięgami i reakcjami na ulicach przypominającymi beatlesomanię.

A może właśnie łatwo?

Może kluczem do zrozumienia fenomenu iShowSpeeda jest to trudne do przekazania dziwactwo?

W czasach, kiedy większość internetowych zjawisk albo się powtarza, albo jest drobną modyfikacją starych (kto oglądał Jackassów, tego pranki nigdy nie mogły dziwić – co najwyżej rozczarowywać miałkością), szczekający i nieprzewidywalny Speed jest tym wentylem niezależności. Nawet freakfighty, przed którymi należy młodych chronić, skręcają w stronę czytelników prasy plotkarskiej, skoro angażują dawne gwiazdki programów śniadaniowych.

Rzecz jasna dorośli łapią się za głowy, narzekają, do czego to doszło i pomstują na dzisiejszą młodzież zakochaną w Speedzie. Można to zrozumieć. Trzeba jednak też spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego „ktoś taki” się wybił. Pewnie przyczyn sukcesów Speeda jest wiele, a wśród nich znajdziemy przekraczanie granic dobrego smaku, co również jest w talii streamera: choćby poprzez podchodzenie do obcych ludzi i witanie się z nimi za pomocą popularnych w danym kraju przekleństw. Widocznie jednak iShowSpeed jest tym jednym z niewielu, po zobaczeniu którego dorosły się skrzywi i nie zaakceptuje. Bingo: wreszcie coś mojego, myśli sobie nastolatek.

Tylko czy w takim razie trzeba Speeda traktować jako zło konieczne, podobnie jak pełzających po centrach handlowych tiktokerów i naśladujących ich dzieciaków? Niekoniecznie. Właśnie dlatego potrzebujemy prawa, które wyznacza granice i do którego internetowe platformy muszą się stosować. Bo iShowSpeeda i innych na pewno nie utemperują narzekania pod tytułem „kiedyś to było”, ani zachwyty dorosłych w stylu „ten gość to jest w dechę!”.

REKLAMA

Alain Finkielkraut w eseju „Porażka myślenia” już dawno temu narzekał, że „znerwicowane czterdziestolatki to teenagers rozciągnięci w czasie” i że „świat ugania się za młodzieżą”. Internet zapewne wzmocnił ten trend. Niewykluczone, że jedyną szansą młodych na ucieczkę jest kopanie tak głęboko, że uda się znaleźć na tyle dziwacznego tiktokera i streamera, że dorośli w końcu się odczepią. Być może ratunkiem jest zwolnienie i danie młodym więcej przestrzeni, także w sieci. Na własnych idoli, bohaterów, niezrozumiałe zjawiska i mody. Dorośli powinni zaś zająć się tym, aby tych szkodliwych treści było w niej jak najmniej. Obecnie nie ma ani tego, ani tego. A problemów tylko przybywa.

Oby więc żartobliwe ogłoszenie tłumacza pozostało tylko dowcipem – bo obawiam się, że prędzej czy później ktoś może wpaść na ten pomysł na serio.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA