Żegnam się z iPadem. Nie będę tęsknił
iPad to był mój ulubiony produkt Apple’a. Bardzo dobrze wycenione urządzenie wysokiej jakości, które nie miało realnego odpowiednika u konkurencji. Dziś z większym rozczarowaniem patrzę już tylko wyłącznie na tablety z Windowsem.
Od niemal samego początku eksplozji popularności konsumenckich tabletów można było z łatwością podzielić rynek na trzy grupy: iPad, dziwolągi z Windowsem i reszta tabletów. Wspomniane dziwolągi mogły być atrakcyjnymi produktami, jeżeli ktoś oczekiwał od tabletu funkcji prawdziwego komputera. Ta reszta tabletów to urządzenia z Androidem, które były telefonami z przerośniętymi ekranami i niewygodnym, ociężałym systemem operacyjnym. No i iPad.
iPad jest niezwykle przyjemny w użyciu, tak jak reszta urządzeń Apple’a. Ma mnóstwo ograniczeń, których krytyka jest ze wszech miar zasadna, ale od samego początku zawsze było to urządzenie łatwe w obsłudze, bezproblemowe i przyjemne w obcowaniu. Na wspomnianą krytykę miałem jeszcze jeden, dodatkowy argument, a była nim cena.
Nie przegap:
iPad jak mało który sprzęt Apple’a był jak na swoje możliwości bardzo tani. Krytycy kiepskiej pracy wielozadaniowej, braku łatwego dostępu do systemu plików i innych ograniczeń tego urządzenia zdawali się zapominać, że było ono bez problemu do kupienia jako nowe za kwotę nawet 1400 zł. Ja swojego iPada kupiłem za około 1700 zł, bo zależało mi na modemie LTE.
Za taką kwotę otrzymałem zawsze działający malutki komputerek, który świetnie się nadaje do czytania, oglądania multimediów czy nawet pracy. Może niekoniecznie mojej, ale taki iPad z powodzeniem by mi do szkoły wystarczył czy nawet do poprzednich moich prac zarobkowych. I jeszcze nigdy się nie zawiesza, fantastycznie pracuje na baterii. No i te aplikacje. Na Androidzie są to aplikacje z telefonu rozciągnięte na duży ekran. Tu użytkownicy zawsze mogli liczyć na stricte tabletowe, dopracowane twory.
Tak było pół dekady temu. Byłem głupi myśląc, że niewiele się zmieniło
Przyznaję się do zawodowego grzechu: temat tabletów z Androidem przestał mnie kompletnie obchodzić przez ostatnie lata. Mam przy tym niezłą wymówkę: przez kolejne sezony produkty te niezmiennie rozczarowywały. Nawet najlepsze urządzenia z Androidem w porównaniu do iPada były na tyle ułomne (oprogramowanie, czas pracy na baterii, wygoda obsługi), że interesowanie się nimi nie miało większego sensu. Niedawno jednak producenci urządzeń mobilnych znowu zaczęli wypożyczać mediom swoje tabletowe produkty. Kilka takich tabletów trafiło też i do mnie, niebawem recenzja pierwszego modelu, który też wykorzystam w tym tekście jako przykład.
Chodzi o Redmi Pad Pro. To tablet z bazującym na Androidzie systemie HyperOS, a marka Redmi to b-brand od Xiaomi. Innymi słowy, tani szrot dla mas. Cena? 1200 zł za testowany model Wi-Fi. Co w zamian? Nie chcę psuć recenzji, napiszę tylko, że ma świetny 120-hercowy wyświetlacz w wysokiej rozdzielczości, absurdalnie długi czas pracy na baterii, świetny dźwięk, wysoka jakość wykonania i układ scalony, którego wydajność mogłaby być wyższa (aplikacje czasami się przycinają, zwłaszcza po przełączeniu z jednej na drugą, co na iPadzie z układem Apple M jest nie do pomyślenia - co również oznacza, że Redmi Pad Pro nie będzie mobilną stacją roboczą do, dajmy na to, montażu wideo w 4K). A oprogramowanie? Cóż, jest lepiej niż na iPadzie.
Sam HyperOS (ale też Android z One UI i inne tabletowe edycje tego systemu) jest świetnie przygotowany pod tablety. System gestów, podręcznych menu i ułatwień do multitaskingu był imponującą niespodzianką. Podobnie też byłem zaskoczony jeśli chodzi o aplikacje: Microsoft 365 ma wręcz desktopowy interfejs, podobnie jak Google Workspace, oprogramowanie Adobe czy nawet niektóre popularne aplikacje do social mediów. Po prawdzie, aplikacji jest wręcz chyba więcej niż na tablecie Apple’a (chyba że doliczymy wyświetlane na fragmencie ekranu aplikacje z iPhone’a, choć trudno to wówczas nawet porównywać).
Nie widzę żadnego powodu by kupować iPada. Nie licząc niszy i magii ekosystemu
Wspomniana nisza to specyficzni profesjonaliści, którzy widzą wartość w zamknięciu tak mocnego procesora, jakim jest Apple M, w urządzeniu o formie iPada i z oprogramowaniem iPadOS. W świecie tabletów z Androidem odpowiedzi na tę moc obliczeniową i sprawność energetyczną nie ma - ale też te są kompletnie niepotrzebne do czytania na tablecie Spider’s Web, prasy, komiksów, e-booków, oglądania TikToka, seriali czy nawet lekkiej pracy biurowej bądź kreatywnej. Czyli wiecie, do typowych dla tabletu zadań. Jest też duża wartość w tym, jak iPad współpracuje z resztą urządzeń Apple, ułatwiając synchronizację i wymianę danych.
Problem w tym, że najtańszy iPad z raptem 64 GB pamięci i 60-hercowym ekranem kosztuje 1800 zł. Tymczasem wzięty za przykład Redmi Pad Pro za 1200 zł oferuje dwukrotnie lepszy sprzęt za 1200 zł (poza procesorem), znacznie bardziej elastyczny (choć intuicyjny i płynnie działający) system operacyjny i większą liczbę dostosowanych pod ekran tabletu aplikacji, przynajmniej z grona tych mainstreamowych.
Nasze domowe iPady mają już ponad sześć lat i niestety przestają wystarczać. Działają wolno, a każda aktualizacja wymaga idiotycznego procesu usuwania aplikacji i ręcznego ich przywracania. Gdybym był duży i zamożny, to bym spełnił małe konsumpcyjne marzenie i kupił nam Surface’a Pro z Windowsem, ale tablety tego typu są zawrotnie drogie, co stanowi u mnie nieustające źródło rozczarowań. Zamiast tego prawdopodobnie następnym tabletem będzie ten z Androidem. Jeden, bo konkurencja dawno już opanowała zagadnienie profili użytkownika. Zaoszczędzę kupę forsy, otrzymując w zamian - moim zdaniem - istotnie lepszy produkt. iPad z mojego ulubionego sprzętu Apple’a stał się najdziwniejszym.
Kompletnie przestałem go rozumieć.