REKLAMA

Utrudnili życie Polakom i nazwali to protestem. Tak firmy walczą o zyski kosztem ludzi

Kiedyś ludzie walczyli z maszynami, dzisiaj maszyny "walczą" z ludźmi. Ale w czyim interesie?

18.06.2024 11.13
Strajk bankomatów to jedyny bunt maszyn, jakiego możemy się spodziewać
REKLAMA

W kwietniu 1861 r. łódzcy tkacze zniszczyli maszyny w fabrykach i zaatakowali dom Adolfa Wolberga, przez którego urządzenia w ogóle do miasta trafiły. Wydarzenia tak naprawdę były konsekwencją światowego kryzysu i deficytu bawełny, przez co fabryki i przędzalnie albo nie działały, albo ich praca była ograniczana. Oburzeni tkacze za przestoje obwiniali jednak nie sytuację na świecie, a postęp technologiczny. Uznali, że urządzenia ich zastępują, dlatego oni nagle zostali bez pracy. Był to jeden z pierwszych buntów robotniczych na ziemiach polski i nielicznych o charakterze luddyzmu.

REKLAMA

Jest to jakiś przedziwny chichot losu, że nieopodal tych fabryk, na ulicach, którymi przechadzali się pierwsi polscy luddyści, dziś niektórzy – być może nawet ich potomkowie – nie mogli wypłacić gotówki, bo zastrajkowała… maszyna. Technologiczna zemsta po latach rozlała się zresztą na resztę kraju i w całej Polsce rykoszetem dostało się ludziom za wybryki luddystów. Tym razem to bezduszne urządzenie powiedziało dość.

Aż prosi się o antropomorfizację całego wydarzenia. Oto sprzęty, niczym strudzeni robotnicy, mówią dość i chcą zawalczyć o swoje. Bunt maszyn, ale w zupełnie innej niż się spodziewano wersji, bo nie jako żołnierz, a zniechęcony pracownik, który wykonuje jedynie podstawowe obowiązki. Technologia ma jednak ludzki charakter i to w najmniej spodziewanych momentach, o czym przekonujemy się po raz kolejny.

Echa człowieczeństwa odbijają się w zamkniętym w niedzielę autonomicznym sklepie, gdzie nawet robotów dotykają religijne prawa. Bez względu na to, czy w twoich żyłach płynie krew czy prąd, w niedzielę masz prawo do odpoczynku. Ma to w sobie głębsze przesłanie, a przy okazji skłania do dalszych zastanowień.

Kto wie, może za jakiś czas kasa samoobsługowa odmówi sprzedaży mięsa w postny dzień?

Niespodziewanych oznak braterstwa, ręki wyciągniętej ponad podziałami, doświadczyć możemy podnosząc porzuconą przez kogoś hulajnogę. Miłym głosem pojazd podziękuję za przysługę, bo przecież jesteśmy po to, aby sobie pomagać. Starszy czy młodszy, chłopak czy maszyna – ludzkie gesty obowiązują zawsze.

Tyle że ta historia wcale nie jest o tym. Bankomaty zastrajkowały, bo tak zdecydował operator, któremu nie podoba się niesprawiedliwa jego zdaniem sytuacja na rynku. Nie mam zamiaru rozstrzygać tego sporu, bo znacznie ciekawsza jest w tym wszystkim rola samego strajku, a konkretnie to, czym się stał.

Utrudnienie życia zwykłym ludziom – jakby powiedzieli przeciwnicy każdych protestów – tym razem ma doprowadzić do sytuacji, w której zyska jedna firma, a straci druga

Dotychczas protesty odbywały się we wspólnej sprawie. Owszem, korzyść osiągała pewna grupa zawodowa w postaci np. wyższych pensji, ale przecież wszelkie bunty górników, rolników czy robotników wpływały na większą część społeczeństwa, a ich niezadowolenie miało ogólnokrajowe konsekwencje. Kiedy w 1968 r. w Nowym Jorku zastrajkowali śmieciarze, wystarczyło 9 dni, aby miasto zaczęło tonąć w śmieciach. Dopiero w momencie kryzysu docenia się znaczenie tych, którzy są fundamentem społeczeństwa. Ich protesty o tym przypominały.

Sama idea strajku jest bardzo potężna: w jedności jest siła, skoro oni mogą zawalczyć o swoje, to dlaczego my nie? I chociaż osoby strajkujące budzą niekiedy skrajne emocje, co zresztą zawsze mnie smuci, to mam wrażenie, że koniec końców większość ostatecznie zgodzi się z opinią Davida Graebera:

Mówcie co chcecie o pielęgniarkach, śmieciarzach czy mechanikach, ale jest sprawą oczywistą, że gdyby oni wszyscy nagle rozpłynęli się w powietrzu, skutki byłyby natychmiastowe i katastrofalne. Świat bez nauczycieli czy magazynierów miałby nie lada kłopoty i nawet bez pisarzy science fiction czy muzyków ska byłby zwyczajnie mniej wartościowym miejscem

Właśnie dlatego opowieść o strajkach jest tak uniwersalna i ważna – bo za każdym razem protesty przypominają, że z szarą masą jednak trzeba się liczyć

Dziś bankomaty zawalczyły o zyski firmy. Jasne, operator tłumaczy, że łatwy dostęp do gotówki leży w interesie całego społeczeństwa. Jednak troska o to, bym mógł wszędzie i wygodnie wypłacić banknoty jakoś firmom i bankom umyka, gdy kasują mnie sowitymi opłatami za skorzystanie z urządzenia. Przez to mam wrażenie, że spór toczy się nad głowami szaraczków, a szufladami bankomatów wywalczone ma zostać to, że jedni zarobią trochę mniej, a drudzy z finansowego tortu uszczkną więcej. To sprzeczka w rodzinie, a nie systemowy przewrót.

Jeszcze do niedawna wydawać by się mogło, że linia frontów będzie przebiegać tak samo, jak w XIX w. Dziś przecież też możemy się zastanawiać, czy bycie luddystą ma sens i jaką formę powinna przybrać niezgoda przeciwko nowym technologiom. Dalej zasadna jest troska o to, czy maszyny zabiorą nam pracę.

Kiedy hollywoodzcy aktorzy domagali się wzrostu stawki minimalnej i tantiem ze streamingu, poprawy warunków pracy oraz zabezpieczenia przed nieautoryzowanym wykorzystaniem ich wizerunku przez sztuczną inteligencję, niejako walczyli też za nas. Dzisiaj my, jutro wy – i to sztuczna inteligencja będzie pisać teksty, prowadzić pojazdy, tłumaczyć dokumenty, zajmie się księgowością czy przypilnuje porządku na ulicach.

Nowoczesny strajk przybiera jednak zupełnie inną formę: przy pomocy technologii utrudnić życie zwykłym ludziom po to, by osiągnąć korzyść dla firmy.

Innego buntu maszyn nie będzie

Najlepsze, że dało się to przewidzieć. Kiedy w 2018 r. pracownicy amerykańskich korporacji technologicznych zastrajkowali przeciwko współpracy firm z wojskiem i służbami, Piotr Wójcik na łamach „Krytyki Politycznej” zauważał, że był to strajk w libertariańskim stylu. Z prostego powodu: protestowała wysoko wykwalifikowana grupa zawodowa, dobrze zarabiająca, której „dziwnym trafem” nie przeszkadzało unikanie płacenia podatków przez wielkie firmy czy złe warunki pracy pracowników niewykwalifikowanych.

Dotychczas tego typu troski dotyczyły dyskryminacji, rasizmu czy seksizmu. Słusznie zauważano, że rozwijając sztuczną inteligencję przez jedną, określoną grupę społeczną – w tym przypadku białych mężczyzn – zaprojektuje się ponownie technologię myślącą jak ona. To nie algorytmy są rasistowskie lub niezauważające dyskretnych uprzedzeń – tacy byli ludzie, którzy nad nimi pracowali. Chcąc lub nie chcąc przekazali swoje ograniczone własnymi poglądami spojrzenie na świat. A skoro tak, to i na temat tego, przeciwko czemu należy się buntować i sprzeciwiać.

REKLAMA

Na lekcjach matematyki, dziewczynki, mimo że podnoszą rękę do odpowiedzi, są rzadziej pytane niż chłopcy. Ogłoszenia rekrutacyjne formułowane są w formie męskoosobowej. Zdarza się, że narzędzia rekrutacyjne oparte o AI promują aplikacje mężczyzn, a odrzucają kobiet. Ogłoszenia o pracy w AI czasem wręcz w ogóle nie wyświetlają się kobietom

mówiła Spider’s Web Karolina Kulicka, kierownik pionu rozwoju naukowego w NASK.

W fantazjach science-fiction nieraz mieliśmy wizje o buntującej się sztucznej inteligencji, która zyskuje świadomość. Analizowano, do jakich wniosków wówczas dojdzie. Coraz bardziej widać, że nie będzie skłonna do buntu i protestu, a jeśli już, to tylko takiego, aby lepiej chronić swoich mocodawców. Dzisiejszy strajk bankomatów jest tego dobrą zapowiedzią. Co będzie dalej? Wielki strajk pracowników (kas samoobsługowych) wymierzony w klientów, którzy kupują w innej sieci? Autonomiczny pociąg czy metro stanie nie dlatego, że sprzątający na dworcu zarabiają za mało, ale dlatego, że sprzedawca e-biletów nie będzie chciał dzielić się zyskami z cyfrowym sklepem. Innego buntu maszyn nie będzie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA