REKLAMA

Widziałem świetny sposób na miejską zieleń. Znała go twoja babcia

Trochę to dziwne, ale w sercu Europy najbardziej urzekły mnie… drewniane płotki. Dowód na to, że piękno tkwi w prostocie, a Bruksela jest tego najlepszym przykładem.

18.06.2024 04.21
plotek w miescie
REKLAMA

Oczywiście to nie tak, że samo miasto mi się nie podobało – wręcz przeciwnie. Jednak prosty drobiazg przy miejskiej zieleni był wisienką na torcie, dzięki której ulice zachwycały rozmachem, a jednocześnie były uroczo przytulne, przy okazji dając cień i ochłodę w naprawdę ciepły dzień.

REKLAMA

Najpierw urzekł mnie skwer na Fontainasplein. Plac, na którym krzyżują się ulice, pełen jest kilku zielonych wysepek, a każda z nich otoczona jest prostymi drewnianymi płotkami. Wychodząc z szerokiej, dość tłocznej alei, pełnej sklepów i straganów, trafia się do miejsca, gdzie wszystko się uspokaja. Można usiąść w cieniu, odpocząć i mieć kontakt z naturą.

Robi to tym większe wrażenie, gdy zorientujemy się, jak ten plac wyglądał jeszcze 10 lat temu

Samochodowa szeroka aleja szła dalej, a jedyną zielenią były iglaki w ciężkich betonowych donicach. Skwer, owszem, istniał już wtedy, ale siedziało się w betonowym otoczeniu, obok przejeżdżających w jedną i drugą stronę aut. Niesamowita metamorfoza, bo dziś to miejsce jest oazą ciszy i spokoju. A to przecież wciąż centrum miasta.

fot. Google Street

Drewniane płotki otaczają też drzewka znajdujące się na uliczkach w okolicach starego miasta:

A jeszcze dziesięć lat temu ulica prezentowała się tak:

fot. Google Street

Tej ulicy już nie ma, jest droga dla pieszych, którzy mogą spacerować, zachodzić do restauracji i pubów czy w końcu zawieszać oko na wszechobecnej roślinności.

Proste drewniane płotki sprawiają, że jako pieszy czułem się jakbym przechadzał się po ogródku na wsi. To drobiazg, banalna rzecz, ale sprawiała, że ulica, którą spieszy się do pracy brukselski tłum, a towarzyszą im wyluzowani turyści, nagle stawała się sielska i... naturalna. Chociaż ani miejski bruk, ani drewniane ogrodzenie są dowodem na ludzką ingerencję. Całość stworzyła paradoksalny, wciąż zaskakujący mnie efekt.

Być może to celowa gra na skojarzenia i wspomnienia, ale najważniejsze, że działa, bo widząc urocze płotki zapomina się o całym miejskim zgiełku

Zwykłe kawałki drewna rodem z ogródka działkowego przenoszą do spokojniejszej rzeczywistości. Porównując zdjęcia sprzed lat, można być w szoku, jaką metamorfozę przeszła Bruksela. Nie chodzi wyłącznie o rezygnację z dróg i postawienie na zieleń. Liczą się również detale, dzięki którym okolica może nabrać zupełnie innego charakteru.

Przez te płotki nie miało się wrażenia, że to zieleń miejska jaką dobrze znamy. Nie była to próba przeniesienia parku na ulicę, co jest częstą praktyką w polskich miastach. Lance Hosey, autor książki „Kształt zieleni”, zauważał, że „w miejscach atrakcyjnych, pięknie ukształtowanych i wpisanych w naturalne otoczenie ludzie mają się lepiej”. Co za tym idzie „o takie otoczenie dbamy lepiej, mniej śmiecimy czy je niszczymy”. Perspektywa turysty może być myląca, ale faktycznie miałem wrażenie, że płotkowa przestrzeń tworzy dodatkową barierę przed złym zachowaniem. Nie jest to park, gdzie frywolne zachowanie bardziej przystoi (cóż, niestety wciąż wielu ma taki pogląd), ale nie jest to też typowa ulica.

O płotkach w Brukseli przypomniałem sobie, spacerując po Łodzi

We wrześniu 2023 r. ukończono przebudowę pasażu Schillera, wciąż remontowany fragment alei łączącej pasaż z pobliskim parkiem. O ile sama metamorfoza placu mimo wszystko zasługuje na pozytywną ocenę, bo w miejsce parkingu jest więcej zieleni, tak już sama aleja wcześniej pełna była drzew. Nowy fragment – i tyczy się to również samego pasażu – jest trochę przykładem podejścia w stylu „chcę zieleni, ale się boję”. Niby są nowe nasadzenia i roślinność, ale ciągle w mocnych objęciach twardych płyt chodnikowych.

Być może płotki dodałyby tego wiejskiego uroku. To złe określenie w kontekście zieleni, ale może tego też czasami potrzebujemy: płotki zwyczajnie bardziej uporządkowałyby przestrzeń. Cieszę się z roślin, ale jednocześnie mam wrażenie, że obserwuję pewne przedstawienie, kiedy ta niby „wolna” roślinność wsadzona jest w betonowe ramy. Widać, że zieleń przyciąga, w ciepłe dni na ławce siedzą ludzie, ale nie opuszcza mnie smutne wrażenie sztuczności. Brukselskie place i ulice, o których wspomniałem, są zaprzeczeniem takiej przestrzeni.

Drewniane płotki w Brukseli godziły te dwie zwaśnione strony, były formą kompromisu. Nie miałem poczucia, że zieleń jest pozostawiona sama sobie - tworzy tam osobną enklawę, swój świat, który zaprasza do podziwiania, wzbogaca przestrzeń, ale też nie stara się nad nim dominować. Jest, bo dla niej też jest miejsce. Ma się wrażenie, że to do tych płotków dobudowano całą imponującą miejską architekturę.

A to wszystko przy wzmocnieniu poczucia sielskości i przywoływaniu przyjemnych wspomnień, będąc pięknym dowodem na to, że nawet w środku turystycznej alei można mieć kawałek ogródka czy wsi.

Nie chodzi o to, aby miejską zieleń pętać, nie dając jej wolności i przestrzeni na jaką zasługuje

Trzeba jednak wiedzieć, kiedy to zrobić. W Polsce obserwuję dziwne rozedrganie i działanie bez namysłu. Kosi się trawę nie tam gdzie trzeba – ostatnio widziałem, jak koszono fragment pomiędzy płotem a ścieżką rowerową, gdzie w żaden sposób trawa nie przeszkadzałaby przejeżdżającym rowerzystom. Ba, wycina się trawę w parku, chociaż to właśnie tam chcielibyśmy dzikości. Za to „nieskrępowane” fragmenty mamy w centrum miasta, gdzie zieleń wyrasta z ziemi – i choć ma więcej miejsca niż dawniej, to jednak wciąż jest to zieleń wystająca z betonu.

Dobrym przykładem świadomości, gdzie jest miejsce na szaleństwo i prawdziwie rewolucyjne podejście, jest brukselski Parc de la Senne. Stworzono coś w rodzaju kładki, gdzie niczym na bagnach czy w lesie z lekkiego podwyższenia obserwuje się roślinność. Trawy rosną dziko, a po drodze stworzono drewniane ławeczki i leżaki. To przestrzeń, w której aż chce się spędzać czas i zatrzymać, choćby po to, aby popatrzeć się na kwiaty czy drzewa – jak na Fontainasplein.

Czy do postoju zachęca to przebicie? Mam wątpliwości:

REKLAMA

Niestety jesteśmy na etapie wiary w to, że kilka fragmentów zieleni załatwia sprawę – i można w spokoju odhaczyć punkt o nazwie ekologia. Tymczasem wcale nie potrzebujemy wymyślnych konstrukcji czy kombinowania, aby nadać miastom bardziej sympatycznego, wręcz wiejskiego charakteru.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA