Lotniska ostrzegają. Głupie żarty mogą skończyć się karą i przerwaniem podróży
Tydzień lub dwa wakacji pod plamami, humor dopisuje, więc czemu by nie zarazić optymizmem innych i pożartować ze Strażą Graniczną o bombie w plecaku. Okazuje się, że nie brakuje Polaków, którzy wpadają na podobny pomysł.
W tym roku Śląska Straż Graniczna już kilkukrotnie interweniowała, bo żartobliwi pasażerowie postanowili wywinąć podobny numer. Katowicka „Wyborcza” donosi, że w takich przypadkach – np. mężczyzna zasugerował, że ma granaty w plecaku – sprawa kończy się nie tylko mandatem, ale i odmową wpuszczenia na pokład. Zamiast wakacji pozostanie w domu i szansa, by zastanowić się nad swoim zachowaniem.
- Konsekwencją nieprzemyślanych działań może być nałożenie na osobę mandatu karnego, utrata biletu lotniczego, zatrzymanie, a nawet zarzuty prokuratorskie – komentuje Szymon Mościcki, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu.
Według relacji przedstawiciela SG humor dopisuje szczególnie pasażerom udającym się do Egiptu. Znając życie coś ich wcześniej w ten wyjątkowy nastrój wprawiło – i nie mam tu na myśli wyłącznie wizji odpoczynku pod palmami.
To jednak ogólnokrajowy problem
Na początku czerwca warszawskie lotnisko Chopina na swoim facebookowym profilu przypomniało:
Na lotnisku każdy żart o bombie w bagażu jest traktowany poważnie, a zgłaszających zawsze czekają konsekwencje
W komentarzu doprecyzowano:
pracownicy odprawiający pasażerów przy stanowisku check-in mają obowiązek zapytać o to, czy nie znajdują się z nim przedmioty niebezpieczne. Odpowiedź - "żart" potwierdzający posiadanie takich przedmiotów zawsze spotyka się z reakcją.
Niektórzy komentujący nie dowierzali, że takie żarty ciągle są w modzie, ale jak się okazuje – niestety tak:
podczas pytania wymieniane są przedmioty a wśród nich materiały wybuchowe - to rodzi u niektórych pokusę odpowiedzi, że tak - być może traktują to pytanie jako żart, ale to żart nie jest.
- precyzuje lotnisko.
Apel był konsekwencją zdarzeń z 1 czerwca, kiedy to aż trzech pasażerów „zażartowało” w tego typu sposób. Każdy z incydentów następował po sobie co pół godziny, a dowcipnisie odpowiadali w niezwykle kreatywny i oryginalny sposób. 21-latek przed odlotem do Nicei oświadczył, że w jego bagażu znajduje się granat, kolejny pasażer 32 –letni odlatujący do Alicante zażartował, że ma w walizce dwie bomby, natomiast 44-letni mieszkaniec powiatu wyszkowskiego, odprawiając się na rejs na Kos stwierdził, że ma dynamit – relacjonowała Straż Graniczna.
Przewoźnicy obsługujący odprawy na poszczególne trzy rejsy postawili wycofać mężczyzn z listy pasażerów. Jeden z nich został ukarany mandatem karnym, pozostali otrzymali wezwania do stawiennictwa w PSG Warszawa-Okęcie w celu kontynuacji czynności w sprawie incydentów.
Może kary są za niskie?
Do "powtórki z rozrywki" doszło bardzo szybko. Straż Graniczna na swojej stronie opisuje incydent z 20 czerwca. Wówczas 48-letni pasażer w obecności personelu obsługi naziemnej rejsu oznajmił, że w bagażu ma dynamit.
- Traktujemy wypowiadane groźby wyłącznie poważnie, a każdy sygnał o możliwości stworzenia zagrożenia jest natychmiast sprawdzany. Wiąże się to z wszczęciem odpowiednich procedur, a co za tym idzie może wpłynąć na zakłócenia pracy portu lotniczego, opóźnienia odlotów, jak również sankcjami w postaci nałożenia mandatu karnego i utraty biletu lotniczego – przypomina Straż Graniczna.
Nie dość, że więcej pracy i poważnych zmartwień mają sami funkcjonariusze, to jeszcze może to wpłynąć na innych pasażerów. Możemy jedynie załamywać ręce i liczyć na to, że niektórzy w końcu zrozumieją, że żart często powtarzany przestaje śmieszyć. W tym przypadku problemem jest jeszcze to, że to nigdy nie było zabawne. Podobnie jak świecenie laserem w okna kabiny pilotów.
Na Spider's Web piszemy o zmianach na lotniskach:
Zdjęcie główne: Tupungato / Shutterstock