Słuchawki Sony Ult Wear. Miękkie basy, od których głowa nie pęka - recenzja
Zakończyłem test Sony Ult Wear z mieszanymi uczuciami. To zdecydowanie nie jest produkt dla mnie, choć do tej pory wysoko ceniłem sprzęty tego producenta. Realizuje jednak swoją obietnicę niemal w stu procentach. Przy okazji imponując jakością.
Linia produktowa Ult (skrót od Ultimate) to coś kompletnie nowego w ofercie Sony. Nie zastąpi żadnej dotychczasowej linii produktowej i ma być próbą otwarcia się na zupełnie nową klientelę. Głównie młodszą, choć przede wszystkim taką, która ma w nosie realistyczne brzmienia - a zamiast tego uwielbia mięsisty bas podkreślający beat ulubionego hip-hopowego lub popowego numeru.
Linia Ult nie jest przy tym ani pierwszą linią basowych słuchawek i głośników Sony, ani też z ogólnego opisu nie zapowiada się w żaden sposób na coś wyjątkowego. Wszak chyba wszyscy zainteresowani pamiętają chociażby o linii Sony XtraBass. Co więc ma być takiego niezwykłego w Sony Ult, poza standardową obietnicą produktu wysokiej jakości? Ma to być sposób, w jaki niskie tony są wzmacniane.
Sony zdecydowało się bowiem w swoim produkcie połączyć brzmienie i jakość, z którego jest znane i wspomniane podbicie basów za pomocą elektroniki. Niskotonowość Ult ma być uruchamiana tylko wtedy, gdy użytkownik sobie tego życzy - wciskając stosowny przycisk na słuchawkach lub głośniku. Basowe, opcjonalne brzmienie osiągane jest za sprawą pracy algorytmów i sztucznej inteligencji, dzięki czemu Ult mają niezmiennie oferować czysty, głęboki i klarowny dźwięk - w przeciwieństwie do pozbawionej wyrazu basowej buły typowej dla znacznej części basowych młodzieżowych produktów. Czy się udało?
Sony Ult Wear. Na pierwszy rzut oka trudno je odróżnić od Sony 1000X. To dobrze
Sony 1000X to zasłużony i spektakularny rynkowy sukces i nic dziwnego, że Sony próbując przebić się na nowy rynek gra swoimi atutami. Od razu po wzięciu Ult Wear do ręki czuć wysoką jakość wykonania, równie wysokiej klasy tworzywa i materiały wykończeniowe (oczywiście jak na produkt na rynek masowy, nie luksusowy). Ult Wear, podobnie jak 1000X i znaczna część pozostałych nausznych słuchawek Sony, zapewnia też duże możliwości regulacji i dopasowania do kształtu głowy - zarówno przez regulację pałąka, jak i ruchome mocowania nauszników.
Podobny jest nawet układ przycisków na nauszniku, jeśli ktoś jest przyzwyczajony do innych modeli Sony. Podobnie identyczne są gesty do sterowania słuchawkami - użytkownik używa nausznika jak panelu dotykowego, wykonując na nim ruchy palca odpowiedzialne za głośność, odtwarzanie, zmianę piosenki czy odbieranie połączeń. Niestety to również oznacza skopiowanie jednej z większych wad 1000X: panel dotykowy działa poprawnie zazwyczaj. Niestety te rzadkie momenty, w których źle zinterpretuje ruch i na przykład zmieni piosenkę zamiast nieco ją przyciszyć bardzo frustrują. Największą różnicą jest tu wspomniany przycisk Ult. Jego wciskanie przełącza tryb działania słuchawek pomiędzy wyłączeniem algorytmu podbicia basów, ustawienie go na mocne podbicie lub na bardzo mocne.
Słuchawki są bardzo wygodne i lekkie. Spędziłem z nimi kilka godzin bez zdejmowania ich z uszu i czułem bardzo minimalny dyskomfort po tym czasie. Ult Wear sprawdzą się w długiej i nudnej podróży pociągiem czy samolotem, nie trzeba z nimi robić przerw na odpoczynek dla małżowiny usznej.
Potężny akumulator, mnóstwo dodatkowych funkcji, najnowsze kodeki. Ale jak brzmią Sony Ult Wear?
Akumulator w Ult Wear jest frustrująco dobry. Sony było uprzejme wypożyczyć mi do testów słuchawki na raptem niecały tydzień - a tu się okazało, że produkt spokojnie może grać bez przerwy niemal 30 godzin z włączonym mechanizmem ANC i do 50 z wyłączonym. Nie ukrywam, że z braku czasu drugi pomiar został wykonany w sposób syntetyczny - czyli słuchawki leżały na stole i grały, kiedy ja zajmowałem się czymś innym. Wspaniały wynik.
Pochwalić też mogę Ult Wear za wspomniany mechanizm ANC. Nauszniki całkiem skutecznie izolują od otoczenia, a po włączeniu tegoż mechanizmu użytkownika otacza miła… no nie, nie cisza, ale jednak dość przyjemnie wyczyszczona scena dźwiękowa. Działa on równie skutecznie, co w modelu 1000XM5. Czyli jest to bardzo wysoki poziom, choć niezmiennie nie jest to jeszcze top topów ANC, jakim jest mechanizm w Bose QuietComfort Ultra.
Ult Wear nie rozczarują też w kwestii zgodności ze sprzętem nadawczym wyższej klasy. Co prawda dźwięk Bluetooth to niezupełnie audofilski standard, ale też nowe słuchawki Sony bez problemu rozkodują sygnał nawet w kodeku LDAC (32-bit / 96 kHz / do 990 Kb/s). Są też zgodne z formatem 360 Reality z usługi Tidal. Mogą też funkcjonować jako końcówka Asystenta Google i Alexy, bez problemu też radzą sobie z parowaniem z wieloma urządzeniami (co u Sony nie zawsze jest regułą).
Co do brzmienia, niestety nie jestem do końca pewien co napisać. Wiele tu bowiem zależy od osobistych preferencji, a mi brzmienie Ult Wear kompletnie nie przypadło do gustu. Zacznę od pewnego kłamstwa związanego z przyciskiem Ult. Ult Wear miały brzmieć neutralnie, a dopiero mechanizm z przycisku miał podbijać niskie tony. Tymczasem to zdecydowanie mocno basowe słuchawki, nawet gdy użytkownik wszystko wyłączy.
Włączenie trybu Ult oznacza jeszcze mocniejsze podbicie niskich tonów, a w tym dodatkowym trybie całość na mój gust zaczyna brzmieć absurdalnie i pretensjonalnie. Problem w tym, że to tylko moje odczucia. Ult Wear nie wydają się zniekształcać dźwięku tak, by wychodziły przestery, dystorsje czy inne wady brzmienia. Szczegółowość sceny dźwiękowej jest zachowana. Nawet w tym najbardziej basowym trybie z masującego głowę smolistego basu wydobywają się też subtelności wprowadzone przez wysoki wokal, talerze perkusyjne czy wysoki strój gitary. Ult nigdy nie będą brzmiały neutralnie, zawsze będzie to tryb bas, albo Bas, albo BARDZO BAS.
To niestety również oznacza, że są to słuchawki stricte muzyczne. Zapewne niektórych zdziwi ta uwaga, ale nie należy zapominać, że coraz więcej osób konsumuje filmy, seriale i gry komputerowe, będąc w ruchu lub w podróży. Potrafię jeszcze jako-tako oddzielić prywatny gust od oceny jakości i jestem przekonany, że większość miłośników miękkich i niskich brzmień z Sony Ult bardzo się polubi. Niestety Netflix i podobne na Ult Wear brzmią fatalnie i nie jest to już tylko kwestia gustu.
Sony Ult Wear - czy warto? Tak, ale nie. To produkt wysokiej jakości - ale wyłącznie dla osoby, która wie, czego chce
Zacznijmy od rzeczy dających się obiektywnie ocenić. Sony Ult Wear są świetnie wykonane. Sprawiają wrażenie bardzo trwałych, są bardzo wygodne zarówno w kwestii samej konstrukcji i możliwości regulacji - jak i za sprawą wykonania samych nauszników, które nie męczą uszu. Do tego są zarazem bardzo lekkie, ale też nawet z włączonymi wszystkimi bajerami zapewnią ponad dobę słuchania non-stop, zanim poproszą o ładowarkę. Do tego przyjmują wszystkie formaty dźwięku, nawet te związane z płatnymi kodekami.
Nie przegap:
Spełniają też swoją obietnicę inteligentnego basu. Faktycznie podbicie niskich tonów jest w tym modelu realizowane bardzo umiejętnie. Nawet ten najmocniejszy tryb nie polega na prostackim podkręceniu niskich częstotliwości na korektorze widma kosztem wyższych, zapewniając Ultom ciekawe, unikalne brzmienie, które w niektórych numerach hiphopowych aż samo prowokuje, by szyja się bujała.
Niestety nie są to jednak słuchawki uniwersalne. Wyłączenie mechanizmu Ult nie zmienia fundamentalnie specyfiki brzmienia tych słuchawek. Ich basowość nie jest opcjonalna, a narzucona. Niektórym zapewne dokładnie o taki produkt chodziło, a po niespełna tygodniu obcowania nim mogę z całą odpowiedzialnością poręczyć za jego wysoką jakość. Choć sam żegnałem się z nimi bez najmniejszego żalu.