REKLAMA

Widziałem komfortowe miasto przyszłości. Wygląda znajomo i... mało miejsko

Jeśli boisz się, że technologia prędzej niż później zabierze ci pracę, już teraz sprawdź, jak uprawiać pomidory i czego nie lubią zioła. To właśnie takiej wiedzy miasta przyszłości będą potrzebować. Tak, miasta, a nie wsie.

26.05.2024 16.30
Agrowoltaika: farmy fotowoltaiczne są idealne do uprawy warzyw
REKLAMA

Czy gdybyśmy mieli wybrać symbol uniwersalnego i dostępnego komfortu, to czy mogłoby nim być krzesło monobloc – pytają organizatorzy tegorocznej edycji Łódź Design Festival. Mebel znacie bardzo dobrze, być może macie taki egzemplarz na balkonie, kuchni, działce lub zalega wam w piwnicy. Powszechne, plastikowe, więc dostępne w niskiej cenie, dobre, bo tanie – jak się zepsuje to można go szybko wymienić bez straty dla domowego budżetu.

REKLAMA

Tylko czy komfort jednostki powinien być najważniejszy? Monobloc w szwajcarskiej Bazylei został wykluczony z przestrzeni publicznej, bo według władz miasta niszczył krajobraz. Zwykłe krzesło, które jednocześnie może być symbolem złego designu i masowości, a z drugiej „wygody dla każdego”. Prosty mebel skłaniający do zadawania niełatwych pytań nt. tego, czym właściwie jest komfort i gdzie leżą jego granice.

Komfort przyszłości i teraźniejszości to taki, który nie szkodzi innym i planecie - pokazał tegoroczny Łódź Design Festival

Dobrze reprezentuje to nagrodzony pierwszym miejscem w konkursie make me! - plebiscycie będącym częścią ŁDF - projekt półek „reprezentujący innowacyjne podejście do projektowania mebli”. Jak wyjaśniają organizatorzy meble muszą być zdolne do „adaptacji i reagowania na zmieniające się otoczenie”. Ekologicznie akceptowalne materiały to jedno. Do złożenia nie są potrzebne śruby, więc mebel, którego autorem jest Jacobo Cuesta Wolf, łatwo dostosować lub rozszerzyć w dowolnym kierunku. Prawdziwa prosta modułowość, dostępność i przystępność.

Dosłownie na wyciągnięcie ręki mamy materiały, z których można zrobić taborety, talerze na owoce czy lampki. Antoni Rzepka zaproponował, że to wszystko da się wykonać ze starych blatów deskorolkowych. Skaterzy wymieniają swój średnio co roku, a że w samej Polsce jest ich ok. 20 tys. to surowca nie brakuje. Patrząc na prace projektanta nietrudno zadać sobie niby banalne, ale ciągle uderzające pytanie: jak to możliwe, że ciągle produkuje się tyle nowych rzeczy, zamiast wykorzystać to, co już mamy - w tym tak wydawałoby się błahą rzecz, jaką są części po deskorolkach.

Nawet plażowe zabawki i akcesoria mogą być ładne, a przy tym nieniszczące środowiska. Do ich stworzenia Maja Góralczyk wykorzystała muszle muli i ostryg pozyskane z gdańskich restauracji. Normalnie trafiłyby na śmietnik, tymczasem projektantka stworzyła z nich łopatki do zabawy w piasku. Gdy zostaną na plaży, nie zanieczyszczą środowiska – po prostu muszle (a raczej to, co z nich zostało i przetworzono) znowu wrócą do morza. Idealny obieg zamknięty.

Możemy sprawić, że nasze mieszkanie będzie designerskie i ekologiczne, ale to na nic, jeśli świat zewnętrzny będzie jego przeciwieństwem i nie będzie nadawał się do życia

Potrzebujemy zmiany i nowego sposobu myślenia, a jedną z recept jest miejskie rolnictwo. Wystawa poświęcona koncepcji pokazuje, że to nie melodia przyszłości, a coś, co dzieje się tu i teraz.

W Cieszynie powstają ogrody sąsiedzkie czy społeczne, w których można odpocząć, ale też dowiedzieć się czegoś nt. upraw warzyw czy ziół. Podobne przedsięwzięcie prowadzone jest na terenie byłej fabryce w Dąbrowie Górniczej, gdzie każdy z mieszkańców mógł zasadzić ulubioną roślinę, a pomysłodawcy zapewnili sprzęt ogrodowy. Jesienią 2023 r. zbierano pomidory, papryki czy dynie zasadzone właśnie w ten sposób. Inną coraz częściej wdrażaną koncepcją są farmy wertykalne -

Przyszłość jest zielona – bo musi taka być, jeśli chcemy, aby miasta zdolne były adaptować się do konsekwencji katastrofy klimatycznej. Według kuratorów wystawy upodobnienie się miast do wsi pod tym względem i wykorzystanie typowo miejskich obszarów do zamienienia ich w ogrody sprawi, że w przyszłości pojawi się wiele nowych zawodów i miejsc pracy związanych z miejskich rolnictwem.

Potrzebni będą np. animatorzy ogrodów społecznych – ludzie, którzy wyjaśnią, jak obchodzić się z warzywami, owocami i ziołami

W cenie mają być doradcy Rolnictwa Wspieranego przez Społeczność. Będą łączyć ekologicznych rolników z klientami.

Skąd jednak weźmiemy miejskich rolników, jeżeli problemem współczesnego człowieka jest to, że odchodzi od natury, przyrody, dosłownych korzeni? W Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu uruchomione zostały studia podyplomowe pod nazwą Miejskie Ogrodnictwo.

Studenci uzyskają  wiedzę z zakresu zrównoważonego rozwoju przestrzeni miejskiej, aspektów prawnych, ekonomicznych i społecznych środowiska miejskiego, zielono błękitnej infrastruktury, gleboznawstwa, sztuki projektowania ogrodów, uprawy, pielęgnacji i ochrony roślin ozdobnych, zielarskich i jadalnych oraz grzybów

– wyjaśniają kuratorzy wystawy.

Z jednej strony Łódź Design Festival tegoroczną edycją dał nadzieję. To nie są projekty przyszłościowe, które być może powstaną, oparte na nie wiadomo jakiej technologii, na którą jeszcze czekamy. Dostęp mamy tu i teraz: wystarczy trochę przestrzeni, nawet w mieście, a można tworzyć ogrody dla wszystkich. Zwrócić się ku naturze między blokami i ruchliwymi ulicami. Ale choć zielone światełko w tunelu jest, to ciąży też pytanie: a co, jeśli pójdzie się w drugą stronę?

Wówczas pewnie niezbędne będą osiedlowe schrony klimatyczne. Na wystawie zaprezentowano projekt Julii Karnaś, będący przestrzenią „tymczasowej ucieczki od nadmiernie przegrzewających się mieszkań w okresie letnim”. Modułowa konstrukcja z sosny, wypełniona ażurową ścianą z ręcznie wykonanymi cegłami z ziemi ubijanej i gliny, pozwala na swobodne przenikanie wiatru do wnętrza i jego pasywne chłodzenie – wyjaśniono na wystawie.

REKLAMA

To jeszcze jeden dowód na to, że komfort przyszłości oznacza powrót do natury. Szkoda tylko, że dostrzega się to tak późno, w sytuacji kryzysowej. A tak naprawdę wiedza i pomysły były dostępne znacznie wcześniej. Na wystawie "Póki pną pnie" przypomniano o zasadzie 3-30-300. Zakłada, że każda osoba powinna z własnego okna widzieć co najmniej 3 drzewa, dzielnica w 30 proc. powinna być pokryta zielenią, a 300 m dzieli nas od najbliższego parku.

Wady niedopasowania do tej koncepcji uwypuklają się w tak gorące dni jak w mijający weekend. Cień, który dają drzewa, był na wagę złota. Wciąż daleko nam do życia w komfortowych przestrzeniach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA