Neony wracają do łask. Polskie miasta pięknieją
Wszędobylskie bilbordy dzisiaj męczą, ale był moment, kiedy w ulicznej reklamie byliśmy mistrzami. Neony rozświetlały polskie miasta. Potem zgasły, ale wielu walczy, żeby rozbłysły na nowo.
W pierwszej połowie lat 70. XX wieku nocą w Poznaniu było jasno jak w dzień – pisała o poznańskich neonach Danuta Bartkowiak. Na ulicach wieczorami dało się czytać gazety. Zanieczyszczenie światłem, owszem, ale jednak w innej skali. Bardziej artystycznej, z klasą, próbą oczarowania nowoczesnością i możliwościami.
Co nie znaczy, że neony wszystkim od razu przypadły do gustu. Jeszcze przed II wojną światową na łamach „Kuriera Warszawskiego” narzekano, że świetlne reklamy tworzą wizualny chaos, są zbyt krzykliwe i psują wzrok.
Powrót do neonów to końcówka lat 50. Wtedy władze postanowiły rozświetlić polskie miasta. Najbardziej znane i widowiskowe neony montowano w Warszawie i Poznaniu. Bartkowiak zwracała uwagę, że „funkcja informacyjna i reklamowa neonów powoli schodziła na drugi plan”. Ważniejsza stała się ich estetyka.
Neony projektowali artyści, architekci, plastycy. I to nie pojedyncze egzemplarze. W Warszawie za „neonizację” ul. Marszałkowskiej odpowiadali Eleonora Sekrecka i Zygmunt Stępiński, architekci.
Podobnie było w Łodzi, w której w sumie zawisło ok. 600 neonów. Ul. Piotrkowska miała swój konkretny, określony plan neonizacji. Z góry ustalono kolory i lokalizację. Na samowolkę nie było miejsca, wszystko miało być spójne, pasujące do siebie, tworzące dobrze komponującą się całość.
Bartosz Stępień, autor albumu "Łódzkie neony. Zapomniane perły wzornictwa PRL-u" w rozmowie z Wyborczą wyjaśniał, że neon bywał przewidywany przez architekta jeszcze na etapie budowy danego budynku. Był dostosowany do jego skali, a zaakceptować projekt miał nie tylko inwestor, ale również specjalna komisja artystyczna. Brano również pod uwagę to, jak reklama świetlna prezentować będzie się w dzień.
Rzemieślnicy tworzący neony to był osobny fach. Dostawali projekt w skali jeden do jednego. Jak litery miały mieć trzy metry, to takie same były na papierowym projekcie, więc rozkładało się go w jakiejś sali gimnastycznej. Szklarze, którzy wydmuchiwali potem te rurki, to osobna opowieść, ta praca wymagała od nich kunsztu i wirtuozerii .
– opowiadał Stępień
- Od pomysłu do momentu, gdy mogłam zobaczyć, jak świeci, mijało nawet i półtora roku – mówiła z kolei twórczyni warszawskich neonów Zofia Kozubska.
Z czasem zaczęto tworzyć imponujące, rozległe instalacje, które podziwiać można było na domach handlowych czy fabrykach
W Warszawie neon „Przez oszczędzanie w PKO do mieszkania” obejmował niemal cały budynek mieszkalny.
Władze dostrzegły potencjał drzemiący w neonowej rurce i prócz reklam sklepowych, hotelowych, kawiarnianych czy punktów usługowych w mieście pojawiły się neony witające przyjezdnych i zachwalające uroki Poznania i zabytki Wielkopolski, neonowe były nazwy ratajskich osiedli i zakładów pracy nawet na najdalszych peryferiach miasta
– relacjonowała Bartkowiak.
Jak zauważa z kolei Agnieszka Sural na łamach culture.pl masowość zaszkodziła neonom, przynajmniej tym warszawskim. Więcej firm chciało mieć taką reklamę, rzadziej do współpracy zapraszano artystów. Aż w końcu w połowie lat 70. nadszedł światowy kryzys i w Polsce zmagano się z niedoborami prądu. Neony stały się zbędną fanaberią.
A potem dobiły je ciężkie lata 80.
Jeszcze bardziej kłuło w oczy, gdy neon reklamował coś, czego w sklepach nie można było dostać. W kryzysowych czasach ich naprawa nie była na dodatek priorytetem. Paradoksalnie to w Łodzi neony świeciły dłużej niż w innych miastach. Wszystko dzięki papieżowi. Jak opowiada Stępień neony naprawiano z okazji przyjazdu do miasta Jana Pawła II, wypełniając szczerbate napisy.
Szczególnie pięknie wyglądało to po deszczu, kiedy neony odbijały się w kałużach. Ślad tego klimatu zachował się jeszcze na kolorowych zdjęciach, które czasami były wydawane w formie pocztówek
– opowiadał o neonowych czasach Stępień.
W ostatnich latach pamięć o neonach kultywowali pasjonaci. Zachowane egzemplarze trafiały do muzeów. Wrocław doczekał się galerii neonów Neon Side, a Warszawa Neon Muzeum. Muzeum „pod chmurką” chcą zrobić miłośnicy świetlnych reklam w Kołobrzegu. Z czasem przepiękne napisy opuszczały przygotowane dla nich przestrzenie i zaczęły wracać na ulice.
Niedawno w Olsztynie legendarny neon „Dworzec Kolejowy” ponownie wita pasażerów dworca. Składa się z 15 liter o wysokości 123 cm, a napis ma ponad 18 m. Jest on jednym z dwóch elementów historycznych pochodzących z wybudowanego w latach 1969-71 dworca. Napis przeszedł gruntowną renowację. A jego stan może być symbolem rozkładu polskich neonów, bo pewnie taki los spotkał wiele konstrukcji:
Elementy na szczycie fasady Olsztyna Głównego, przez ponad 50 lat wystawione na działanie czynników zewnętrznych, były mocno uszkodzone. Poza licznymi defektami mechanicznymi napis miał silnie skorodowany stelaż i miejscami był porośnięty mchami i porostami. W kilku literach znaleziono pozostałości gniazd ptasich. Ponadto, były one nieco zdeformowane oraz zabrudzone. Bardzo dobrze natomiast zachował się oryginalny niebieski kolor powłoki malarskiej na literach. Co ciekawe, liczący przeszło 50 lat napis doraźnie naprawiano, malowano i wzmacniano miękką blachę, jednak nigdy nie zdecydowano się na odtworzenie szklanych rurek. Aż do teraz.
- opisuje PKP PLK.
- Wszystkie części do rekonstrukcji oświetlenia przyjechały do Polski z Włoch. Szklane rurki są sprowadzane jako proste elementy, następnie szkło wygina się poprzez jego podgrzewanie palnikami gazowymi, do kształtu danej litery. W kolejnym etapie zaślepia się je, a na końcach instaluje elektrody. Następnie rurki wypełnienia się gazem szlachetnym. W przypadku olsztyńskiego neonu jest to argon. Na koniec podłącza okablowanie wraz z transformatorami – mówi Mirosław Cholewka, z firmy Ars Renovo, odpowiedzialnej za proces rekonstrukcji neonu.
W Łodzi odnawia się kultowy dla mieszkańców animowany neon przedstawiający kieliszki z bąbelkami i napis „Kaskada”. Został zdemontowany w 2023 r. z powodu korozji, przez którą jedna z liter się przechyliła. Zniszczone fragmenty trafiły na złom, a neon zostanie zrewitalizowany.
Miasto chwali się, że przywraca blask starym napisom, ale też tworzy nowe. Niedawno na elewacji Teatru Pinokio rozbłysnął neon Teatr, którego autorem jest projektant graficzny Dawid Korzekwa, prof. Katedry Projektowania Graficznego ASP w Katowicach, który odpowiada również za obecną identyfikację wizualną teatru. Trochę jak za starych czasów, gdy neon był spójną częścią budynku.
Neony wracają na ulice miast. I możemy się tylko z tego cieszyć, bo wciąż potrafią zachwycać. Zofia Kozubska mówiła, że w czasie PRL-u były „światełkami”, dzięki którym ludziom chociaż na chwilę mogło być nieco przyjemniej. I chociaż nasza rzeczywistość nie jest tak szara jak tamte czasy, to tej funkcji neonów dalej potrzebujemy.
zdjęcie główne: Caliarisa / Shutterstock.com