Jak nie wydawać gry, opowieść w 3 aktach: 10000 graczy walczyło o 200 miejsc
Star Wars Battlefront Classic Collection to nie tylko pakiet odrestaurowanych gier wideo. To także świetne case study na temat tego, jak nie wydawać cyfrowego produktu, o ile nie chce się trafić na szczyty najgorzej ocenianych tytułów na Steam.
Przed wami opowieść prosta, w trzech aktach, poświęcona temu, jak NIE WYDAWAĆ oraz NIE ROBIĆ gier wideo. Zwłaszcza takich na popularnej licencji, na które czekają setki tysięcy fanów na całym świecie. Przypadek Star Wars Battlefront Classic Collection to historia smutna, ale być może da do myślenia innym wydawcom sieciowych strzelanin.
AKT 1: Nowa Nadzieja. Star Wars Battlefront Classic Collection wzbudza entuzjazm.
Galaktyka przeżywała mroczne czasy. Electronic Arts wykupiło o Disneya czasową wyłączność na produkcję oraz wydawanie gier na licencji Gwiezdnych wojen (z wyłączeniem LEGO i mobile). Sithowie dobrali się w mroczną parę: Disney produkował fatalne filmy, nie licząc Rogue One. EA wydawało kiepskie gry, nie licząc Star War Jedi.
Szczęśliwie jasna strona mocy wygrała w siedzibie Disneya, a Elektronicy utracili wyłączność. Dzięki temu współcześnie nad nowymi grami pod banderą Star Wars pracuje wielu różnych producentów. Możliwy jest także powrót odrestaurowanych klasyków, jak Jedi Academy czy mój ukochany Star Wars Racer.
Jednym z takich wyczekiwanych klasyków sprzed dekad były oryginalne odsłony kosmicznej strzelaniny Battlefront. Na papierze Star Wars Battlefront Classic Collection zapowiadał się świetnie: dwie kultowe produkcje z odświeżoną grafiką, dodatkową zawartością oraz premierą na wszystkich czołowych platformach, wliczając w to Switcha. Nowa Nadzieja.
AKT 2: Gehenna. 10000 graczy walczy o 200 miejsc na serwerach.
W dniu premiery, na samym Steam, w Star Wars Battlefront Classic Collection planuje zagrać prawie 10 tys. osób. Wszyscy kupili grę za 162 zł, chcąc wrócić do beztroskich czasów sprzed lat, gdy Battlefronty wymiatały na PC i PS2, a Atak Klonów oraz Zemsta Sithów debiutowały w kinach.
Gracze na Steam z przerażeniem odkrywają, że wyszukiwarka serwerów znajduje wyłącznie TRZY serwery, na 64 graczy każdy. Łącznie daje to 192 miejsca na 10000 chętnych do zabawy. Rozpoczęła się gehenna. Walka o miejsce była w zasadzie bezsensowna. Na jeden zwolniony slot było 52 chętnych w kolejce.
Serwerów dla graczy PC realnie przygotowano znacznie więcej niż trzy sztuki. Problem polegał na tym, że wyszukiwarka ich nie wyświetlała. Niektórym pomagał restart gry i odświeżenie listy. Innym przesuwanie suwaka regionalnej blokady. Jednak zdecydowana większość nie była w stanie rozwiązać problemu z widocznością serwerów. Sytuacja staje się (nieco) lepsza dopiero teraz.
Podczas premiery na konsolach sieciowa infrastruktura działała lepiej, ale także była daleka od poprawnej. Posiadacze konsolowej wersji w momencie debiutu widzieli około 20 serwerów. Wszystkie pełne, bez możliwości łatwego dołączenia do sieciowej rozgrywki.
Kiedy któremuś szczęśliwcowi udało się wejść na serwer, jego radość mogła nie trwać długo. Z relacji wybranych przez Moc wynika, że Star Wars Battlefront Classic Collection jest trawiony regularnymi błędami połączenia. W jednej chwili beztrosko grasz, w drugiej wyrzuca cię do menu głównego.
AKT 3: Rozczarowanie. Problemy Classic Collection to nie tylko liczba widocznych serwerów.
Nawet decydując się na rozgrywkę offline, Star Wars Battlefront Classic Collection okazuje się remasterem dalekim od idealnego - na wielu płaszczyznach: od zmienionych zasad rozgrywki po kompromitujące błędy, które powinny zostać wyłapane i wyeliminowane przed premierą.
Przykładowo na skutek zwiększonego punktowego kosztu odrodzeń starcia są drastycznie krótsze niż w oryginalnych Battlefrontach. Na śnieżnej planecie Hoth wyświetlają się czarne i purpurowe brakujące tekstury. Modele gungan powodują błąd, wysypujący grę. Osiągnięcia nie działają. W trybie Story Missions brakuje filmików przerywnikowych. Zabrakło też mechaniki auto-balansu.
Na skutek masy błędów Star Wars Battlefront Classic Collection doczekał się przytłaczająco negatywnych recenzji na Steam. Gracze domagają się zwrotu pieniędzy, co jest w pełni zrozumiałe. Gra notuje po dnie, zaciekle walcząc o miano najbardziej znienawidzonego tytułu na platformie Valve.
Szkoda, bo nosiłem się z zamiarem zakupu tego remastera. Uwielbiałem klasyczne Battlefronty, które pod wieloma względami były znacznie bardziej rozbudowane i ciekawsze od pięknych, ale pozbawionych serca strzelanin Star Wars od EA. Pozostaje mieć nadzieję, że Aspyr z czasem wdroży poprawki, do tego zetnie cenę, wynagradzając w ten sposób kompromitującą premierę.