Recenzja Final Fantasy 7 Rebirth: PS5 ma killera, ta gra to przełom
Final Fantasy 7 Rebirth ratuje katalog gier na konsolową wyłączność PlayStation 5. Gra jest powalająca, długa, zróżnicowana, przepiękna i wzruszająca. Było oczywiste, że Square Enix dowiezie, ale nie spodziewałem się aż tak cudownego molocha.
Wchodzę w tłum turystów zgromadzonych na zakupowej ulicy pełnej straganów, a wentylatory PlayStation 5 robią wyraźne wuuu. Final Fantasy 7 Rebirth to jedna z niewielu prawdziwie next-genowych produkcji, wyciskających siódme poty z najnowszej konsoli Sony. Japończycy ze Square Enix serwują zupełnie nowy poziom artystycznej oprawy. Zarówno w obszarze otoczenia, jak również modeli postaci.
Final Fantasy 7 Rebirth to pierwsza gra wideo, w której jestem autentycznie przebodźcowany wizualnie.
Mieliśmy do czynienia z wieloma imponującymi, gęstymi i żywymi aglomeracjami w grach cRPG. Jednak Final Fantasy 7 Rebirth przenosi obfitość sceny na nowy poziom. Liczba jednocześnie widocznych przechodniów, straganów, budynków i detali jest porażająca. Siedząc przed 65-calowym ekranem, nie wiedziałem, na czym skupić wzrok. Spacerując po uliczkach tętniącego życiem miasta Kalm działo się zbyt wiele.
To osobliwe doświadczenie odróżnia Final Fantasy 7 Rebirth od masy innych produkcji cRPG. Mamy do czynienia z tytułem nie tyle wykorzystującym moc PS5, co popychającym tę zamęczoną konsolę pod ścianę. Wentylatory wyją swój utwór operowy, a SSD żongluje danymi jak cyrkowiec. Uzyskany efekt powoduje szczery opad szczęki. Gra to wizualny cukierek.
Final Fantasy 7 Rebirth wypuszcza graczy w otwarty świat, co początkowo… niezbyt mi się spodobało. Zaleciało Ubisoftem.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem panoramę pól uprawnych i łąk, byłem oczywiście zachwycony. Jednak po kilku godzinach swobodnej eksploracji otwartego świata miałem już mieszane odczucia. Unikalne misje poboczne mieszają się w FF7Rb z powtarzalną orką w stylu Ubisoftu: wespnij się na okoliczną wieżę albo zeskanuj teren, zdobywając zasoby pozwalające na kupno lepszych zaklęć (materii).
Czasem ta powtarzalna rutyna na modłę Assassin’s Creed bywa przyjemna. Jednak na bogów, nie po to gra się w kultowe Final Fantasy 7, by zbierać skóry wilków dla lokalnego farmera. Tymczasem Rebirth czyni z monotonnych aktywności w otwartym świecie pokaźną część rozgrywki.
Mam jednak dwie dobre wiadomości: po pierwsze, tego typu rutyna w sosie Ubisoftu jest kompletnie opcjonalna. Jeśli najdzie cię ochota, możesz przebiec przez otwarty świat prosto do fabularnego celu. Po drugie, twórcy zachowują balans, przeplatając rozdziały z otwartym światem takimi o korytarzowej strukturze, na modłę Final Fantasy 7 Remake. Uśredniając, na jeden rozdział o otwartej strukturze przypadają dwa-trzy z liniową eksploracją. Dobrze dobrane proporcje.
Nie sądziłem, że Final Fantasy 7 Rebirth będzie AŻ TAK wzruszający. To wyciskacz łez, tu trzeba chusteczek.
Rebirth robi to, czego nieco brakowało mi w poprzedniej odsłonie: skupia się na relacjach członków drużyny. Miłość, zazdrość, zdrada, sekrety - Japończycy bawią się swoją grą jak telenowelą, doskonale korzystając ze zróżnicowanego zbioru charakterów. Cloud nie jest już takim mrukiem, do tego gracz wybiera linie dialogowe mające bezpośrednie przełożenie na to, jak postrzegają nas członkowie drużyny.
Świetne jest to, że towarzysze są nie tylko dodatkowymi parami rąk podczas walk. To bohaterowie dopracowani od A do Z. Gdy docieram do miasta, rozdzielają się i zwiedzają aglomerację na własną rękę. Mają swoje przemyślenia, zajmują własne pokoje w hotelu, a czasem oddzielają się od drużyny w pogoni za fabularnym rozwojem. Dzięki tym elementom drużynowa dynamika jest wyśmienita.
Wyśmienite jest także to, jak umiejętnie twórcy reżyserują sceny napędzające relacje między herosami. Każdy ruch całek ocznych, każde drżenie dolnej wargi, każdy nerwowy ruch palców - wszystko ma znaczenie, przez co Final Fantasy 7 Rebirth serwuje jedne z najbardziej autentycznych postaci w historii gier wideo. Nawet biorąc poprawkę na azjatycką odmienność kulturową oraz mangową naleciałość artystyczną.
Przez niezwykle drobiazgowe modele postaci oraz szokująco realistyczną mimikę gracz daje się łatwo zaangażować w rozterki herosów. Wliczając w to (toksyczny?) miłosny trójkąt Cloud - Tifa - Aerith, tak dobrze znany z klasycznego Final Fantasy 7. Nie będę zdradzał niespodzianek, ale jeśli zależy wam na tym elemencie gry, otrzymacie niezwykle satysfakcjonujący posiłek.
Na tle rewolucji w obszarze grafiki, animacji i reżyserii walka w Final Fantasy 7 Rebirth wydaje się zaledwie okej.
System starć jest bliźniaczo podobny do tego z poprzedniej odsłony. Ma jednak kilka ulepszeń, dzięki którym walki są ciekawsze i bardziej zróżnicowane. Moja ulubiona nowość to umiejętności drużynowe, których licznik pędzi równolegle do klasycznego licznika ATB dla czarów, przedmiotów i zwykłych umiejętności. Dzięki temu nawet nie mając pod ręką klasycznej akcji, możemy skorzystać z drużynowej deski ratunku, np. potężnego ataku obszarowego.
Nieco bardziej aktywni wydają się też bohaterowie wsparcia. Chociaż w bezpośredniej konfrontacji bierze udział trójka wskazanych herosów, pozostali członkowie drużyny mogą być poproszeni o podjęcie wcześniej wspomnianych umiejętności drużynowych, wspierając aktywnie walczących sojuszników. Mały, ale bardzo pomocny dodatek.
Przez ogrom czarów, umiejętności i przywołań importowanych z poprzedniej odsłony, a także przez liczną drużynę gracza, na ekranie dzieje się bardzo dużo. Zwłaszcza podczas starć z bossami. Dlatego warto docenić, że producenci oferują osobny, alternatywny tryb walk, zbliżony do klasycznych turowych starć z FF7 dla PSX. Sam wolę system w czasie rzeczywistym, z satysfakcjonującymi parowaniami oraz kontrami, ale każdemu wedle jego potrzeb.
Mam problem, bo ile bym nie napisał o Final Fantasy 7 Rebirth, tekst nie odda tego jak wielki i ambitny to projekt.
Kilkanaście rozdziałów epickiej przygody przekłada się na kilkadziesiąt godzin rozgrywki. FF7Rb zdecydowanie nie jest więc najdłuższą grą cRPG na rynku. Jednak do każdej godziny zabawy jest przyporządkowana liczba niesamowitych animacji, przepięknych pejzaży i wzruszających scen, że trudno nie pokochać nowej produkcji Square Enix. Kilka dni temu prezes Ubisoftu niemądrze nazwał Skull and Bones grą AAAA. Jeśli miałbym wskazać prawdziwy projekt AAAA, byłby nim właśnie Rebirth.
Piękno tej gry polega na tym, że z każdym rozdziałem zaskoczy cię czymś zupełnie nowym. Podobnie jak poprzednia odsłona, Rebirth gra na nosach fanom serii znającym scenariusz oryginalnego FF7. Do tego wprowadza wiele udanych mini-gier, a także cudownie rozwija wątek Sephirotha oraz Aerith. Główny bohater jest ciekawszy i dający się lubić bardziej niż kiedykolwiek, a otwarty świat - chociaż nie powalił mnie aktywnościami - to dodatek radykalnie wydłużający czas zabawy.
Wszystko to składa się na grę, która jest większa, lepsza, piękniejsza i ciekawsza nawet od świetnego FF7 Remake. Kupując konsolową wyłączność dla Final Fantasy 7 Rebirth, Sony podjęło jedną z najlepszych decyzji w ostatnich latach. Gdybym nie miał PS5, zgrzałbym z zazdrości zębami. Gra przesuwa technologiczne granice, zachwyca narracją i snuje historię tak ciekawą i wzruszającą, że zarwałem przez nią kilka nocy przed konsolą.
Największe zalety:
- Solidny kandydat na grę roku i najlepszy tytuł roku dla PS5
- Absolutna rewolucja graficzna. Gra wyciska pełną moc z PS5
- Reżyseria na hollywoodzkim poziomie. Wyciskacz łez, piękna opowieść
- Fabularna dynamika drużyny w FF7Rb to wzór dla gatunku cRPG
- Otwarte obszary są pełne opcjonalnych misji wydłużających rozgrywkę
- Muzyka to jakość sama w sobie. Broni się jako samodzielny krążek
- Główny bohater jest ciekawszy i sympatyczniejszy niż kiedykolwiek
- Świetne mini-gry, zwłaszcza karcianka oraz Fort Condor
- Przeplatanie rozdziałów z otwartym światem linearnymi epizodami
- Sephiroth <3
Największe wady:
- Aktywności w otwartym świecie à la Ubisoft nie powalają
- Na tle rewolucji w obszarach grafiki, animacji i narracji walka jest "tylko" okej
- To pierwsza gra dla PS5, gdzie tryb wydajności po prostu nie daje rady
- Mało czytelne i instynktowne interfejsy
Ocena recenzenta: 9/10
Bardzo możliwe, że Final Fantasy 7 Rebirth to najlepsza produkcja PS5 w 2024 r. Do tego mocny kandydat na grę roku.
Zrzuty ekranu zostały wykonane na PS5 w trybie grafiki