Jestem dziadersem, ale za to nowoczesnym. Oto dlaczego zrywam z YouTube'em
Youtube jest od kilkunastu lat integralną częścią mojego życia. Kiedy niecałe 20 lat temu trząsłem się na myśl o sesji na studiach, trzech wizjonerów w USA zakładało pewien serwis. Miejsce w internecie, gdzie każdy mógł opublikować swoje nagranie.
Trzem gościom poszło zdecydowanie lepiej niż mnie. Opuściłem ojczyznę i wyemigrowałem do Wielkiej Brytanii. Tam zobaczyłem zupełnie inny świat, gdzie każdy ma telefon z niezłym aparatem fotograficznym oraz laptopa, który łączy się z siecią bezprzewodowo i pozwala konsumować treści online. Dobrze zauważyliście, fakt, że internet był w powietrzu, to był szok- nie wiedziałem co to jest WiFi. Dziś to nie do pomyślenia.
Londyn nauczył mnie języka angielskiego, a ten portal zastąpił telewizję. Możecie nie pamiętać, ale kiedyś obowiązywał 10-minutowy limit czasu dla pojedynczego filmiku. Dłuższe materiały oglądało się w częściach. Ludzie uploadowali w kawałkach masę programów telewizyjnych, w tym jeden dla mnie najważniejszy - Top Gear.
Te strzępy Top Gear-a pomieszane z innymi telewizyjnymi produkcjami i amatorskimi nagraniami dały początek motoryzacyjnemu YouTube’owi. To wszystko podlewała już dojrzała, ale wciąż niesłabnąca fascynacja serią Szybcy i Wściekli. Ludzie zaczęli tworzyć mnóstwo treści motoryzacyjnych, a ja stałem się ich nałogowym odbiorcą.
Mijały lata, a ja dalej z uporem maniaka oglądałem coraz to nowe rzeczy, robione już specjalnie dla subskrybentów. Ta strona stała internetowa się moją telewizją i przez wiele lat nie wyobrażałem sobie bez niej życia. A seriale? To było przed Grą o Tron i internetową modą na seriale. A pełnometrażowe filmy? Oficjalnie to na takie produkcje starałem się chodzić do kina. Nieoficjalnie zapytam tylko, czy mówi wam coś określenie DivX? Wróćmy do tematu.
Czytaj więcej na temat YouTube'a:
Kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów
Sądziłem, że mój YouTubek, czyli sposób na spędzanie wolnego czasu, okno na świat, pozostanie ze mną na zawsze. Podobnie jak tradycyjna telewizja w życiu moich rodziców. Bardzo długo faktycznie tak było, ale na początku 2024 r. poczułem, że coś się zmieniło. Mój kochany YouTube, to już nie to, co kiedyś.
Kilkanaście lat oglądania treści na jednej platformie poszło w odstawkę. Co się stało? W telegraficznym skrócie stał się Netflix i TikTok. To one między sobą rozszczepiły atom YouTube’a. Za owy atom uznaję typowe danie, czyli kilkunastominutowy filmik o konkretnej treści, ale różnej formie oraz jakości. No bo nie jest tajemnicą, że na przestrzeni lat konsumpcja YouTube’a ustabilizowała się na materiałach o długości kilkunastu minut - wytrenowaliśmy sobie mózgi do skupiania się tak długo.
Problem w tym, że w trzeciej dekadzie nowego tysiąclecia oczekiwanie od widza kilkunastu minut koncentracji to proszenie o zbyt wiele. Nasze zwoje mózgowe zbombardowane niebieskimi ekranami wyświetlającymi tony informacji straciły apetyt na internetowe posiłki w postaci coraz lepiej zrobionych filmików. One chcą fast food’u i przekąsek.
Właśnie z tego powodu zastąpiliśmy je internetowymi chipsami - czyli TikTok’iem i wszystkimi możliwymi jego klonami. Konsumujemy treści, których czas liczy się w sekundach, a nie w minutach. Dostajemy natychmiastową gratyfikację bez jakiegokolwiek wysiłku i od razu żądamy kolejnej <przewiń>. YouTube oczywiście dołączył do tej mody ze swoim formatem Shorts, ale te treści niczym nie wyróżniają się na tle Reels’ów na Instagram’ie, czy Facebooku.
No ale wciąż zaglądamy na YouTube, kiedy chcemy, dłuższej, bardziej złożonej rozrywki, prawda? Wtedy coraz częściej sięgamy do platform streamingowych np. Netflix lub Disney+. Tam znajdziemy mnóstwo materiałów pozwalających wypełnić długie godziny. Materiałów serwowanych zawsze w konkretnej jakości i póki co bez reklam - płatnych, ale bardzo atrakcyjnych.
A co z tą pośrednią kilkunastominutową rozrywką? Czy ona zupełnie zanikła? Oczywiście, że nie.
Na swoim przykładzie stwierdzam, że podobną kaloryczność dla mojego mózgu, co kilkunastominutowy filmik na YouTube, ma średniej długości wpis na internetowym portalu. Ja po prostu coraz częściej stawiam na czytanie. Żegnajcie filmiki.
Czy YouTube się kończy? Absolutnie nie
Po prostu dla mnie dość specyficznego, ale długoletniego użytkownika kończy się wieloletni romans z tą platformą. Przestałem jej potrzebować tak bardzo, jak kiedyś. Korzystam z niej nadal, ale dla mnie nie jest już nośnikiem codziennej rozrywki, a ponownie jest miejscem, gdzie po prostu pojawiają się randomowe treści w formie wideo.
Doskonałym przykładem będzie tutaj nagranie z jakiegoś wideorejestratora opublikowane na YouTube. Obejrzę je, żeby zrozumieć kontekst czytanego przez siebie artykułu, ale samo nagranie nie jest pełnoprawną formułą, a jedynie wymiarem wizualnym obok wymiaru tekstowego.
Dla wielu z was będę YouTube’owym dziwakiem. Do czasu afery nie wiedziałem kim jest Stuu i jego towarzystwo, a pojęcie polskiego YouTube’a, jakie zna pokolenie "Z", w ogóle dla mnie nie istniało. Ale właśnie na tym od zawsze polegała magia tego serwisu - każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie. Ja znalazłem setki godzin programów motoryzacyjnych w języku angielskim i to głównie do nich się odnoszę, z nimi się żegnam. Dla mnie to koniec pewnej epoki - jestem jak wasz dziadek, który zrezygnował z oglądania telewizora.
Mogę już nie oglądać, ale zawsze będę szanował
YouTube jest i zawsze będzie jednym z głównych filarów popularyzacji internetu. Jeden sztywniak z peselem zaczynającym się od ósemki tego nie zmieni. Ale być może fakt, że stoi na krawędzi rozstania się z wieloletnim przyjacielem to sygnał. No bo zakładam, że jeżeli dziaders może zmienić nawyki, to młodzi ludzie zrobią to o wiele szybciej. Gdzie skierują swoją uwagę? Skupią się na innych, bardziej nowoczesnych form konsumpcji treści internetowych, które może jeszcze nawet nie powstały.