Recenzja The Last of Us Part 2 Remastered: warte tych 40 zł
The Last of Us Part 2 Remastered kosztuje 40 zł jako ulepszenie lub 140 zł jako nowa gra z płytą. W obu przypadkach jest to jak najbardziej znośny stosunek ceny do zawartości, bo tym razem Naughty Dog nie poszło na łatwiznę i zrobiło więcej, niż tylko odcięło kupon od znanego tytułu.
Byłem jednym z niewielu krytycznych recenzentów The Last of Us Part 1 Remake. Po pierwsze, termin „remake” został w tym przypadku użyty mocno nad wyraz. Grze znacznie bliżej było klasycznego remastera. Po drugie, żądanie za tamten tytuł 270 zł od posiadaczy TLOU w wersji PS4 było bezczelne.
W przypadku The Last of Us Part 2 Remastered Sony wyciągnęło wnioski. Korporacja nie tylko właściwie zatytułowała odgrzany kotlet, ale również podeszła sensownie do jego wyceny. Ulepszenie wersji PS4 do remastera dla PS5 kosztuje 40 zł. Oznacza, to że nawet nie mając kopii dla starszej konsoli, wystarczy kupić krążek za około 100 zł, do tego cyfrowe ulepszenie za 40 zł i cieszyć się rozgrywką na PS5.
The Last of Us Part 2 Remastered jest świetne, bo to znacznie więcej niż podbicie rozdzielczości do 4K.
Naughty Dog zajrzało bardzo głęboko do zasobów serwerowni, wyciągając dla fanów wszystko, co nadaje się do opublikowania. Mamy więc obfitą serię grafik koncepcyjnych, materiał wideo dokumentujące powstawanie, podcasty, alternatywne skórki dla bohaterów, filtry wideo do odblokowania, a także modyfikatory rozgrywki. Np. spowolnienie czasu podczas celowania czy podpalanie przeciwników po ataku wręcz.
Na tym paleta dodatków na szczęście się nie kończy, wychodząc poza klasyczny zakres remastera. Jest tu samodzielny tryb gry na gitarze, z samym Gustravo Santaolallą. Mamy tryb speedrun dla weteranów. Wielka gratka dla fanów to możliwość przejścia całej kampanii w z komentarzem reżyserskim. Jeśli mamy taką ochotę, w trybie New Game+, z ulepszeniami oraz ekwipunkiem odblokowanym podczas przechodzenia gry na PS4.
Będąc przy PS4, The Last of Us Part 2 Remastered nie ma żadnego problemu z zasysaniem stanów zapisu, importując wszystko postępy z oryginalnej gry dla poprzedniej konsoli Sony. Wliczając w to trofea, zasypujące prawy róg systemowych powiadomień po wczytaniu pliku save.
Dla mnie najlepszym elementem jest zupełnie nowy, zaskakująco złożony tryb Bez Powrotu.
Moduł Bez Powrotu czerpie inspirację z gier typu roguelike. Gracz wybiera bohatera o określonej specyfice rozgrywki, a następnie przechodzi sześć losowych misji na małych lecz dosyć otwartych arenach, z czego ta ostania to konfrontacja z bossem. Brzmi banalnie, ale współczynnik losowości oraz permanentna śmierć robią robotę.
Dzięki współczynnikowi losowości każda rozgrywka jest nieco inna. Na sześciu zróżnicowanych arenach mamy do czynienia z rotującymi czterema frakcjami: militarnym Frontem Wyzwolenia, fanatycznymi Serafitami, Grzechotnikami oraz Zarażonymi. Rotują też tryby. Szturm polega na rozprawieniu się z wrogami ostrożnie szukającymi gracza. Polowanie to ciągły napór wrogów na pozycję gracza przez określony czas. Przejęcie polega na zdobyciu sejfu otoczonego przeciwnikami w określonym czasie, a Obrona skupia się na ochronie sojusznika NPC przez hordą zarażonych.
Do tego dochodzą losowe modyfikatory, korzystne dla nas lub dla oponentów. Czasem przeciwnicy mają więcej życia, kiedy indziej my zyskujemy leczenie po cichej eliminacji. Czasem towarzyszy nam sojuszniczy NPC, a czasem jesteśmy zdani tylko na siebie. Na to nakładają się gambity - specyficzne wyzwania do zrealizowania raz na potyczkę - zwiększające ryzyko porażki, ale i nagrody.
Porażka z kolei cholernie boli, bo śmierć jest permanentna. Gdy się zdarzy, musimy rozpoczynać cykl sześciu losowych wyzwań od nowa, tracąc zdobyte wcześniej ulepszenia broni, umiejętności specjalne oraz przepisy na wytwarzanie przedmiotów. Zginąć jest łatwo, już na średnim poziome trudności. Są więc emocje i jest adrenalina, bo przechodzenie Bez Powrotu odblokowuje nową zawartość: postaci, skórki, frakcje, bossów i tak dalej.
Bez Powrotu rewelacyjnie wykorzystuje to, co brylowało w The Last of Us Part 2: mechanizmy walki.
Nie jestem wielkim fanem historii w TLOU2, ale sekwencje walk wyszły w tej grze absolutnie wybitnie. Tytuł oferuje idealną równowagę między skradaniem, wymianą ognia oraz oskryptowanymi sekwencjami walk w zwarciu. Bez Powrotu doskonale wykorzystuje te mechaniki, bo moduł koncentruje się na napuszczaniu na siebie przeciwników na zamkniętych arenach. Swoisty młynek do mięsa.
Podczas tych starć łatwo dostrzec geniusz Naughty Doga, wyrażony zwłaszcza w zachowaniu przeciwników na wyższych poziomach trudności. Przeciwnicy - ci niezarażeni oczywiście - informują się o pozycji gracza, starają się go flankować, potrafią wypłoszyć go zza osłony, a nawet korzystać z ognia zaporowego, skutecznie odwracając uwagę. Dzięki temu starcia są jeszcze lepsze i bardziej mięsiste.
Podczas zabawy w Bez Powrotu bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że chętnie chciałbym ogrywać ten moduł w kooperacji ze znajomym. Niestety, nie jest to możliwe. Tryb wieloosobowy miał pojawić się w The Last of Us Part 2, lecz rozrósł się do tych rozmiarów, iż zaczął powstawać jako osobna gra. Ta została jednak skasowana w ostatnim czasie, przez co zostaliśmy na lodzie. Bez Powrotu boleśnie o tym przypomina.
Wisienką na torcie w przypadku nowej zawartości The Last of Us Part 2 Remastered są Usunięte Poziomy.
Usunięte Poziomy to zbiór trzech niedokończonych, krótkich misji które miały znaleźć się w kampanii, lecz twórcy z nich zrezygnowali. Każdą poprzedza wprowadzający komentarz reżyserski i każda otrzymała dodatkowy komentarz kontekstowy do włączenia podczas samej rozgrywki.
Spacerowanie po częściowo surowych, nieopublikowanych porcjach gry to świetna gratka dla fanów chcących wycisnąć z The Last of Us Part 2 jak najwięcej. Zwłaszcza misja z pogonią na wielkim guźcem. Etap świetnie obrazuje, jak zmienia się podejście producentów do projektowania poziomu, walk oraz rozwoju bohaterów w trakcie samego procesu deweloperskiego. Kapitalna sprawa. To tak, jakby szef kuchni twojej ulubionej restauracji zaprosił cię na zaplecze i pokazał, jak przyrządza ukochaną potrawę.
Jeśli chodzi o graficzne wodotryski, The Last of Us Part 2 Remastered to remaster poprawny, ale nic więcej.
Naughty Dog wykorzystało dodatkową moc PlayStation 5 i dobiło do rozgrywki w natywnym 4K, z 30 klatkami na sekundę. Dla mnie o wiele przyjemniejsza jest jednak rozgrywka w trybie wydajności, z renderem w jakości 1440p i 60 klatkami na sekundę. Do tego dochodzi opcjonalny VRR oraz HDR. Pożądanym ulepszeniem jest znacznie szybsze wczytywanie poziomów. Niestety, wciąż nie jest błyskawiczne.
Wgryzając się głębiej, The Last of Us Part 2 Remastered otrzymało tekstury w wyższej rozdzielczości natywnej oraz cienie nieco wyższej jakości. Na tym jednak wyraźne poprawki wizualne się kończą. W dokumentacji można przeczytać o dalszym zasięgu renderowania detali, lecz podczas rozgrywki nie byłem świadom tego ulepszenia, nawet zestawiając wykonane zrzuty ekranu z tymi sprzed kilku lat, uchwyconymi na PS4 Pro.
Warto też wspomnieć, że The Last of Us Part 2 Remastered obsługuje unikalne możliwości kontrolera DualSense, wliczając w to mój ulubiony efekt oporu spustu. Świetnie to działa podczas strzelania z łuku.
The Last of Us Part 2 Remastered broni się więc ceną oraz zawartością. Tym razem Sony dobrze to rozegrało.
Gdy weźmiemy pod uwagę ulepszenia graficzne, optymalizację oraz szereg dodatków, TLOU P2R zdecydowanie warte jest ulepszenia w cenie 40 zł. Sam moduł Bez Powrotu oraz Ukryte Poziomy sprawiłyby, że rozumiałbym rękę Japończyków wyciągniętą po 10 dolarów. Omawiany tytuł zdecydowanie jest lepszym remasterem niż The Last of Us Part 1 Remake był remakiem.
Natomiast z perspektywy kogoś, kto posiada PS5, a w TLOU2 nigdy nie grał, mamy do czynienia z kapitalną okazją. Kupcie nową grę dla PS4 na płycie w markecie, potem nabądźcie cyfrowe ulepszenie i w cenie 140 zł otrzymacie jedną z najlepszych gier akcji, jaka kiedykolwiek powstała. Dobry deal.
Największe zalety:
- Ulepszenie za 40 zł, nowa pełna gra od 140 zł - dobry deal!
- Moduł Bez Powrotu jest duży, rozbudowany i wciąga
- Ukryte Poziomy to wielka gratka dla fanów serii
- W końcu TLOU Part 2 w 60 fps
- Masa mniejszych dodatków: komentarz, speedrun i więcej
Największe wady:
- Przez tryb Bez Powrotu brak multiplayera boli jeszcze bardziej
- Wczytywanie poziomów mogłoby być szybsze
- Na pięć gier TLOU to już 3 reedycja w serii. Przesyt recyklingiem
Ocena remastera: 8/10 - to ocena wydania typu remaster, nie gry jako takiej.
Za sprawą The Last of Us Part 2 Remastered Sony zaciera niesmak po The Last of Us Part 1 Remake oraz fatalnym porcie dla PC. Z drugiej strony, na pięć wydań serii The Last of Us, to już trzecia reedycja. Najwyższy czas, by Naughty Dog przestało odsmażać kotlety z wczoraj i zaserwowało coś świeżego.