Recenzja The Last of Us Part II: dłuższe, większe i ciekawsze niż cześć pierwsza. Ale czy lepsze?
Po ponad 30 godzinach rozgrywki zamykam przygodę z The Last of Us Part II na średnim poziomie trudności. Ależ jestem syty. Ależ jestem szczęśliwy. Ależ jestem zadowolony. Naughty Dog zaserwowało grę akcji na najwyższym rynkowym poziomie, co chyba nikogo nie zaskakuje. Tylko jedno pytanie nie daje mi spokoju: czy Part II jest lepsze od pierwszej odsłony?
To pytanie wisi w powietrzu od samego początku: jakie jest The Last of Us Part II na tle pierwszej odsłony? Na pewno jest większe, ładniejsze, dłuższe, ciekawsze narracyjnie i bardziej zróżnicowane. Jeśli jednak spytasz się mnie, czy dostaliśmy coś odczuwalnie lepszego niż hit z PlayStation 3, uśmiechnę się tylko pod nosem, rozpamiętując 30 kapitalnych godzin czystej rozgrywki. Cholera, nie mam pojęcia.
Chciałbym wam napisać o tylu rzeczach, ale wciąż nie mogę...
Przedpremierowa umowa z wydawcą zobowiązuje mnie (jak i każdego innego recenzenta) do milczenia w kwestii wielu zwrotów fabularnych, lokacji, bohaterów, a nawet mechaniki rozgrywki. Skąd te zabezpieczenia, warunki i ograniczenia? Wszystko po to, abyście mogli przeżyć wiele zaskoczeń i niespodzianek podczas własnej rozgrywki. The Last of Us Part II nie jest tym, czym się może wydawać. To nie przepychana łokciem kontynuacja, stworzona wyłącznie pod wpływem popularności pierwszej odsłony. Dopisek Part II jest wręcz mylący. To nowa historia. Nowa era. Nowy świat. Jeszcze bardziej dziki i niebezpieczny niż wcześniej.
Ten ewoluujący świat sam w sobie jest jednym z czołowych bohaterów. Już w pierwszej części spotykaliśmy morderców, okrutników i kanibali. Teraz wątek postapokaliptycznego nowego ładu został posunięty znacznie do przodu. O ile w pierwszej odsłonie widzieliśmy zgliszcza upadłej cywilizacji, tak Part II pokazuje pierwsze owoce nowego świata, wyrosłego na tych gruzach. W grze pojawia się coraz więcej bohaterów, którzy nie znają i nie pamiętają ładu sprzed 2013 r. To nowi ludzie nowego świata, w którym my nie przeżylibyśmy nawet kilku dni. Świata napędzanego nienawiścią, przemocą i okrucieństwem, w którym pozostało mało miejsca na miłość, lojalność i spokój.
Naturalnym dopełnieniem ewolucji postpandemicznych Stanów Zjednoczonych jest ewolucja zamieszkujących je przeciwników. Pisałem wam już o bezgłośnych Bliznach, z którymi walka to coś naprawdę wyjątkowego. Kolekcja potworów również została poddana prawom natury, upiornie rozkwitając w postaci nowych monstrów do pokonania. Tylko z bronią i amunicją jest po staremu: zawsze jej brakuje. Przez to musimy wdrażać do rozgrywki elementy skradania, cichego eliminowania, a czasem wręcz omijania całych grup przeciwników.
The Last of Us Part II - największe i najciekawsze zmiany.
Bardzo mi się spodobało, że w Naughty Dog zaczęli bezpiecznie eksperymentować z większymi, bardziej otwartymi lokacjami. Na pewnym etapie rozgrywki gracz dostaje wierną klacz, mapę miasta oraz całą dzielnicę wypełnioną opcjonalnymi sklepami i mieszkaniami do eksploracji. Odwiedzanie tych miejsc nie jest konieczne, ale wiąże się z ciekawymi historiami (w postaci znajdowanych dokumentów), a od czasu do czasu także cennymi nagrodami, jak dodatkowy pas na broń czy książka poszerzająca paletę umiejętności. Niestety, eksperyment z otwartymi terenami kończy się zbyt szybko. Liczę na więcej tego typu obszarów w Part III.
Bohaterowie nowej gry stali się również znacznie bardziej mobilni. Nauczyli się kucać, czołgać, ale przede wszystkim skakać. Dzięki temu do rozgrywki wprowadzono minimalną porcję elementów zręcznościowych. Skaczemy nad rozpadlinami i rwącymi potokami, a źle wymierzony sus kończy się natychmiastową śmiercią i wczytaniem stanu zapisu. Do tego bohaterowie balansują ciałem na wąskich belkach, a w grze znalazło się odczuwalnie więcej lokacji wysokościowych. Będąc przy nich, w The Last of Us Part II zapodano jedno z najbardziej realistycznych odwzorowań lęku wysokości, jakie kiedykolwiek widziałem w grach wideo. Aż mi się słabiej zrobiło.
Ulepszono i wypolerowano także walkę. Ciche eliminowanie przeciwników nie wymaga już od nas nieustannie niszczącego się noża. Szybciej zyskujemy dostęp do takich przedmiotów jak miny, koktajle Mołotowa czy bomby zapalające. Mamy więcej surowców, więcej broni i więcej gadżetów. Najważniejszą nowością w aspekcie walki jest jednak unik. Dzięki niemu nareszcie możemy sprawnie uchylać się przed przeciwnikami w zwarciu. Korzystanie z uniku jest naturalne, z kolei potężny cios siekierą w kontrze daje frajdę za pierwszym, piątym i sześćdziesiątym trzecim razem. Walka w The Last of Us Part II stała się brudniejsza i bardziej kontaktowa. Mniam.
Tylko tych psów nie potrafię odżałować. Za to nowy bestiariusz jest palce lizać.
W The Last of Us Part II pojawiają się tresowane psy, służące przeciwnikom do tropienia gracza. Z czworonożnymi została powiązana cholernie ciekawa, dosyć unikalna mechanika śladu zapachowego, zostawianego przez główną bohaterkę. Sztuczki, które działają na ludzi, takie jak skradanie i zasadzki, nie działają na psy. Rozgrywka staje się przez to bardziej zróżnicowana i wymagająca. Ostrzegam tylko miłośników czworonogów i posiadaczy psów, że momentami gra nie zostawia nam wyboru…
Tradycyjne modele potworów z poprzedniej części doczekały się wizualnego odświeżenia, łącznie z żeńskimi modelami ciał. Bardzo ciekawie prezentuje się kompletnie nowy rodzaj przeciwnika - szybkie, zwinne, ale wątłe i niezbyt wytrzymałe monstra, które czekają w mroku na to, aż gracz odsłoni się lub popełni jakiś błąd. Bestie chowają się przed naszym wzrokiem i atakują dopiero, gdy jesteśmy w trudnym położeniu: walczymy z kimś innym, zaglądamy do plecaka, tworzymy jakiś przedmiot czy stoimy do nich tyłem. Cwane dranie.
To tylko przedsmak, bo debiutujących po raz pierwszy potworów jest znacznie więcej. Jeden z nowych typów jest naprawdę wyjątkowy, a walka z nim zapadnie w waszej pamięci na dłużej, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności. Ekipa z Naughty Dog nieco sobie pofolgowała z fantazją, idąc delikatnie w stronę takich serii jak Resident Evil. Końcowy efekt jest świetny.
Graficznie mamy do czynienia ze szczytem generacji, ale za jaką cenę.
Grając w The Last of Us Part II moje PlayStation 4 Pro brzmi jak startujący Boeing na płycie lądowiska. Wiatraki konsoli pracują na pełnych obrotach, w znacznym stopniu utrudniając odbiór samej gry. Stąd sugestia: przygotujcie słuchawki. Inaczej PS4 Pro zabije swoim wyciem świetne audio, będące jednym ze znaków rozpoznawczych Naughty Doga. Inne problemy w obszarze grafiki i wydajności to renderowanie szachownicowe, które nie radzi sobie zbyt dobrze w ciemnych pomieszczeniach. Sporadycznie zdarza się również, że tekstury wysokiej jakości wskakują na oczach gracza.
Odkładając te mankamenty na bok, The Last of Us Part II to jedna z kilku najładniejszych gier tej generacji. Zarówno pod względem projektów lokacji, jak również dalszych planów czy dbałości o detale. Liczba pocztówkowych widoków obecnych w tej grze jest gigantyczna. Part II to absolutne maksimum, jakie można wyciągnąć z dogasającej już, siódmej generacji konsol. Top of the top. Gra na PS4 zawstydza tytuły pokazane niedawno na PS5. Do tego składam producentom wielkie brawa za to, że udało im się odwzorować paletę mimik i emocji daleko wykraczających poza standard, jak np. zdławione w sobie oburzenie czy powstrzymywany resztką sił śmiech.
Gdy na przejście gry potrzeba aż 30 godzin, brak modułu wieloosobowego już tak nie boli.
Wielka szkoda, że w Naughty Dog nie zdecydowano się na implementację trybu multipalyer. Chociaż studio kojarzy się z filmowymi przygodami dla jednego gracza, ma na swoim koncie świetne moduły wieloosobowe. Ten z the Last of Us Remastered był naprawdę emocjonujący i intensywny. Multi w Uncharted 4 również stało na zaskakująco wysokim poziomie. Tym większa szkoda, że nie zmierzę się w drużynowym PvP z innymi graczami w nowym The Last of Us. Niektóre lokacje aż się proszą o zamianę w sieciowe areny. Wydają się wręcz do tego stworzone.
Pewnym wynagrodzeniem może być długość samej kampanii. Na średnim poziomie trudności przejście Part II zajęło mi ponad 30 godzin. Nie udało mi się zebrać wszystkich dokumentów ani odkryć wszystkich sekretów, więc miłośnicy wnikliwej eksploracji mogą dodać do mojego wyniku kolejne kilka godzin. Muszę przyznać, że w dzisiejszych czasach taka długość kampanii jest niesamowitym osiągnięciem. Współcześnie nie robi się tak długich gier z filmową oprawą. Naughty Dog idzie jednak pod prąd, dostarczając produkt na kilkanaście długich wieczorów. I to w najwyższej jakości.
The Last of Us Part II - lepsze niż pierwsza odsłona?
Pytanie wraca w moich myślach jak bumerang. Nie zamknę tekstu, dopóki się z nim nie rozprawię. Pierwsze The Last of Us dażę ogromnym sentymentem. Mam słabość do historii Ellie i Joela, kapitalnie grającej na emocjach związanych z utratą oraz ojcostwem. Gdy myślę o Part II, nie mam tak emocjonalnego stosunku do świeżo pokonanej gry. Lepiej mi się w niej walczyło, lepiej strzelało, lepiej rozwijało postać. Jednak serducho zostało na PS3. Gdy wyszło pierwsze TLOU, to była jakościowa bomba. W przypadku Part II wiemy, czego możemy się spodziewać, przez co efekt wow jest mniejszy.
Dokonując możliwie obiektywnego pomiaru, rozkładając The Last of Us Part II na wymierne czynniki pierwsze, tak - mamy do czynienia z lepszą grą. Z kolei subiektywnie historia Joela i Ellie jest jedyna w swoim rodzaju, a żadne kolejne perypetie tych bohaterów nie łapią mnie już tak mocno za serce. Dlatego mogę pokusić się o tezę, że drugie TLOU wygrywa na praktycznie każdej płaszczyźnie, poza jedną, ale niezwykle ważną: chodzi o sympatię i przywiązanie do bohaterów.
Największe zalety:
- Historia o czymś znacznie więcej, niż możecie przypuszczać
- Przygoda na długie 30 godzin
- Świetne nowe rodzaje przeciwników
- Idealny balans między strzelaniem, skradaniem i eksploracją
- Uniki i walka kontaktowa
- Kapitalne audio, masa ustawień i świetna jakość
- Jedna z kilku najlepszych gier tej generacji
Największe wady:
- PS4 Pro wyje jak startujący Boeing
- Artefakty w ciemnych pomieszczeniach (PS4 Pro)
- Brak trybu multiplayer (zwłaszcza, że Naughty Dog robi je świetne)
- Jeśli ktoś się spodziewał rewolucji, tutaj jej nie dostanie
The Last of Us Part II z marszu wchodzi do panteonu najlepszych gier dla PS4, a także najbardziej udanych gier całej generacji. To obowiązkowy zakup każdego posiadacza PlayStation 4, domykający katalog niezwykle udanych gier na wyłączność dla tej platformy. Twórcy bronią wysoką cenę produktu szokująco długą kampanią, w trakcie której dbają o każdy detal. Siadasz, włączasz konsolę i po prostu czujesz, że masz do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym.
Redakcja nie miała możliwości wykonania własnych zrzutów ekranu, umowa z wydawcą wymaga stosowania materiałów dostarczonych przez Sony.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.